W badaniach przeprowadzonych kilka lat temu przez Newsweek Polacy sami zadeklarowali, że z pływaniem u nas słabo - 1/3 ankietowanych przyznała, że nie umie pływać. Ubiegłoroczne badania na panelu Ariadna dla WP pokazały jeszcze gorszy obraz. Polacy nie oceniają swoich umiejętności pływackich wysoko. 32 proc. przyznaje, że w ogóle nie potrafi pływać. 36 proc. twierdzi, że pływa "słabo", ale "na wodzie się utrzyma". Jedynie 6 proc. badanych uważa, że jest z tym u nich "dobrze".
Powiedzmy sobie szczerze. Nie umiemy pływać, po prostu, chociaż chętnie spędzamy czas nad wodą i zabieramy na pływalnie dzieci.
- Mój synek od drugiego miesiąca chodzi na basen - mówi Justyna, mama ośmioletniego obecnie Krzysia. - Na początku to były głównie zabawy i oswajanie z wodą, ale od szóstego roku zajęcia zaczęły przypominać prawdziwe treningi.
Obydwie babcie Justyny mają o pływaniu nikłe pojęcie. Mama taty nie potrafi w ogóle pływać, do morza wchodziła do kolan, na basenie była może ze trzy razy w życiu. Sama Justyna chodziła do szkoły, kiedy zajęcia na pływalni były obowiązkowe w podstawówce i w liceum. - Część z nas zdała egzamin na kartę pływacką, ale większość traktowała te lekcje jako plotkowanie połączone z "namaczankami".
Najgorzej, gdy tylko nam się wydaje, że umiemy pływać. Zwłaszcza kiedy po kilku piwach zmienia nam się percepcja. Blisko połowa przypadków utonięć ma związek z wypitym alkoholem. Odłóżmy jednak na bok polską fantazję, umiłowanie brawury i marne popisy przed znajomymi.
Woda jest niebezpieczna z wielu powodów. Sami przyznajecie to w komentarzach, przywołując wspomnienia tego, jak "skotłowały" was fale czy wciągnął wir w rzece. Przyznajecie, że w zderzeniu z wodą w pewnym momencie liczy się tylko szczęście, odrobina siły i umiejętności. Piszecie także, że morze to nie kryty basen i błyskawicznie weryfikuje każdego pływaka.
- Jestem kiepskim pływakiem ale pływam, więc lubię grunt pod nogami - pisze "Kamyk". - W ostatni weekend byłem nad morzem, duża fala i superzabawa. W pewnym momencie zabrakło gruntu, a fala wsteczna zaczęła mnie wciągać w głąb morza. I co z tego, że obok było kilka osób - ja nawet nie miałem sił krzyknąć o pomoc. Walczyłem kilkadziesiąt sekund, aż ostatkiem sił jakoś przepłynąłem dosłownie trzy metry i udało mi się pokonać wciągającą wodę, idąc. Teraz dopiero mam świadomość, jak to działa! Przestrzegam wszystkich - dla natury jesteśmy bezsilnym pyłem!
Jakie konkretnie sytuacje grożą wam i waszym dzieciom w wodzie? Prąd rozrywający (mylony z cofką), wiry, fale, muliste dno, wsteczne utonięcie wiele godzin po wyjściu z wody... Zobacz, jak nie panikować i poradzić sobie z wodą.
Aktualne statystyki policyjne utonięć
Wyobraź sobie, że pływasz w morzu i nagle silny prąd wciąga cię w jego głąb. Próbujesz płynąć do brzegu, ale siła prądu jest ogromna, a fale zalewające cię od drugiej strony utrudniają jakikolwiek ruch. Szarpiesz się, tracisz siły, ryzyko utonięcia rośnie.
Zjawisko, o którym tutaj mowa, to prąd strunowy czy też rozrywający. Informację. Często mylony jest z cofką, czyli podwyższeniem poziomu wody - często powstającą po sztormie albo w wyniku bardzo silnych wiatrów. Wiatry wtłaczają wodę w stronę lądu, a poziom wody podnosi się (nawet o 1,5 metra). Cofka jest łatwiejsza do zaobserwowania niż prądy i nad Bałtykiem pojawia się głównie zimą.
Gdyby istniało zagrożenie cofką na plaży w sezonie, kąpiel w morzu byłaby zabroniona. Zupełnie czym innym jest prąd rozrywający. Powszechnie uważa się, że prądy rozrywające wciągają ludzi pod wodę, w rzeczywistości jednak po prostu przenoszą ich daleko od brzegu. W takiej sytuacji najgorszym rozwiązaniem jest próba dopłynięcia z powrotem do brzegu - prąd jest bardzo silny i pływak szybko traci siły.
Są dwa rozwiązania. Pierwsze - możemy zacząć płynąć w lewą bądź prawą stronę, równolegle do brzegu. Trzeba tylko uważać, żeby z powrotem nie znaleźć się w obrębie prądu. Drugim rozwiązaniem jest popłynięcie wraz z prądem w głąb morza i kiedy przestaniemy czuć jego oddziaływanie, znowu zmiana kierunku na równoległy do brzegu - w ten sposób należy spróbować opłynąć prąd. Najważniejsze jednak jest zachowanie spokoju - utonięcia są najczęstsze w przypadku osób (nawet doświadczonych pływaków), które w panice próbują wydostać się na brzeg.
Wiry wodne lub częściej występujące i mniej groźne zawirowania wody spotyka się głównie w rzekach, w okolicach podpór mostów i innych konstrukcji, przy budowlach hydrotechnicznych lub po prostu tam, gdzie jest nierówne dno.
Z tego względu należy unikać pływania w otoczeniu z góry podejrzanych miejsc. Co, jeśli wir jednak zaskoczy cię podczas kąpieli? Po pierwsze nie wpadaj w panikę, bo to bardzo często ona powoduje, że kontakt z zawirowaniem kończy się tragicznie. Sytuacja w większości przypadków jest do opanowania, wystarczy znać zasady postępowania.
Gdy w zasięgu swojego wzroku dostrzeżesz wir, a nawet odczujesz już, że znalazłeś się w obrębie jego oddziaływania, powinieneś położyć się jak najbardziej płasko na wodzie (im mniej ciała zanurzone, tym lepiej) i spokojnie oddalać się od miejsca zawirowania. Pamiętaj, aby nie płynąć pod prąd wody, a wraz z nim, więc jeśli wir znajduje się przed tobą, po prostu go omiń.
Rys. Arkadiusz Gadaliński
Jeśli jednak znajdziesz się w centrum wiru i zostaniesz wciągnięty przez niego pod wodę, wypłynięcie zazwyczaj nie jest możliwe. Nie poddawaj się, opanuj panikę, poddaj się działaniu wody, ale tylko do czasu aż dobijesz dna. Wtedy czas działać.
Musisz się od niego wybić ku powierzchni. Tylko absolutnie nie pionowo do góry, ponieważ w ten sposób wir znów przyciągnie cię do dna, a po kilku takich próbach, po prostu się utopisz. Prawidłowym zachowaniem jest odbicie się od dna pod kątem 45 stopni, czyli ukośnie w bok.
Zawirowanie ma kształt stożka zwężającego się ku dołowi, dlatego przy dnie nie obejmuje wody, która jest po twoich bokach.
Silny prąd rzeczny to twardy zawodnik, nie trać sił na walkę z nim przez próby płynięcia w przeciwnym do niego kierunku. Tym sposobem za wiele nie wskórasz.
Nie do końca. Największe niebezpieczeństwo w przypadku porwania przez prąd rzeczny stanowi nie sama woda, a znajdujące się w niej przedmioty, skały i inne przeszkody, o które możesz uderzyć niesiony przez wodę. Poddaj się biegowi rzeki, ale w celu uchronienia się przed urazami wystaw ręce przed siebie. Spróbuj też wydostać się z głównego nurtu i opuścić rzekę od strony łagodnego brzegu. Jeśli to się nie powiedzie, wzywaj pomocy z lądu.
Prądy stanowią zagrożenie nie tylko w rzekach. Szczególnie niebezpieczne mogą okazać się te morskie. Postrach sieją choćby fale odbojowe (fale wsteczne), które są w stanie porwać pływaka nawet o 3 km od brzegu (w przeciwieństwie do zwykłych fal powierzchniowych, które raczej wypychają nas z wody). W naszym rodzimym Bałtyku pojawiają się, co prawda, dosyć rzadko, ale... pojawiają się.
Można je poznać po tym, że wciągają w głąb morza już osobę zanurzoną w wodzie do kolan. Gdy tylko ratownicy otrzymują informację, że prąd zawitał na wybrzeże, wyganiają kąpielowiczów na ląd. Tu nie ma żartów, fale odbojowe stanowią realne zagrożenie życia.
Rys. Arkadiusz Gadaliński
Co robić, gdy jakimś sposobem fala wyniesie cię na otwarte morze? Z pewnością nie próbuj wrócić najkrótszą drogą do lądu, bo tym sposobem znajdziesz się ponownie w strefie oddziaływania prądu i albo utopisz się od razu, albo na skutek wycieńczenia syzyfową walką z falami. Tak czy inaczej do lądu nie dopłyniesz.
Jaka strategia działania daje ci największe szanse na szczęśliwe zakończenie? Musisz ominąć prąd - płyń przez jakiś czas równolegle do lądu. Gdy poczujesz, że fale przestały odpychać cię w morze, możesz skierować się ku brzegowi. Pod kątem 45 stopni lub - jeśli jesteś poza działaniem prądu - prosto do lądu.
Jeśli ogarnie cię wyczerpanie - masz w końcu do pokonania wpław spory dystans - połóż się na plecach i daj się nieść falom, aby odpocząć. Następnie kontynuuj płynięcie.
Potencjalnym zagrożeniem mogą być nawet pozornie przyjazne fale, które sprawiają, że twój oddech i ruchy tracą na harmonii. Pamiętasz powiedzenie, że utopić można się nawet w łyżce wody? No właśnie. Od zachłyśnięcia do utopienia się czasem droga jest krótsza, niż ci się wydaje. Jak w innych przypadkach na twoją niekorzyść działa panika.
Po pierwsze nie próbować mierzyć się z tym pokaźnym (czerwona flaga nie bierze się znikąd). Po drugie nie próbować się mierzyć z żadnymi falami, nawet tymi umiarkowanymi. Najlepszym sposobem jest poddanie się im - po prostu daj się im unosić. Jeśli chcesz wrócić do brzegu, pamiętaj, żeby się dobrze ulokować na fali. Najlepsze miejsce to jej grzbiet. Wtedy dajesz sobie fory i wykorzystujesz naturalną energię wody.
Utrata świadomości i przytomności: czym się różnią? Co robić?
Co jeśli po postawieniu stóp na dnie nie wyczuwasz konkretnego dna, a bagnisty grunt? Co gorsza, powoli zanurzasz się w błocie? Nie próbuj wyciągać nóg pojedynczo z wody - wtedy będą się one zapadać naprzemiennie głębiej. Już lepiej równocześnie poruszać choćby samymi stopami (bez gwałtownych ruchów).
Dobrym rozwiązaniem jest natomiast położenie się na wodzie i odpłynięcie w inne miejsce. Nie warto walczyć z mułem - dopiero gdy grunt pod nogami jest stabilny, wyjdź na brzeg.
I pamiętaj, z wodą nie ma żartów. To żywioł, z którym człowiek nie ma najmniejszych szans, warto go szanować i nie kusić losu.