Depresja to więcej niż smutek

Życie nas nie rozpieszcza, więc jeśli straciliśmy kogoś bliskiego, mamy kłopoty finansowe, zawaliliśmy egzamin - mamy prawo do pogorszenia nastroju, nawet porządnego doła. Kiedy jednak zaczyna się depresja?

Jak odróżnić chandrę od depresji? Nie ma ostrej granicy, ale dla specjalisty jest ona uchwytna. W powszechnej opinii

depresja

to po prostu bardzo głęboki, długotrwały smutek. Ale to tylko częściowo prawda. Według ekspertów co dziesiąty z nas doznaje w ciągu roku długotrwałych zaburzeń nastroju typu depresyjnego. Przez "długotrwałe" zazwyczaj rozumie się "trwające ponad dwa tygodnie", choć np. po śmierci członka rodziny przygnębienie liczone w miesiącach nie będzie wciąż niczym nienaturalnym.

Każdy jest inny, więc depresji nie diagnozuje się wyłącznie na podstawie kalendarza. Najważniejsze, czy problem utrudnia normalne funkcjonowanie. Bo chorzy na depresję przestają dawać sobie radę z dotych-czasowymi zadaniami - w pracy i życiu prywatnym. Zaczyna im towarzyszyć lęk, czy są w stanie utrzymać rodzinę, czy potrafią być fajnymi kumplami, czy do czegokolwiek się nadają. W efekcie zamykają się w sobie i ograniczają kontakty, obojętnieją. Wypadają z roli ucznia, menedżera, rodzica czy duszy towarzystwa.

Wielu pacjentów w depresji pytanych o stan zdrowia nawet nie zająknie się o smutku i kłopotach emocjonalnych. Nie odczuwają ich albo nie zdają sobie z nich sprawy. Często uskarżają się za to na dolegliwości fizyczne: bóle głowy i pleców, klatki piersiowej, dolegliwości żołądkowe i przewlekłe zmęczenie. Chudną i mają kłopoty z seksem. To tzw. maski depresji - ich ciało sygnalizuje, że z psychiką nie wszystko jest w porządku. Jeśli po badaniach nie udaje się ustalić przyczyny tych kłopotów, a z wywiadu wynikają inne okoliczności wskazujące na depresję, lekarz pierwszego kontaktu powinien sam zaproponować leczenie albo przekonać pacjenta do wizyty u specjalisty.

Częstym objawem depresji są problemy ze snem. Chorzy zazwyczaj zasypiają dość dobrze, ale budzą się w środku nocy lub bladym świtem. Otoczeni śpiącą rodziną, źli lub zrezygnowani, mają wówczas mnóstwo czasu na rozpamiętywanie swego przegranego życia, zwalających się na nich problemów i własnej bezradności.

Przygnębienie bez powodu

Depresja to złożona choroba i jej przyczyn można szukać na kilku poziomach: fizjologicznym, psychologicznym i społecznym. Większość specjalistów uważa, że u podstaw depresji leżą zaburzenia procesów chemicznych w mózgu. Komórki nerwowe w naszym organizmie kontaktują się ze sobą za pomocą substancji zwanych neuroprzekaźnikami. Podczas depresji dochodzi do nieprawidłowego wydzielania lub odbierania niektórych z nich, m.in. noradrenaliny, serotoniny lub dopaminy. To może mieć podłoże genetyczne i w ogóle nie zależeć od zewnętrznych czynników. Stąd czasami zaskakujące depresje u ludzi, którym dobrze się wiedzie. Inni mogą być bardziej podatni na tę chorobę i łatwiej reagować depresją na trudne wydarzenia życiowe - rozwód lub śmierć kogoś bliskiego albo utratę pracy.

Często depresja jest skutkiem tego, że człowiek musi borykać się z poważnym, przewlekłym schorzeniem, jak rak, cukrzyca czy choroby serca. Zwłaszcza gdy wiąże się to z inwalidztwem, unieruchomieniem, bólem, uciążliwymi zabiegami. Czasem istnieje jeszcze bliższy związek między chorobami: zaburzenia hormonalne lub krążeniowe mogą wprost wpływać na fizjologię mózgu. Podobnie jak alkohol i niektóre leki.

Ujawnieniu się depresji sprzyjają także pory roku. Wiadomo, że wiosna i jesień są okresami zwiększonego ryzyka. Depresja - jak się wydaje - jest wtedy reakcją na zmiany naszej fizjologii wywołane zmianami temperatury, diety lub ilości światła (np. zimą występuje często przejściowe przygnębienie, tzw. depresja sezonowa).

Przyczyny można też dość łatwo wskazać w przypadku depresji poporodowej u kobiet. Na zmiany hormonalne nakłada się wówczas poczucie odpowiedzialności za dziecko i świadomość zmian w życiu młodej mamy (np. utrata kontaktu z bezdzietnymi znajomymi czy obawa, że odtąd będzie się tylko dodatkiem do dziecka).

Racjonalnie można również wytłumaczyć fakt, że najwięcej przypadków depresji ujawnia się między 35. a 55. rokiem życia. To wtedy najczęściej zaczynamy się zderzać z trudnymi sytuacjami w życiu: chorobami, śmiercią, zmianami w pracy i rodzinie.

Lekarz jest w stanie pomóc

- Depresje, które są leczone prawidłowo, w zdecydowanej większości kończą się wyzdrowieniem pacjenta - mówi dr Dariusz Wasilewski, psychiatra, dyrektor Centrum Psychoprofilaktyki i Terapii w Warszawie. - Trzonem leczenia jest obecnie farmakoterapia. Są jednak przypadki, gdy depresja jest np. związana z różnymi problemami życiowymi, gdy bardzo dużą rolę odgrywa psychoterapia - zaznacza dr Wasilewski. - Nie ma reguły, leczymy danego człowieka, a nie bezosobową chorobę. Trzeba ocenić głębokość depresji, jej przyczyny, a potem decydować, czy np. psychoterapię zacząć jednocześnie z lekami, czy później, gdy pacjent będzie w trochę lepszej formie.

Pierwsze leki przeciwdepresyjne pojawiły się ponad 50 lat temu. Były to tzw. preparaty trój-pierścieniowe, jak imipramina, amitryptylina, klomipramina czy dezypramina. - Obecnie część z nich się wycofuje, choć trochę szkoda, bo to skuteczne leki, bezpłatne, stosowane z powodzeniem przez wielu chorych - mówi Dariusz Wasilewski. - Wadą ich jest nieselektywność, działają "na wszystko", więc mają też stosunkowo dużo działań niepożądanych.

W tej chwili w leczeniu depresji dominują leki "bardziej wyspecjalizowane" i dające mniej efektów ubocznych. To przede wszystkim tzw. selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI). Za tą trudną nazwą kryją się preparaty zwiększające ilość serotoniny dostępnej dla komórek nerwowych w mózgu. Należy do nich m.in. fluoksetyna. Ale bardzo często zapisuje się także leki z grupy SNRI - selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny i noradrenaliny. W Polsce najpopularniejszym preparatem z tej grupy jest wenlafaksyna.

Trzeba jednak pamiętać, że leki przeciwdepresyjne zaczynają działać dopiero po kilku tygodniach i trzeba je brać przynajmniej przez pół roku. Wielu pacjentów, zniechęconych brakiem natychmiastowych efektów, przerywa terapię zbyt wcześnie, nie dając sobie szansy na powrót do zdrowia.

Nie tylko tabletki

Wspieranie pacjenta, by wytrwale brał leki, to jedno z zadań psychoterapii. Ale niejedyne. Podczas psychoterapii pacjent uczy się, jak radzić sobie z objawami, odbudowuje wiarę we własne siły i możliwości. Wraz z terapeutą stara się dojść do przyczyn swoich problemów i "unieszkodliwić" je. Uczy się także, jak właściwie oceniać siebie i innych, jak reagować na różne sytuacje życiowe, w tym te trudne - stres i niepowodzenia.

Psychoterapia i leki nie wyczerpują katalogu metod stosowanych w leczeniu depresji. Czasami stosuje się także fototerapię, czyli leczenie światłem - skuteczne zwłaszcza w przypadku depresji sezonowej. Pamiętajcie: nie chodzi o siedzenie w solarium. To seria seansów w promieniach silnej lampy (kilka-kilkadziesiąt razy mocniejszej niż te używane w domach) wytwarzającej białe światło zbliżone do dziennego. Cały proces (liczba i długość sesji) powinien być kontrolowany przez lekarza.

Jest wreszcie terapia antydepresyjna budząca najwięcej emocji - elektrowstrząsy. Nie ma ona jednak nic wspólnego z ponurą wizją tortur prądem i ciałem wstrząsanym konwulsjami! Wykonuje je zespół złożony z doświad-czonego psychiatry, anestezjologa i wykwalifiko-wanej pielęgniarki. Chory poddany jest znieczuleniu, podaje mu się także środki zwiotczające mięśnie, po czym jego mózg poddaje się działaniu delikatnego prądu o ściśle kontrolowanych parametrach. - To najskuteczniejsza metoda leczenia depresji - uważa dr Dariusz Wasilewski. - Efekty pojawiają się już po kilku sesjach (czyli 1-2 tygodniach). Elektrowstrząsy stosuje się więc w ciężkich depresjach, z myślami samobójczymi, urojeniami, gdy trzeba działać bardzo szybko. I wtedy, gdy z jakichś powodów nie moż-na podać leków lub gdy leki nie działają - dodaje dyrektor Centrum Psychoprofilaktyki i Terapii.

Trzeba jednak pamiętać, że oprócz lekarzy, psychologów i pielęgniarek ogromną rolę w leczeniu cierpiących na depresję odgrywa ich otoczenie. Rodzina i przyjaciele muszą zrozumieć, że obwinianie chorego, rady typu: "nie leń się", "weź się w garść", tylko pogłębią kryzys, zamiast zachęcić do działania. Muszą zrozumieć, że to ich wspólny problem, i wspierać bliską osobę. Depresja to choroba podstępna, niszcząca życie pacjenta i jego bliskich. Pójście do psychiatry, psychologa czy nawet lekarza rodzinnego to nie wstyd - to najkrótsza droga do przerwania udręki. - Zawsze powtarzam, że nieuleczalna jest tylko jedna depresja: ta nieleczona - podkreśla dr Wasilewski

Jak rozpoznać depresję?

Jeśli zauważysz kilka z poniższych objawów u siebie lub u swoich bliskich - skonsultuj się z lekarzem. To może być depresja!

- utrata radości życia, dostrzeganie głównie negatywnych stron zdarzeń - porażek i strat;

- nasilające się problemy z pamięcią i koncentracją; t

- rudności w podejmowaniu decyzji;

- bezpodstawny lęk, ciągłe uczucie niepokoju;

- utrata poczucia własnej wartości ("jestem do niczego, jestem dla innych ciężarem");

- nieuzasadnione lub przesadne poczucie winy;

- ograniczenie życia towarzyskiego,

- zamknięcie się w sobie;

- apatia, utrata zainteresowań; zmniejszony apetyt prowadzący do spadku masy ciała;

- bóle głowy, pleców, w klatce piersiowej, problemy gastryczne (mimo dobrych wyników badań);

- problemy ze snem (przebudzenia w środku nocy lub bardzo wcześnie rano, trudności z ponownym zaśnięciem);

- gorsze samopoczucie rano niż wieczorem (w chorobach fizycznych zazwyczaj jest odwrotnie);

- problemy z seksem.

Więcej o: