In vitro: 45 lat temu powstała "dziewczynka ze szkła"

Nawet brytyjscy lekarze Robert Edwards i Patrick Steptoe nie mogli wiedzieć, że data 10 listopada 1977 roku na zawsze zapisze się w historii leczenia niepłodności, a oni właśnie dokonują medycznego przełomu. Przekonać się o tym mieli dopiero 257 dni później, gdy na świat przyszła Louise Joy Brown.

Po kilkudziesięciu nieudanych próbach można powoli tracić nadzieję. Według niektórych źródeł przed 10 listopada 1977 roku takich prób-porażek w szpitalu w Oldham (Wielka Brytania) było już ponad 100 u różnych pacjentek. Nawet jeśli lekarzom udawało się stworzyć pozaustrojowo zarodki, gdy dokonywali ich transferu do macicy, te się nie rozwijały. Tym razem jednak miało być inaczej.

Samo zapłodnienie to bułka z masłem

Robert Edwards, doświadczony fizjolog z Cambridge, wcześniej prowadzący badania na małych ssakach, głównie myszach, oraz ginekolog Patrick Steptoe, prace nad in vitro u ludzi prowadzili od 1966 roku. Doświadczenia laboratoryjne ze zwierzętami pozwalały im na optymizm i wiarę, że dzięki zapłodnieniu pozaustrojowemu w przyszłości urodzą się zdrowe dzieci.

Niedrożność jajowodów, jedna z głównych przyczyn niepłodności, okazała się problemem medycznym trudnym do pokonania mimo rozwoju technik mikrochirurgicznych (nadal zresztą tak jest), więc poszukiwano nowych rozwiązań. Chociaż wizja zapłodnienia pozaustrojowego i umieszczenia zarodka od razu w macicy (z ominięciem uszkodzonej drogi do niej) budziła wielkie nadzieje wśród par, które pragnęły dziecka, na początku wcale nie spotykała się z powszechnym entuzjazmem. Wątpliwości mieli etycy, lekarze, fizjolodzy czy prawnicy. Były na tyle poważne, że w USA w ogóle badań nad in vitro zakazano, a w Wielkiej Brytanii parlament zdecydował, że procedura nie będzie finansowana z budżetu państwa. Szczęśliwie pieniądze na badania Edwardsa i Steptoe'a płynęły szerokim strumieniem ze Stanów Zjednoczonych. Wielu bogatych Amerykanów chciało rozwijać metodę zakazaną w ich ojczyźnie.

Mimo to naukowcom wciąż nie wychodziło tak do końca. Problem stanowiło głównie stymulowanie płodności i technika pobierania jajeczek nadających się do zapłodnienia. Samo połączenie poza ustrojem plemnika i żeńskiej komórki rozrodczej okazało się dość proste - udawało się lekarzom niemal za każdym razem. A jednak potem zapłodniona komórka, umieszczona w macicy, nie chciała się rozwijać.

Zobacz wideo

Tym razem miało się udać. A potem jeszcze miliony razy na całym świecie.

Jeden zarodek, jedna próba

Lekarze podobno nie powiedzieli 31-letniej Lesley Brown o swoich niepowodzeniach. Nie chcieli kobiety stresować (to przecież potencjalnej ciąży nie służy) i zapewne zniechęcić do procedury in vitro. Prawdopodobnie pani Brown i tak by się nie wycofała. Lesley niemal obsesyjnie marzyła o dziecku. Od początku zakładała, że niepłodność pary musi wynikać z jej problemów zdrowotnych. Starszy o sześć lat mąż John był już ojcem - miał córkę z poprzedniego związku. Ostateczna diagnoza - niedrożność jajowodów - nie dawała wówczas kobiecie szans na macierzyństwo.

Co lekarze tym razem zrobili inaczej? Do zapłodnienia nie wykorzystali sztucznie stymulowanych komórek jajowych. Dr Edwards doszedł do wniosku, że powodem dotychczasowych niepowodzeń była stymulacja hormonalna, jakiej poddawano kobiety, żeby uzyskać więcej jajeczek. Nie podał Lesley leków i postanowił, żeby pobierze tylko tyle jajeczek, ile naturalnie dojrzeje.

Dojrzało, jak to zwykle bywa, jedno jajeczko. Zapłodnił je w probówce jednym plemnikiem Johna. Powstał zarodek, a próbę jego transferu do macicy przeprowadzono wcześniej, już w trzeciej dobie od zapłodnienia. Poprzednio próbowano w czwartej-piątej dobie.

Jeden plemnik, jedno jajeczko, jeden zarodek. Udało się za pierwszym razem.

Dosłownie wygrana na loterii

Nim w macicy Lesley Brown zaczął rozwijać się zarodek poczęty w probówce, kobieta przeszła długą drogę do macierzyństwa. Wraz z mężem starała się o dziecko od kilku lat. Mąż był już bliski rezygnacji z planów powiększenia rodziny i wydawało się, że zrezygnuje z nich w końcu także żona. Kiedy jednak usłyszała w mediach o badaniach nad zapłodnieniem pozaustrojowym, nadzieja znowu ożyła. Nie musiała długo namawiać Johna, na co przeznaczyć wygraną na loterii. Wcześniej kolejarz i gospodyni domowa nawet nie marzyli, że będzie ich stać na prywatne leczenie niepłodności. Oczywiście, 1500 funtów było kroplą w morzu potrzeb, by dziecko z probówki mogło przyjść na świat. Takie fundusze były potrzebne na sam pobyt w szpitalu, nierefundowany z budżetu państwa.

Szpital do ostatniej chwili próbował chronić prywatności przyszłej matki. Pacjentka została zarejestrowana w szpitalu jako Rita Ferguson. Niektóre pacjentki szpitala domyśliły się, że to właśnie ona ma przejść do historii z powodu bezprecedensowego porodu. Zawsze uśmiechnięta, opanowana Lesley unikała towarzystwa i miała kilku ochroniarzy. Robiła na drutach, oglądała telewizję, przyłapano ją na ukradkowym popalaniu papierosów. Nigdzie nie wychodziła. Zdesperowani dziennikarze wywabili ją jednak, rozpuszczając pogłoski o podłożeniu bomby w szpitalu. Taka możliwość wydawała się całkiem realna, więc kobieta została ewakuowana, ale ochrona nie dopuściła do niej postronnych osób.

Obawiano się nie tylko zamieszania i niezdrowej ciekawości otoczenia, ale nawet bezpośredniego ataku na Lesley. Przeciwnicy krzyczeli o planach stworzenia dzieła Frankensteina, ingerencji w boskie dzieło, pomijając przy tym fakt, iż przy tradycyjnym poczęciu rola człowieka także jest niezaprzeczalna.

Ciąża rozwijała się bez żadnych komplikacji. Dopiero tuż przed terminem rozwiązania u Lesley Brown zdiagnozowano stan przedrzucawkowy. Dr Steptoe uznał, że nie ma co ryzykować i dziewięć dni przed terminem porodu zdecydował się wykonać cesarskie cięcie.

Witaj na świecie

Tuż przed północą, we wtorek, 25 lipca 1978 roku, w wiktoriańskim szpitalu w Oldham (małe, przemysłowe miasteczko niedaleko Manchesteru, w Wielkiej Brytanii), przyszła na świat Louise Joy, córeczka Lesley i Johna Brownów z Bristolu. Niebieskooka Louise w chwili narodzin ważyła 2600 gramów. Miała dwie rączki, dwie nóżki, wszystkie podstawowe parametry w normie. Została jednak poddana jeszcze wielu szczegółowym badaniom. Świat chciał mieć pewność, że dziewczynka "nie jest potworkiem". O szczegółach porodu szeroko informował "Daily Mail", który za wyłączność do tej historii zaoferował rodzicom 325 tysięcy funtów. Inwestycja w leczenie niepłodności (te 1500 funtów) szybko więc im się zwróciła.

Louise Joy Brown nie ma żadnej bruzdy na czole i ukrytych wad, chociaż od dzieciństwa zmaga się z nadwagą, bo jak twierdzi - przekarmiali ją nieco nadopiekuńczy rodzice. Jest szczęśliwą mamą - dwoje jej już obecnie nastoletnich dzieci zostało poczętych naturalnie. Chętnie pojawia się w mediach i publicznie świętuje urodziny. Czterdzieste obchodziła hucznie w Muzeum Nauki w Londynie. Przekazała wówczas wiele pamiątek związanych ze swoim niezwykłym przyjściem na świat.

Do dziś w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego na świat przyszło ponad osiem milionów ludzi. Pierwszym dzieckiem w Polsce była Magdalena Kołodziej, urodzona w czwartek, 12 listopada 1987 roku, czyli za dwa dni będzie obchodziła 35. urodziny. Z tej okazji zapraszamy w sobotę na Gazeta.pl. O początkach metody w Polsce opowie prof. Sławomir Wołczyński, który w pierwszym zespole lekarskim in vitro odpowiadał za opiekę nad embrionami.

Metoda in vitro, niebywałe osiągnięcie Patricka Steptoe'a i Roberta Edwardsa, przez lata wciąż budziła niemałe emocje, także w kręgach naukowych. Na świat przychodziły kolejne dzieci, dorastały, a świat wciąż przyglądał się nieufnie, chociaż procedura stała się oficjalnie uznaną metodą leczenia niepłodności.

Aż trudno w to uwierzyć, że dopiero w 2010 roku Robert Edwards został uhonorowany Nagrodą Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny. Staptoe tego nie doczekał - zmarł 22 lata wcześniej. Wielu ekspertów uważa, że mimo rosnących problemów z zapłodnieniem oraz kryzysów demograficznych zagrażających większości krajów europejskich in vitro jeszcze długo nie zostanie w pełni znormalizowane społecznie, a racjonalne argumenty nie dotrą do osób mylących ideologię z nauką i fizjologią.

Więcej o: