Niemal każdy, kto bywa często w aptece, miał okazję utknąć w długiej kolejce, której nie uzasadniała ilość klientów. Na porządku dziennym są sytuacje, że nad jedną receptą pochyla się kilku pracowników apteki i coś liczą, przeliczają i analizują tylko po to, by na końcu odmówić wydania leku. Odprawianie z kwitkiem pacjentów, którzy mają "źle wystawioną" receptę to norma. Podobnie jak sytuacja, gdy w aptece jest zamiennik leku, nawet kilka, a chory i tak nie może go dostać. Nadgorliwość i upierdliwość aptekarzy? Nic podobnego. Według Pauliny Front wszyscy duszą się w oparach absurdu niejasnych zasad i zaleceń. Cierpi przede wszystkim pacjent.
Latem 2019 roku i ponownie ubiegłego roku szczególnie głośna stała się sprawa problemów z zaopatrzeniem w Euthyrox, lek dla osób z chorobami tarczycy. Przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia i eksperci rynku farmaceutycznego twierdzili wówczas, że pierwotnym źródłem braku leku były problemy producenta, a wtórnym - zachowania konsumenckie. Argument, że winni są przede wszystkim pacjenci (wykupują, robią "niepotrzebne" zapasy, wymuszają recepty etc.), wracał wielokrotnie, gdy brakło preparatów dla chorych na nadciśnienie tętnicze, choroby serca, padaczkę, cukrzycę itd. Paulina Front przekonuje, że wówczas zachowania chorych nie uległy nagłej modyfikacji, a trudności na rynku leków nie zaczęły się od fizycznego braku leków.
Kłopoty zaczęły się wraz z wprowadzeniem e-recept i całej masy przepisów towarzyszących. Nowe rozwiązania prawne, związane z tym niewątpliwym postępem technologicznym i organizacyjnym, spowodowały chaos, z którego wciąż nie udaje się wyjść.
Problemem jest chociażby brak aktualnej bazy leków, na podstawie której farmaceuta mógłby bez żadnych wątpliwości ustalić, jaka odpłatność obowiązuje za dany specyfik. Każdy lek ma przyporządkowany tzw. nr EAN i na jego podstawie farmaceuta ma możliwość wydania leku z należną zniżką. Często dochodzi do absurdalnej sytuacji, kiedy ten sam lek z różną konfiguracją blistrów (układem tabletek) ma różne numery EAN i tylko jeden z nich jest refundowany. Oczywiście opis leku (np. Augmentin, 14 tabl.) wydaje się w obu przypadkach identyczny (różny jest tylko numer EAN i blistry z tabletkami - raz jeden i 14 tabletek, raz dwa w jednym opakowaniu, po 7 tabletek).
Jeśli lekarz omyłkowo wypisał to "gorsze" opakowanie z nierefundowanym układem tabletek (jeden zawierający 14 tabletek) - farmaceuta nie może uznać zniżki i może wydać lek refundowany, ale bez uwzględnienia refundacji. Podobnie, gdy lek raz jest sprzedawany w blistrach, a raz np. w plastikowym pojemniku. Różnica dla pacjenta to czasem pięć zł, ale czasem i 1000 zł.
Oczywiście, nie to jest główną przyczyną braku możliwości zrealizowania recepty. Najczęściej jest ona błędnie wystawiona przez lekarza, a farmaceuta nie może nic na to poradzić. W sytuacji, gdy umówienie się na wizytę jest tak utrudnione, jak rozumieć takie marnotrawstwo czasu i pieniędzy? Niestety, jedyne, co pozostaje pacjentowi, to umówić się jeszcze raz do lekarza i poprosić o nową receptę. Farmaceuta w większości sytuacji nie może zrobić korekty, by nie narazić się na karę finansową. Na samym początku wdrażania e-recepty praktycznie każdy błąd lekarski skutkował brakiem możliwości wydania leku. Częściowo to się zmieniło, ale nadal wielokrotnie chory wraca do lekarza lub zostaje bez leku.
Najczęstsze błędy lekarzy:
Kiedy we wrześniu 2019 roku Paulina Front przeprowadziła samodzielnie wśród 1610 farmaceutów i techników farmaceutycznych w całej Polsce ankietę dotyczącą takich błędów. Zaledwie 2,7 proc. ankietowanych stwierdziło, że nie spotkali się z błędami lekarzy (przejdź do pełnej informacji na temat tych badań).
Oczywiście, trudno sobie wyobrazić, że to po prostu wina medyków, a częste pomyłki to skutek niedbalstwa czy przepracowania. Okazuje się, że w założeniach banalne wystawienie e-recepty bywa drogą przez mękę. Nie dość, że system często się wiesza, to przede wszystkim oprogramowanie, z którego korzystają lekarze (dziesiątki najróżniejszych rozwiązań) bywa niekompatybilne z obowiązującą bazą leków i samym systemem. Wyskakują kuriozalne podpowiedzi, okienka, opcje do wyboru (lub brak takich opcji - o wszystkim decyduje automat) lub coś się nie otwiera, sugeruje nieaktualne zniżki, kategorie itd. Niestety, programy mają możliwość modyfikacji różnych parametrów e-recepty i automatycznie generują błędy.
W przypadku pacjentów przewlekle chorych wielkie nadzieje wiązano z receptą roczną. Pacjent nie musi nerwowo szukać leku, apteka może go z wyprzedzeniem zamówić, można ograniczyć wizyty "receptowe" i skrócić kolejki... Mrzonki i ściema, bo to w ogóle nie tak.
E-recepta nie jest ważna rok. Było tak tylko pod koniec roku 2019, a mamy 2021 i czas to przyjąć do wiadomości. Jak to wygląda naprawdę? Wymyślono odliczanie – crème de la crème absurdów, jakie spotykamy w pracy
- przekonuje Paulina Front i objaśnia na przykładzie wspomnianego już leku Agen.
E-recepta "roczna" jest ważna 365 dni, ale:
Gdy pacjent nie rozpocznie realizacji recepty wkrótce po jej wystawieniu, należnego leku systematycznie ubywa.
Jeśli chory dostał pierwszego marca receptę na Agen 10mg, 30 tabl., 12 opakowań (recepta roczna przecież), a zalecone dawkowanie 1tabl. x 1 dziennie przez 360 dni, to już 17 maja (data wybrana przypadkowo, ale ma znaczenie dla dalszego wywodu) będzie mógł wykupić już tylko 10 opakowań, dwa przepadną.
Dlaczego? Farmaceuta ma obowiązek odliczyć lek niewykorzystany od daty wystawienia recepty. Żeby to obliczyć, należy wziąć pod uwagę dawkowanie i datę pierwotną wystawienia e-recepty. W tym przypadku 77 tabl. (tyle dni minęło od daty wystawienia recepty) – oznacza to, że przepadły dwa pełne opakowania i 17 tabl. „Końcówkę” wolno zaokrąglić do najmniejszego zarejestrowanego opakowania, które akurat w tym przypadku jest również 30-tabletkowe.
Z innym lekiem może być gorzej, bo zarejestrowane najmniejsze opakowanie bywa mniejsze. Co ciekawe - w praktyce może nie istnieć. Tak jest np. w przypadku leku na padaczkę – lewetiracetamu, gdzie na rynku dostępne są opakowania po 50 i 100 sztuk, a najmniejsze zarejestrowane opakowanie to 10 tabl. To właśnie ono jest brane pod uwagę do obliczeń, chociaż nie jest dostępne.
Obliczenia przy tabletkach to łatwizna. Jeśli pacjent był u dermatologa i ten przepisał zapas maści na rok, ale w rubryce: "stosowanie" wpisał: "wiadomo", po 30 dniach od wystawienia recepty pacjent już wcale leku nie dostanie. Według wytycznych MZ dawkowanie musi być do bólu precyzyjne. Nie jest? Recepta do śmieci.
A ile insuliny dostanie diabetyk, który udał się do apteki z receptą "roczną" po 30 dniach, bo miał jeszcze w domu zapas insuliny i chciał skorzystać z tego "wygodnego" rozwiązania? Obliczenia mogą zająć stronę A4, gdy dawkowanie wynosi np. 13 jednostek - 17 jednostek - 20 jednostek i minęło 30 dni. Podobnie skomplikowana jest sytuacja przy receptach na mieszanki specjalistyczne dla niemowląt. Trzeba policzyć, ile proszku wchodzi na spożywaną jednorazową porcję mleka. System w ogóle nie przewiduje, że dziecko może zjeść więcej lub, że chory, na podstawie objawów, zgodnie z zaleceniem lekarza, zwiększa dawkowanie.
Na grupie wsparcia dla pracowników aptek CODZIENNIE zadawane są pytania, jak i ile wydać leków, żeby nie popełnić błędu. Największy problem dotyczy właśnie leków specjalistycznych i często przez błędy formalne pacjent musi prosić lekarza pierwszego kontaktu o wypisanie kolejnej recepty, co na pewno nie powoduje lepszej drożności systemu
- dodaje Paulina Front.
Zwykła recepta, ta sama substancja czynna, odpowiednik jest akurat w aptece. Tu się nie da niczego skomplikować?
Jeśli na receptę został przepisany preparat dostępny w opakowaniu 50 sztuk, a w aptece jest taki pakowany po 60 tabletek, farmaceuta nie może go sprzedać. Dlaczego? Przepisy przewidują odstępstwa wielkości opakowana do 10 proc. Czyli: można sprzedać maksymalnie 55 tabletek. Pacjent odchodzi z kwitkiem.
W przypadku konieczności modyfikacji dawkowania, bo lek np. inaczej się uwalnia, dłużej działa itd. - w ogóle można zapomnieć o zamiennikach.
Trzeba też pamiętać, że różnice w cenie bywają ogromne. Pacjent zwykle nie ma nic przeciwko, gdy zamiennik jest tańszy. Kiedy jest znacznie droższy, farmaceuta jest obwiniany za taką sytuację.
Jeśli recepta jest wadliwa, dlaczego farmaceuta nie wystawi prawidłowej? Choćby na ten lek drugi, 60 tabletek. W kwietniu ubiegłego roku uprawnienia farmaceutów w tym zakresie rzeczywiście zostały rozszerzone i aktualnie mogą wydać pacjentowi lek nie tylko w sytuacji nagłego zagrożenia zdrowia, czy życia.
Bardzo często w sytuacji błędów formalnych na recepcie decydowaliśmy się na wydanie leku właśnie poprzez wypisanie recepty farmaceutycznej. Należy jednak pamiętać, że recepta farmaceutyczna jest ZAWSZE realizowana z odpłatnością 100 proc.
- Oczywiście Ministerstwo Zdrowia wraz z NFZ zależy na tym, żeby leki były jak najtańsze. Niższe koszty leczenia, optymalizacja kosztów itd. Przez politykę: "najtaniej jak się da", część producentów wycofuje się z naszego rynku całkowicie lub wycofuje/nie wprowadza na rynek nowych cząsteczek. W efekcie dostęp do nowoczesnego leczenia mamy jeden z najgorszych w Europie - przypomina Paulina Front i dodaje:
- Dzięki naszej polityce lekowej odstraszamy producentów do inwestycji na polskim rynku i w ogóle ubieganie się o wpisanie na listę leków refundowanych. To powoduje, że do Polski dystrybuowane jest często absolutne minimum preparatów, więc mamy taką samą pulę leków do podzielenia na wiele punktów i większą liczbę chorych niż inne kraje.
Efekt? Polak często nie może leczyć się optymalnie niezależnie od tego, czy jego lek jest dostępny u producenta, w hurtowni czy aptece. Więcej zaufania dla lekarzy i farmaceutów oraz usunięcie uciążliwych przepisów mogłoby błyskawicznie poprawić sytuację. Paulina Front nie wierzy jednak w taki rozwój wypadków:
Moim zdaniem chodzi o ograniczanie wydatków za wszelką cenę. Twórcy absurdalnych zasad doskonale wiedzą, gdzie są problemy, bo są systematycznie sygnalizowane przez farmaceutów czy lekarzy. Wiadomo też, jak to naprawić. Brakuje "tylko" dobrej woli.
Paulina Front (na drugim zdjęciu w naszej galerii), farmaceutka. Absolwentka Wydziału Farmaceutycznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Pracuje w aptekach na terenie Niepołomic i jest współwłaścicielką jednej z nich. Systematycznie śledzi zmiany na rynku farmaceutycznym oraz aktywnie je komentuje, głównie na Twitterze. Entuzjastka receptury aptecznej, rozpoczyna swoją przygodę w sieci na blogu mgrfront.pl, dzieląc się z innymi swoją wiedzą i doświadczeniem - krótkim, ale intensywnym.