Kac to zwykle nie tylko skutek przedawkowania alkoholu , ale i efekt innych atrakcji, które serwujemy sobie na imprezach: "przepalenia" (czytaj: wypalenia zdecydowanie większej liczby papierosów niż zwykle), przejedzenia, niewyspania... Jeśli do kompletu jest gorąco lub mamy za sobą nierozsądne wielogodzinne plażowanie, efekty nietrudno przewidzieć. Kiedy wreszcie zalegniemy w łóżku i będziemy smacznie pochrapywać, raczej nie obudzimy się w doskonałej formie, gdyż chrapanie niejednokrotnie wiąże się z niedotlenieniem komórek. A w takim wypadku po obudzeniu w głowie łupie okrutnie, a koty tupią...
Dołącz do Zdrowia na Facebooku!
Naprawdę trudno ustalić bezpieczną dawkę alkoholu - trzeba to testować na sobie. Generalnie przyjmuje się, że dziennie kobieta może spożyć bez przykrych konsekwencji, a nawet z pożytkiem dla zdrowia (według niektórych badań alkohol obniża ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej), standardową jedną porcję alkoholu, czyli: 0,33 l piwa (150 kilokalorii) lub 150 ml wina (100 kcal), lub 50 ml wódki (100 kilokalorii). Mężczyzna dwie porcje. Uwaga! O ile zasadniczo naukowcy są zgodni co do tego, że wino i piwo to dobre trunki, o tyle w przypadku wódki trudniej o dowody na jej prozdrowotne działanie.
Różnica dozwolonych ilości dla kobiet i mężczyzn wynika z nieco innego metabolizmu u płci i wagi, czyli potężna kobieta i bardzo drobny mężczyzna zapewne będą mieć porównywalnie "mocną głowę".
Niewykluczone też, że ktoś większy i cięższy padnie szybciej niż chuderlak. Jedna czwarta ludzkości zdaje się wyraźnie bardziej odporna na kaca. Na metabolizowanie alkoholu wpływają bowiem również uwarunkowania genetyczne. Dla każdego jednak istnieje niebezpieczna granica.
Czytaj także: Kalorie czy kilokalorie?
Ustalenie dawki, po której nie ma już kaca, bo po prostu się nie obudzisz, również nie jest takie proste. Zakłada się, że zwykle to około czterech, pięciu promili alkoholu we krwi, ale dawka śmiertelna dla osób bardziej wrażliwych zaczyna się już od trzech promili. Jest jeszcze niższa, gdy delikwent przyśnie gdzieś na dworze. By zamarznąć, wcale nie trzeba temperatur minusowych, a alkohol przyspiesza wyziębienie organizmu ( więcej na ten temat ). Dlatego po ostrej balandze zawsze upewnijcie się, że wszyscy uczestnicy są bezpieczni. Niejeden imprezowicz pożegnał się z życiem tylko dlatego, że chciał się tylko przejść.
Zastanawiając się, ile możecie wypić i przetrwać, nie kierujcie się rekordem Tadeusza S. spod Wrocławia, który krótko (umarł z powodu obrażeń poniesionych w wyniku wypadku samochodowego) mógł się pochwalić światowym rekordem zawartości alkoholu we krwi żywego człowieka: 14,8 promila. Wyjątki tylko potwierdzają regułę.
Promil znany jest głównie z tego, że pomaga określić zawartość alkoholu we krwi. 1 promil oznacza 100 mg alkoholu w 1 dl (decylitrze) krwi. Wolniej pijesz, robisz przerwy, jesteś mniej pijany. Spadek u dorosłego człowieka wynosi około 0,15 promila/1 h i jest zmienny osobniczo. Dawkę śmiertelną zapewnia osiągnięcie niechlubnego wyniku 3-8 g czystego alkoholu na każdy kilogram masy ciała osoby dorosłej. W winie jest zwykle kilka, kilkanaście procent alkoholu. W piwie mniej. W wódce - około 40. Trzeba więc wypić naprawdę sporo...
Powyższe nie oznacza zarazem, że ktoś, kto waży 50 kg, jest już bezpośrednio zagrożony zejściem śmiertelnym, gdy wypije 150 g czystego spirytusu. Zapewne na zdrowie mu to nie wyjdzie, zatrucie niemal pewne, ale i szansa na przetrwanie spora, gdy nie ma chorób towarzyszących. Te 150 g czystego spirytusu musi bowiem utrzymywać się we krwi. Zatem trzeba by je wypić niemal jednym haustem. Jeśli są przerwy, jedzenie, popijanie etc., to tolerancja na alkohol rośnie. W ograniczony sposób.
Szkodliwość nadużywania alkoholu jest szczególnie duża w przypadku nieletnich. Dziecko może zabić już gram alkoholu na kilogram ciała. Pamiętajcie, że 14-latek to też dziecko. Jeśli wcześnie zacznie, nawet z umiarem, ma spore szanse na uzależnienie. Dla dzieci bezpieczna dawka to zero promili.
Pić, nawet w sylwestra, nie powinni ci, którzy nie potrafią się kontrolować, szczególnie trzeźwi alkoholicy, gdyż powrót do nałogu niemal zawsze zaczyna się od symbolicznego toastu. O kobietach w ciąży i karmiących chyba przypominać już nie trzeba.
Podstawowym składnikiem napojów alkoholowych jest etanol. W niewielkiej ilości w niezmienionym stanie etanol opuszcza nasz organizm w wydychanym powietrzu (stąd charakterystyczny chuch) i z moczem. Większość etanolu ulega obróbce w wątrobie - zostaje przekształcony w trujący aldehyd octowy, a następnie w znacznie mniej niebezpieczny kwas octowy, którego pozbywamy się wraz z moczem. Zwykle przemiana następuje na tyle szybko, że organizm nie ponosi trwałego uszczerbku. Jest jednak dość czasu na dokuczliwe objawy.
Prawdopodobnie to aldehyd octowy jest sprawcą nudności i bólu głowy. Chociaż ze szwedzkich badań można wnioskować, że główny winowajca to metanol. Wbrew powszechnej wiedzy znajduje się on nie tylko w denaturacie i innych zabójczych wynalazkach. Sporo go też w burbonie, koniaku, piwie i tanim czerwonym winie. Niewiele w wódce czy markowych winach. Obserwacje szwedzkie, a nie tylko poczynione w "Misiu", klasyku polskiego kina, pokazują, że po czystej głowa boli mniej niż po "wódce na myszach", a i film urywa się później... Może to dlatego?
Teoria metanolowa uzasadnia, dlaczego działa, przynajmniej częściowo, metoda "klin klinem". Rozpad etanolu następuje szybciej niż metanolu. Podczas rozpadu tego pierwszego rozpad metanolu jest wolniejszy, a zatem najbardziej szkodliwy produkt jego metabolizmu (kwas mrówkowy) gromadzi się w mniejszych ilościach, powodując mniej przykre dolegliwości.
Niestety, dziesięciokrotnie szybciej metabolizowany etanol dostarczony w nowej dawce złagodzi więc objawy. Wrócą jednak, zapewne ze zdwojoną siłą, gdy znowu go zabraknie, a zostanie dodatkowa porcja metanolu do "przyjęcia".
Zatem klin nie jest pewniakiem. Zwłaszcza że są i inne teorie, choćby odpowiedzialności wolnych rodników.
W czasie rozpadu alkoholu uwalnia się ich wyjątkowo dużo, a wiadomo, że to agresywne cząsteczki odpowiedzialne za co najmniej 50 różnych dolegliwości. Za najskuteczniejszy przeciwutleniacz uchodzi glutation, który każda komórka może wytworzyć z pomocą witaminy C z aminokwasu cysteiny. Rzecz w tym, że im więcej pijemy, tym moc glutationu słabnie. Nie wyrabia...
Cysteiny jest sporo w... jajach sowich, które Pliniusz Starszy wykorzystywał jako lek na kaca. Ponoć z powodzeniem. Dzisiaj preparaty z cysteiną można kupić w aptece. Działają? Na jednych owszem, na drugich już mniej. Zresztą antyoksydanty nie pomogą, gdy piekielnie suszy ( więcej o antyoksydantach )
Nie ma porządnego kaca bez suszenia. Szalone pragnienie to niewątpliwie skutek działania alkoholu na przysadkę mózgową. Jedną z jej rozlicznych funkcji jest pobudzanie wydzielania wazopresyny, czyli hormonu antydiuretycznego (ADH). Wazopresyna przeciwdziała odwodnieniu organizmu. Gdy organizm musi zatrzymać wodę, ADH uwalniany jest z tylnego płata przysadki mózgowej. Zwiększa się przepuszczalność kanalików zbiorczych w nerkach, dzięki czemu znaczna ilość wody ulega wchłonięciu (resorpcji).
Alkohol drastycznie zaburza wydzielanie wazopresyny. Jej niedobór sprawia, że woda nie jest resorbowana wystarczająco skutecznie. Pierwszy objaw? Częste odwiedzanie toalety. To już powinno dać ci do myślenia. Czas zwolnić obroty i nie pić więcej... Tylko kto by tam słuchał głosu rozsądku w sylwestra czy w karnawale... W urodziny... Imieniny... Etc.
Pijesz i pijesz, ale woda w trunku nie uzupełni niedoboru. Dochodzi do odwodnienia. W gardle aż pali. A to nie wszystko: kurczy się mózg, bo organizm zabiera płyny z organów, które mają go najwięcej. Mózg jest liderem. Objawem obkurczenia mózgu jest charakterystyczny tępy ból głowy na kacu.
Tylko czy na pewno? Część naukowców raczej skłania się ku teorii, że odwodnienie wiąże się z utratą minerałów (magnezu, potasu etc.), a ich niedobór sprzyja bólowi głowy. Tak czy siak, pić się chce, głowa boli. Mózg pracuje na zwolnionych obrotach. Przy ciężkim kacu nasze ciało dosłownie rozpada się, drży niczym galareta. Przyczyna? Hipoglikemia.
Alkohol obniża poziom glukozy we krwi, paliwa niezbędnego centrum zarządzania, czyli mózgowi. Przy jego osłabionych funkcjach świat się wali...
Dla leniwych rady do oglądania:
Dość straszenia. Przecież można wypić i nie mieć kaca . Zwłaszcza jeśli:
- będą to rozsądne ilości (niestety!),
- przed imprezą zadbasz o wysoki poziom glukozy we krwi (by miało co spadać),
- zadbasz o sporą ilość w diecie witamin C i z grupy B. Jedna z teorii mówi, że objawom kaca sprzyja szczególnie niedobór witaminy B12 ( ABC witamin ),
- na imprezie zapewnisz sobie podkład z jedzenia pod alkohol: wówczas wchłania się wolniej, więc bez przykrych konsekwencji,
- nie będziesz mieszał trunków,
- nie zapomnisz, że drinkiem niejednokrotnie łatwiej się upić niż czystą wódką (łagodny smak sprawia, że pijemy więcej, szybciej i pozornie bezkarnie),
- zapewnisz organizmowi sporo napojów bezalkoholowych: wody niegazowanej (unikniesz skrajnego odwodnienia) i soków (usuniesz szybciej część toksyn i wolnych rodników),
- zapamiętasz, że winem musującym można się szybciej upić niż zwykłym, zatem szampan i jego podróbki są dobre na toast, nie na cały wieczór. Inne bąbelki zresztą też są niewskazane,
- nie uwierzysz, że kawa postawi cię na nogi. Kofeina daje tylko pozorne wrażenie wytrzeźwienia, a w rzeczywistości w połączeniu z alkoholem zwiększa ryzyko problemów kardiologicznych. Właśnie z tego powodu nie wolno łączyć trunków z napojami energetyzującymi, a w nowoczesnych preparatach łagodzących kaca nie ma kofeiny.
- wywietrz starannie pomieszczenie, rozszczelnij okna: ożywczy tlen zrobi dobrze zmęczonemu organizmowi,
- jeśli wierzysz w tabletki na kaca, a czujesz, że ten może nadejść, weź je już teraz,
- nie zapomnij umyć zębów,
- wypij jak najwięcej wody mineralnej niegazowanej.
Wersja wideo:
Nie wierz w cuda. Zapewne swoje musisz odcierpieć. Możesz jednak wypróbować parę polecanych metod, tych bezpiecznych. Może się uda...
1. Zjedz (jeśli żołądek ci pozwoli) solidną porcję miodu ( więcej informacji o miodzie ) lub słodkich winogron. To powinno postawić cię na nogi.
2. Niektórym pomaga mocno posłodzona herbata. Łatwiej ją utrzymać (czytaj: nie zwymiotować) niż winogrona. Z drugiej strony po wymiotach zwykle szybciej wracamy do formy, ekspresowo pozbywając się toksyn.
3. Niektórzy polecają koktajle z żółtek z cytryną, całych jajek z sokiem pomarańczowym etc. Większość ludzi może to jednak przełknąć dopiero po kacu.
4. Leki przeciwbólowe dostępne bez recepty też bywają pomocne. Środki na kaca z apteki również. Uwaga! Znane są naukowe doniesienia o związku między spożyciem alkoholu i paracetamolu a poważnym uszkodzeniem wątroby. Wprawdzie szczególnie niebezpieczna jest sytuacja bezpośredniego połączenia tych substancji (np. popicie wódką tabletki), a ponadto badacze mówią o konieczności genetycznej skłonności dotyczącej niewielkiej grupy ludzi, by doszło do dramatycznej reakcji narządu, jednak ostrożności nigdy za wiele. Specjalne leki przeciwkacowe na pewno były badane dokładnie pod względem bezpieczeństwa po spożyciu, więc lepiej postawić na nie. Zawsze, nawet gdy w głowie huczy, najlepiej zapoznać się z ulotką, szczególnie zwracając uwagę na część: "środki ostrożności".
5. Jeśli dasz radę zwlec się z łóżka, zrób sobie spacer na świeżym powietrzu. Jesteś mocarz: pobiegaj. Wraz z potem odejdą toksyny. Wraz z tlenem wróci życie do komórek.
6. Jeśli nie dasz rady, spróbuj się jeszcze przespać.
7. Nie jesteś na wczasach i musisz iść do pracy? Jeśli tylko coś ci jeszcze zostało, wykorzystaj urlop na żądanie nieprzypadkowo rodacy zwą "kacowym". Podobno znane są przypadki, że lituje się lekarz i uznaje przepicie za chorobę godną zwolnienia, ale to ryzykowna strategia.
Potworny ból i zawroty głowy, mdłości, zaburzenia widzenia, problemy z koncentracją... Śmiejesz się z tych, którzy znają to uczucie po imprezie? Ty nawet po całonocnej balandze możesz góry przenosić? To niebezpieczne!
Wiele badań klinicznych potwierdziło, że subiektywnie dobre samopoczucie "dzień po" nie ma bezpośredniego przełożenia na realny czas reakcji i zdolność koncentracji. Ci, którzy czują się pozornie nie najgorzej, wcale nie nadają się bardziej do prowadzenia samochodu, obsługi urządzeń mechanicznych itd. Przemyśl to. Wielu Polaków rozumie, że na bani jeździć nie wolno, ale zarazem są przekonani, że nietrzeźwy kierowca i kierowca skacowany to nie ta sama kategoria. Zagrożeń zwłaszcza nie pojmują ci, u których kac przebiega pozornie łagodnie.