Niektórym przeprosiny po prostu nie są w stanie przejść przez gardło. Inni robią to z łatwością, choć finalnie całą winą obarczają drugą stronę. Ile osób, tyle sposobów. Jak wybrać ten, który naprawdę oczywiści atmosferę i stworzy grunt pod lepsze rozumienie siebie nawzajem? Dr Harriet Lerner, psycholog kliniczny i autorka bestsellerów "The Dance of Anger" i "Marriage rules" przekonuje, że prawdziwymi przeprosinami rządzą konkretne reguły gry. Jakie?
"Ale" automatycznie przekreśla wszystko, co powiedziałeś wcześniej i niemal zawsze zapowiada następującą po nim krytykę lub wymówki. Przykłady? "Przepraszam za ignorowanie twoich próśb, ale mówiłeś podniesionym tonem", "Przepraszam, że nie sprzątnąłem, ale miałem dużo spraw na głowie" itd. Rada: zakończ zdanie, zanim wypowiesz "ale".
Wyobraźmy sobie, że w złości powiedziałeś drugiej osobie bezpodstawnie kilka przykrych słów. Co możesz jej powiedzieć, gdy ochłoniesz?
"Przepraszam, że poczułeś się dotknięty tym, co wczoraj powiedziałem" - to, jak zaznacza dr Lerner w "Psychology Today", wcale nie przeprosiny. Lepiej powiedz: "Przepraszam za to, co powiedziałem wczoraj. Nie miałem tego na myśli. Powiedziałem to w emocjach. Tak naprawdę uważam, że...". Weź odpowiedzialność za swoje zachowanie i to za nie przepraszaj.
Przeprosiłeś, i co dalej? Prawdopodobnie teraz głos zabierze osoba przepraszana. Usłyszysz np. "było mi przykro /albo/ byłem zły, kiedy ty...". Skup się na uznaniu uczuć drugiej osoby pochodzącej z jej "zranionej części". Nie zaprzeczaj jej emocjom, nie przyćmiewaj ich mówiąc o swoim bólu, np. że ty "cierpiałeś bardziej, bo...". Na wyrażenie tego przyjdzie czas później . Oprzyj się pokusie tłumaczenia się i zamiast tego powiedz np. "Rozumiem, że czułeś się sfrustrowany, kiedy ja zachowałem się tak i tak". W tym zdaniu nie ma oceny. Jest jednak uznanie stanu rozmówcy. Wypowiedzenie go może spowodować efekt "uff" - zraniona osoba czując, że usłyszałeś jej ból i pozwoliłeś na niego, może w końcu go uwolnić, wypuścić z siebie powietrze.
Zacznijmy od tego, że racja nie istnieje. Jeśli więc o nią toczysz bój, siłujesz się nie tyle o uciekającego króliczka, co o nieistniejącego króliczka. Może masz w danej kwestii 35 proc. udziału, może 65. Wciąż możesz przeprosić za swoją część zaistniałej sytuacji. Gdy druga strona wypowiedziała już swoje uczucia, a ty w pełni i starając się zrozumieć jej punkt widzenia, ją wysłuchałeś, stwarza się przestrzeń na wypowiedzenie twoich uczuć. Nie jednak na tłumaczenia czy oskarżenia per "ty", a na komunikaty typu "ja". Na przykład: "czułem się atakowany/ zagrożony, gdy mówiłeś podniesionym głosem, co zrobiłem źle. Chciałbym, żebyś następnym razem powiedział mi to w inny sposób, np. taki i taki. Zależy mi na naszej relacji. Bardzo cię lubię/ kocham". Teraz możesz wypowiedzieć, co stało za twoim zachowaniem, jakie były twoje emocje, co tobą kierowało, jakie były twoje intencje, czego byś oczekiwał itd. Tego rodzaju rozmowa pozwoli ci wyrazić siebie i stwarza płaszczyznę do porozumienia.
Ogniste przeprosiny nic nie dadzą, jeśli potem otrzepiesz piórka i będziesz robił to samo co do tej pory i nie włożysz wysiłku w realną zmianę.
Notorycznie wysługiwałeś się współpracownikiem w pracy, a może systematycznie ignorowałeś to, co mówi do ciebie partner. Następstwem przeprosin powinna być korekcja tego, co uznałeś za niepożądane. To, co się stało, już się stało, możesz teraz kształtować przyszłość na podstawie wyciągniętych wniosków. Zastanów się, jak inaczej kolejnym razem mógłbyś się zachować, aby być z siebie zadowolonym? Możesz spytać, czego druga osoba od ciebie oczekuje i wspólnie z nią ustalić, co jest realne, a co nie z twojej strony.
"Przepraszałem/am już milion razy, dlaczego wciąż się czepiasz". Przeprosiny nie powinny być wykorzystywane jako szybki sposób na zakończenie trudnej rozmowy bez jej rozwijania. Słowem: zgrzeszyłem, przepraszam, nie mówmy już o tym to ślepa uliczka. Jeśli jednak przeszedłeś przez wcześniejsze podpunkty, znaczy to, że w niej nie utknąłeś, a wybrałeś konstruktywną drogę. Jeśli pojawił się konflikt, jedynym sensownym wyjściem jest jego przegadanie, a nie unikanie tematu.
Nie wszystkie przeprosiny są mile widziane. Nie ma pewności, że twój gest spotka się z aplauzem drugiej strony. Być może nawet będzie przeciwnie. Nie masz na to wpływu. Fakt przeprosin jest jednak nie tylko dla niej, ale też dla ciebie. Niezależnie od tego, czy ktoś przyjmie twoje przeprosiny czy nie.
Przy poważniejszych zranieniach czy zdradach potrzebny jest czas, aby przywrócić płaszczyznę pod relację. To, czy tak się w ogóle stanie czy nie w znacznej, jeśli nie głównej, mierze zależy od osoby zranionej. Musi ona być w stanie wybaczyć. Czasem tak się nie dzieje. Z założenia z biegiem czasu rany powinny się goić. Jeśli zraniony pielęgnuje urazę lub tuż pod nią są jeszcze inne, czasem sięgające odległych czasów, rana będzie wciąż żywa. Druga strona w konsekwencji twoich działań ma prawo nie chcieć być z tobą dalej w kontakcie (niezależnie od tego, czy wybaczyła czy nie). Nadmiernie długie pozostawanie w poczuciu winy nie jest dla ciebie rozwojowe. Wyciągnij wnioski, wybacz sobie i idź dalej.
Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa - psycholog, psychoterapeutka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu psychologii oraz rozwoju osobistego.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do Zdrowia na Facebooku!