Zespół naukowców z Hariri Institute for Computing (Uniwersytet Bostoński) i kilku innych instytucji badawczych zbadał, jak rozchodziła się dezinformacja na temat COVID-19, korzystając przy tym z pomocy wykładniczych modeli wzrostu. Tego typu modeli używa się w badaniach epidemiologicznych, śledzących rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych.
Naukowcy skupili się na ośmiu anglojęzycznych krajach, w tym Stanach Zjednoczonych, a do analizy zachowań internautów używali Google Trends. Badano, jak często wyszukiwane są informacje na temat potencjalnego związku COVID-19 z alkoholem, z korzeniem imbiru, ze słońcem, hydroksychlorochiną oraz z technologią 5G (o takich mitach pisze na swoich stronach Światowa Organizacja Zdrowia - WHO).
- Odkryliśmy, że w różnych krajach dezinformacja dotycząca COVID-19 rozprzestrzenia się wykładniczo, podobnie jak koronawirus - piszą naukowcy. Wyniki badania zostały opublikowane w czasopiśmie "Journal of Medical Internet Research" (JMIR).
Na początku pandemii doszło do tak gwałtownego wzrostu informacji na temat COVID-19, że w tym nawale danych dezinformacja miała się znakomicie. Naukowcy zauważyli też, że stopniowo obalane przez WHO mity na temat COVID-19 wpływały na spadek zainteresowania takimi frazami w internecie.
Najskuteczniej rozprzestrzenił się mit o związku pomiędzy technologią 5G i COVID-19. Pogłoska, jakoby ta technologia była winna COVID-19, rozsiała się wyjątkowo szeroko i o wiele szybciej niż pozostałe plotki. Naukowcy nie kryją, że byli tym bardzo zaskoczeni. Tym bardziej że dane na temat technologii 5G to żadna nowość.
Od 4G, obecnie obowiązującego standardu, 5G różni się między innymi tym, że używa innych częstotliwości i wymaga systemu wielu anten i wielu odbiorników. To piąta generacja technologii mobilnej, zastępująca 4G/LTE (do częstotliwości z zakresu 700-600MHz technologia 5G dodaje jeszcze trzy pasma). Sieć nowej generacji ma być znacznie szybsza, stabilniejsza i bardziej niezawodna niż 4G, a także obsługiwać o wiele większą liczbę urządzeń. Dla porządku trzeba dodać, że jak do tej pory, żaden rzetelny test nie wykazał, by sieć 5G stanowiła zagrożenie dla ludzkiego zdrowia. Prof. David Starobinski z Wydziału Elektroniki i Informatyki Uniwersytetu Bostońskiego podkreśla, że sieć 5G to raczej ewolucja w technologii komunikacji niż rewolucja.
Plotka o rozsiewaniu COVID-19 poprzez sieć 5G żyła bardzo długo. Naukowcy uważają, że częściową winę za to ponoszą sami twórcy tej technologii, którzy w niedostatecznie przejrzysty i przystępny sposób tłumaczą, jak ona działa. Zła komunikacja powoduje, że ludzie tracą zaufanie do instytucji czy rządów, obawiając się nadmiernego nadzoru i ta podejrzliwość przenosi się na inne dziedziny.
Drugi powód to obawa przed czymś, czego nie widzimy, a wiemy, że jest, jak - w tym przypadku - promieniowanie elektromagnetyczne. W przypadku 5G - podkreśla prof. Starobinski - promieniowanie nie przekracza wytycznych dotyczących bezpieczeństwa. - Ludzie używają smartfonów od lat i nie widzimy dowodów na to, aby promieniowanie pochodzące z tych urządzeń powodowało zauważalny wzrost chorób lub hospitalizacji. Tym bardziej więc dziwne, że tak wielu ludzi uwierzyło, iż to właśnie promieniowanie towarzyszące technologii mobilnej nowej generacji odpowiada za COVID-19.
W podsumowaniu swoich badań naukowcy piszą, że aby powstrzymać rozprzestrzenianie się podobnych mitów w przyszłości, eksperci muszą konsekwentnie korygować i wyjaśniać nieporozumienia związane z wprowadzaniem czy to nowych technologii, metod leczenia, przyczyn chorób itd. Nazywają to humanizowaniem rozmowy.
Źródła: Boston University,Journal of Medical Internet Research