Pamiętacie nasz przegląd typów pacjenta? Zgodnie z życzeniem: czas na doktorów. Miało być lekko i wesoło, jednak wyszło trochę straszno, a rozmówcy znowu chcą pozostać anonimowi.
Polska nie jest krajem, w którym można głośno krytykować lekarza - przekonują pacjenci przepytani na okoliczność lekarskich typów negatywnych.
Lekarze mówili to samo w drugą stronę, bojąc się o swoje dochody z prywatnych praktyk. Pacjenci też mają dobre powody ("obrazi się i mnie nie przyjmie, a co ja wtedy zrobię? Kto mi receptę wypisze? Badania zleci? No, w sumie dobry jest, chociaż mógłby być milszy...").
Wierzymy (naiwnie?), że to strachy na lachy i nie będzie obrazy majestatu. Jednak chyba stać lekarzy na trochę luzu i są zdolni do refleksji. Zwłaszcza że: tyle samo jest (a może i więcej) lekarskich typów pozytywnych, ale to trochę nudne i dziś my akurat nie o tym...
Dołącz do Zdrowia na Facebooku!
Plasterek Cytryny i Wieczny Tułacz: przypominamy typy pacjenta
W stworzeniu charakterystyk lekarzy pomogło nam piętnastu pacjentów w różnym wieku, różnej płci. Łączy ich jedno - wszyscy bywają u doktorów naprawdę często, bo muszą to robić. Ich stan zdrowia nie budzi wątpliwości: są poważnie chorzy, przyjmują sporo leków, tułają się po szpitalach i specjalistycznych poradniach. Rozgoryczeni? Zmęczeni? Źli i nieobiektywni? Może i tak, ale na materii zęby zjedli.
A to, co mówią, idealnie odzwierciedla obraz z raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, dotyczący opieki zdrowotnej (Health at a Glance: Europe). Niestety, raport kolejny raz pokazuje, że jakość komunikacji: lekarz - pacjent w Polsce jest fatalna.
Wśród 19 badanych państw znaleźliśmy się na szarym końcu we wszystkich badanych obszarach, tj.:
Dlaczego jest tak źle? W Polsce wciąż pokutuje mit, że sprawna komunikacja zależy od wrodzonych predyspozycji, empatii. Lekarze nie chcą się uczyć, jak rozmawiać z pacjentem. Nie wierzą, że to w ogóle ma sens i przynosi efekty. Nie muszą zresztą: w USA czy Wielkiej Brytanii trzeba zdać egzamin z komunikacji, u nas nawet nie ma zaliczenia.
Problemom sprzyjają też biurokracja, przepracowanie lekarzy, nawyki... Potrzebne rozwiązania systemowe? Niektórzy wierzą, że wystarczy trochę dobrej woli.
Zatem: przejdźmy do listy doktorów ze złego snu. Poznajecie kogoś?
Ten typ wie najlepiej, że rozmawianie z pacjentami jest przereklamowane. Rzucisz takim jakieś hasło, zaraz chcą objaśnień. Omówisz jeden wynik, pytają o następne...
Doktor WANP wie, jak uciec od niewygodnych pytań. Konsekwentnie unika kontaktu wzrokowego. Mruczy coś niezrozumiale pod nosem, a jeśli już coś powie, to najlepiej tak, żeby nikt go nie zrozumiał. "Nie sądzę, żeby miał pan skończyć z cewnikiem Broviaca, chociaż rzeczywiście stan kosmków jelitowych martwi".
Nie ogarniasz?
Może to i lepiej.
Niezrażony drążysz temat?
"Pan sobie sprawdzi w internecie" - proponuje życzliwy doktor i znika. Serio, akurat w znikaniu jest dobry.
Potem zdziwienie, że pacjenci preferują samoleczenie:
Ten doktor nie lubi, jak pacjent zbyt serio traktuje kwestię badań profilaktycznych. Morfologia? EKG? Cukier? Jakby tak każdy chciał się badać, to budżet Unii Europejskiej by się zawalił jeszcze w tym kwartale...
Doktor KZTZ jest niewątpliwie społecznie zaangażowany i martwi się o ludzkość, a przede wszystkim premię prezesa NFZ. Cokolwiek robi, daje ci odczuć, że kasę na twoje fanaberie od ust sobie odbiera (czasem swoim dziatkom).
Ma talent jasnowidzenia. Z góry wie, że wynik będzie dobry... To po co ma ci coś zlecać?
Może godzinami opowiadać o jednym lekarzu z Przemyśla, który musiał z własnej kieszeni wyrównać nieuzasadnioną zniżkę na leki.
Dlaczego zna jeden przykład, skoro według niego z zasady ścigani są wszyscy lekarze bez powodu i wyjątku za wszystko? Nie powie, bo to tajemnica (lekarska).
Zobacz:
- Powiedz: mys.
- Mys.
- Nie: mys, tylko: myyys.
- No przecież mówię: mys.
Itd., itp. I dalej w ten deseń. Pani Elżbiecie ta mysz sprzed lat po nocach się śniła długo.
"Za komuny tak rozumieli wyrównywanie szans. Logopedka mojego syna miała nieopanowane seplenienie międzyzębowe. Tak jak on. Nic nie pomogła, no bo niby jak?".
A dziś?
Bywa, że nawet stomatolog ma nieświeży oddech.
Dietetyk - nadwagę.
Dermatolog - trądzik.
Oczywiście, problem nie musi zaraz iść po specjalizacji. Łupież, nadpotliwość czy smród papierosów denerwuje u każdego lekarza, zwłaszcza gdy pozwala sobie na wykład o higienie i zdrowym stylu życia.
"Wiarygodnością to się może trochę przejmują, ale tylko prywatnie. Na NFZ nie trzeba".
Doktor Czas jest wiecznie zaganiany. Do gabinetu przychodzi spóźniony. Gada i gada o tym, jak mu czasu na pacjenta brakuje. No i rzeczywiście brakuje, bo podzielności uwagi brak, papierków sporo, a jeszcze to gadanie...
No nie, Doktor Czas nie musi być gadułą (chociaż bywa).
Klasyczną odmianą Doktora Czasa jest Doktor Następny Proszę. Temu na pewno nie opowiesz ze szczegółami, gdzie strzyka, kto w rodzinie miał cukrzycę i na co umarła babcia Helenka.
Dobry Doktor Czas nie rozmienia się na drobne.
Warszawski szpital, neurologia. Pacjentka pani Zofia, lat 73, guz mózgu, po operacji płuca, obserwacja napadów padaczkowych. Lekarka o połowę młodsza, niedzielny obchód.
Lekarka (niezachęcająco): Jak się pani czuje?
Pani Zofia (naiwnie): Dobrze, Pani Doktor, ale po południu to mnie w piersiach dusiło.
Lekarka gniewnie: Pani wie, co to za oddział?
Pani Zosia (niepewnie): Neurologia?
Lekarka (z satysfakcją): Właśnie! My się tu akurat pani piersiami nie zajmujemy!
Trudno powiedzieć, dlaczego tak wielu DBŁ to ginekolodzy. Wydawać by się mogło, że przymusowe nawiązanie bliskiej relacji z pacjentką zniechęca do poufałości poza fotelem, a tymczasem...
Kotku, Słoneczko, Kochanie - tak, ginekolodzy (niejednokrotnie mężczyźni) zwracają się w ten sposób do pacjentek, do których niedawno zaglądali.
Pół biedy, gdy profesor po sześćdziesiątce mówi tak do nastolatki. To oczywiście wciąż źle, bo pacjentka nie jest jego wnuczką i bywa mocno skrępowana sytuacją. Zdarza się jednak odwrotnie: on świeżo po specjalizacji wyjeżdża z Kotkiem do pani grubo po menopauzie...
No, niby jasne, że to nie jest molestowanie, a serdeczność. No, niby...
Zobacz:
Z filmowym doktorem House'em łączy go szósty zmysł? Niestety, jedynie nieuprzejmość... Mruczy, milczy, pozwala sobie na "cięte" riposty. Wierzy, że pacjent się nie rewanżuje, bo za głupi, a nie, że się boi...
Niestety, DPH nieraz się myli, ale upiera przy wstępnej diagnozie. Często zapomina, że jest XXI wiek i lekarz ma więcej narzędzi niż słuchawki. Generalnie słuchanie wychodzi mu słabo.
Każdą wiadomość potrafi przekazać tak, by wystraszyć lub wprawić w osłupienie. Przyznać trzeba, że ludzi nie lubi. A musi? Nie, jak kolejny typ.
Może już lepiej bańki, po domowemu?
Tak, to trochę szantażysta.
Jeśli pacjent nierozważnie zapyta, po co mu jakieś badanie, procedura czy nowy lek, doktor z rozbrajającą szczerością może zagrozić, że tak naprawdę niczego robić nie musi... Nie są to puste groźby. Rzeczywiście, kto mu rozkaże? Jak się zaweźmie, nawet recepty nie wypisze.
Doktor WNM często lubi Kubę Sienkiewicza, a nawet podśpiewuje: "I co ja robię tu...". To akurat nie jest sprawdzona informacja: nie znamy jego preferencji muzycznych. Ale co robi przez cały dzień, tak naprawdę, to też nie wiemy...
- Pali pani?
- Nie.
- Pije?
- Nie.
- Za mało ruchu na świeżym powietrzu?
- W leśnictwie pracuję...
No to ja już nie wiem! Aaaa, jest lekka nadwaga! To dlatego!
Doktor TTW na wszystko ma odpowiedź prostą. Jeśli już niczego nie znajdzie, to powie, że za mocno kaloryfer rozkręcony. Zalecenia te same od lat: syrop z bzu, nacieranie kamforą, witamina D na tarczycę...
Naprawdę chorym nie pomoże? Odsieje symulantów. A w ciężkich przypadkach będzie selekcja naturalna!
Nie, wcale nie zamierzamy straszyć. Zdrowia życzymy!
To nie jest dobry pomysł odchudzania