"Jak chcesz napisać coś sensownego o narkotykach, to zostaw te raporty z dupy i urzędników, tylko z SIN-em pogadaj. Na Fejsie sobie poczytaj, mają stronę. Oni są na imprezach i naprawdę coś robią. Ludzie im ufają" - oświeciła mnie zaprzyjaźniona, nastoletnia studentka. Poszłam tym tropem.(1)
Z prezesem SIN-u (Społeczna Inicjatywa Narkopolityki)(2), Piotrem Tubelewiczem (na zdjęciu poniżej), początkowo umawiamy się na rozmowę w siedzibie organizacji przy ul. Nowy Świat w Warszawie. Ostatecznie lądujemy jednak w pobliskiej kawiarni, bo do biura nie da się wejść. W niewielkim pomieszczeniu akurat walają się materiały profilaktyczne, na stole czekają zapakowane testy do badania substancji(3), a przede wszystkim wpadło sporo osób przede mną i nawet nie byłoby gdzie usiąść. SIN nie zatrudnia sekretarki, nie serwuje kawy z dobrego ekspresu, nie ma godzin urzędowania. Związanych z nim wolontariuszy, ale i samego prezesa, najłatwiej spotkać na mieście. Jednocześnie zwykle ktoś się w biurze kręci, wpada się ogrzać, na maile czy wiadomości zostawiane na sekretarce automatycznej odpowiadają błyskawicznie.
Piotr Tubelewicz na festiwalu Garbicz (na granicy z Niemcami), gdzie w tym roku SIN wspierał podobną niemiecką organizację Eclipse. Na zdjęciu: prezes na warcie w namiocie, do którego mogli przyjść i poleżeć ci, którzy trochę przedawkowali i źle się czuli. Wydawano w nim wodę, herbatę, owoce. Zapewniano wsparcie i materiały profilaktyczne. Fot. Piotr Tubelewicz
30-letni Piotr Tubelewicz, z wykształcenia socjolog (praca magisterska - "Prohibicja narkotykowa w ujęciu funkcjonalnym" w Instytucie Socjologii UW), z pewnością nie wygląda jak prezes. Ubrany w szarą bluzę z kapturem, młodzieńczy. Typ wyluzowanego studenta. Szybko można się zorientować, że to nie przeszkadza ani w pracy, ani w profesjonalnym podejściu do niej. Wręcz przeciwnie. Jest komunikatywny, zna polski i międzynarodowy rynek narkotykowy, ma imponujące doświadczenie.
- Pracowałem w urzędzie jako referent odpowiedzialny za profilaktykę narkotykową. Aktualnie zdarza się, że dostaję zlecenia jako ekspert od problemów społecznych i piszę programy oraz strategie dla jednostek samorządu terytorialnego. Mogłem od środka zobaczyć, jak i dlaczego marnotrawi się publiczne pieniądze. Osoba oddelegowana do narkotyków bardzo często jest kompletnie oderwana od rzeczywistości. Latami siedzi w jakiejś ciemnej klitce, z której wychodzi tylko do domu. Nie ma merytorycznego przygotowania, nie zna wyników badań, a nawet jeśli ukończyła jakiś kurs czy program, to już nieaktualny lub oparty na błędnych założeniach. Jest zalewana papierami, które musi wypychać, żeby nie zatonąć. I nagle dostaje zadanie - zrób konkurs na kampanię antydopalaczową. I wychodzą z tego ciepłe pomysły z rysunkami narkomanów umierających w bramie. Praca na ulicy z pewnością wypala i nie wiem, jak długo tak się da, ale ta w urzędzie dla mnie była zdecydowanie gorsza.
Oczywiście, organizacje pozarządowe, te najbliżej zagrożeń i podejmujące konkretne działania, także mogą wystartować w takim konkursie i zaproponować coś sensownego. Niestety, większość nawet nie próbuje tego robić - przerażają procedury, wymagany język dokumentacji i jej ilość. SIN coraz częściej stara się walczyć o dotacje. Koledzy przychodzą ze świeżymi pomysłami, diagnozują problemy w realnym świecie, a Piotr zamienia to na formułki, kwity i walczy o państwową kasę. Czasem się udaje, ale wciąż dużą część działań prowadzą dzięki darowiznom lub zapałowi wolontariuszy. Wierzą jednak, że stosowane przez nich metody przenikną do mainstreamu, a pozyskane fundusze umożliwią maksymalną profesjonalizację działań.
Eksperci z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii czy kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli twierdzą, że jedną z przyczyn niskiej skuteczności programów profilaktycznych jest brak odpowiedniej diagnozy w gminach i szkołach. Tubelewicz przekonuje, że przeprowadzenie jej, w oparciu o obowiązującą praktykę, niczego nie poprawi.
- Przecież zazwyczaj te badania nie diagnozują problemów społecznych, tylko co najwyżej stereotypy o problemach społecznych. Wyniki traktowane są dosłownie, a potem na ich podstawie tworzy się programy, które opiniuje ich twórca. Ważne, żeby w dokumentach wszystko się zgadzało. Jak coś, od początku oparte na fikcji, ma zadziałać? Oczywiście, są narzędzia, które pozwalają na w miarę sensowne wyciąganie z nich wniosków, ale tego się w gminach nie robi, a nawet jak się robi, to te badania albo nie są czytane przez decydentów, albo trudno je bez doświadczenia badawczego odróżnić od zwykłej fuszerki.
Nic się nie zmieniło od czasu, gdy sam chodziłem do szkoły i uczestniczyłem w takich badaniach. Ankieta była anonimowa i nawet niegłupia. Zostawiono nas z nią bez nadzoru, a my w miarę uczciwie odpowiadaliśmy. Potem arkusze trafiły do sekretariatu, gdzie przejrzała je wychowawczyni. W zasadzie interesowało ją tylko jedno pytanie. Spośród kilku osób eksperymentujących już z substancjami psychoaktywnymi, przyznała się do tego jedna i bardzo żałowała. Nauczycielka potem na lekcji wychowawczej zapytała kolegę Tomka, dlaczego jej nie ufa. Ta sytuacja oduczyła nas szczerości.
- Często po takich doświadczeniach wyniki badania obrazują nie rzeczywisty poziom jakiegoś zjawiska (np. używania substancji), tylko poziom strachu przed przyznaniem się do nieakceptowanego społecznie zjawiska. Poza tym, badania w szkołach czy gminach często oparte są o błędne założenia metodologiczne, a wyniki tych badań nie są potem sprawdzane żadnymi sposobami, np. badaniem jakościowym.
Program szkolny jest przeładowany, uczniowie zmęczeni i zniechęceni. Wciskanie między matematykę i Sienkiewicza wiedzy o zagrożeniach związanych z substancjami psychoaktywnymi zwykle jest przyjmowane z entuzjazmem, nawet gdy mają to być nudne gadające głowy. Nauczyciele są obłożeni pracą. Często nie mają czasu, by uczestniczyć w zajęciach realizowanych przez osoby z zewnątrz, a co dopiero samodzielnie realizować profilaktykę. W świetle rekomendacji PARPA (Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) skuteczne są takie programy, które trwają minimum 10-15 godzin, zakładają współpracę z rodzicami i gronem pedagogicznym, ale na takie programy zazwyczaj nie ma w szkole czasu. To powoduje, że programy profilaktyki szkolnej nie są zazwyczaj skuteczne.
Wydaje się, że realizowane programy rekomendowane przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii czy Instytut Psychiatrii i Neurologii mają sens? Przechodzą przecież profesjonalne badania ewaluacyjne, czyli sprawdza się stopień realizacji założonych celów, modyfikuje je w trakcie, dostosowując do bieżących potrzeb... Piotr Tubelewicz studzi jednak entuzjazm:
- Przypominam, że jednym z najchętniej realizowanych programów zintegrowanych, realizowanym w szkołach, rekomendowanym przez wymienione organizacje, kontrolowanym przez MEN, jest "Archipelag Skarbów".(4)
Byłem na realizacji tego programu. Przemycił mnie kumpel z porządnej, katolickiej rodziny, byśmy zobaczyli, jak wygląda "konserwatywne wychowanie seksualne". Wyszedł z sali totalnie zniechęcony, ja zażenowany. Do sali gimnastycznej spędzono ze 100-200 nastolatków z różnych klas i szkół w wieku gimnazjalnym. Zgasło światło, a z megafonu poleciały nie tylko komunały o czystości seksualnej, ale i o depresji po utracie dziewictwa i o szansie na drugie dziewictwo, już takie moralne. Media donoszą również o takich realizacjach, gdzie dziewczynom molestowanym zaleca się okazanie szacunku oprawcy.
- Oczywiście, program jest różnie realizowany, ale na pewno nie ma nad tym należytej kontroli. Jak ma to tak wyglądać, to może lepiej, że wiele gmin nie realizuje programów rekomendowanych. W SIN-ie, jeśli tylko zauważymy, że ktokolwiek okazuje niezdrowe zainteresowanie nawet bardzo chętną, ale nietrzeźwą, dziewczyną, natychmiast reagujemy. Nie te standardy.
W Polsce niewątpliwie mamy problem z substancjami psychoaktywnymi, ale każda nagłośniona sprawa wywołuje zdziwienie. Naprawdę jest się czemu dziwić?
Co w takim razie, tak konkretnie, robi SIN? Ich partyworkerów, czyli wolontariuszy, którzy zajmują się profilaktyką i interwencją kryzysową, spotkasz na imprezach (głównie muzycznych), gdzie są nielegalne substancje psychoaktywne. Mają stoiska z ulotkami, ale także namioty, w których można odpocząć, gdy ktoś poczuje się źle. W stanie zagrożenia zdrowia i życia przekazują potrzebujących w ręce ratowników medycznych. Starają się zresztą, by w ich zespole był ratownik, jeśli o jego obecność nie zadbał organizator.
Niby narkotyki są wszędzie, ale nie spotkasz nas w pizzerii. Nie lubimy pozornych działań, nie defraudujemy pieniędzy. Szczęśliwie, przez te kilka lat działalności, nikt przy nas nie umarł. Trzeba jednak pamiętać, że po głównych imprezach ludzie często trafiają na after party. Są takie imprezy, na które przychodzi 70 osób, z czego większość to użytkownicy, a potem, na after party, umierają trzy osoby. Na imprezie czasem jest ratownik, są ludzie którzy ewentualnie mogą pomóc. Na domówkach, nawet gdy jest sytuacja zagrożenia życia, uczestnicy często boją się wezwać karetkę, bo nie chcą problemów z prawem.
- Takie sytuacje nas psychicznie rozwalają. Oczywiście, szkolimy się, jak sobie radzić w sytuacjach kryzysowych, wspieramy się wzajemnie, ale to wciąż wyzwanie i czasem, uzasadniona przecież świadomość "zrobiłem, co mogłem", nie wystarcza. Sam z tego powodu miałem przerwę. Dlatego potrzebujemy superwizji(5). Mam nadzieję, że w ramach pieniędzy, które staramy się zdobywać jako organizacja, znajdą się środki, by udzielić partyworkerom i wolontariuszom odpowiedniego wsparcia.
SIN działa przede wszystkim w Warszawie i Trójmieście. Rozkręcają się oddziały w Katowicach i Poznaniu, ale tylko praktyka może pokazać, jak to będzie działało, w którą stronę pójdzie. Barierą są nie tylko pieniądze, lecz także zaplecze w postaci sprawdzonych partyworkerów. Wolontariusze zgłaszają się przez internet, rekrutują na imprezach, niejednokrotnie z tych, którzy wcześniej korzystali z pomocy SIN-u.
Osoby, które miały bezpośredni kontakt z narkotykami, często znakomicie sprawdzają się w tej pracy. Mają wiedzę, doświadczenie. Zdarza się jednak, że ktoś nietrzeźwy zgłasza się na dyżur. Prosimy go wtedy grzecznie, żeby wrócił, jak się ogarnie. I czasem wracają po kilku miesiącach.
- Żeby z nami pracować, trzeba mieć ogromną, aktualną wiedzę i zapewniamy w tym zakresie odpowiednie szkolenia, także zagraniczne. Równie istotne jest podejście do ludzi, opanowanie. My rozmawiamy z każdym, porobionym także (słowniczek pojęć slangowych na końcu, przyp. red.). Po prostu służymy pomocą, udzielamy informacji, podpowiadamy, co można zrobić, gdy ktoś ma problem. Czasem coś dotrze do świadomości, czasem nie. Nie grozimy i nie odrzucamy, bo ktoś nie chce się leczyć. Nigdy nie pojmę tej zasady terapeutycznej, niestety wciąż obowiązującej, żeby wspierać tylko tych, którzy chcą wyjść z problemu. Po co w takim razie terapeuci? Jaka jest ich rola, skoro zajmują się tylko już tymi przekonanymi?
To nie jest zdjęcie ilustracyjne, a obrazek z festiwalu w Polsce. Fot. Piotr Tubelewicz
- Chociaż wciąż i wciąż mówimy "nie bierzcie narkotyków", ale zarazem podpowiadamy, jak zwiększyć bezpieczeństwo stosowania i jak się ratować, gdy stanie się coś złego, czasem pojawiają się zarzuty, że promujemy branie. Propagowanie narkomanii? W internecie są setki ogłoszeń. Dilerzy piszą o efektach polecanych substancji, o wyprzedaży towaru czy okazyjnych obniżkach. Na niektórych festiwalach handlarze wystawiają przed namiotem tablicę z informacją o asortymencie. My udzielamy pomocy tym, którzy już coś zażyli i źle się czują lub chcą coś wziąć. Trzeba poczuć różnicę między promowaniem narkotyków a redukcją szkód związanych z ich używaniem.
SIN w akcji. Tu nie ma miejsca na ogólniki. Pełna informacja. Decyduj. Fot. Roksana Karczewska
- Na co dzień rzadko spotykamy się z agresją, chociaż tak wiele osób utożsamia nie tylko uzależnienie, lecz także jednorazowe zażycie substancji psychoaktywnych czy eksperymentowanie, z agresją. Przestępczość i przemoc wiązana z narkotykami nawet 20 lat temu była stereotypem i przyczyniły się do tego media, nagłaśniające każdy przypadek - przypomina Piotr Tubelewicz i zapewnia, że owszem, on i partyworkerzy często spotykają się na imprezach z osobami agresywnymi, ale te są najczęściej po alkoholu. Oczywiście, im też starają się pomóc. Celem partyworkerów jest, żeby nietrzeźwy (niezależnie od tego, co zażył), nie zepsuł zabawy sobie i innym, nie zrobił krzywdy, a także, żeby nie poniosło go tak, że konieczne będą także prawne konsekwencje albo interwencja medyczna. SIN, co do zasady, nie wzywa policji, a przynajmniej do tej pory nie było takiej potrzeby.
W SIN-ie nie posługują się uproszczeniami, nie oceniają i wiedzą, że powody, dla których ktoś zażywa substancje psychoaktywne to nie tylko wpływ grupy rówieśniczej, problemów domowych czy chęć zabawienia się.
Poznałem kiedyś dziewczynę, która brała amfetaminę, żeby nie przytyć. Utrzymywała to w tajemnicy przed swoim chłopakiem, ale żeby zarobić na narkotyki, uczyniła go nieświadomym uczestnikiem przestępstwa. Od czasu do czasu jego samochodem przewoziła za granicę kilogram heroiny, marihuany i amfetaminy. To pozwalało utrzymywać nałóg.
- Czasem substancje psychoaktywne to walka z bólem, samomedykacja. Niektórym bez blanta po prostu trudno znieść codzienność. Namawiałem pewnego gościa, żeby wreszcie poszedł do psychiatry, zamiast wciągać niebezpieczny hexen, działający podobnie jak kokaina. Wreszcie się udało. Dostał na receptę coś o podobnym działaniu i rozwiązał problem.
Wiele osób nie zauważa, że ma problem z substancjami psychoaktywnymi. Są takie, które regularnie przedawkowują i nie dostrzegają następstw swojego używania. Pozwala na to wytrzymałość młodego organizmu; używanie szkodliwie nie musi od razu przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu.
- Nie uważam, tak jak duża część specjalistów w Polsce, że uzależniony sam musi chcieć się leczyć, by się wyleczyć. Przecież w takiej sytuacji pomoc psychologiczna byłaby niepotrzebna. Narzędzia terapeutyczne, jak choćby dialog motywujący, mają pokazać osobie używającej, że branie ma zarówno duże plusy, jak i minusy, zmotywować ją do zmiany. To jest zadanie terapeutów, choć partyworkerów również warto byłoby przeszkolić z używania dialogu motywującego. Jako SIN mamy dostępnych dobrych terapeutów, do których możemy odesłać spotkaną na imprezie osobę z problemami. Wówczas jest gwarancja, że nie wydarzą się różne nieprzyjemne czy zniechęcające klienta wydarzenia, np. nikt nie zostanie wyrzucony z terapii tylko dlatego, że przyzna się do używania substancji, co w Polsce jest wciąż powszechnie spotykaną praktyką.
Piotr Tubelewicz pracuje także w świetlicy fundacji Prekursor (6) i pomaga osobom przyjmującym narkotyki iniekcyjnie. Badania populacji używających iniekcyjnie oraz instytucje twierdzą, że problem ten systematycznie maleje, ale Piotr uważa inaczej:
- Nie znamy liczby osób iniekcyjnie używających w naszym kraju, mimo twierdzenia, że jest ich tylko 10 tysięcy. Owszem, być może powoli spada liczba użytkowników iniekcyjnych opiatów, jednak na ulicy jest coraz więcej osób stosujących dopalacze, bądź mieszających różne opiaty z czymś dodatkowym. Tymczasem dziś nawet branie iniekcyjne nie musi się wiązać ze społecznym wykluczeniem. Do miejsc, w których pomaga się takim osobom, idą głównie ci, którzy nie mają co jeść, gdzie spać, nie stać ich na nowy sprzęt. Wiemy o bardzo dużej grupie iniekcyjnych użytkowników, którzy nie mają styczności z pomocą społeczną, a z innymi użytkownikami komunikują się głównie przez internet. Nie mamy też danych z prywatnych ośrodków leczenia uzależnień. Coraz więcej osób nie trafia do statystyk, nie bada się nowych zjawisk.
Niewątpliwie nową grupą są pracownicy budowlani ze Wschodu. Wystarczy przejść się wieczorem po placach. Leżą tam stosy zużytych igieł i strzykawek. Raczej nie zostawili ich nasi starzy znajomi, polscy użytkownicy iniekcyjni, bo to nie ich miejsca.
W tradycyjnych miejscach spotkań osób stosujących środki dożylne wciąż pojawiają się nowe zjawiska. Ostatnio plagą są amputacje kończyn. Po czym? Trudno powiedzieć.
Jeśli ktoś mówi, że bierze Jadzię czy Leszka, to już nie oznacza slangowego określenia na konkretną substancję czy mieszankę psychoaktywną, a jedynie, że towar przyniosła Jadzia lub Leszek. Na całą gamę substancji, które się wstrzykuje, mówi się "mefedron" mimo, że wszyscy wiedzą, że z mefedronem dana substancja nie ma wiele wspólnego. Wynalazki powodują dosłownie dziury w nogach, zakrzepicę, można niemalże mówić o polskim krokodylu. W pewnym momencie popularny był towar, który rozpuszczał zastawki w sercu.
- Powszechnie dostępny metkat powoduje szybkie wyniszczenie organizmu. Zawarty w nim nadmanganian potasu odkłada się w układzie nerwowym. Ponoć nie byłby taki groźny, gdyby powstawał w warunkach laboratoryjnych. Taki z garnuszka, zrobiony z tabletek na katar bez recepty, to zabójca. To pokazuje, że bardzo często to nie substancja zabija, tylko warunki społeczne albo brak państwowej kontroli nad rynkiem.
Idzie zima, która zapewne, jak zwykle, poprawi trochę statystyki. Nietrzeźwych w Polsce nie przygarną noclegownie i schroniska, ponieważ przyjmują one jedynie osoby trzeźwe, a osoba uzależniona zazwyczaj ma w sobie parę promili alkoholu. Nieliczne gminy w Polsce prowadziły miejsca noclegowe dla osób nietrzeźwych, dzięki temu w tych gminach nikt nie zamarza, a szpital jest mniej obciążany przyjmowaniem osób bezdomnych. W Niemczech są specjalne miejsca, w których nawet można alkohol kupić, a za pobyt zapłacić pracą, np. sprzątaniem. U nas - wytrzeźwiałki, najlepszy sposób, by człowiek nigdy nie wyszedł z bezdomności. Rekordziści trafiają do izby wytrzeźwień nawet kilkadziesiąt razy jednej zimy. Pewnego dnia budzą się i mają 30 tysięcy długu do uregulowania. No, weź się wtedy człowieku nie napij...
***
Przypisy:
1. Powyższa publikacja o działalności partyworkerów ze Społecznej Inicjatywy Narkopolityki (SIN) to trzeci odcinek naszego minicyklu o uzależnieniach. Wcześniej ukazały się:
2. Społeczna Inicjatywa Narkopolityki powstała w 2012 roku, aby wpłynąć na zmianę prawa narkotykowego w Polsce. Wspiera ideę dekryminalizacji posiadania substancji odurzających na własny użytek, umożliwienie osobom uzależnionym dostępu do różnorodnych i skutecznych form leczenia, redukcję szkód wynikających z używania narkotyków oraz dopuszczenie nielegalnych obecnie substancji do użytku medycznego w określonych przypadkach. Od 2015 roku wolontariusze z SIN-u pracują na imprezach w klubach oraz na festiwalach muzycznych: edukują i świadczą usługi redukcji szkód. Takie podejście od lat ratuje życia w wielu państwach na świecie. Działania z zakresu redukcji szkód są rekomendowane i prowadzone przez Organizację Narodów Zjednoczonych; Unię Europejską (Strategia Narkotykowe UE 2013-2020); Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii; Czerwony Krzyż; Lekarzy Bez Granic oraz setki innych instytucji i organizacji zajmujących się problematyką używania substancji psychoaktywnych.
3. W związku z ogromną ilością mieszanek z niebezpiecznymi dodatkami, dopalaczy o niejasnym składzie itd, SIN zachęca do testowania substancji przy użyciu specjalnych testów kolorymetrycznych. Stosując różne narkotesty jednorazowe można wykryć najgroźniejsze domieszki: ~90 proc. z nich zareaguje mocno z jednym z trzech odczynników, a 95 proc. z jednym z pięciu.
4. Archipelag Skarbów to "program profilaktyki zintegrowanej oparty na badaniach naukowych i rekomendowany przez państwowe instytucje, skierowany do młodzieży w wieku 14-16 lat". Jak twierdzą jego twórcy na oficjalnej stronie: "Program uczy zdrowego i mądrego stylu życia. Zachęcamy młodzież do unikania alkoholu, narkotyków, przemocy, pornografii i do czekania z seksem aż do małżeństwa.Archipelag Skarbów pokazuje młodym ich ogromny pozytywny potencjał – zupełnie inaczej niż o młodzieży mówią masowe media", (data dostępu do informacji na stronie: 10.11.19). Od lat nie ustają kontrowersje wokół programu. Pisały o nim choćby Wiadomości gazeta.pl, czytaj: "Rady dla molestowanych dzieci: "potraktuj go z szacunkiem". Instytut przyznaje: skandaliczne".
5. Superwizja to przede wszystkim proces uczenia się, ale także wsparcia, w którym superwizant (np.psychoterapeuta, ale w tym przypadku wolontariusz, zgłaszający się na superwizję) pracuje z bardziej doświadczonym specjalistą nad wzbogacaniem własnych umiejętności i doświadczenia zawodowego, które docelowo mają służyć klientowi zgłaszającemu się po pomoc, ale także chronić samego superwizanta przed konsekwencjami pracy w stresie, przed emocjonalnym wypaleniem.
6. Fundacja Prekursor prowadzi działania mające na celu minimalizowanie szkód zdrowotnych i społecznych związanych z używaniem substancji psychoaktywnych. W ramach działania Fundacji od ponad trzech lat w lokalu przy Dworcu Centralnym w Warszawie (wcześniej wiele lat na ulicy Górczewskiej) oraz na ulicach w ramach streetworkingu, Fundacja prowadzi kompleksowe działania mające na celu ograniczenie negatywnych skutków używania narkotyków, głównie drogą iniekcji.
Słowniczek
Zdecydowanie więcej pojęć w słowniku pojęć slangowych (dla rodziców).