Podobno ponad 3 miliony Chińczyków każdego dnia wypijają mocz (najczęściej własny) i bardzo sobie chwalą.
Podobno urynoterapia ma być skuteczna w "leczeniu" białaczek, AIDS, choroby popromiennej, cukrzycy, astmy, nerwicy, gruźlicy i wielu, wielu innych chorób.
Podobno moda na tę znaną już przez starożytnych metodę zawędrowała do Hollywood i właśnie jej formę i urodę zawdzięczają Jennifer Anniston, Brad Pitt czy Tom Cruise...
Problem w tym, że PODOBNO.
Trudno uwierzyć, że przez tysiąclecia NIKOMU nie udało się dowieść, że to rzeczywiście działa. W moczu nie odkryto żadnych tajnych składników o cudownej mocy. Mocz to głównie woda, trochę azotowych odpadów i soli mineralnych. Tylko tyle. Spisek firm farmaceutycznych uniemożliwił przeprowadzenie badań? Zapewne bogaci i wpływowi, zwłaszcza "ocaleni", już dawno sfinansowaliby takie badania. Tymczasem badania były, a nie ma żadnych dowodów, że to działa.
Jak ktoś lubi, niech pije, bo to raczej nie zaszkodzi. Chyba, że w moczu są bakterie, grzyby lub inne, niestandardowe składniki.
Dołącz do Zdrowia na Facebooku!
Zobacz także:
To ciekawe, że tak wiele osób ma opory przed wykonaniem kolonoskopii, badania ratującego życie w przypadku zmian prowadzących do raka jelita grubego, a zarazem inni, za spore pieniądze poddają się procedurze zdecydowanie budzącej większy sprzeciw.
Jak to wygląda?
Przez odbytnicę do jelita wprowadzana jest rura, przez którą pod odpowiednim ciśnieniem wlewana jest podgrzana, przefiltrowana woda. Ma ona odklejać od ścian jelita "kamienie kałowe" i wyprowadzać je wraz z wodą. Podczas seansu, który trwa kilkadziesiąt minut proces jest kilkakrotnie powtarzany. Cel? "Wzmocnienie mięśni okrężnicy i poprawa jej ruchów perystaltycznych, co pomaga przywrócić wewnętrzną równowagę całego organizmu oraz poprawia samopoczucie."
Zyski?
Zwolennicy hydrokolonoterapii twierdzą, że po czterdziestce właściwie wszyscy mamy już jelita przepełnione resztkami tak, że utrudniona jest praca nie tylko jelit, ale także nerek, wątroby, trzustki, a nawet płuc. Kamienie nas zatruwają i nie pozwalają utrzymać właściwej wagi, stąd na metodę chętnie decydują się osoby, które chcą schudnąć.
Smutne realia
Podobnie jak z urynoterapią: brak jakichkolwiek wiarygodnych badań randomizowanych, potwierdzających skuteczność metody. Kamienie u każdego? To ściema! Owszem, czasem się je stwierdza, ale u chorych w wieku starczym, leżących, wyniszczonych, a nie zdrowych ludzi w średnim wieku. Podczas "zabiegu" ponoć usuwa się kilkanaście kilogramów zalegań. Rzecz w tym, że po zabiegu nikt automatycznie nie waży kilkanaście kilogramów mniej. Co zatem dzieje się z tą masą?
Jeśli chcesz sprawdzić cudowną moc metody, wypróbuj klasyczną lewatywę. Działanie bardzo podobne, a koszty minimalne (zestaw do enemy kupisz w każdej aptece za kilka złotych, hydrokolonoterapia kilkaset złotych, pomijając inne koszty, np. pobytu w "profesjonalnym" ośrodku, itd.).
Czytaj: Kolonoskopia, gastroskopia i inne. Tych badań nienawidzimy, a ratują nam życie!
Zobacz także:
Leczenie "robakami"? W szpitalu? To budzi silny, emocjonalny opór pacjentów. Wydaje się wręcz niemożliwe. A jednak! Hirudoterapia, czyli wykorzystanie pijawek, oraz larwoterapia, czyli leczenie za pomocą larw much plujek, wraca do łask, ratując zdrowie, a nawet życie.
Metody niegdyś niekonwencjonalne uznała klasyczna medycyna, bo DOWIEDZIONO, że są pomocne. To istotny argument dla tych, którzy twierdzą, że bliżej nieokreślony "spisek" zawsze zablokuje "prawdę".
Kiedy larwoterapia?
Larwy nekrofagi stosuje się w przypadku ran, z którymi nie radzi sobie klasyczna medycyna. Zmiany ropiejące, trudno gojące, wywołane przez bakterie oporne na dostępne antybiotyki można skutecznie oczyścić za pomocą larw, które żywią się martwym mięsem. Są rozwiązaniem wtedy, gdy inne metody zawodzą: przy oparzeniach, odleżynach, owrzodzeniach nowotworowych... Niewykluczone, że będą stosowane częściej, gdy opór pacjentów osłabnie.
Kiedy pijawki?
Pijawki budzą mniejsze opory niż larwy. Stosuje się je również rzadko, także w bardzo określonych sytuacjach. W przypadku dynamicznie postępującej zakrzepicy i obrzęku tkanek pomimo podania leków (powikłanie zdarza się np. u pacjentów po replantacji kończyny, czyli jej ponownemu przyszyciu) ratują życie. Bywają pomocne przy ciężkich zapaleniach stawów.
Co ciekawe: podczas stosowania pijawek w sytuacjach podbramkowych odkryto, że mogą też obniżać poziom cholesterolu, obniżać ciśnienie tętnicze czy łagodzić dolegliwości bólowe.
Uwaga! Nie róbcie tego w domu!
Pijawka musi być z pewnego źródła. Stosowanie bioterapii wymaga wiedzy, umiejętności, doświadczenia. Metodę powinien stosować wysokiej klasy lekarz, ewentualnie przynajmniej nadzorować proces leczenia.
Więcej na ten temat:
Na "zdrowie w pigułce" wydajemy grube miliony. Nie zmieniają tego ani wyniki badań o ich nieskuteczności, ani opinie lekarzy. Wystarczy obejrzeć dowolny blok reklamowy w telewizji, by przekonać się, że biznes kwitnie, a ludzie jak chorowali, tak chorują.
Chcemy prostych recept i rozwiązań, ale nie tylko to jest problemem. Jeśli "leki" homeopatyczne czy suplementy dostępne są w aptekach, a nie na bazarach u naciągaczy, jeśli "lekarz homeopata" jest zarazem lekarzem medycyny, a "naturalne leki odchudzające" czy zioła poleca "dietetyk kliniczny", nasze zaufanie naturalnie rośnie.
Homeopatia
Nie ma żadnych dowodów na skuteczność leków homeopatycznych. Na całym świecie lekarze alarmują, że bywa niebezpieczna, gdy pacjent zamiast do lekarza, idzie do współczesnego znachora. Wiele lat temu Naczelna Rada Lekarska uznała też, że "stale rośnie liczba dowodów oraz przekonanie medycznych środowisk naukowych, że homeopatię należy zaliczać do nienaukowych metod tzw. medycyny alternatywnej, która proponuje stosowanie bezwartościowych produktów o niezweryfikowanym naukowo działaniu". Co za tym idzie, Rada sugerowała, iż doktor, który stosuje leki homeopatyczne, narusza kodeks etyki zawodowej.
W 1998 roku rozpoczęto w Szwajcarii zakrojone na ogromną skalę badania, które miały ocenić skuteczność medycyny komplementarnej, m.in. antropozofii, homeopatii i medycyny chińskiej. Trwające ponad sześć lat badanie kosztowało blisko 4,5 mln euro, a po przeanalizowaniu jego wyników w 2005 roku rząd Szwajcarii zdecydował o zaprzestaniu finansowania wszystkich form terapii alternatywnych z systemu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego jako nieprzydatnych w lecznictwie.
A jednak... Na homeopatii koncerny farmaceutyczne (tak, właśnie one!) zarabiają miliony, więc trudno liczyć, że same się z niej wycofają, skoro kuleczki z wody, cukru i odrobiny zanieczyszczeń nikomu bezpośrednio nie zaszkodzą.
Przybywa lekarzy, którzy polecają homeopatię. To też jakieś wyjście, bo można mieć nadzieję, że będą ją stosować "wspomagająco" i nie zaszkodzą przez zaniechanie. Placebo to wielka tajemnica i potęga.
Suplementy
Uzupełnianie PRAWDZIWYCH NIEDOBORÓW ma, oczywiście, sens. Rzecz w tym, że preparaty dostępne bez recepty zwykle na to nie pozwalają (z powodu dawki, możliwości wchłaniania, etc.). Te, które nawet działają, niejednokrotnie są zwyczajnie niepotrzebne lub można je dostarczyć w inny sposób. Badania poziomu minerałów czy witamin w organizmie nie jest standardem. Nikt nie ma w tym interesu. Diagnostyka kosztuje, a wykluczenie potrzeby odbiera możliwości zarobkowania.
Stosowanie "wspomagaczy" (na zmęczenie, drżenie powiek, bladą skórę, itd.) przez 2 tygodnie raczej nikomu nie zaszkodzi. Dłuższe unikanie lekarza, jeśli objawy się utrzymują, niezależnie od przyczyny, może być niebezpieczne. Jeden symptom może być wywołany przez wiele problemów, a prawdziwych niedoborów nie wyleczysz lekiem bez recepty. Niejednokrotnie dawki lecznicze są 10 razy wyższe od tych w suplementach. Połknąć 10 tabletek? Przedawkowanie groźniejsze (nawet dla życia) od niepotwierdzonego niedoboru.
Więcej na ten temat:
Nie wierz reklamom bezkrytycznie. Odporności nie zbudujesz w jeden dzień
Ból pleców to problem co drugiego Polaka. Ponieważ niełatwo dostać się do specjalisty, leczenie nie jest proste i bywa nieskuteczne, nic dziwnego, że i tu chętnie sięgamy po metody niekonwencjonalne. Gabinety kręgarzy bywają oblegane, zwłaszcza, że nie mamy w pełni świadomości, jak niebezpieczne mogą być te praktyki.
Od ulgi do udaru
Chiropraktyka w Polsce przez lekarzy i instytucje zajmujące się zdrowiem publicznym traktowana jest bardzo nieufnie. Tymczasem za granicą bywa różnie. Certyfikaty, specjalizacje, profesjonalne szkoły i społeczne uznanie: to specyfika krajów anglosaskich. Może właśnie dlatego to brytyjscy naukowcy postanowili sprawdzić, czy aby na pewno kręgarstwo jest bezpieczne tak, jak się mówi.
Pod kierownictwem prof. Edzarda Ernsta, znanego na całym świecie pogromcy cudów medycyny niekonwencjonalnej (chociaż sam w tym zakresie ma ogromną wiedzę, uprawnienia, itd.) zespół badaczy z Uniwersytetu w Exeter przeanalizował 60 prób klinicznych, przeprowadzonych w latach 2000-2011, dotyczących chiropraktyki. Okazało się, że prawie połowa "raportów" w ogóle nie odnosi się do ewentualnych skutków ubocznych, a tylko 16 zapewnia, że ich nie było.
Pomijając fakt wątpliwości etycznych takich "badań", jeszcze bardziej niepokojące są wnioski płynące z tych, które zagrożeniami się zajmują. Poza utrzymującymi się dolegliwościami bólowymi po "zabiegu", istnieje poważne ryzyko ciężkich komplikacji, w tym rozciągnięcia tętnicy położonej wzdłuż kręgosłupa i doprowadzenia do udaru mózgu.
Wyniki badań profesora podważał Philippe Fleuriau, przewodniczący francuskiego stowarzyszenia chiropraktyków (AFC, Association Française de Chiropratique), twierdząc, że ryzyko jest zdecydowanie mniejsze niż twierdzi Ernst. Zarazem przyznał, że, oczywiście, istnieje, gdyż wszelka manipulacja, niezależnie od tego, kto ją wykonuje - lekarz, kinezyterapeuta, chiropraktyk - jest niebezpieczna, kiedy jest źle przeprowadzana, wykonywana w złym momencie lub u osoby, która ma do niej przeciwwskazania.
W Polsce wciąż brak jasnych kryteriów i możliwości kontroli jakości oferowanych usług. Stąd rozsądne wydaje się zalecenie, by wszelkim zabiegom poddawać się wyłącznie po konsultacji z lekarzem ortopedą lub neurologiem i koniecznej diagnostyce, u specjalisty przez niego wskazanego. Inaczej: zabieg na własne ryzyko.
Czytaj:
Ból pleców? To nie musi być chory kręgosłup. Częste przyczyny
Akupunktura jest jedną z niewielu metod medycyny niekonwencjonalnej uznawaną przez medycynę klasyczną. Choć mechanizm działania wciąż nie jest do końca oczywisty, udało się dowieść, że to działa, a przecież efekty są najważniejsze.
Paradoksalnie: coś, co kojarzymy z bólem, właśnie w jego leczeniu ma najlepiej udokumentowaną skuteczność, do tego stopnia, że akupunktura traktowana jest jako środek znieczulający. Możliwe, że przyczyniają się do tego wydzielane podczas zabiegu endorfiny oraz rozszerzanie naczyń krwionośnych w chorym narządzie odległym i jego lepsze ukrwienie oraz oczyszczenie.
Główne wskazania: bóle migrenowe, kręgosłupa, stawów.
Uwaga! Prawdziwą akupunkturę stosuje się zawsze po dokładnej diagnostyce klinicznej i rozważeniu, czy stan chorego nie wymaga zastosowania innej metody lub dołączenia odpowiednich leków. Robią to dyplomowani lekarze medycyny, najlepiej pracujący w specjalnych ośrodkach leczenie bólu i akupunktury (znajdują się one w większości dużych miast). Metoda ma rekomendację WHO (Światowej Organizacji Zdrowia).
Przeciwwskazania:
- choroby nowotworowe,
- choroby krwi, np. hemofilia,
- inne zaburzenia krzepliwości,
- zaburzenia psychiczne,
- niektóre rozległe zmiany skórne,
- skrajne wyczerpanie organizmu.
Unikanie glutenu przez osoby chore ma głęboki sens. W przypadku celiakii (choroby trzewnej) ratuje życie, zapobiegając chorobie nowotworowej jelit. W niektórych schorzeniach i przy czasowych nietolerancjach bywa ważniejsza od leków. Są badania wskazujące, że gluten może sprzyjać chorobom autoimmunologicznym, a nawet zaostrzać zaburzenia zachowania u dzieci. Problem w tym, że samodzielne rezygnowanie z glutenu w diecie to, delikatnie mówiąc, postępowanie nierozsądne.
Choroby wywoływane przez gluten są rzadkie. Wycofanie tego typu białek z menu uniemożliwia diagnostykę, bo nie można potem obserwować zmian i dobrać optymalnego leczenia. Co więcej: gluten to dobre, pożywne białko, które wymaga racjonalnego uzupełnienia w diecie w inny sposób, a nie tylko eliminacji.
Prof. Marek Naruszewicz z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: "Dieta bezglutenowa dla zdrowych ludzi? Bzdura! Nonsens! Ustrój człowieka to skomplikowany mechanizm. Gdy powstaje niewielki wyłom w mechanizmie doskonałego zegarka, wiadomo, że nawet najlepszy wkrótce stanie. Człowiek jest zdecydowanie bardziej złożony. Stan niedoborowy to taka dziurka w mechanizmie. Wystarczy, by uruchomić nieprzewidywalny proces. Nie wolno w ten sposób! Należy zaspokoić wszelkie potrzeby organizmu." (więcej na ten temat)
Fakty i mity o glutenie