Nie wszystkie kleszcze są groźne. Do najniebezpieczniejszych należą kleszcze zakażone wirusami, wywołującymi zapalenie mózgu czy boreliozę. Ale bez obaw, przed kleszczami można się bronić.
Zimują pod ściółką. Budzą się wiosną. Aktywne są od maja do listopada. W tym roku możemy liczyć na sporą ich liczbę. Dlaczego? Bo zima była łagodna, a lato przyszło wcześnie. Na spotkanie z kleszczami możemy być narażeni głównie w lesie, na łące czy nad stawem.
Właściwie to kleszcz sam nas znajdzie. Nie wiadomo bowiem, jak to się dzieje, ale kleszcz świetnie wyczuwa człowieka czy psa. Możliwe, że przyciąga go nasze ciepło lub zapach potu .
Kleszcz najczęściej gryzie w miejscach, gdzie najłatwiej mu przebić skórę, czyli tam gdzie jest ona cienka i delikatna. Wwierca się więc w delikatne miejsca za uszami, w szyję, w zgięcia stawów (pod kolanami, w okolicy łokcia). Gryzie delikatnie, zwykle tak, że nawet nie poczujemy (jego ślina ma właściwości znieczulające). Zauważamy go, gdy osiągnie rozmiary rodzynki. Czasami takie ukąszenie odczuwa się znacznie później, gdy miejsce to zacznie boleć i drętwieć.
Oczywiście nie jest prawdą, że każde ukąszenie kleszcza kończy się boreliozą czy zapaleniem opon mózgowych (bo np. dość spora grupa ludzi ma przeciwciała przeciwboreliowe we krwi), ale każdy kleszcz to potencjalne zagrożenie.
Kiedy powinniśmy się martwić? Gdy pojawi się rumień wokół miejsca ukąszenia. Gdy pojawi się gorączka, mdłości, sztywność karku, zaburzenia świadomości. Gdy będziemy się czuli, jakbyśmy zachorowali na grypę (pojawią się bóle stawów, ogólne zmęczenie). Pamiętajmy, że objawy mogą minąć, tak jakbyśmy rzeczywiście chorowali na parodniową grypę. Dlatego, jeśli byliśmy na spacerze, jeśli mamy owe niepokojące objawy, idźmy do lekarza. Możliwe, że skończy się na antybiotykach. Zaś nieleczone ukąszenie po latach może się skończyć np. nieodwracalnymi zmianami w układzie nerwowym czy kostno-stawowym.
Postanowienie typu: nie pójdę więcej do lasu jest oczywiście niedorzecznością. Lepiej zastanowić się, jak można się przygotować do spaceru. Pomyśleć o kapeluszu z szerokim rondem, spodniach z długimi nogawkami, bluzie z długimi rękawami, posmarowaniu ciała specjalnymi preparatami na kleszcze (np. firm Johnson & Johnson czy Bayer).
Po spacerze trzeba się sobie przyjrzeć. Zdarza się, że kleszcz długo chodzi po ciele zanim ugryzie. Jeśli go znajdziemy, możemy go po prostu zdjąć. Jeśli kleszcz już się wpije, to spróbujmy go usunąć, ale nie róbmy tego, smarując go masłem, lakierem do paznokci czy przypalając rozgrzaną igłą. Przekonanie, że kleszcz, który nie ma dostępu powietrza na pewno się odczepi, jest błędne. Mało tego, takie działania mogą nam zaszkodzić. Bo kleszcz, którego podrażniamy, wydziela więcej śliny. Zatem najlepiej go usunąć specjalnym przyrządem przypominającym długopis. Kupimy go m.in. w lecznicach dla zwierząt za ok. 14 zł, możemy też spróbować pęsetą (wykręcamy go w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara).
Można też się zaszczepić. W Polsce dostępna jest szczepionka austriackiej firmy Baxter pod nazwą FSME-IMMUN. Chroni nas ona jednak tylko przed kleszczowym zapaleniem mózgu. Wydawana jest na receptę (ok. 35 zł). Zaszczepić możemy się też w sanepidzie (np. w Katowicach, przy ul. Raciborskiej 39). Najlepiej szczepić się zimą, wczesną wiosną, ale jeśli zrobimy to teraz, to będziemy odporni jeszcze tego lata (po pierwszej szczepionce, za miesiąc trzeba wziąć następną i po mniej więcej dwu tygodniach będziemy odporni na kleszczowe zapalenie mózgu). Po kolejną szczepionkę przychodzimy za rok, a po ostatnią za trzy lata. Koszt jednego szczepienia (jednej szczepionki plus podanie jej) w katowickim sanepidzie wynosi 41,20 zł.