Drogi czytelniku! Szukasz niezawodnego sposobu na kaca? My też... O ile zwykle przekonujemy Cię, jak wspaniała, wszechmocna i wszechobecna potrafi być nauka, tak dziś chylimy głowę z pokorą. Naukowcy zawiedli. Podbijają kosmos, klonują krowy, komputeryzują domy, a pierwszego stycznia i tak ci, co popiją, będą cierpieć, jęczeć i chorować. Jak długo będziemy doświadczać syndromu dnia następnego?
Niestety, nic nie wskazuje, by sytuacja miała się zmienić. Czyżby naukowcy nie doceniali problemu? O alkoholizmie potrafią rozwodzić się bez końca, a o kacu - zjawisku znacznie bardziej rozpowszechnionym - mówią rzadko i mało. Dlaczego? Powody są dwa. Pierwszy i najważniejszy to obawa, że mając pigułkę na kaca, ludzie zaczną pić więcej. - Ba! Będą żłopać alkohol bez umiaru. Teraz do porządku przywołuje ich karząca ręka fizjologii: przesadziłeś? To cierp i nie rób tego więcej! A gdy jej zabraknie? - martwi się Enoch Giordis z Państwowego Instytutu Problemów Alkoholowych w Bethesda (USA).
Drugi powód jest natury etycznej. Naukowcy wzdragają się przed doświadczeniami z udziałem ludzi. Bywało, że osoby zachęcane do picia alkoholu podczas eksperymentu kontynuowały później "badania" na własną rękę, w domu.
Poza tym zdarzało się, że w czasie eksperymentów z alkoholem uczeni tracili kontrolę nad swymi podopiecznymi. Tak było 30 lat temu w Londynie. Podczas poważnego eksperymentu badani pobili się o jakiś drobiazg, zaczęli tłuc szyby, dewastować sprzęt, pływać kraulem po podłodze, część z nich pokaleczyła się o rozbite szkło.
Cóż więc robić? Można albo prowadzić badania empiryczne i jak dziesięciu dziennikarzy tygodnika "New Scientist" upijać się co weekend i porównywać wyniki za każdym razem innych metod zwalczania kaca, albo sięgnąć do publikacji specjalistów z dziedziny medycyny sądowej i toksykologii, gdzie między wierszami można wyczytać sugestie, jak należy pić, by sobie nie zaszkodzić.
By zapobiec skutkowi, trzeba poznać przyczynę. Śledząc losy alkoholu w organizmie, spróbujemy ustalić, która z jego pochodnych wyrządza największe szkody.
Etanol (C2 H5 OH) - podstawowy składnik wszystkich trunków - zostaje wchłonięty przez jelito. Niesiony strumieniem krwi dociera do najdalszych zakamarków naszego ciała. Zaledwie niewielka jego część opuszcza organizm (wraz z moczem lub z wydychanym powietrzem) w takiej postaci, w jakiej do niego trafiła. Większość ulega skomplikowanej obróbce biochemicznej w wątrobie. Trafiający tam etanol jest przekształcany przez enzym zwany dehydrogenazą alkoholową, w - uwaga - trujący aldehyd octowy (CH3 CHO). Na szczęście nim acetoaldehyd zdoła nam zaszkodzić, zamieniany jest przez inny enzym - dehydrogenazę aldehydową - w stosunkowo niegroźny kwas octowy (CH3 COOH). Ten ostatni spływa do pęcherza i wraz z moczem opuszcza nasze ciało.
Która z tych substancji ma największy związek z kacem? Biochemicy typują aldehyd octowy. To jemu należy przypisać pierwsze objawy nudności i bóle głowy nękające nas nazajutrz. Tę właściwość acetoaldehydu wykorzystano m.in. w lekach odwykowych aplikowanych alkoholikom. Takie specyfiki, jak antabus czy esperal, blokują dehydrogenazę aldehydową. Aldehyd octowy gromadzi się wtedy w coraz większych ilościach. Efektem są niemal natychmiastowe bóle głowy, nudności i wymioty tak dotkliwe, że nawet długoletni pijacy decydują się na zerwanie z nałogiem.
Kolejne dowody na winę acetoaldehydu pochodzą z Japonii. Połowa mieszkańców tego kraju ma wadliwy gen dehydrogenazy aldehydowej. Skutek? - już po kilku szklankach sake lub piwa przeżywają męki takie, jakby wszyscy mieli wszyty esperal - mówi Wayne Jones z Instytutu Medycyny Sądowej w Linköping (Szwecja).
Jones, uważany za weterana badań nad biologicznymi skutkami alkoholu, przeprowadził wiele eksperymentów, z których wynika, że to jednak nie pochodne etanolu są głównym sprawcą kaca. Jego zdaniem winny jest metanol (CH3 OH). Wbrew powszechnemu mniemaniu ten silnie trujący alkohol obecny jest nie tylko w denaturacie (w tym kontekście podobieństwo słowa "denaturat" do "denat" można odczytywać jako naukowo uzasadnioną przestrogę), ale też w bardzo wielu napojach wyskokowych. Dlatego nie mniej ważne od tego, ile się pije, jest to, co się pije.
Jest autorem frapującego doświadczenia, w którym pojąc ochotników różnymi trunkami, porównywał nękające ich nazajutrz dolegliwości. - Nie może być kwestią przypadku, że najgorsze męczarnie powodowały napoje o największej zawartości metanolu. Pierwsze miejsce bezapelacyjnie zajął burbon - czyli amerykańska whisky. Objawy kaca słabły w kolejności: koniak, tanie czerwone wino, rum, markowe czerwone wino, whisky, białe wino, gin, wódka oraz czysty spirytus. Ten ostatni przyprawiał co najwyżej o lekki ból głowy.
Już dziesięć lat temu, w 1987 r., Jones zauważył, że kac utrzymuje się długo po wydaleniu z organizmu ostatnich produktów rozpadu etanolu. Jest za to wprost proporcjonalny do ilości spożytego metanolu. Wykazał, że choć dehydrogenazy alkoholowa i aldehydowa uczestniczą w przemianie obu alkoholi, to jednak etanol rozkładany jest niemal dziesięciokrotnie szybciej. Co więcej, okres metabolizowania metanolu zbiega się z najbardziej przykrymi objawami kaca. Jak je osłabić?
- Trzeba strzelić klina. Dostarczenie organizmowi niewielkiej dawki etanolu zahamuje na pewien czas rozkład metanolu. Obie dehydrogenazy bardziej priorytetowo traktują bowiem etanol; dopiero gdy się z nim uporają, biorą się do metanolu. Z tego też powodu etanol stosuje się jako odtrutkę przy zatruciach metanolem. Klin sprawia, że metanol rozkładany jest stopniowo, dzięki czemu najbardziej szkodliwy produkt jego metabolizmu - kwas mrówkowy (HCHO) - gromadzi się w mniejszych ilościach. Stąd i objawy kaca łagodniejsze - wyjaśnia Jones.
Uczony zwraca uwagę również na inny związek blokujący przemianę metanolu. To 4-metylopirazol, jego zdaniem najbardziej niedoceniony środek zapobiegający objawom kaca. Jak skuteczny? W 1993 r. uczeni z uniwersytetu w Monachium zażyli niewielką dawkę tego specyfiku i popili go sporą ilością wiśniówki. - Było jej wystarczająco dużo, by "uziemić" nas na tydzień. Każdy z nas pobił swój życiowy rekord. Wszystko skończyło się niewielkim bólem głowy - wspomina Thomas Gilg z Instytutu Medycyny Sądowej w Monachium - jeden z uczestników owego eksperymentu.
Za jeden z najlepszych środków na kaca uchodzi N-acetylocysteina - SHCH2 CH(NHCOCH3 )COOH - (NAC) dostępna w większości zachodnioeuropejskich aptek homeopatycznych, a od niedawna także w Polsce. NAC neutralizuje wolne rodniki tlenowe, które uwalniają się podczas rozkładu alkoholi.
Wolne rodniki to agresywne cząsteczki obwiniane o ponad 50 najróżniejszych dolegliwości. Jednym ze związków unieszkodliwiających je jest glutation. Po alkoholowej libacji jego moce przerobowe bywają jednak niewystarczające. Jeśli NAC w porę pospieszy z odsieczą, skutki przepicia bywają o wiele, wiele łagodniejsze.
- Słyszałem o przypadkach, kiedy jeden-dwa gramy tego specyfiku wystarczały, by w ciągu 20 minut przywrócić jasność umysłu - mówi Carl Waltenbaugh z Northwestern University w Chicago.
NAC działa w sposób zbliżony do... sowich jajek. Pozostanie tajemnicą, w jaki sposób Pliniusz Starszy już 20 wieków temu wpadł na pomysł, by stosować je na kaca. Dopiero niedawno okazało się, że zawierają sporo cysteiny, aminokwasu niezbędnego do syntezy glutationu.
Nieodłącznym elementem każdego porządnego kaca jest szaleńcze pragnienie, z którym budzimy się następnego dnia. To efekt działania alkoholu na przysadkę mózgową. Jedną z jej rozlicznych funkcji jest pobudzanie wydzielania wazopresyny - hormonu antydiuretycznego (ADH). Wazopresyna przeciwdziała odwodnieniu organizmu. Gdy organizm musi zatrzymać wodę, ADH uwalniany jest z tylnego płata przysadki mózgowej. Zwiększa się przepuszczalność kanalików zbiorczych w nerkach, dzięki czemu znaczna ilość wody ulega wchłonięciu (resorpcji).
Alkohol drastycznie zaburza wydzielanie wazopresyny. Jej niedobór sprawia, że woda nie jest resorbowana wystarczająco skutecznie. Pierwszym symptomem jest konieczność częstych wizyt w toalecie. Pomimo że cały czas popijamy, utrata płynów nie jest rekompensowana przez wodę zawartą w trunkach. W efekcie dochodzi do znacznego odwodnienia organizmu. Przejawem tego jest nie tylko suchość w gardle, ale również kurczenie się... mózgu.
Okazuje się bowiem, że podejmując rozpaczliwą walkę z odwodnieniem, organizm "pożycza" wodę z tych organów, które mają jej najwięcej. Do takich należy właśnie mózg. Choć sam w sobie nie jest unerwiony, pokrywa go warstwa tkanki łącznej, zwana oponą twardą, łączącą się z czaszką za pomocą wrażliwych włókien. - Kiedy objętość mózgu się zmniejsza, opona twarda ulega zniekształceniu, włókna zostają podrażnione. To może być jedna z przyczyn charakterystycznego dla kaca tępego bólu głowy - twierdzi prof. Waltenbaugh.
Większość uczonych uważa jednak, że nie kurczenie się mózgu, lecz raczej towarzysząca odwodnieniu utrata ważnych jonów - jak sód, potas, wapń czy magnez - zmusza nas do aplikowania sobie zimnych kompresów.
Zaburzenie gospodarki jonowej odbija się też na pracy centralnego układu nerwowego. Spowolnieniu ulega szybkość przekazywania impulsów pomiędzy neuronami. Alkohol działa tu podobnie do środków nasennych. Znieczula zmysły i sprawia, że nasz umysł pracuje wolniej niż zazwyczaj.
Nie mniejszy zamęt alkohol czyni we krwi. Zmniejsza ilość znajdującej się w niej glukozy (C6 H12 O6 ), prowadząc do groźnego niekiedy stanu zwanego hipoglikemią. Ponieważ glukozy potrzebują wszystkie komórki ciała, wszelkie zakłócenia jej ilości odczuwamy niemal natychmiast (od podaży glukozy w szczególny sposób uzależnione są komórki mózgu, które same glukozy nie magazynują i przestają funkcjonować już w kilka minut od przerwania jej dostawy). Stąd tak różnorodne objawy hipoglikemii: ogólne osłabienie, przyspieszone tętno, drżenie rąk, a niekiedy drgawki całego ciała. Stąd też charakterystyczne dla kaca poczucie obcości własnego ciała - bezsilnego i rozedrganego jak galareta.