Kac gigant, czyli przeżyj dzień po. Cudowne lekarstwo nie istnieje, ale możesz skrócić cierpienia

Wróciły imprezy, a wraz z nimi stary dobry towarzysz - kac. Darujemy sobie wykłady o kulturze picia, gdy nawet koty tupią. Podpowiadamy, co robić, żeby to trwało krócej i jak imprezować, żeby nie chorować lub chorować chociaż trochę lżej. Radzimy przeczytać przed hucznym celebrowaniem lata, choćby po to, by przygotować przydatne produkty (klin klinem to nie jest rozwiązanie).

Artykuł aktualizowany, problem wciąż aktualny. Pierwsza publikacja = lipiec 2019.

Nie ma w pełni skutecznego sposobu na przykre dolegliwości po nadmiernym spożyciu alkoholu. Można jednak skrócić cierpienia, a także pić tak, by potem nie chorować. 

Ledwo żyjesz i nie masz ochoty czytać, oto bardzo przejrzysta wersja filmowa. Same konkrety:

Zobacz wideo

Bezpieczna dawka alkoholu? Oj...

Kac to zwykle nie tylko skutek przedawkowania alkoholu, ale i efekt innych atrakcji, które serwujemy sobie na imprezach:

  • "przepalenia" (czytaj: wypalenia zdecydowanie większej liczby papierosów niż zwykle),
  • przejedzenia,
  • niewyspania...

Jeśli do kompletu jest gorąco lub mamy za sobą nierozsądne wielogodzinne plażowanie, efekty nietrudno przewidzieć. Kiedy wreszcie zalegniemy w łóżku i "będziemy smacznie pochrapywać", nie ma się z czego cieszyć. Raczej nie obudzimy się w doskonałej formie, gdyż chrapanie niejednokrotnie wiąże się z niedotlenieniem komórek. Po obudzeniu często w głowie łupie okrutnie, a żołądek "podchodzi do gardła".

Naprawdę trudno ustalić bezpieczną dawkę alkoholu - trzeba to testować na sobie. Generalnie przyjmuje się, że dziennie kobieta może spożyć bez przykrych konsekwencji standardową jedną porcję alkoholu, czyli:

  • 0,33 l piwa (ok. 150 kilokalorii),
  • lub 150 ml wina (100 kcal),
  • lub 50 ml wódki (100 kilokalorii).

Mężczyzna może wypić bezpiecznie dwie porcje. Różnica dozwolonych ilości dla kobiet i mężczyzn wynika z nieco innego metabolizmu u płci i wagi, czyli potężna kobieta i bardzo drobny mężczyzna zapewne będą mieć porównywalnie "mocną głowę". 

Niewykluczone też, że ktoś większy i cięższy padnie szybciej niż chuderlak. Jedna czwarta ludzkości zdaje się wyraźnie bardziej odporna na kaca. Na metabolizowanie alkoholu wpływają bowiem również uwarunkowania genetyczne. Dla każdego jednak istnieje niebezpieczna granica. 

Kac: komu szkodzi najbardziej? 

Ustalenie dawki, po której nie ma już kaca, bo po prostu się nie obudzisz, również nie jest takie proste. Zakłada się, że zwykle to około czterech, pięciu promili alkoholu we krwi, ale dawka śmiertelna dla osób bardziej wrażliwych zaczyna się już od trzech promili. Jest jeszcze niższa, gdy delikwent przyśnie gdzieś na dworze. By zamarznąć, wcale nie trzeba temperatur minusowych, a alkohol przyspiesza wyziębienie organizmu. Dlatego po ostrej balandze zawsze upewnijcie się, że wszyscy uczestnicy są bezpieczni. Niejeden imprezowicz pożegnał się z życiem wyłącznie dlatego, że chciał się jeszcze "tylko przejść". 

Zastanawiając się, ile możecie wypić i przetrwać, nie kierujcie się rekordem Tadeusza S. spod Wrocławia, który krótko mógł się chwalić światowym rekordem zawartości alkoholu we krwi żywego człowieka: 14,8 promila (alkohol go nie zabił, umarł z powodu obrażeń poniesionych w wyniku wypadku samochodowego) . Wyjątki tylko potwierdzają regułę. 

O co chodzi z tymi promilami? Promil znany jest głównie z tego, że pomaga określić zawartość alkoholu we krwi. Jeden promil oznacza 100 mg alkoholu w jednym dl (decylitrze) krwi. Wolniej pijesz, robisz przerwy, jesteś mniej pijany. Spadek u dorosłego człowieka wynosi około 0,15 promila/h i jest zmienny osobniczo. Dawkę śmiertelną zapewnia osiągnięcie niechlubnego wyniku 3-8 g czystego alkoholu na każdy kilogram masy ciała osoby dorosłej. W winie jest zwykle kilka, kilkanaście procent alkoholu. W piwie mniej. W wódce - około 40. Trzeba więc wypić naprawdę sporo... 

Powyższe nie oznacza zarazem, że ktoś, kto waży 50 kg, jest już bezpośrednio zagrożony zejściem śmiertelnym, gdy wypije 150 g czystego spirytusu. Zapewne na zdrowie mu to nie wyjdzie, zatrucie niemal pewne, ale i szansa na przetrwanie spora, gdy nie ma chorób towarzyszących. Te 150 g czystego spirytusu musi bowiem utrzymywać się we krwi. Zatem trzeba je wypić niemal jednym haustem. Jeśli są przerwy, jedzenie, popijanie etc., to tolerancja na alkohol rośnie. W ograniczony sposób. 

Szkodliwość nadużywania alkoholu jest szczególnie duża w przypadku nieletnich. Dziecko może zabić już gram alkoholu na kilogram ciała. Pamiętajcie, że 14-latek to też dziecko. Jeśli wcześnie zacznie, nawet z umiarem, ma spore szanse na uzależnienie. Dla dzieci bezpieczna dawka to zero promili. 

Co konkretnie szkodzi w alkoholu? 

Podstawowym składnikiem napojów alkoholowych jest etanol. W niewielkiej ilości, w niezmienionym stanie, etanol opuszcza nasz organizm w wydychanym powietrzu (stąd charakterystyczny chuch) i z moczem. Większość etanolu ulega obróbce w wątrobie - zostaje przekształcony w trujący aldehyd octowy, a następnie w znacznie mniej niebezpieczny kwas octowy, którego pozbywamy się wraz z moczem. Zwykle przemiana następuje na tyle szybko, że organizm nie ponosi trwałego uszczerbku. Jest jednak dość czasu na dokuczliwe objawy. 

Prawdopodobnie to aldehyd octowy jest sprawcą nudności i bólu głowy, chociaż nie brakuje badań wskazujących, że głównym winowajcą jest metanol. Wbrew powszechnej wiedzy znajduje się on nie tylko w denaturacie i innych zabójczych wynalazkach. Sporo go też w burbonie, koniaku, piwie i tanim czerwonym winie. Niewiele w wódce czy markowych winach. Wiele wskazuje, że to nie tylko mądrość z polskiego klasyka "Misia": po czystej głowa boli mniej niż po "wódce na myszach", a i "film urywa się później".

Teoria metanolowa uzasadnia, dlaczego skuteczną wydaje się metoda "klin klinem". Rozpad etanolu następuje szybciej niż metanolu. Podczas rozpadu tego pierwszego, rozpad metanolu jest wolniejszy, a zatem najbardziej szkodliwy produkt jego metabolizmu (kwas mrówkowy) gromadzi się w mniejszych ilościach, powodując mniej przykre dolegliwości. 

Niestety, dziesięciokrotnie szybciej metabolizowany etanol dostarczony w nowej dawce złagodzi więc objawy. Wrócą jednak, zapewne ze zdwojoną siłą, gdy znowu go zabraknie, a zostanie dodatkowa porcja metanolu do "przyjęcia".

Zatem klin nie jest pewniakiem, bo nie da się pić w nieskończoność, a zadanie z każdym kolejnym łykiem trudniejsze. Zwłaszcza że są i inne teorie, choćby odpowiedzialności wolnych rodników. W czasie rozpadu alkoholu uwalnia się ich wyjątkowo dużo, a wiadomo, że to agresywne cząsteczki odpowiedzialne za co najmniej 50 różnych dolegliwości. Za najskuteczniejszy przeciwutleniacz w takich okolicznościach uchodzi glutation. Każda komórka może go sama wytworzyć z pomocą witaminy C z aminokwasu cysteiny. Rzecz w tym, że im więcej pijemy, tym moc glutationu słabnie. Nie wyrabia...

Cysteiny jest sporo w... jajach sowich, które Pliniusz Starszy wykorzystywał jako lek na kaca. Ponoć z powodzeniem. Dzisiaj preparaty z cysteiną można kupić w aptece. Działają? Na jednych owszem, na drugich już mniej. I nie pomogą, gdy suszy.

Winna wazopresyna? 

Nie ma porządnego kaca bez suszenia. Szalone pragnienie to niewątpliwie skutek działania alkoholu na przysadkę mózgową. Jedną z jej rozlicznych funkcji jest pobudzanie wydzielania wazopresyny, czyli hormonu antydiuretycznego (ADH). Wazopresyna przeciwdziała odwodnieniu organizmu. Gdy organizm musi zatrzymać wodę, ADH uwalniany jest z tylnego płata przysadki mózgowej. Zwiększa się przepuszczalność kanalików zbiorczych w nerkach, dzięki czemu znaczna ilość wody ulega wchłonięciu (resorpcji). 

Alkohol drastycznie zaburza wydzielanie wazopresyny. Jej niedobór sprawia, że woda nie jest resorbowana wystarczająco skutecznie. Pierwszy objaw? Częste odwiedzanie toalety. To już powinno dać ci do myślenia. Czas zwolnić obroty i nie pić więcej... Tylko kto by tam słuchał głosu rozsądku na urlopie, w urodziny, imieniny etc. 

Pijesz i pijesz, ale woda w trunku nie uzupełni niedoboru. Dochodzi do odwodnienia. W gardle aż pali. A to nie wszystko: kurczy się mózg, bo organizm zabiera płyny z organów, które mają go najwięcej. Mózg jest liderem. Objawem obkurczenia mózgu jest charakterystyczny tępy ból głowy na kacu. 

Tylko czy na pewno tak to działa? Część naukowców raczej skłania się ku teorii, że odwodnienie po alkoholu wiąże się z utratą minerałów (magnezu, potasu etc.), a ich niedobór sprzyja bólowi głowy.

Tak czy siak, pić się chce, głowa boli. Mózg pracuje na zwolnionych obrotach. Przy ciężkim kacu nasze ciało dosłownie rozpada się, drży niczym galareta. Przyczyna? Hipoglikemia. 

Alkohol obniża poziom glukozy we krwi, paliwa niezbędnego centrum zarządzania, czyli mózgowi. Przy jego osłabionych funkcjach świat się wali... 

Kac - można zmniejszyć ryzyko, czyli: jak pić, żeby się nie "upodlić"?

Dość straszenia. Przecież można wypić i nie mieć kaca. Zwłaszcza jeśli: 

  1. będą to rozsądne ilości (niestety!), 
  2. przed imprezą zadbasz o wysoki poziom glukozy we krwi (by miało co spadać), 
  3. zadbasz o sporą ilość w diecie witamin C i z grupy B. Jedna z teorii mówi, że objawom kaca sprzyja szczególnie niedobór witaminy B12
  4. na imprezie zapewnisz sobie podkład z jedzenia pod alkohol: wówczas wchłania się wolniej, więc bez przykrych konsekwencji, 
  5. nie będziesz mieszał trunków, nie zapomnisz, że drinkiem niejednokrotnie łatwiej się upić niż czystą wódką (łagodny smak sprawia, że pijemy więcej, szybciej i pozornie bezkarnie),
  6. zapewnisz organizmowi sporo napojów bezalkoholowych: wody niegazowanej (unikniesz skrajnego odwodnienia) i soków (usuniesz szybciej część toksyn i wolnych rodników), 
  7. zapamiętasz, że winem musującym można się szybciej upić niż zwykłym, zatem szampan i jego podróbki są dobre na toast, nie na cały wieczór. Inne bąbelki zresztą też są niewskazane, 
  8. nie uwierzysz, że kawa postawi cię na nogi. Kofeina daje tylko pozorne wrażenie wytrzeźwienia, a w rzeczywistości w połączeniu z alkoholem zwiększa ryzyko problemów kardiologicznych. Właśnie z tego powodu nie wolno łączyć trunków z napojami energetyzującymi, a w nowoczesnych preparatach łagodzących kaca nie ma kofeiny. 

Nim zaśniesz: 

  • wywietrz starannie pomieszczenie, rozszczelnij okna: ożywczy tlen zrobi dobrze zmęczonemu organizmowi, 
  • jeśli wierzysz w tabletki na kaca, a czujesz, że ten może nadejść, weź je już teraz, 
  • nie zapomnij umyć zębów,
  • wypij jak najwięcej wody mineralnej niegazowanej. 

Gdy kac zaatakuje 

Nie wierz w cuda. Zapewne swoje musisz odcierpieć. Możesz jednak wypróbować parę polecanych metod, tych bezpiecznych. Może się uda... 

  1. Zjedz (jeśli żołądek ci pozwoli) solidną porcję miodu ( więcej informacji o miodzie) lub słodkich winogron. To powinno postawić cię na nogi. 
  2. Niektórym pomaga mocno posłodzona herbata. Łatwiej ją utrzymać (czytaj: nie zwymiotować) niż winogrona. Z drugiej strony po wymiotach zwykle szybciej wracamy do formy, ekspresowo pozbywając się toksyn. 
  3. Niektórzy polecają koktajle z żółtek z cytryną, całych jajek z sokiem pomarańczowym etc. Większość ludzi może to jednak przełknąć dopiero po kacu. 
  4. Nim zdecydujesz się na lek przeciwbólowy, uświadom sobie, że na kacu wciąż masz alkohol we krwi, a on w połączeniu z lekami bywa bardzo niebezpieczny. Szczegółowe informacje na ten temat:  Alkohol i leki - niebezpieczne związki
  5. Jeśli dasz radę zwlec się z łóżka, zrób sobie spacer na świeżym powietrzu. Jesteś mocarz: pobiegaj. Wraz z potem odejdą toksyny. Wraz z tlenem wróci życie do komórek. 
  6. Jeśli nie dasz rady, spróbuj się jeszcze przespać. 
  7. Dla ciebie wakacje już się skończyły i musisz iść do pracy? Jeśli tylko coś ci jeszcze zostało, wykorzystaj urlop na żądanie. Nieprzypadkowo rodacy zwą go "kacowym". Podobno znane są przypadki, że lituje się lekarz pierwszego kontaktu i uznaje przepicie za chorobę godną zwolnienia lekarskiego, ale to ryzykowna strategia. 

Kaca tak właściwie to nie masz? 

Potworny ból i zawroty głowy, mdłości, zaburzenia widzenia, problemy z koncentracją... Śmiejesz się z tych, którzy znają to uczucie po imprezie? Ty nawet po całonocnej balandze możesz góry przenosić? To niebezpieczne! 

Wiele badań klinicznych potwierdziło, że subiektywnie dobre samopoczucie "dzień po" nie ma bezpośredniego przełożenia na realny czas reakcji i zdolność koncentracji. Ci, którzy czują się pozornie nie najgorzej, wcale nie nadają się bardziej do prowadzenia samochodu, obsługi urządzeń mechanicznych itd.

Przemyśl to. Wielu Polaków rozumie, że na bani jeździć nie wolno, ale zarazem są przekonani, że nietrzeźwy kierowca i kierowca skacowany to nie ta sama kategoria. Zagrożeń zwłaszcza nie pojmują ci, u których kac przebiega pozornie łagodnie. Właśnie dlatego wciąż skacowani kierowcy wożą śmierć.

Więcej o: