Właściwie trudno powiedzieć, dlaczego w oficjalnych komunikatach, dotyczących Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19, dla określenia grupy osób upoważnionych do szczepienia czy zapisu, nie posługiwano się od początku rocznikami. Byłoby przejrzyście i zrozumiale. Wielu polityków, lekarzy i dziennikarzy, zamiast tych popularnych określeń: "70+" czy "80+", stosowało zamiennie: "osoby po 80. roku życia" czy "osoby, które ukończyły 60. rok życia". Tymczasem: nie o to chodzi!
W programie szczepień przeciw COVID-19 określenie:
Wprawdzie 14 stycznia w serwisie Gazeta.pl koordynator szczepień Michał Dworczyk przypomniał, że tak właśnie jest i "szczepimy się po peselach", ale ta informacja nie dotarła do wszystkich. Nie jesteśmy jedynym medium, osoby starsze nie muszą nas czytać. Według relacji czytelników o rocznikach mówiono też w TVP, jednak określenia "80+" i reszta mocno przebiły się w mediach, a wiele osób mogło nie zorientować się, do której grupy należy.
I co z tego? "Czepiamy się" - jak komentowali niektórzy czytelnicy pod naszym tekstem, chociaż na wprowadzenie w błąd narzekała córka jednego z seniorów? Dla tych, którzy mają obecnie 69 czy 79 lat ta informacja miała kluczowe znaczenie. Decydowała choćby o tym, czy ktoś w ogóle "załapał się" na szczepienia w I kwartale.
Ostatnio karierę robi określenie: "pojedyncze przypadki". Zmarnowały się szczepionki? Nie szkodzi, to "pojedyncze przypadki", chociaż idą w setki. Ktoś się nie dodzwonił? Nie zdołał zapisać? Także, chociaż już tych "przypadków" nie policzymy. Tylko w grupie 70+ jest uprawnionych do szczepienia 2,7 mln osób. Aż dwa roczniki mogły mieć wątpliwości czy do niej należą. Tysiące ludzi.
Osoby urodzone w 1941 roku, czyli w większości 79-letnie, zamiast już 15 stycznia zapisać się na szczepienie z grupą 80+ (prawidłowo, według programu), mogły niesłusznie czekać do 22 stycznia. Wówczas, niejednokrotnie, nie było już terminów.
Osoby urodzone w 1951 roku być może wciąż czekają na zapisy sądząc, że się nie rozpoczęły, gdyż, nie mając 70 lat, czekają na grupę 60+.
Rocznik 1961 może być w najtrudniejszej sytuacji. To osoby aktywne zawodowo, jeszcze przed emeryturą, które zwyczajowo nie są zaliczane do seniorów. Mogą nawet nie interesować się terminami zapisów w grupie 1, uważając, że przed nimi jeszcze nie tylko osoby starsze, ale też policjanci, prokuratorzy czy nauczyciele. Te osoby mogą stracić nawet miesiące, stąd istotne jest jasne komunikowanie, że 59-latki (chociaż nie wszystkie - kto skończył 59 lat już w styczniu tego roku, nie jest seniorem) mają prawo do szczepień w grupie 1A (patrz grafika).
Trzeba wyciągnąć wnioski i unikać takich pozornie drobnych błędów w przyszłości. Aktualnie na wojnie z COVID-19 nie mają one większego znaczenia, bo przecież nie mamy armat, czyli szczepionek i to jest największy problem.
Tak czy owak, nawet komunikat, że osoby 70+ mogą zapisywać się na szczepienia od godziny 6.00 rano 22 stycznia przyczynił się do frustracji wielu starszych osób, gdy okazało się, że:
Część przychodni prowadziła zapisy "na zeszyt" od kilku tygodni, by wielokrotnie seniorów nie fatygować. W efekcie ci, którzy się do punktów pofatygowali osobiście, byli odprawiani z kwitkiem.
W niektórych poradniach, jeśli nie było już miejsc, osoby rejestrujące znajdowały seniorom miejsca w innych punktach szczepień. Niestety, nie był to standard, a jedynie dobra wola, uprzejmość.
To nic dziwnego, gdy przy ogromnym przedsięwzięciu logistycznym zdarzają się problemy techniczne i organizacyjne. Ważne, by wyciągnąć z nich wnioski i nie powtórzyć za kilka tygodni. Zakładamy przecież, że w drugim kwartale znacznie wzrosną dostawy szczepionek. Im więcej pacjentów, tym większe ryzyko chaosu, tłumów i nerwów. Tymczasem szczepienia mają być szansą na zdrowie i życie, a nie okazją do zakażenia czy zawału.