Cholera - potężna zabójczyni, która nie chciała opuścić Polaków

"Najlepszym lekarstwem jest pić jak najwięcej, być wesołym i nie bać się" - tak w kilku krajach, wbrew zaleceniom medyków, władza radziła walczyć z epidemią cholery. Efekt? Tysiące ofiar śmiertelnych, powszechna panika, bunty i wielki niedobór grabarzy. Znacie pogromcę cholery? No to posłuchajcie.

Artykuł aktualizowany Po raz pierwszy ukazał się w 2020 roku, w ramach cyklu: "Pogromcy chorób".

Więcej o wielkich epidemiach czytaj na Gazeta.pl

Wiara w cuda wybrańców losu

Lubimy wieszczyć rychły koniec epidemiom. Wierzyć, że najgorsze za nami. Ufamy, że lepiej niż inne narody przestrzegamy zasad bezpieczeństwa, jesteśmy mądrzejsi, lepiej zorganizowani... Chętnie powtarzamy, że nawet za czasów Kazimierza Wielkiego już wiedzieliśmy, co robić, dlatego zaraza dżumy dopadła Włochów czy Hiszpanów, a nas ominęła. Niestety, to nieprawda - czarna śmierć w końcu nas dosięgnęła, tylko trochę później, a kordony sanitarne w średniowieczu to bajka (wszystko na ten temat). 

W przeszłości, wcale nie tak odległej, Polskę dopadła już pandemia, która powinna była nauczyć nas pokory i uświadomić, że mówienie ludziom, aby się nie bali zarazy, zwłaszcza takiej, o której niewiele wiadomo, nie jest ani rozsądne, ani uczciwe.

Pochodząca najpewniej z Indii cholera dziesiątkowała XIX-wieczną Europę, ale wiele wskazuje na to, że najchętniej zabijała Polaków, zwłaszcza tych w Galicji. Ocenia się, że tylko na początku lat 30. na ziemiach polskich (pod zaborami) mogła pozbawić życia ponad 150 tysięcy ludzi. Możliwe, że do końca lat 50. (wraz z głodem i tyfusem) przyczyniła się do śmierci pół miliona rodaków.

Cholerę przywlekli do Polski Rosjanie - żołnierze tłumiący powstanie listopadowe. Według oficjalnych danych na terenie liczącego wtedy prawie cztery miliony mieszkańców Królestwa Polskiego zmarło ponad 13 tysięcy osób, chociaż historyk Rafał Kuzak przychyla się do opinii, że ofiar było ok. 50 tysięcy, a jedynie statystyki prowadzono niedbale.(1)

Na terenie zaboru austriackiego, gdzie żyło 4 175 000 ludzi, zgonów było ponad 100 000.

Na obszarze Wielkiego Księstwa Poznańskiego zmarło kilka tysięcy ludzi, a w samym Poznaniu 521 osób.

Skąd te różnice? Trzeba pamiętać, że ani zakaźność, ani śmiertelność, w przypadku każdej epidemii nie są stałe i zależą od wielu czynników. O tym, ile osób zachoruje, przede wszystkim decyduje możliwość szerzenia się epidemii, na przykład:

  • gęstość zaludnienia,
  • warunki klimatyczne,
  • zachowania społeczne,
  • tzw. odporność stadna, czyli ile osób ma już przeciwciała zwalczające danego wirusa czy bakterię,
  • warunki sanitarne.

A co wpływa na liczbę zgonów? Poza zjadliwością samego patogenu, decyduje też wiedza o nim czy stan opieki medycznej, ale również ogólna kondycja populacji i jej struktura wiekowa. W Wielkopolsce było najlepiej pod względem higieny. W Galicji najgorzej. W dodatku szalał tam wielki głód i tyfus. Osłabieni ludzie nie mieli szansy, by pokonać przecinkowca cholery (Vibrio cholerae).

Przeczytaj odcinek "Pogromców" poświęcony tyfusowi

Lekarze w zasadzie wiedzieli...

Od lat trzydziestych po drugą połowę XIX wieku w Galicji panował niewyobrażalny głód. Prawdopodobnie zaczęło się od choroby ziemniaków i zbóż, które były podstawą ówczesnej diety. Zacofany nie tylko technologicznie region nie był w stanie przez lata sobie z tym poradzić. Nie było zbiorów, nie było co jeść. Nie brakuje dowodów stosunkowo częstego kanibalizmu. Matki zjadały niemowlęta, ojcowie i bracia próbowali ugotować najbliższych. Czasem w ten sposób bezczeszczono ciała naturalnie zmarłych, czasem dochodziło do morderstw.(2)

Zobacz wideo

Wygłodzeni ludzie byli szczególnie podatni na choroby zakaźne, dlatego cholera przez długie lata Polski nie opuszczała. Tylko w 1847 roku w obwodzie wadowickim zmarło 62 tysiące osób, przy przeciętnej rocznej śmiertelności na tym terenie, na poziomie 11 tysięcy. W wielu miejscowościach zmarła nawet 1/3 ludności. W górskich wioskach zdarzało się, że liczba zgonów dochodziła czasem do 90 proc. Ostatnia potężna fala cholery uderzyła w Galicji w latach 1852-1855, ale generalnie Europa pożegnała się z tą straszną chorobą dopiero pod koniec XIX wieku.

Jak medycy zalecali walczyć z taką zarazą? Zaskakująco rozsądnie, zważywszy na to, że nic nie wiedzieli o przecinkowcu cholery, który wywołuje chorobę.

Już w 1830 roku, czyli przed pojawieniem się zarazy w Galicji, w Wilnie wydano książkę dwóch lekarzy, Ignacego Fonberga i Feliksa Rymkiewicza: "Wiadomość o cholerze i o sposobach oczyszczania powietrza w czasie panującej zarazy".(3) Była adresowana także do laików, ale nie spotkała się z powszechnym uznaniem, bo zalecała, jako ochronę przed cholerą, rzeczy w tamtych czasach niemożliwe. Dobre jedzenie, ciepła odzież, unikanie wilgotnego, chłodnego powietrza... Czy to rzeczywiście mogło pomóc? Trudno powiedzieć. W przypadku cholery głównym źródłem zakażenia była skażona woda i dopiero potężne inwestycje w wodociągi i kanalizację w europejskich miastach realnie rozwiązały problem. Z drugiej strony - gdyby atakowana przez bakterie ludność była dobrze odżywiona i odporna na infekcje, zakażałaby się na pewno rzadziej i łagodniej przechodziła samą chorobę. Nie ulegałaby też tyfusowi. O czym tu jednak rozprawiać, skoro panował wielki głód?

Wódka z pieprzem lub śmierć

Jedynym "lekarstwem" na cholerę, które realnie się przyjęło wśród rosyjskich żołnierzy, była wódka z dodatkiem pieprzu. Podobnie leczyli się też Polacy. Pito powszechnie i obficie, bo wódka miała dodawać sił i odganiać smutki. Ludzie wierzyli, że cholera weźmie najszybciej tych, którzy się jej najbardziej boją, są słabowici i wódki nie piją, więc:

najlepszym lekarstwem jest pić jak najwięcej, być wesołym i nie bać się.

W Wielkopolsce leczono się raczej skromniej. Miejscowy rabin zalecał zjadanie na czczo ziarenka gorczycy i noszenie w kieszeniach kawałków chleba z czosnkiem. Stosowało się do tego wielu poznaniaków, niezależnie od wyznania.

A za granicą? W Londynie w drugiej połowie XIX wieku zaczęto koncentrować się na dostarczaniu świeżej wody mieszkańcom, chociaż wybitny lekarz John Snow zalecał to już znacznie wcześniej. Gdyby go posłuchano, może w 1854 roku w mieście nie umarłoby z powodu cholery ponad 600 osób. Potrzebował jednak dowodu i dostarczyli go dopiero zakonnicy mieszkający w klasztorze niedaleko Broad Street. Żaden z nich nie zachorował, bo przez cały czas trwania epidemii nawet nie tknęli wody. Pragnienie gasili wyłącznie piwem.

Francuzi na zmianę modlili się i balowali. W miejscowościach ogarniętych cholerą zwykle zapełniały się bulwary, a ludzie szydzili z zagrożenia. Zwykle niezbyt długo - do pierwszych zgonów. Na cholerę umierało się w cierpieniach.

Choroba zaczynała się to od biegunki i wymiotów, to od gwałtownego rznięcia w brzuchu, w skutku którego chorzy bez przytomności na ziemię padali i z bólu aż ziemie gryźli

- pisał Józef Gołuchowski, prekursor polskiego romantyzmu, o objawach zaobserwowanych u sąsiadów. (4)

Główne dolegliwości to regularnie nasilające się wymioty i biegunka. Ostatnie stadium choroby opisał szczegółowo Władysław Palmirski w opracowaniu: "O cholerze i walce z nią" na początku XX wieku:

Wypróżnienia przybierają wygląd odwaru ryżowego, a następnie stają się zupełnie wodnistymi. Równocześnie wymioty trwają nieomal bez przerwy. Chory traci w ten sposób więcej płynów, niż ich w sobie mieściła zawartość żołądka i kiszek. Kurcze mięśniowe są nad wyraz gwałtowne, chorzy krzyczą głosem ochrypłym, następnie występuje bezgłos, mocz wcale się nie wydziela, tętno maleje, ciepłota spada, skóra przybiera barwę marmurową, pokrywa się potem, traci swą elastyczność i sinieje. Na twarzy maluje się obraz przestrachu, oczy, nos i policzki zapadają się, powieki tracą zwykłą ruchliwość i tylko do połowy zakrywają gasnące oczy. W tym okresie chorzy najczęściej umierają.

Ogłoszenie o cholerze dla nielekarzy (XiX wiek)Ogłoszenie o cholerze dla nielekarzy (XiX wiek) Biblioteka narodowa, domena publiczna

Znowu Koch, ale czy słusznie?

Powszechnie uważa się, że przecinkowca cholery odkrył niemiecki uczony Robert Koch w 1883 roku, podczas swojej podróży do Indii. W rzeczywistości jednak odkrycia dokonał znacznie wcześniej włoski anatom Filippo Pacini. Cholera przez kilkanaście lat dziesiątkowała mieszkańców Florencji, a ich ciała badał właśnie Pacini. W 1854 roku opublikował na tej podstawie rozprawę, w której opisał przecinkowca. Niestety, jego praca niemal nikogo nie zainteresowała. Wagę odkrycia doceniono dopiero po śmierci badacza.

O ile Włoch rozumiał znaczenie swojego odkrycia, Francuz Félix-Archimède Pouchet, który również wyprzedził Kocha, w ogóle nie miał pojęcia, co zobaczył pod mikroskopem podczas badania próbki kału chorego na cholerę. Drobnym organizmem opisanym przez Poucheta był sprawca choroby - bakteria cholery.

Czy poprzednicy umniejszają roli Niemca w walce z cholerą? Z pewnością nie. Podobnie jak nikt nie odbierze Kochowi znaczenia w walce z gruźlicą. Chociaż wynaleziona przez niego tuberkulina nie okazała się skutecznym lekiem (natomiast świetnym narzędziem diagnostycznym) i na antybiotyki świat musiał jeszcze poczekać, propagowanie zachowań higienicznych z pewnością uratowało tysiące ludzkich istnień.

Wszystko na temat prątków Kocha, gruźlicy i tuberkuliny

Koch cieszył się ogromnym autorytetem, dlatego mógł zmieniać ludzkie zachowania. Gdyby nie jego interwencja, zapewne mówilibyśmy o końcu cholery w Europie dopiero w XX wieku. W 1902 roku ognisko choroby pojawiło się w Hamburgu. Dzięki zaleceniu Kocha, by filtrować wodę, jego zdaniem zakażoną ludzkimi odchodami, sytuację błyskawicznie opanowano i nigdy już nie podważano związku między czystością wody a cholerą.

To już nie wróci?

W ubiegłym roku w Polsce odnotowano pojedynczy przypadek cholery. Chorobę wykryli lekarze ze Świnoujścia u członka załogi morskiego holownika z Indii. W związku z typowym powikłaniem cholery, niewydolnością nerek, chory wymagał dializowania.(5)

Nawet pojedynczy chory może być źródłem lokalnego ogniska, ale generalnie na terenie Polski nie ma się czego bać. Dziś cholera występuje przede wszystkim w ubogich regionach Azji i Afryki.

Sprawdź, gdzie możesz spotkać cholerę (za PZH)

Zasadniczo w XX wieku, dzięki popularyzacji higieny i inwestycjom wodociągowym, wiele krajów zachodnich uwolniło się od strachu przed cholerą. Nie można jednak zapominać, że w wielu regionach świata wciąż wodę pitną czerpie się z tych samych ujęć, do których wpadają nieczystości. I wciąż pojawiają się nowe ogniska choroby. Tylko w Indiach w XX wieku cholera zabiła 20 milionów ludzi. Ocenia się, że w wieku XXI rocznie przecinkowiec cholery zabija ok. 90 tysięcy ludzi.

Przed zakażeniem chroni nie tylko higiena, ale też doustna szczepionka. Jest zalecana właściwie wszystkim, którzy wybierają się w regiony zagrożone cholerą. Skuteczność szczepionki przeciw cholerze oceniana jest na 85-90 proc. w pierwszych sześciu miesiącach po szczepieniu i 60 proc. przez trzy lata po szczepieniu.

Przypisy:

  1. Rafał Kuzak, "Epidemie cholery w XIX-wiecznej Polsce. Zapomniana choroba zabiła setki tysięcy ludzi", WielkaHistoria.pl, marzec 2020
  2. Rafał Kuzak, "Wielki głód w Galicji. Umarło 10 proc.ludności, matki pożerały własne dzieci", WielkaHistoria.pl, marzec 2020
  3. Na podstawie fragmentu książki: "Plagi. Historia bez końca. 26 chorób, które zmieniły świat" Józefa Krzyka, wyd. Agora, Warszawa 2020, za wyborcza.pl, data dostępu: 04.07.20
  4. Franciszek Dorobek, "Epidemia cholery w Królestwie Polskim i guberni płockiej w 1848 r.", Notatki Płockie, 1979.
  5. Michał Dobrołowicz, "Przypadek cholery w Polsce. Sanepid potwierdza", RMF24, 10.06.2019
Więcej o: