Więcej o szczepieniach na Gazeta.pl
Dostępny w Polsce (raczej teoretycznie) preparat Fluenz Tetra jest przeznaczony dla dzieci i młodzieży w wieku 2-18 lat. Ta szczepionka donosowa przeciw grypie jest równie skuteczna i tak samo bezpieczna, jak preparaty w zastrzyku. Zawiera te same 4 antygeny wirusów grypy, co klasyczne, inaktywowane szczepionki stosowane podskórnie i domięśniowo. Szczepionki donosowe sprawdziły się pod każdym względem. W USA stosowane są z powodzeniem od 2003 roku, w Europie od ośmiu lat. Miały być sposobem na propagowanie szczepień przeciw grypie w naszym kraju. Nie wyszło i szybko nie wyjdzie.
Oczywiście, u dzieci nie trzeba stosować szczepionki do nosa. Już półroczne maluchy mogą dostać szczepionkę w zastrzyku (donosową dopiero dwulatki). Zastrzyki zapewniają dzieciom optymalną ochronę. Niestety, nie są popularne w Polsce. Generalnie nie szczepimy się przeciw grypie. Nawet w rekordowym, poprzednim sezonie zaszczepiło się tylko kilka procent rodaków. Dzieci szczepimy jeszcze mniej chętnie - zwykle ok. procenta populacji. Jednym z argumentów, który często pada, jest niechęć do zadawania najmłodszym dodatkowego bólu. W przypadku szczepionek donosowych ten argument odpada.
Oczywiście, to nie jest jakiś wyjątkowo mocny argument. Klasyczne szczepienie powoduje naprawdę niewielki dyskomfort - to raczej strach ma wielkie oczy (igła, strzykawka). W porównaniu z tym, co grypa robi naszym dzieciom, nie ma o czym mówić. Na ciężki przebieg grypy wśród dzieci narażone są przede wszystkim maluchy do lat pięciu. Grypa w tym wieku może skończyć się leczeniem szpitalnym, ale i ciężkimi powikłaniami, w tym:
Dzieci są rezerwuarem wirusów grypy, pełniąc istotną rolę w transmisji wirusa w społeczeństwie i zwiększając ryzyko zakażenia u rodziców, opiekunów, osób starszych, jak i dzieci najmłodszych, których szczepić jeszcze nie można.
Najmłodsze dzieci wciąż nie mogą być szczepione przeciw COVID-19. Grypa dosłownie otwiera wrota dla koronawirusa: uszkadzając nabłonek układu oddechowego, ułatwia wnikanie do organizmu SARS-CoV-2. Coraz częstsze są koinfekcje (równoczasowe zakażenie różnymi patogenami), a po nich nadkażenia bakteryjne, wreszcie powikłania po covidzie u najmłodszych (PIMS). To wszystko powinno przekonywać do masowych szczepień. Nie przekonuje.
Teoretycznie rządzącym zależy, żeby Polacy szczepili dzieci przeciw grypie. Szczepienie jest zalecane i w przypadku tych grup najbardziej narażonych na zachorowanie i szerzenie epidemii (przedszkolaki, dzieci w wieku 24-60 miesięcy) częściowo refundowane. Za szczepionkę w zastrzyku trzeba zapłacić ok. 50 zł (z refundacją ok. 25 zł), za donosową ok. 100 zł (z refundacją ok. 50 zł).
Co z tego, skoro większość rodziców najpewniej w ogóle nie słyszała o szczepionce donosowej, a ci, którzy wiedzą o takiej możliwości szczepienia, nie są w stanie zdobyć preparatu? Zapewnienia władz, że w tym roku nie zabraknie szczepionki na grypę nie dotyczyły konkretnych preparatów i wcale nie są dobrą wiadomością.
Szczepienia przeciwko grypie rekomenduje nie tylko WHO, ale także polskie autorytety, w tym Polskie Towarzystwo Pediatryczne, Konsultant Krajowy ds. Pediatrii, Główny Inspektor Sanitarny. Z drugiej strony - trudno nie odnieść wrażenia, że cała ta troska i zachęcanie Polaków, to jednak fikcja. Skoro dotychczasowe akcje nie działają, może czas pomyśleć o innych sposobach promocji szczepień? I kiedy już się osiągnie efekt, trzeba ludziom zapewnić dostęp do szczepionek. Dziś to para w gwizdek. Niemal każdy przekonany zastanie teraz w aptekach puste półki.
Niełatwo było ustalić, ile spośród pięciu milionów deklarowanych dawek szczepionek przeciw grypie dla Polski będą stanowić te donosowe. Ministerstwo Zdrowia zasłaniało się niewiedzą w zakresie harmonogramów dostaw i konkretnych wielkości partii (poza tymi ok. trzema milionami dawek, które samo zabezpieczyło w ramach zadań Agencji Rezerw Materiałowych i nie ma wśród nich donosowych).
Faktycznie, po ustaleniu konkretów, szumnie odtrąbiona refundacja dla dzieci wygląda niemal karykaturalnie, bo niewielu z niej skorzysta. Jak przyznaje AstraZeneca, producent szczepionki Fluenz Tetra, dawek dla Polski będzie łącznie 100 tysięcy. Do tej pory dotarło tylko 35 tysięcy. Dzieci, które teoretycznie mogłyby być szczepione tym preparatem, jest ponad sześć milionów. Dopiero zaszczepienie co najmniej połowy populacji zaczyna mieć jakikolwiek wpływ na przebieg zakażeń.
W tym roku grypa uderzyła zdecydowanie wcześniej i mocniej niż zwykle. Trudno przewidzieć, co nas czeka w szczycie zachorowań na COVID-19 i grypę (jedno i drugie przed nami). Jedno jest jednak pewne - nawet pełny i łatwy dostęp do szczepionek nie zastąpi edukacji i zdrowego rozsądku, których wciąż rodakom brakuje.
Jak ustaliliśmy u producenta, w ubiegłym roku Polacy rzeczywiście byli bardziej zainteresowani zakupem szczepionek przeciw grypie, ale tylko na początku sezonu. Pierwsze partie, w październiku i listopadzie, schodziły na pniu, ustawiały się kolejki. AstraZeneca, gdy tylko pozwoliły na to moce produkcyjne, zdecydowała się więc dostarczyć dodatkowe dawki szczepionki donosowej do Polski. Przyszły w grudniu. Nie sprzedały się już i trzeba je było zutylizować. Aż dziw, że na ten rok nie zmniejszono nam jeszcze dostaw.
Ze względu na specyficzne zachowania konsumenckie tej niewielkiej grupy Polaków, która przyjmuje szczepienie przeciw grypie (rodacy robią to na początku sezonu lub wcale), tym razem wszystkie dawki będą dostarczone najpóźniej na początku listopada. Jeśli do tego czasu nie uda ci się kupić szczepionki donosowej dla dziecka, to niestety pozostaje zastrzyk (jeśli ten będzie dostępny, oczywiście).
Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) co roku na grypę choruje ok. 10 proc. dorosłych i aż 20-30 proc. dzieci. W tym roku skala może być jeszcze większa, bo pandemia koronawirusa wpłynęła na skalę zachorowań na grypę sezonową.
W ubiegłym roku grypy niemal nie było. Zniknęła? Nie do końca. Maseczki, dystans i lockdowny nie pozwoliły jej się swobodnie szerzyć. To sprawiło, że nie chorowaliśmy, ale też częściowo utraciliśmy populacyjną odporność. Dziś już się covidu nie boimy, grypy tym bardziej. Jakie będą tego konsekwencje? Niestety, fatalne. Albo zakażenia zbiorą tragiczne żniwo i wyciągniemy wnioski za późno, albo tegoroczne wirusy okażą się umiarkowanie zjadliwe, co jeszcze bardziej uśpi naszą czujność. Wtedy przykre konsekwencje poniesiemy w następnych sezonach.
Producenci szczepionek, które są u nas tylko zalecane, nieoficjalnie nazywają Polskę ryneczkiem, bo o rynku, przy tak minimalnym zainteresowaniu, mówić trudno. Nie dotyczy to tylko szczepionki przeciw grypie, ale też przeciw HPV.