Zatrważająca śmiertelność nie tylko z powodu COVID-19. Co robić, gdy nasz stan się pogarsza, by ocalić życie?

Eliza Dolecka
Ratuj się, kto może. Ogólna śmiertelność w ostatnim tygodniu raportowanym przez GUS w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku wzrosła w Polsce o prawie 87 proc. Wielu z nas może ocalić samodzielna właściwa ocena stanu zdrowia i wezwanie lekarza na czas, a także odpowiednio udzielona pierwsza pomoc. Jak rozsądnie wyważyć, kiedy tylko "zawracamy głowę" przeciążonym służbom medycznym, a kiedy trzeba bić na alarm, pytamy Adriana Zadoreckiego, ratownika medycznego.

Niestety, doczekaliśmy już czasów, gdy nawet wskaźniki respektowane przez koronasceptyków dotyczące pandemii, pokazują, jak bardzo jest źle. Liczba wszystkich zgonów w kraju rok do roku szokująco rośnie. Polska w listopadzie w statystykach śmierci już znacznie przegoniła Włochy z dramatycznego marca, gdy południowi sąsiedzi stracili niemal o połowę więcej obywateli niż zwykle. U nas jest realne ryzyko podwojenia liczby zmarłych.

Więcej na ten temat:

Analiza ogólnej liczby zgonów podczas pandemii ma solidne uzasadnienie nie tylko wtedy, gdy chcemy przekonać o zagrożeniu antycovidowców. Raportując wyłącznie zgony osób z potwierdzonym COVID-19, można "ukryć" tych, którzy nie dożyli badania lub nie wykonano go im z innego powodu. W kraju, w którym wykonuje się rekordowo mało testów, a epidemia pozostaje poza kontrolą wg kryteriów WHO (o jej utracie mówi się już, gdy pozytywnych wyników testów jest powyżej pięciu procent, u nas jest ich niemal połowa), istnieje spore ryzyko przekłamań. Tym bardziej, że nie trzeba chorować na COVID-19, by pośrednio pandemia przyczyniła się do czyjejś śmierci. To choćby nieunikniona konsekwencja niewydolności systemu opieki zdrowotnej.

Rekordowe zgony zmuszają do działania

Według danych GUS w pierwszych dwóch tygodniach listopada 2019 roku w Polsce zmarło 15 153 osób. W analogicznym okresie obecnego roku: już 26 252 osoby.* Tendencja jest zwyżkowa. W pierwszym tygodniu ofiar było ponad 12 tysięcy, w kolejnym już ponad 14 tysięcy, gdy "normalnie" umiera ok. 7,5 tysiąca Polaków. W następnych tygodniach, z których danych jeszcze nie ma, dopiero padały dzienne rekordy zgonów na COVID-19 (19 listopada - 637 osób, 25 listopada - 674 osoby), więc nie ma powodu, by zakładać, że ogólna liczba zmarłych będzie niższa. Dane z Rejestru Stanu Cywilnego wskazują nawet, że liczba osób w Polsce, które zmarły w listopadzie, może sięgnąć aż 60 tysięcy.

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że to przede wszystkim pandemia COVID-19 odpowiada za najwyższą w kraju śmiertelność po drugiej wojnie światowej. Jedną z bezpośrednich przyczyn ma być, choćby według ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, zbyt późne leczenie chorych. Pacjenci umierają w domach, trafiają do szpitala, gdy nikt nie może już im pomóc. Ma temu zapobiegać uruchomiony właśnie nowy system opieki nad pacjentami, u których stwierdzono koronawirusa, a którzy nie potrzebują hospitalizacji. Osoby, które przystąpią do programu Domowej Opieki Medycznej (DOM), zostaną objęte zdalnym monitoringiem takich parametrów jak saturacja (czyli nasycenie krwi tętniczej tlenem), tętno, temperatura oraz objawy chorobowe.

Zdecydowanie więcej na ten temat

Programem zostaną objęte obligatoryjnie osoby po 55. roku życia, z zakażeniem potwierdzonym testem. W razie pogorszenia stanu chorego, służby mają zadziałać automatycznie, kierując właściwą pomoc. Pulsoksymetry dostarczy Poczta Polska. System nadzoruje PZU Życie. Jak zapewnia Adam Niedzielski, to gwarantuje jakość świadczonych usług, a dane drażliwe, zbierane o chorych, będą bezpieczne.

Poczekajmy kilka dni, by zobaczyć, jak to wszystko będzie funkcjonować. Oby się sprawdziło, jednak nie wolno zapominać, że wciąż wiele osób pozostanie poza systemem, choćby czekając na wymaz i jego wynik czy dostarczenie pulsoksymetru. Ratownik medyczny Adrian Zadorecki** ostrzega, że żaden program czy urządzenia nie zastąpią zdrowego rozsądku chorych, wsparcia otoczenia i znajomości podstaw pierwszej pomocy. Oczywiście, potem jesteśmy zależni od systemu opieki zdrowotnej i bywamy bezradni. Najpierw jednak musimy dać sobie i innym szansę na pomoc. Najlepiej byłoby nie zachorować, ale nawet restrykcyjnie stosowane zasady DDM (dystans, dezynfekcja, maski) nie uchroni wszystkich. SARS-CoV-2 to wyjątkowo zaraźliwy i zjadliwy wirus. Na każdym etapie trzeba więc walczyć, by wyjść z tego cało.

Eliza Dolecka: Ludzie dzwonią na pogotowie bez uzasadnienia? Wyolbrzymiają zagrożenie?

Adrian Zadorecki: Ostatnio - wręcz przeciwnie! Umierają, bo boją się kontaktu z medykami. Najpierw nie chcą wezwać pogotowia, a potem często odmawiają transportu do szpitala i proszą tylko o "jakiś zastrzyk na wzmocnienie". Osobiście zdarzyło mi się podczas wyjazdu do starszego pana doświadczyć tego lęku przed ratownikami nie tylko u samego pacjenta. Rodzina wystawiła chorego przed drzwi i prosiła o zbadanie "dziadka" bez wchodzenia do domu. 

Kiedy powinniśmy zacząć już na serio przejmować się ewentualnym zakażeniem koronawirusem? Jakie konkretne objawy powinny nas zaalarmować i co wtedy robić?

Im szybciej, tym lepiej. Objawy są już doskonale znane: zaburzenia węchu i smaku, kaszel, bóle mięśni, bóle głowy i przede wszystkim - gorączka. Podejrzewamy COVID-19, to kontaktujemy się z lekarzem pierwszego kontaktu, a ten pokieruje nas dalej. Jeśli zaleca wymaz, nie dyskutujemy i robimy, bo w razie czego jego wynik będzie kluczowy przy uzyskaniu szybkiej, odpowiedniej pomocy. Na tym etapie najważniejsze są: odpoczynek, samodyscyplina i izolacja. Alarmujące objawy to przede wszystkim duszność i ból w klatce piersiowej.

Co wtedy?

Dzwonimy do lekarza, ale jeśli dolegliwości pojawiły się nagle i są silne, od razu na numer 112. Pamiętajmy, że w pełni skuteczne leczenie zawału mięśnia sercowego, częstego towarzysza covidu, jest możliwe do 90 minut od zawału. Udar mózgu, również często współistniejący, koniecznie musi być leczony szpitalnie do czterech godzin od wystąpienia objawów. To jest kluczowe. W innym przypadku niedowłady mogą pozostać do końca życia.  

Czasem chorzy nie są w stanie dzwonić samodzielnie. Jeśli ktoś mieszka sam, powinien poprosić sąsiadów lub rodzinę o kontrolne telefony, minimum dwa razy dziennie, które pozwolą upewnić się, że wciąż możliwe jest leczenie domowe.

Osoba samotna powinna także być przygotowana na ewentualny transport do szpitala: mieć spakowaną torbę, przygotowane leki, wcześniejsze wypisy ze szpitala, naładowany telefon, dowód osobisty, pieniądze.

Pomagający muszą się także zatroszczyć o siebie. Gdy decydujemy się wspierać naszych zakażonych dziadków czy rodziców i konieczne jest wejście do ich mieszkania, trzeba być w profesjonalnej masce medycznej typu  FFP3 oraz goglach, a także jednorazowej odzieży medycznej z długimi rękawami. Po odwiedzinach taką odzież ochronną trzeba wyrzucić. Konieczna jest kąpiel i zdezynfekowanie wszystkich pozostałych ubrań oraz dotykanych rzeczy.

Jakiej pomocy konkretnie może potrzebować od nas osoba zakażona? Czego się spodziewać? Co trzeba umieć?

Trzeba robić zakupy, bo osobie w izolacji musimy dostarczyć wszelkie środki do funkcjonowania. Kluczowe jest właściwe nawodnienie organizmu i walka z gorączką poprzez podaż leków. Temperatura do 40 st. C trwa często trzy dni, a czasem i dłużej.

Jeśli chory gorączkuje, ale też wymiotuje, musi stosować czopki przeciwgorączkowe, nie leki doustne. Ludzie o tym zapominają, a my potem zabieramy pacjentów w ciężkim stanie, odwodnionych, z gorączką 41 st. C. Pamiętajmy, że tak wysoka temperatura może doprowadzić do uszkodzenia organów, w tym mózgu, oraz spowodować drgawki i utratę przytomności. Nie potrzeba niczego więcej, by trwale stracić zdrowie.

Może być niezbędna znajomość zasad pierwszej pomocy, gdyby wraz z covidem przyszedł zawał lub udar. Trzeba umieć rozpoznać ich objawy chorobowe i wiedzieć, co robić.

Więcej o udarze

Więcej o zawale

Kobiecy zawał

Zobacz wideo

Osobie, której stan się pogarsza, należy podać aspirynę?

Zaleca się, aby niewielkie dawki aspiryny, zwykle 75 mg, pacjenci z COVID-19 przyjmowali codziennie. Nie chodzi o gorączkę, z którą zwykle walczy się paracetamolem czy ibuprofenem. Aspiryna ma przeciwdziałać zakrzepom, bo rozrzedza krew. U starszych osób, w dodatku leżących cały dzień, ma zmniejszyć ryzyko zawału, udaru i zatorowości. Przeciwwskazania do takiej terapii to głównie uczulenie i skłonność do krwawień, np. z wrzodów żołądka.

Chorym rzeczywiście podaje się doraźnie 350 mg aspiryny, ale kiedy jest podejrzenie zawału serca, głównie przy bólu w klatce piersiowej. To nie jest nowe zalecenie związane z covidem. Trzeba też pamiętać, że tabletek nie podajemy osobie tracącej przytomność, bo może się nimi zadławić.

Utrata przytomności i świadomości - czym się różnią? Co robić?

Co robić, gdy pojawi się duszność?

Przy duszności siadamy z szeroko rozstawionymi rękoma, uchylamy okno i wzywamy pogotowie. Jeśli kaszel jest "krtaniowy", czyli podobny do szczekania psa lub dźwięków wydawanych przez fokę, to otwieramy okno i oddychamy zimnym powietrzem, by  obkurczyć obrzękniętą krtań i umożliwić swobodny przepływ powietrza.

Pulsoksymetry rzeczywiście pomogą chorym?

Pulsoksymetr domowy, taki za kilkadziesiąt złotych, może być sprzętem zawodnym. Wystarczą pomalowane paznokcie, zimne ręce lub zatłuszczone, drżenie rąk albo grzybica paznokci, by odczyt był zaburzony. Mylące odczyty pulsoksymetru występują też u pacjentów poważnie chorych, np. przy zaburzeniach perfuzji obwodowej, jak wstrząs czy niedociśnienie spowodowane odwodnieniem. Po zatruciu tlenkiem węgla, gdy chory jest niewątpliwie niedotleniony, pulsoksymetr zawyży wynik.

Pamiętajmy, że to tylko sprzęt. Jeśli czujemy się dobrze i nie mamy duszności, to saturacja zawsze będzie dobra. Pulsoksymetr jest pomocny medykowi. To objawy, nie pomiary, powinny być głównym kryterium wzywania pogotowia.

Trzeba to zrobić bezwzględnie, gdy pojawia się duszność spoczynkowa, czyli "jest nam duszno" nawet w pozycji siedzącej i nie pomaga otwarcie okna. Jeśli chory jest tak osłabiony, że nie może dojść do toalety, ma ból gniotący w klatce piersiowej, nasilający się podczas poruszania, traci przytomność, odczuwa bardzo silny ból, który nie ustępuje po lekach, nie może zapanować lekami nad gorączką, wzywamy pogotowie.Także przy objawach udaru (opadający kącik ust, niedowłady, bełkotliwa mowa) czy ataku astmy, jeśli doraźne leki zapisane przez lekarza nie pomagają przez 20-30 minut.

Ludzie różnie przechodzą covid i trudno przewidzieć wszystko. Zdarza się, że ktoś, kto czuł się całkiem nieźle, nagle umiera we śnie i pewnie nie da się tego zawsze uniknąć. Najważniejsze, aby pamiętać, że covid może również być chorobą współistniejącą do zawału, udaru czy astmy. To te choroby nieraz bezpośrednio przyczyniają się do śmierci. Tak wynika z obserwacji i badań na całym świecie. Musimy mieć na ich temat podstawową wiedzę, by zareagować na czas. Dla ofiar nie ma przecież znaczenia, co nas ostatecznie zabije i co będzie ostatecznie wpisane jako przyczyna zgonu. Celem jest przetrwanie.

* GUS raportuje zgony w systemie tygodniowym. Cytowane dane dotyczą 45. i 46. tygodnia roku 2019 oraz 45. i 46. tygodnia 2020 roku.

** Adrian Zadorecki (na zdjęciu w galerii) jest ratownikiem medycznym, pracującym w bydgoskim pogotowiu ratunkowym. Wykładowca akademicki, instruktor kursów medycznych, szkoleń z pierwszej pomocy. Prowadzi bloga o pierwszej pomocy, na YouTube zamieszcza filmy instruktażowe na ten temat.

Łagodny COVID-19? To powinno ci pomóc:

Więcej o: