Strach przed nieznanym jest równie naturalny, jak oddychanie, a ostrożność zasadniczo się chwali. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy teorie i opinie pozostają w absolutnej sprzeczności z faktami, a doświadczenie nie może pokonac legend.
Kiedy w 1946 roku amerykański inżynier Percy Spencer podczas eksperymentów z magnetronem (urządzeniem zmieniającym prąd elektryczny na fale radiowe o częstości mikrofalowej) odkrył wpływ mikrofal na jedzenie (w kieszeni rozpuścił mu się batonik, a podczas kolejnych, planowanych już prób, poza kieszenią ziarno kukurydzy przeobraziło się w popcorn, a jajko wybuchło), nawet nie podejrzewał, że kiedyś mikrofalówki staną się powszechnie używanym sprzętem AGD. I nie zaręczyłby pewnie, że okażą się bezpieczne. Ponoć amerykańskie wojsko, mimo doniesień o wykorzystaniu przez Niemców pierwowzorów dzisiejszych mikrofalówek już na froncie wschodnim II Wojny Światowej (w celu skutecznego ogrzewania jedzenia zziębniętym żołnierzom), długo utrzymywało zakaz przygotowywania w ten sposób posiłków. W Związku Radzieckim w 1976 roku wprowadzono powszechny zakaz używania kuchenek mikrofalowych ze względu na potencjalne zagrożenie onkologiczne, a zniesiono go dopiero w czasie pierestrojki. I dzisiaj nie brakuje doniesień o zabójczych kuchenkach, które, gdyby okazały się prawdziwe choćby w części, musiałyby doprowadzić do wyginięcia ludzkiego gatunku. A ten ma się przecież wcale dobrze.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku rozpoczęła się moda na mikrofalówki. Początkowo w USA, potem w Europie Zachodniej. Już wtedy zapotrzebowanie rynku na kuchenki mikrofalowe przekroczyło popyt na piecyki gazowe. Dzisiaj nawet w Skandynawii, słynącej przecież z troski o zdrowie obywateli, mikrofalówki to podstawowy sprzęt w kuchniach udostępnianych pracownikom, punktach gastronomicznych, w prywatnych mieszkaniach. Długość życia, a także ogólna kondycja obywateli, tymczasem pozostaje imponująca.
Próby udowodnienia negatywnego wpływu mikrofalówek na zdrowie były i są wciąż podejmowane przez poważnych badaczy i pojedyncze osoby. Możemy zatem podziwiać serię zdjęć paprotek: podlewanej "zwykłą" wodą i wodą z mikrofalówki (ponoć przestudzoną). Nietrudno się domyślić, że pierwsza rośnie w siłę, druga wręcz przeciwnie. Dowodem bezsprzecznym ma być wprowadzony zakaz podgrzewania w mikrofalówce krwi do transfuzji. Ponoć ten sposób obróbki przyczynił się do śmierci pewnej mieszkanki Oklahomy, powodując zmianę w "strukturze krwi". Nie wiemy jednak na pewno, co miało znaczenie przy tym wypadku (temperatura, naczynie, w którym była podgrzewana krew, itd.), czy sama technika, a poza tym jaki to może mieć związek z klasycznym wykorzystywaniem urządzenia. Czy utrata wartości przez lek przetrzymywany w niewłaściwej temperaturze w lodówce jest dowodem na szkodliwe działanie lodówek? Niekoniecznie.
Kolejny znany dowód to powstały w USA, ale zasadniczo obowiązujący na całym świecie od ponad 20 lat, zakaz podgrzewania mleka dla niemowląt w mikrofalówkach. Rzecz jednak w tym, że, wbrew podejrzeniom zwolenników spiskowej teorii, jego źródłem nie było ryzyko zmiany struktury aminokwasów przez fale (prowadzące według niektórych w prostej drodze do chorób nowotworowych), a zagrożenie wybuchem butelki, bądź poparzeniem dziecka (napój mógłby okazać się bardziej gorący, niż pojemnik, a producenci mikrofalówek niekoniecznie mają zaufanie do rozsądku amerykańskich obywateli). Uznanych, spełniających wymogi formalne badań naukowych, przede wszystkim przeprowadzonych na reprezentatywnej grupie badanych, w kontrolowanych warunkach, dotyczących ewentualnej ingerencji w cząsteczki przez mikrofale po prostu nie ma.
Najgłośniejsza chyba sprawa, sugerująca, że coś jest na rzeczy z tą szkodliwością, a za spiskiem stoją, rzecz jasna, producenci kuchenek, dotyczyła badań mieszkającego w Szwajcarii technologa żywności Hansa Hertela oraz Bernarda H. Blanca ze szwajcarskiego Narodowego Instytutu Technicznego i Uniwersyteckiego Instytutu Biochemicznego, a dokładniej zakazu publikacji ich wyników. Na podstawie eksperymentu przeprowadzonego w 1992 roku badacze dowodzili, że kuchenki mikrofalowe wpływają negatywnie na ilość leukocytów, poziom cholesterolu, a nawet mogą prowadzić do rozwoju białaczki. Rzecz jednak w tym, że badano zaledwie osiem osób (w tym samego Hertela), wpływ jedzenia (głównie mleka) na "pusty żołądek", wahania wyników analiz były krótkotrwałe, a jak przyznali sami naukowcy mogły mieć na nie wpływ również stres, jak i utrata krwi, związane z codziennymi pobraniami. Sądowy wyrok zakazujący sugestii o szkodliwości kuchenek mikrofalowych nie zaszkodził jednak badaczom. Wręcz przeciwnie: pomógł zbudować legendę. Zapewne byłoby lepiej, gdyby wyniki eksperymentu były upowszechniane, wraz ze szczegółami dotyczącymi metodologii.
Przez pewien czas krążyły "naukowe doniesienia" o prawoskrętnych cząsteczkach w jedzeniu z mikrofalówki, czyli takich, które nie występują w zasadniczo lewoskrętnej naturze i doprowadziły do dramatu tysięcy dzieci i ich matek w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Właśnie prawoskrętna postać leku talidomid była odpowiedzialna za wady rozwojowe u płodów, chociaż lewoskrętna to bezpieczny środek uspokajający. Rzecz jednak w tym, że lek wycofano, a jego ofiarom wypłacono gigantyczne odszkodowania. W przypadku mikrofalówek nic takiego się nie dzieje. Czyżby brak dowodów był wystarczającym powodem?
Złą sławę mikrofalówki zawdzięczają pewnie naukowcom, którzy wprawdzie nie dowiedli ich szkodliwości, ale przestrzegali, że ostateczne skutki wykorzystania mikrofal będzie można ocenić nawet za kilkadziesiąt lat. Rzecz w tym, że te lata minęły i nic złego się nie stało. Zarazem wprowadzono wiele zmian, zwiększających bezpieczeństwo użytkowników, przede wszystkim w zakresie wyznaczenia precyzyjnych norm bezpiecznej emisji fal, skutecznych uszczelek i obudowy urządzeń. Nie wszystkim to wystarcza i, w pewnym sensie, słusznie.
Przecież fakt, że coś nie zabija, nie oznacza od razu, że jest zdrowe. Nie da się ukryć, że podczas obróbki żywności w mikrofalówce, zwłaszcza w zbyt wysokiej temperaturze, traci ona część swoich odżywczych właściwości (choćby witaminy). Nie zapominajmy jednak, że i gotowanie w wodzie czy na parze, a nawet pozostawienie produktów w temperaturze pokojowej, pozbawia ich części zalet. Mikrofalówka z pewnością nie jest gorsza od tradycyjnej kuchenki pod tym względem.
Specjaliści przestrzegają jednak, że coraz popularniejsze gotowe dania, przeznaczone specjalnie do podgrzania w mikrofalówce, obfitują w konserwanty, szkodliwe tłuszcze i sól. I, jeśli nawet sama mikrofalówka nie szkodzi, to one zdrowe już nie są.
Dania podgrzewane w mikrofalówkach zazwyczaj poddawane są działaniu temperatury 60 st. C. To za mało, by pokonać wszelkie szkodliwe mikroby, w tym salmonellę. Warto o tym pamiętać w nadchodzącym sezonie letnim, gdy infekcje trapiące układ pokarmowy są szczególnie częste. Nie mówiąc już o tym, że szybkie jedzenie niekoniecznie jest smaczne, a jakieś drobne wątpliwości jednak pozostają. Wprawdzie emitowane przez mikrofalówkę bardzo krótkie fale elektromagnetyczne, podróżujące z prędkością światła (ok. 300 000 km/s), dostarcza nam też radioodbiornik, telewizor, telefon komórkowy, systemy nawigacyjne i satelitarne oraz wiele innych urządzeń, bez których dzisiaj już sobie nie wyobrażamy życia, ale może to w tej mnogości właśnie zagrożenie? W końcu od czasu do czasu pojawiają się doniesienia, że nadużywane komórki szkodzą. Pewnie i brak umiaru w wykorzystaniu mikrofalówki może zaszkodzić. Na pewno świat się nie zawali, gdy podgrzejemy w niej zupę, ale nie będzie dobrze, gdy spróbujemy w ten sposób przygotować ją od początku do końca.
Producent kuchenki mikrofalowej odpowiada za twoje bezpieczeństwo. Zatem w jego dobrze pojętym interesie jest zawrzeć konieczne ostrzeżenia w instrukcji. I są tam, tylko komu się chce ją czytać? Warto jednak to zrobić, a my przypominamy zasady uniwersalne.
1. Trzeba pamiętać, że płyny podgrzewane w kuchence mikrofalowej bardzo szybko stają się gorące, niejednokrotnie zdecydowanie cieplejsze, niż pojemnik, w którym zostały umieszczone. To grozi poparzeniem.
2. W kuchence mikrofalowej nie wolno używać naczyń metalowych (lub z takimi dodatkami, np. z aluminium, a także ze srebrnymi czy złotymi wzorkami), bo odbijają fale. Może dojść do iskrzenia, a nawet pożaru. Optymalne są naczynia żaroodporne, zasadniczo bezpieczne jest szkło i plastik oraz naczynia ceramiczne. Coraz częściej na naczyniach jest informacja o tym, czy mogą być wkładane do mikrofalówki.
3. Stosowane pojemniki powinny być otwarte, gdyż zbierająca się para wodna mogłaby je rozsadzić (np. zamkniętą butelkę z mlekiem)
4. Należy regularnie sprawdzać szczelność drzwi kuchenki, utrzymywać ją w czystości i nie włączać jej gdy jest otwarta lub pusta. Do czyszczenia najlepiej nadaje się ściereczka nasączona rozrobionym płynem do mycia naczyń. Płyny te ze względu na zastosowanie są bezpieczne, jeśli w niewielkiej rozcieńczonej ilości (jaka pozostaje podczas mycia np. talerza), dostaną się do jedzenia.