"Zrobię test na obecność SARS-CoV-2, tak na wszelki wypadek"? Niestety, jeszcze nie dziś

Minister zdrowia Łukasz Szumowski ogłosił, że wszystkie osoby objęte kwarantanną będą poddawane testom na obecność koronawirusa. To ważna zmiana, która obrazuje, jak bardzo ograniczone są możliwości diagnostyczne. Kto realnie powinien się badać? Kiedy test jest potrzebny i czy powszechna dostępność do badań ma realny wpływ na sytuację epidemiczną?

Czwartek 12 marca to dzień, który przyniósł optymistyczne wieści z Korei Południowej, która jeszcze niedawno była największym, poza Chinami, ogniskiem zachorowań na COVID-19, a obecnie zajmuje czwarte miejsce (za Włochami i Iranem). Tego dnia oficjalnie, na podstawie wiarygodnych badań, 177 osób uznano za wyleczone i wypisano ze szpitala, a potwierdzono 110 nowych przypadków zakażeń (więcej na ten temat).

Korea Południowa niemal od początku mocno stawiała na wczesne wykrywanie koronawirusa. Testy są tam bezpłatne i łatwo dostępne. Można je nawet zrobić w budkach typu drive-thru. Podobne rozwiązania wprowadziła Australia czy Niemcy, kraje uznawane za stosunkowo dobrze radzące sobie z zagrożeniem. W Niemczech wprawdzie oficjalnie zakażonych jest już ponad trzy tysiące, jednak wirus rozprzestrzenia się wolniej niż we Włoszech, a to przyczynia się choćby do niskiej śmiertelności (służby medyczne mogą lepiej zająć się chorymi). W Australii jest 128 zakażonych, chociaż oficjalnie SARS-CoV-2 dotarł tam już w drugiej połowie stycznia.

Czy przesiewowe testy mają sens?

Wczesne diagnozowanie chorych daje szansę na ich izolację i mniejszą dynamikę rozprzestrzeniania się wirusa. Docelowo pozwoli też realnie oszacować takie wskaźniki jak zaraźliwość czy śmiertelność i przygotować się na przyszłość, bo nie wiemy, jak sytuacja będzie się rozwijać w przyszłości - niewykluczone, że nowy koronawirus już z nami zostanie i będzie atakował sezonowo jak grypa.

Ekspert wyjaśnia, co oznacza w praktyce wysoka zaraźliwość, umiarkowana śmiertelność, podstawowa liczba odtwarzania - 2,5

Teoretycznie dla chorego nie ma większego znaczenia, czy przeszedł test, tylko jak przebiega u niego zakażenie. Kluczowe są objawy i ewentualne powikłania. Politycy, ale także epidemiolodzy czy wirusolodzy, uspokajali, że nie ma uzasadnienia badanie każdego, kto może mieć nowego koronawirusa, ale też (co bardziej prawdopodobne) zwykłą grypę albo przeziębienie. Bez spełniania dwóch kryteriów, czyli objawów choroby i dowiedzionego kontaktu z kimś zakażonym, w ogóle nie było mowy o badaniach, bo ryzyko oceniano jako niskie. W przypadku objawów łagodnych nawet pacjenci objęci kwarantanną także nie przechodzili testów. Ponosimy już bolesne konsekwencje tych decyzji.

Mężczyzna z województwa lubelskiego, który zakaził ojca, ma pretensje, bo można było tego uniknąć. Odmówiono mu badań, chociaż źle się czuł, a wrócił z Włoch, więc podejrzenie COVID-u wydawało się uzasadnione. Cała jego bliska rodzina została zainfekowana, chociaż na razie poza tatą nikt nie ma objawów (więcej na ten temat).

Nie brakuje doniesień o chorych, którzy zaliczyli izbę przyjęć, jeden szpital, kolejny, nim doczekali się badania. Nie dość, że narażali rodzinę, to również personel, osoby spotykane w komunikacji miejskiej, poczekalniach. 

My w szpitalach nie mamy żadnych  testów. Nawet jak pacjent przychodzi na izbę przyjęć z objawami grypowymi, najwyżej możemy zalecić mu telefon do sanepidu. Przy bardzo nasilonych objawach choremu organizowany jest transport sanitarny i przewożą go do szpitala zakaźnego, gdzie dopiero wykonywane są badania. W szpitalu jest oddzielne wejście dla osób z objawami, zachowywana jest właściwa bariera bezpieczeństwa, ale odradzamy takie postępowanie, bo i tak kierujemy na kwarantannę domową. Tych pacjentów monitoruje sanepid i decyduje ewentualnie o przewiezieniu do odpowiedniej placówki

- opowiada pielęgniarka ze Śląska. 

W sieci z każdym dniem przybywa zdziwionych, że nie ma możliwości badania (ani za darmo, ani za pieniądze). Wśród nich celebrytka Sara Boruc, zszokowana, że w Wielkiej Brytanii też tak jest.

Możliwości mniejsze niż potrzeby

Trzeba realnie oceniać sytuację. Z niedoborem testów boryka się wiele krajów, także bogatszych i teoretycznie lepiej zorganizowanych od Polski. Niektóre kraje europejskie ten problem opanowały, uczestnicząc we wspólnym przetargu na testy, ale także np. maski. Niestety, jak poinformowała Danuta Hubner na Twitterze, Polska się do niego nie przyłączyła.

Portal Business Insider przeanalizował 11 marca dane z kilku krajów i policzył liczbę testów na milion mieszkańców. Przodują Korea Południowa (3692), Chiny (2820), Włochy (826), Izrael (401), Holandia (350) i Wielka Brytania. W Polsce - 53 testy. W USA jeszcze mniej, ale to ma się zmienić w najbliższych dniach, bo presja na władze była ogromna i przyniosła skutek. Kilka dni temu do amerykańskich laboratoriów trafiło 700 tysięcy testów, a będzie więcej.

Maureen Ferran, biolog z Rochester Institute of Technology, podaje obecnie obowiązujące kryteria w USA:

Realistycznie nie jest możliwe przetestowanie wszystkich chorych w Stanach Zjednoczonych. Dlatego większość urzędników służby zdrowia uważa, że priorytetem jest przetestowanie osób, które najbardziej tego potrzebują: osób wysokiego ryzyka, takich jak pracownicy służby zdrowia, którzy mieli kontakt z pacjentami z COVID-19; osoby z objawami z obszarów o wysokim wskaźniku infekcji; oraz osoby w wieku 65 lat i starsze, z przewlekłymi problemami zdrowotnymi, takimi jak choroby serca, choroby płuc lub cukrzyca.

Minister uspokaja

Walka z epidemią to przede wszystkim wyścig z czasem. Rozprzestrzenianie się wirusa? Ludzkość siedzi w specyficznej kapsule czasowej i danego dnia dowiaduje się realnie o sytuacji sprzed tygodnia. Oczywiście, przy założeniu, że objawy ujawniają się najczęściej po sześciu dobach, a wyniki testów przychodzą w optymalnie krótkim czasie (zwykle są po 24-72 godzinach). Dotyczy to zarówno złych wieści, jak i dobrych - na efekty podejmowanych działań trzeba zaczekać. Izolacja, kwarantanna, diagnostyka - każdego dnia uczymy się, co ma największy sens. Zmiany w tym ostatnim zakresie z pewnością są korzystne.

Zmieniamy tryb postępowania dot. wykonywania testów na koronawirusa - będziemy testowali wszystkich, którzy idą do kwarantanny, a każdy pacjent, który wymaga testu, będzie jednocześnie poddany kwarantannie

- poinformował na konferencji prasowej minister zdrowia Łukasz Szumowski. Zapewnił, że liczba wykonywanych testów wzrośnie gwałtownie. 

W tej chwili wysokie ryzyko zakażenia oznacza kogoś, kto ma kontakt z kimś zakażonym; kto przebywał w pomieszczeniu dłużej niż określony czas z kimś, kto ma dodatni wynik, nawet nie będąc chorym; kogoś, kto tak naprawdę jest w kwarantannie. W związku z tym zmieniamy tryb postępowania i decyzje dotyczące wykonywania testów w taki sposób, że będziemy testowali wszystkich, którzy idą do kwarantanny.

Czyli: nie trzeba mieć żadnych objawów chorobowych, by zalecono testy. Kwarantanna trwa 14 dni. Według ministra mamy aktualnie kilkadziesiąt tysięcy testów oraz podpisane umowy na dostawę kolejnych. Wcześniejsze problemy z diagnostyką Łukasz Szumowski tłumaczył między innymi zaleceniami WHO, dopuszczającymi do badania obecności koronawirusa tylko testów w oparciu o bardzo czułą technikę PCR (polegającą na namnażaniu fragmentów materiału genetycznego wirusa, co wymaga czasu, jest pracochłonne itd., przyp. red.). W tej chwili trwają analizy, czy mogą być wykorzystywane także testy szybkie, przesiewowe.

- Jak tylko taka możliwość się pojawi, natychmiast będziemy je kupowali i wdrażali do powszechnego użycia - dodał minister.

Więcej o: