Więcej o zagrożeniach epidemicznych w Polsce i Europie na Gazeta.pl
Wokół małpiej ospy w krótkim czasie narosło sporo mitów. Niedomówienia i nieścisłości towarzyszą zresztą małpiej ospie od 1958 roku, gdy chorobę zidentyfikowano po raz pierwszy u małp (stąd nazwa). Najnowsze badania wcale nie rozwiewają wszelkich wątpliwości, a sposób rozprzestrzeniania się wirusa budzi zaniepokojenie naukowców. Zrozumiałe, że wobec powyższego coraz więcej mówi się o szczepieniach ochronnych. Nikt jednak nie planuje ich (jeszcze) na masową skalę.
Pod koniec Niemcy zamówiły 40 tysięcy dawek szczepionki Imvanex, stosowanej w zapobieganiu ospie prawdziwej (ocenia się, że jest skuteczna również przeciw małpiej ospie, w ok. 85 proc). Nie planują jednak typowych, masowych szczepień, a tzw. szczepienia pierścieniowe, czyli obejmujące osoby, ktore miały kontakt z zakażonym. Izolacja chorych, w ocenie niemieckich ekspertów, może być niewystarczająca, gdyby ogniska zaczęły się rozszerzać.
Co z Polską? Jak nas poinformował Jarosław Rybarczyk z biura komunikacji Ministerstwa Zdrowia, my również będziemy mieć szczepionki. MZ zgłosiło zapotrzebowanie na tysiąc sztuk. Ma je otrzymać personel medyczny, który może mieć kontakt z zakażeniem.
Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce jest ok. 200 tysięcy lekarzy. Pielęgniarek jeszcze więcej. To pokazuje, że nie są planowane masowe szczepienia pracowników opieki zdrowotnej. Nic jednak nie wskazuje na to, że teraz są konieczne, a sytuacja jest stale monitorowana przez Unię Europejską. Polskie decyzje są konsekwencją rozwiązań wspólnotowych.
Małpia ospa należy do ortopoxvirusów. Jest bliską krewniaczką ospy prawdziwej (czarnej ospy), choroby oficjalnie pokonanej w 1980 roku. W każdym razie bliżej jej do niej niż do ospy wietrznej, choroby wirusowej powszechnie uchodzącej za łagodną.
Małpia ospa także nie wydaje się groźną zabójczynią. Jej śmiertelność w niektórych afrykańskich skupiskach sięgała wprawdzie nawet 10 proc., ale najprawdopodobniej wynikało to z braku opieki medycznej, braku dostępu do lekarstw, generalnie fatalnych warunków sanitarnych, w których przebywali chorzy, a także ich złego stanu zdrowia jeszcze przed zakażeniem (niedożywienie, choroby przewlekłe). Według ekspertów małpia ospa może powodować śmierć, ale w typowych warunkach europejskich ryzyko zgonu jest znikome.
Bliskie pokrewieństwo z ospą prawdziwą sprawia, że zapomniana szczepionka przeciw niej (w Polsce powszechne szczepienia zakończono w 1980 roku) może dziś znaleźć zastosowanie przeciw małpiej ospie. Okazuje się, że zaszczepiony organizm zwykle rozpoznaje podobne zagrożenie i zaczyna je skutecznie zwalczać. Eksperci z PZH przypominają jednak, że skuteczność oceniana na 85 procent to szacunki, a reakcja na kontakt z wirusem to sprawa indywidualna.
- Żadna szczepionka nie chroni całkowicie przed zakażeniem, ale osoby zaszczepione przechodzą infekcje lżej, objawy są łagodniejsze - przypomina Anna Dela, rzeczniczka prasowa Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH.
Co z osobami, które zostały zaszczepione przeciw ospie prawdziwej (do rocznika 1980)?
- Oczywiście częściowo są chronieni przed małpią ospą. Z wiekiem jednak ogólnie spada odporność, jest to związane z wydolnością naszego układu immunologicznego. Czyli - są w lepszej sytuacji niż niezaszczepieni, ale całkowitej pewności, że nie zachorują, nie ma.
Nie wiesz, czy przeszedłeś szczepienie? Jeśli tak, na pewno masz po nim charakterystyczną bliznę (zobacz zdjęcie w galerii, na górze artykułu).
Małpią ospą ludzi najprawdopodobniej nie zakaziły małpy. Same mogą chorować, ale rezerwuarem wydają się być drobne gryzonie (szczury, myszy, inne gryzonie). Zakażenia między ludźmi mogą być skutkiem kontaktów seksualnych, ale nie tylko. Obecnie już wiemy, że zakażenie człowieka od człowieka jest możliwe drogą kropelkową.
Jeszcze w maju eksperci uspokajali, że nie ma powodu, by zakładać, że grozi nam pandemia małpiej ospy. Wirus ją wywołujący nie należy co do do zasady do szybko mutujących (dlatego możliwy jest chociażby długotrwały efekt poszczepienny), a sama choroba do wyjątkowo zjadliwych.
Niestety, najnowsze doniesienia CDC (amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention) zaburzają ten uspokajający obraz.
- Analiza genetyczna wykazała, że choć zachorowania są do siebie podobne, warianty wirusa nie są ze sobą powiązane - powiedziała Jennifer McQuiston, zastępca dyrektora w High Consequence Pathogens and Pathology CDC.
Te obserwacje wyjaśniają ekspresowe i nietypowe (jak na małpią ospę) rozprzestrzenianie się wirusa. Znacząco jednak utrudniają ustalenie, co z tym wirusem się dzieje w ciągu ostatnich 4-5 lat. Wirusy tego typu także podlegają pewnym modyfikacjom, czasem mutują, ale to zmiany ewolucyjne. Eksperci spodziewaliby się wyraźnych zmian w "zachowaniu" wirusa nie po kilku, a raczej po 50 latach. Tymczasem od 2017 roku do dziś to już jest wyraźnie inna, łatwiej szerząca się choroba. Co gorsza - działania prewencyjne, podjęte w związku z pandemią koronawirusa, potęgują zagadkę. Nie wiemy, jak zachowa się zmutowana małpia ospa w warunkach normalnych, a jej pierwsze ataki zostały najpewniej przeoczone. Teraz pozostaje czekać na rozwój wypadków.