Czym naprawdę grozi "solna afera"?

Nie po raz pierwszy słyszymy, że sól jest szkodliwa dla zdrowia. Tym razem jednak informacja, że być może tysiące ton rakotwórczej soli drogowej trafiło na polskie stoły, zelektryzowała opinię publiczną. Jest się czego bać? I czy w ogóle ktoś za to odpowie?

Sól spożywcza, stosowana w nadmiarze, jest szkodliwa dla zdrowia. Nawet jodowana sól kuchenna czy coraz popularniejsza sól morska mogą szkodzić, gdy ich dzienne spożycie przekracza pojemność łyżeczki do herbaty.

Taka ilość (5-6g) jest organizmowi niezbędna, by mógł utrzymać równowagę kwasowo-zasadową i regulować gospodarkę wodną we wszystkich komórkach. Ilość większa grozi nadmiernym zatrzymywaniem wody w organizmie, a w efekcie nadciśnieniem tętniczym ( więcej na ten temat ), obrzękami, zaburzeniem pracy nerek ( czytaj: Nerki bez tajemnic ).

Coraz więcej mówi się też o wpływie soli kuchennej na powstawanie raka żołądka i udaru mózgu .

Nie wystarczy zrezygnować z samodzielnego solenia potraw i zastąpienia soli zdrowszymi przyprawami ziołowymi, by uniknąć zagrożeń. Sól spożywcza jest bowiem dodawana do wielu wyrobów spożywczych: cukierniczych, wędlin, serów, etc. Trudno więc samodzielnie określić, ile jej realnie trafia do naszych żołądków. Stąd w przypadku osób, którym sól szczególnie szkodzi, konieczna jest specjalna dieta, która ogranicza jej spożycie nie tylko w wersji "czystej", ale i jako dodatek do żywności.

Więcej na ten temat: dieta na nadciśnienie .

Trucizna gorsza niż inne?

Sól spożywcza to zazwyczaj nic innego, jak chlorek sodu. Czasem dodaje się też do niej jod, mikroelement niezbędny między innymi do prawidłowej pracy tarczycy (czytaj : Tarczyca nami rządzi) .

Problem jednak w tym, że według ustaleń Centralnego Biura Śledczego i poznańskiej prokuratury, które podjęły intensywne działania po śledztwie dziennikarzy "TVN Uwaga", co najmniej trzy firmy mogły sprzedawać miesięcznie tysiące ton niejadalnej soli, jako sól spożywczą. Dwie działały na terenie województwa kujawsko-pomorskiego, jedna: wielkopolskiego. Obecnie mówi się także o podobnym procederze w województwie lubelskim. Trzeba zarazem podkreślić, że sól wypadowa, będąca odpadem przy produkcji chlorku wapnia i przeznaczona do posypywania zimą dróg, mogła trafić na stoły w całym kraju, choćby za pośrednictwem produktów sprzedawanych w supermarketach.

Czy pomoże nam nagła rezygnacja z zakupów? Niekoniecznie. Proceder trwał prawdopodobnie od 1999 roku, zatem mleko już się rozlało, a skutki dla zdrowia naprawdę trudno oceniać.

Jak to możliwe?

Sól spożywcza w hurcie jest 10 razy droższa niż sól wypadowa. Zyski rzędu 6 mln złotych rocznie to realna przyczyna oszustwa, które polegało na przepakowywaniu soli drogowej do worków sugerujących, że w środku jest sól spożywcza. Nie chodziło o zamach na zdrowie publiczne. Czy do niego doszło? Trudno powiedzieć.

Wiadomo, że sól wypadowa mogła zawierać różne substancje rakotwórcze, metale ciężkie, etc. W jakim stężeniu? Wyjaśnią dopiero badania. Nic dziwnego, że nikt jej nie badał szczegółowo pod kątem bezpieczeństwa spożycia.

Jak to jednak możliwe, że nie kontrolowano także soli spożywczej, którą ta drogowa udawała? Premier Donald Tusk zapewnia, że to wyjaśni. Na razie jednak naprawdę trudno uwierzyć, że ktoś za to wszystko odpowie. To znaczy: na pewno sami oszuści za wyłudzenie, ale czy instytucje odpowiedzialne za nadzór nad jakością żywności? Niekoniecznie.

Urzędnicy, urzędnicy

W Polsce nadzór nad jakością handlową artykułów żywnościowych sprawuje przede wszystkim Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Wydawałoby się więc zrozumiałe, że to właśnie ona zajmie się przede wszystkim wyjaśnianiem afery. Tymczasem urzędnicy we wczorajszym oświadczeniu już umywają ręce, przekonując, że jakość handlowa, którą nadzoruje inspekcja, to "cechy artykułu rolno-spożywczego dotyczące jego właściwości organoleptycznych, fizykochemicznych i mikrobiologicznych w zakresie technologii produkcji, wielkości lub masy oraz wymagania wynikające ze sposobu produkcji, opakowania, prezentacji i oznakowania, nieobjęte wymaganiami sanitarnymi, weterynaryjnymi lub fitosanitarnymi.

W związku z powyższym wszelkie kwestie odnoszące się do jakości zdrowotnej soli i występujących w niej maksymalnych poziomów zanieczyszczeń metalami szkodliwymi dla zdrowia, nie należą do zakresu kompetencji Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych."

Marek Szczygielski, inspektor jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych dodał w TVN24, że bardzo trudno będzie w ogóle ustalić zawartość niebezpiecznych substancji w sprzedanej soli, bo sól przemysłowa nie jest obłożona procedurami obowiązującymi przy produkcji żywności.

Premier Donald Tusk zapewnił wczoraj, że sprawę będzie wyjaśniał minister rolnictwa i rozwoju wsi Marek Sawicki. Z drugiej strony bezpieczeństwo żywności leży także w gestii Głównego Inspektora Sanitarnego, podległego ministerstwu zdrowia. Zresztą jak dotąd, poza policją, zdaje się że właśnie GIS podejmuje konkretne działania: przede wszystkim kontrolę żywności, by podjąć decyzję o ewentualnym wycofaniu z obrotu produktów skażonych. Jeśli w ogóle takie zostaną odkryte. Jak zapewnia rzecznik GIS Jan Bondar pierwsze wyniki powinniśmy poznać za kilka dni.

Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego wyrywkowe kontrole nie pozwoliły odkryć tej afery przez tyle lat? Nikt nie potrafi jeszcze odpowiedzieć. Przyczyn jest na pewno kilka, w tym brak jasnych przepisów i procedur, ale i, miejmy nadzieję, brak wyraźnego zagrożenia dla zdrowia z powodu trefnej soli.

Lekarze uspokajają...

Toksykolodzy zgodnie przyznają, że prawdopodobieństwo, by ktoś mógł zatruć się solą drogową do tego stopnia, że wymagał hospitalizacji, jest znikome. Nawet zakładając, że zawartość toksyn byłaby spora, sól to, szczęśliwie, jedynie dodatek do potraw.

Kiedy solisz zupę, stężenie domieszek do soli staje się już tak niewielkie, że zaczyna przypominać lek homeopatyczny. Nie zaszkodzi, nie pomoże. Podobnie, gdy zjesz plasterek peklowanej w niewłaściwej soli wędliny, czy żółtego sera.

Chyba, że... Niektóre substancje szkodliwe mogą się w naszym organizmie kumulować, gromadzić przez lata, a dopiero w bardzo odległej przyszłości powodować skutki groźne dla zdrowia, w tym zwiększoną zapadalność na nowotwory.

Czy tak było tym razem? Trudno powiedzieć. Trudno też uwierzyć, że odpowiedzą na to pytanie jakiekolwiek badania i kontrole. Wszystko pozostanie raczej w sferze domysłów, jak to z aferami bywa.

Więcej o: