Tyfus plamisty, znany również jako dur brzuszny wykryty został około XV wieku i zbierał śmiertelne żniwo do okolic XXI wieku. Swoje ofiary wybierał bez względu na wiek, płeć, status czy pochodzenie. Wystarczyło jedynie się nim nieświadomie zarazić. Dopóki higiena nie była rzeczą łatwą, a dla wielu nawet i oczywistą, chorobę można było przenosić na innych poprzez wzajemny kontakt, a także przez zakażenie wody, przedmiotów do wspólnego użytku, czy jedzenia. Innymi słowy, tyfus plamisty zakaża drogi pokarmowe, a jego przyczyną są bakterie Salmonelli. Zarazić się nim można poprzez korzystanie z wody, jedzenia czy przedmiotów, na których znajdują się wydzieliny osoby chorej lub nosiciela. Mowa tu np. o piciu wody z jednego naczynia, dzieleniu się naruszonym przez chorego jedzeniem, nie myciu żywności, myciu rąk czy innych części ciała w naczyniu do wspólnego użytku ze stałą wodą, korzystanie z tego samego ręcznika.
W zasadzie choroba nazywana jest przede wszystkim tyfusem plamistym lub durem brzusznym. Rzadziej używa się określenia tyfus brzuszny, za to z pewnością większość z nas kojarzy nazwę "choroba brudnych rąk", którą stosuje się w odniesieniu do kilku schorzeń przenoszonych w podobny sposób.
Pałeczki Salmonelli Typhi - bakterii, która jest główną przyczyną choroby, giną w zaledwie kilka sekund w temperaturze 60 stopni. Wystarczy więc przegotować pitną wodę, wyparzyć naczynia czy umyć żywność, by pozbyć się tego zagrożenia.
Irlandka Mary Mallon po wyemigrowaniu do USA, w latach 1900-1907 pracowała jako kucharka. Często zmieniała miejsce zatrudnienia. Gotowała głównie w domach bogatych rodzin. Kobieta słynęła z elokwencji i zamiłowania do literatury i prasy. Mimo iż pochodziła z ubogiej rodziny, starała się dbać o wygląd. Nic więc nie wskazywało, aby mogła być przyczyną roznoszenia tyfusu, tym bardziej, że w ówczesnych czasach w Nowym Jorku szerzyła się epidemia tej choroby. Mimo wszystko w każdym domu, w jakim zatrudniała się Mary, wkrótce kilkoro członków zapadało na tę chorobę, która dla niektórych stawała się przyczyną zgonu.
W 1907 roku Mary znalazła zatrudnienie w domu zamożnej rodziny w Oyster Bay. Nie zdążyło upłynąć jeszcze wiele czasu, by w wakacje na bajkowej wyspie Long Island doszło do tragedii. W 11-osobowej rodzinie, sześcioro członków stwierdziło u siebie dolegliwości, które wywołuje nic innego, jak właśnie tyfus plamisty. Właściciel przestraszony wizją kłopotu ze znalezieniem kolejnych najemców postanowił zlecić inspektorowi sanitarnemu George’owi Soperowi z Nowego Jorku znalezienie przyczyny choroby w domu. Z czasem George wykluczył wszelkie podejrzenia. Została tylko jedna, niewinna rzecz…
Specjalnością Mary były lody brzoskwiniowe. Nie wymagały one większej obróbki, więc w swoim składzie zawierały tłuste mleko bez przegotowania. To idealne miejsce dla rozwoju bakterii salmonelli. Kiedy przyczyna została wykryta, zostało jeszcze tylko znaleźć i zatrzymać roznosicielkę. Mary Mallon na nieszczęście zdążyła już podjąć pracę w trzech kolejnych domach.
W 1907 roku inżynier Soper odnalazł kucharkę zatrudnioną wówczas u Waltera Bowena. Mimo iż Soper starał się jak najbardziej w dyplomatyczny sposób wytłumaczyć kobiecie, że może ona być przyczyną roznoszenia zarazków i w celu potwierdzenia tej teorii musi pobrać próbki z kuchni, w której pracuje, a także jej krwi, kału i moczu, kobieta zareagowała dość agresywnie, nie chcąc przyjąć do siebie takiej wiadomości.
Kolejnym razem Soper złożył kobiecie wizytę w towarzystwie doktora Berta Raymonta Hooblera. Mallon ponownie, tym razem obydwu panom równie agerywnie uświadomiła, że nie przyjmuje takiej wiadomości i to, co jej zarzucają, jest niemożliwe. Kiedy departament zdrowia wysłał do niej ambulans wraz z obstawą piątki policjantów, ta po prostu zniknęła. Odnaleziono ją jednak po kilku godzinach, aresztowana i przekierowano do szpitala na odpowiednie badania. Wkrótce w pobranych od Mary próbkach odnaleziono pałeczki salmonelli.
Mary postawiono zarzuty nieświadomego roznoszenia choroby i została uwięziona na 27 lat. Obserwujący ją lekarze, w podejrzeniu, że nie zachowuje odpowiednich środków higieny, poprosili ją nawet o zademonstrowanie tego, jak myje ręce. Kobiecie jednak już nigdzie nie musiało się śpieszyć, toteż zrobiła to bardzo dokładnie, wcierając mydło we wszystkie zakamarki dłoni i wycierając ręce w ściereczkę powieszoną przy zlewie. Nic nie dały jej starania, gdyż przylgnęło już do niej określenie "tyfusowa Mary".
Mylnie uznaje się za jeden z objawów tyfusu zbielały język. O ile wygląd języka jest jedną z ważniejszych oznak tyfusu, nie pojawia się on jako pierwszy i charakteryzuje się mocnym zaczerwienieniem na krawędziach oraz brunatnym nalotem na środku.
Szybciej niż zmiany na języku pojawiają się jednak:
Co więcej, jak sugeruje nazwa tyfus plamisty, w okolicy klatki piersiowej może pojawiać się różowa wysypka i zarumienienia skóry. W skrajnych przypadkach dochodzi także do powiększenia serca, wątroby czy śledziony. Wyczerpania i nieustanna walka organizmu mogą w końcu doprowadzić do śmierci.
Na szczęście jednak, choć tyfus chorobą bywa wciąż śmiertelną, to przypadki śmierci są już właściwie rzadkością. Wiele lat pracy nad szczepionką i jej ulepszeniom pozwala zaszczepionym przejść chorobę z dużo słabszymi objawami lub nawet bezobjawowo. Sama zaś choroba występuje przede wszystkim w krajach, w których jest niski poziom sanitarny oraz mniejsza dbałość o higienę. Dlatego też podróżującym na takie tereny osobom zaleca się przyjęcie szczepionki, a na miejscu nie spożywanie wody i jedzenia z niepewnych źródeł.
Zobacz też: Salmonella - jak rozpoznać zakażenie salmonellą i jak wygląda leczenie?