Według danych Głównego Urzędu Statystycznego jeszcze pod koniec 2017 roku w Polsce działało 13,4 tys. aptek. Wg ostatniego raportu, dziś jest ich ok. 12 tysięcy, czyli ponad 1400 mniej. To tylko ubytek 10 procent? Nic takiego? Zapewne tak to wygląda z perspektywy dużych miejscowości. Niestety, to skurczenie rynku nie jest proporcjonalne i w wielu miejscach odczuwany jest utrudniony dostęp do leków.
W zasadzie to faktycznie nic takiego, że gdzieś ktoś zmienia plany biznesowe i zamyka firmę. Niejednokrotnie w jej miejsce powstają 2-3 inne, podobną działalność uruchamia się w innej lokalizacji itp. Jeśli jednak spada popyt na dane towary czy usługi, biznes przestaje istnieć i nikt z tego powodu nie płacze. Z aptekami sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Ludzie chorują, kupują leki, a jednak te mimo wszystko znikają. Nie tylko w najmniejszych miejscowościach. W trakcie pandemii było głośno choćby o braku dostępu do leków (zero aptek całodobowych) w Nysie, Grudziądzu czy Włocławku. Mieszkańcy i władze samorządowe podejmują najróżniejsze działania, by zapobiec kryzysowi. Najczęściej z marnym skutkiem. Nie można zmusić farmaceutów, by otwierali apteki. Zwłaszcza że wielu z nich wcale nie widzi swojej przyszłości za ladą. Zaledwie 6 proc. studentów farmacji zamierza w przyszłości wiązać się zawodowo z aptekami (wyniki badania "Plany kariery zawodowej studentów farmacji" zrealizowanego przez Gedeon Richter w marcu 2022 r. na grupie 419 studentów farmacji z uczelni w całej Polsce).
Wszędzie spadki, czyli prawdopodobne skutki nowelizacji ustawy AdA, dane IVIA za www.mgr.farm
Wielu specjalistów przewidywało odbicie rynku aptecznego w 2021 roku, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, po kiepskich latach poprzednich. Miała się do tego przyczynić pandemiczna odwilż. Z jednej strony wciąż spore zapotrzebowanie na leki, również te bez recepty, z drugiej mniejsze restrykcje, zyski ze szczepień w aptekach itp.Tymczasem cudu nie było, a w 2022 roku kryzys się pogłębił. Według Mariusza Kisiela ze Związku Aptek Franczyzowych, powinny zaistnieć warunki pozwalające młodym ambitnym farmaceutom prowadzić własne apteki. Powoli zbliżamy się do tego punktu, w którym dokuczliwość związana z brakiem aptek stanie się powszechnie odczuwalna. Niestety, na razie nie ma klimatu, by sytuację rozwiązać.
Apteki w Polsce zaczęły znikać w 2017 roku. Większość ekspertów przyczyny upatruje w nowelizacji prawa farmaceutycznego pięć lat temu, zwanej potocznie "Apteką dla Aptekarza" (AdA). Zmiany przepisów weszły w życie mimo sporego oporu ze strony przedsiębiorców. Znowelizowana ustawa zawiera liczne zapisy antykoncentracyjne, dotyczące możliwości otwierania nowych placówek. Przewiduje m.in., że właścicielem apteki może być jedynie farmaceuta lub spółka osobowa farmaceutów, a pojedynczy przedsiębiorca może mieć maksymalnie cztery apteki. Dotyczy to jednak nowych zezwoleń na prowadzenie aptek, więc działające wcześniej na rynku przedsiębiorstwa utrzymały swoje sieci. Obowiązują także zapisy, zgodnie z którymi zezwolenia na prowadzenie apteki nie można otrzymać, jeśli w danym województwie prowadzi się już więcej niż 1 proc. wszystkich aptek.
Jeśli celem AdA było skurczenie rynku, to faktycznie jest "sukces". Za www.mgr.farm
Temat w ubiegłym roku zgłębiał Marcel Zatoński z "Pulsu Biznesu", który przekonywał, że nowelizacja znacznie zamroziła rynek, utrudniając otwieranie nowych aptek, a sporów żadnych nie zakończyła. Organizacje farmaceutów atakują sieci, zarzucając im naruszanie przepisów antykoncentracyjnych i prowadzenie aptek wbrew prawu. Przedstawiciele sieci natomiast nie ustają w atakach na reprezentantów samorządu aptekarskiego, których oskarżają o dbanie o prywatne interesy w nieuczciwy sposób pod płaszczykiem walki ze "złymi" sieciami.
Po głowie dostają przede wszystkim pacjenci, aptek ubywa, ale niekoniecznie wszyscy uważają, że to źle.
Naczelna Izba Aptekarska, po czterech latach działania nowych przepisów, raczej odtrąbiła sukces. Według NIA celem "Apteki dla Aptekarza" było "zahamowanie często sztucznie pompowanej bańki związanej z niemal nieograniczonym otwieraniem aptek, przy zachowaniu swobodnego dostępu do leków dla pacjentów" i to się udało. "Po 4 latach funkcjonowania regulacji, na rynku wciąż istnieje ponad 13,2 tys. podmiotów aptecznych (aptek i punktów aptecznych), które w pełni zaspokajają potrzeby zdrowotne Polaków. Masowy trend powstawania aptek niemal "drzwi w drzwi" obserwowany w dużych miastach, został ograniczony, dzięki czemu od momentu wejście w życie regulacji na wsiach i w małych miejscowościach o liczbie mieszkańców poniżej 20 tys. powstało blisko 500 aptek.
Jak to się ma do ogólnopolskich danych, zwłaszcza z małych miejscowości? Niestety, nijak, a właśnie rozwój aptek na wsi był jednym z filarów nowych przepisów:
Nowe prawo miało przyczynić się do powstania aptek w miasteczkach i wsiach? Jakoś nie chce. Za: www.mgr.farm
Według Pauliny Front, farmaceutki z Niepołomic, problem jest nie tylko złożony, ale przede wszystkim bagatelizowany, więc nikt nie szuka sensownych rozwiązań:
- Rosną koszty prowadzenia działalności gospodarczej. Apteki traktowane są jak sklepy pod względem podatkowym. Kiedy jest tak rządzącym wygodnie, uznają nas za placówki ochrony zdrowia. Taka kwalifikacja powinna się wiązać z ulgami, ale na to przyzwolenia już nie ma. Na apteki nakładane są cały czas kolejne obowiązki, a przy okazji mamy obrót pozaapteczny, który nie jest wystarczająco kontrolowany. Takie rozdwojenie jaźni wraz z wiecznym straszeniem karami zniechęca do prowadzenia tego biznesu, jak i w ogóle do studiowania farmacji.
Zarazem Paulina Front apeluje, by nie demonizować kwestii braku dostępu do aptek w Polsce, zwłaszcza przez całą dobę. Wszak znajdujemy się wśród krajów, które mają niezły stosunek liczby aptek w przeliczeniu na liczbę mieszkańców.
Nocne dyżury?
- Często są bez sensu, ponieważ recepty nie są realizowane przez całą dobę. Koszt dyżuru spoczywa na właścicielu apteki, a bywa że taki dyżur to sztuka dla sztuki.
Apteki znikały już przed wprowadzeniem AdA, jednak zamknięcia były kompensowane ekspansją sieci aptecznych. Teraz również czasem udaje się omijać przepisy antykoncentracyjne, więc ustawa jest po prostu nieskuteczna.
Na pewno potrzebne są nowe rozwiązania, które będą skupiały się na równomiernym dostępie do aptek, a nie tylko na ich ogólnej liczbie - kończy Paulina Front.