W teorii okres wyjścia dziecka z domu do szkoły zaliczany jest do jednego z siedmiu momentów kryzysowych w życiu rodziny, porównywany z takimi momentami jak pojawienie się pierwszego dziecka czy odejście dziecka z domu w dorosłość. Na ile nasze obawy dotyczące końca beztroskiego dzieciństwa na rzecz wieloletniego wysiłku, rywalizacji i stresu, są uzasadnione?
Pójście dziecka do szkoły niesie ze sobą zmiany zarówno w otoczeniu zewnętrznym, jak i wewnętrznym dziecka. Zmiany zewnętrzne to poznanie nowych miejsc i ludzi, zarówno dorosłych jak i rówieśników. To też konieczność podporządkowania się nowym obowiązkom, począwszy od punktualności, poprzez wyrobienia w sobie nawyku poświęcenia czasu na nie zawsze miłe zajęcia typu słuchanie nauczyciela czy odrabianie lekcji.
Zmiany wewnętrzne zaś to przyswajanie nowych umiejętności społecznych i psychologicznych. Możemy do nich zaliczyć zarówno umiejętność zniesienie czasowej rozłąki z rodzicami / opiekunami (szczególnie dotyczy to dzieci, które rzadko lub wcale korzystały z opieki przedszkola), jak i umiejętność podporządkowywania się określonym regułom, nawiązywanie kontaktu z kolegami, umiejętność współpracy i współdziałania w grupie itp. Ale także szereg ważnych dla rozwoju małego człowieka umiejętności poznawczych typu zdolność do koncentracji uwagi, zapamiętywania, posługiwanie się wyobraźnią, twórcze myślenie itp. Przyglądając się zmianom, które czekają nasze dziecko z jednej strony może uderzać ich ilość. Z drugiej, nie sposób nie zauważyć ogromnej rozwojowej szansy, jaka przed nim staje.
Jak wynika z wywiadu przeprowadzonego na łamach Newsweeka (nr 36/2015)z prof. J. Vetulanim, mózg dziecka rozwija się dzięki ilości i jakości bodźców, które do niego docierają. Te neurony, które pracują, rozwijają się dalej. Inne zanikają. Ilość i rodzaj połączeń neuronalnych jest zależny od środowiska, w jakim dziecko przebywa. Szkoła jest doskonałym wielobodźcowym środowiskiem, dzięki któremu mózg naszego dziecka może się intensywnie rozwijać.
Zarówno niedosyt (mało zajęć i kontaktów = nuda), jak i przesyt (nieustające zajęcia i kontakty = stres, chaos) będą działały na szkodę tego rozwoju. O czym należy pamiętać nie tylko w aspekcie łagodzenia swoich (i znacznie rzadziej) dziecka lęków przed szkołą, ale także w aspekcie planowania mu przeróżnych zajęć dodatkowych (nie przesadzać z ilością).
Potrzeba rozwoju i zasilania mózgu w konieczne do dalszego rozwoju bodźce, jest u dziecka wielka. Tylko w okresie wczesnego dzieciństwa potrafimy bawić się nawet kawałkiem patyka i układać w głowie opowieści, dzięki cieniom na ścianie. Nigdy potem tak szybko i trwale jak w dzieciństwie nie uczymy się języków obcych, nawet bez świadomego wysiłku w tym kierunku.
Jeśli tylko nauka w szkole będzie odpowiednio, tzn. stopniowalnie i w przyjaznym otoczeniu podawana, powinna stanowić dla naszego dziecka przyjemną i pożyteczną pożywkę (a nawet rozrywkę!) dla rozwoju jego mózgu i całej osobowości.
Często niepokój, rozdrażnienie czy nawet smutek, który odczuwamy, posyłając dziecko do szkoły jest wynikiem naszych osobistych przeżyć z czasów szkolnych (dotyczących również okresu późniejszego niż pierwsza klasa czy zerówka). Czasem świadomie lub podświadomie chcemy uchronić dziecko przed przykrością czy nawet traumą, która była naszym udziałem. Bardzo ważna jest sama świadomość tego faktu.
Jeśli masz obawy, przedstawiaj je osobom dorosłym: bliskim lub specjalistom od wychowania, zamiast wyrażać je przy dziecku. Nawet nie wprost wyrażone emocje są przez dzieci odbierane i mają wpływ na ich zachowania i nastawienia emocjonalne, często na wiele lat.
Pamiętajmy, że przy wszystkich genetycznych podobieństwach nasze dziecko to nie my , a jego szkoła zarówno w aspekcie materialno - organizacyjnym, jak i rówieśniczo - dydaktycznym, jest oddalona od naszej szkoły i związanych z nią przeżyć o lata świetlne.
Ponadto, nasz niepodlegający kontroli niepokój może, o dziwo, zadziałać jak samospełniająca się przepowiednia. I mimo wszystkich obiektywnych różnic między nami a dzieckiem wywołać podobny negatywny efekt.
Co powinien robić i mówić rodzic, gdy jego dziecko właśnie przekroczyło lub za chwilę przekroczy szkolne mury?
1. W rozmowach, żartach, opowieściach pozytywnie nastawiać dziecko do szkoły i tego, co będzie się w niej działo. W żadnym wypadku nie straszyć szkołą i nawet w największej złości nie informować, że "może wreszcie w szkole cię nauczą: siedzenia cicho, szacunku do starszych, czystości". Nie mówić: "jak nie zrobisz tego i tego, to koledzy będą się z ciebie śmiali". Rodzi to w dziecku niepotrzebny lęk i nastawia negatywnie do instytucji i jej działań.
2. Pomóc dziecku oswoić się z miejscem. Np. zanim zabrzmi tzw. pierwszy dzwonek zabrać dziecko na wizytę do szkoły, pokazać sale, korytarze, stołówkę, toalety, boisko. Jeśli to możliwe, zapoznać syna czy córkę z osoba, która będzie jego wychowawcą. Inaczej mówiąc, zastosować metodę małych kroków, która każdemu ułatwia adaptację do zmian.
3. Zanim dziecko trafi do szkoły (szczególnie, jeśli niewiele korzystało z przedszkola), umożliwić mu możliwie pełen rozwój różnych, przydatnych w szkole umiejętności:
- poznawczych (zabawki edukacyjne, gry, zagadki, łamigłówki, układanki, twórczość plastyczna, muzyczna),
- ruchowych (bieganie, rowerek, pływanie, gimnastyka),
- społecznych (znajomość i stosowanie reguł i zasad kultury oraz współżycia społecznego, uczenie samodzielności, regularny kontakt z innymi dziećmi).
4. Od najmłodszych lat stosować podstawowe wychowawcze zasady, czyli "tyle wymagań, ile miłości" oraz "uczymy się lepiej i szybciej dzięki nagrodom, a nie karom". Chwalmy dziecko za wszystko, co zrobiło dobrze, zgodnie z wymaganiami społecznymi, adekwatnie do wieku, a także chwalmy za to, że istnieje.
Zdrowe fizycznie i psychicznie dziecko nie będzie miało problemu z doświadczaniem w życiu nowości, przyjmowaniem zmian, adaptacji do nowych warunków, bo nie będzie w nim LĘKU. Będzie za to, wpisana w jego wyposażenie genetyczne potrzeba aktywności i odkrywania świata, którego szkoła jest i będzie kolejnym ciekawym elementem.
Pamiętajmy tez, że odprowadzanie dziecka pod same drzwi klasy, wielokrotne oglądanie się za siebie czy weszło tam, gdzie trzeba i poradziło sobie bez nas, tylko utrudni proces oswajania się z nowym miejscem i sytuacją oraz wywoła większy lęk niż przyjazne i zdecydowane "cześć, do zobaczenia".
5. Starać się nie poddawać krytyce przy dziecku ani szkoły jako instytucji, ani zatrudnionych w niej osób, ani tez stosowanych metod. Dzieci są niezwykle czułymi odbiorcami nie tylko naszych słów, ale także nastrojów i bardzo trudno jest przed nimi ukryć nasze prawdziwe intencje oraz emocje.
Oczywiście te negatywne będą rodziły niepokój, lęk i dezorientację, która na pewno nie pomoże w adaptacji do nowego życiowego zadania. Zdecydowanie lepiej porozumieć się w tej sprawie i poszukać rozwiązania z adresatem naszych obaw czy złości, czyli z przedstawicielami szkoły, z wyłączeniem osoby naszego dziecka.
6. Dbać o równowagę pomiędzy pracą szkolną, nawet niezbyt wymagająca, a zabawą, czasem na bycie z rodzicami i rodzeństwem w warunkach w miarę beztroskiej i swobodnej atmosfery. Doskonałe uzasadnienie tego twierdzenia można znaleźć obecnie na ekranach naszych kin w postaci adaptacji kinowej bajki pt."Mały książę". Do wątków książkowego pierwowzoru dodano w niej przedstawienie świata dziecka przygotowywanego do sukcesu we współczesnym technologiczno - korporacyjnym świecie.
7. Zwracać uwagę na rozwój swojego dziecka we wszystkich jego aspektach dużo wcześniej niż wybije godzina przysłowiowego pierwszego dzwonka., w tym również rozwój emocjonalny.
W razie jakichkolwiek problemów lub niejasności - nie wahać się zasięgać porady specjalistów, pedagogów i psychologów dziecięcych, których zadaniem jest profesjonalna ocena rozwoju dziecka i dobór metod przezwyciężania ewentualnych nieprawidłowości. Wczesna interwencja umożliwi wczesne zaradzenie problemowi, a zatem pozwoli naszemu dziecku na spokojniejsze wejście na kolejny szczebel rozwoju, jakim jest w życiu każdego z nas etap szkolny. Bo mimo wszystkich kasandrycznych przepowiedni - któż z nas z perspektywy czasu nie wspomina tego etapu jednak głównie z rozrzewnieniem?
Autorka artykułu Elżbieta Potempska - psycholog kliniczny dzieci i młodzieży, socjoterapeuta, terapeuta systemowy rodzin i par. Pracuje w BEN MED Centrum Psychoterapii w Warszawie.