Szczepić się przeciw grypie? Mam uzasadnione wątpliwości!

Ten rok jest najgorszy pod względem liczby nowych zachorowań i podejrzeń zachorowania na grypę od kilku lat. Tylko w pierwszej połowie grudnia prawie 32 tysiące przypadków. Najgorsze jeszcze przed nami - szczyt zakażeń to na ogół przełom lutego i marca. Czas na podjęcie decyzji kurczy się...

Nowy rok za pasem, a ja wciąż nie zdążyłem zaczepić się na grypę. Prawdę mówiąc, gdyby moja firma nie zlikwidowała przychodni zakładowej, gdzie można było całą sprawę załatwić w pięć minut, dawno bym to zrobił. Ale jak pomyślę, że trzeba najpierw zamówić wizytę w firmie, w której się ubezpieczam, potem pojechać na drugi brzeg Wisły, pokazać się interniście, odczekać w kolejce na zastrzyk, to mi się odechciewa. Jako dziennikarz, który sporo czasu poświęcił ludzkiej, ptasiej i świńskiej grypie, wiem, że robię błąd. Ale czym innym jest ludziom radzić: "dbajcie o zdrowie, ruszajcie się, szczepcie, myjcie", a czym innym wcielać samemu wszystkie te słuszne rady w życie.

Raz zresztą już dostałem nauczkę.

Pamiętacie niedawny strach przed świńską grypą i bohaterską Ewę Kopacz, która uchroniła polski budżet przed wrzuceniem w błoto milionów złotych na niepotrzebną szczepionkę? Tak to przynajmniej w 2009 r. interpretowali niektórzy, zaś inni (w tym "Wyborcza") atakowali głośno panią minister za to, że wybiera strategię "nic-nie-robienia" wychodząc z założenia że, nie robiąc nic, nie popełnia się też błędu.

I rzeczywiście. Strategia okazała się skuteczna. Pani minister odniosła sukces, premier Tusk też. Świńska grypa przestraszyła się polskich władz i odeszła w cień.

Ale miało być o nauczce dla mnie. Otóż po kolejnym gazetowym tekście na temat dorocznej akcji szczepień na grypę, postanowiłem sam pobiec na zastrzyk. Pani doktor zajrzała do gardła, a pani pielęgniarka sięgnęła po strzykawkę i po krzyku. Niestety, już tego samego dnia wieczorem pojawił się nieprzyjemny ból w łokciu. Coś jakby łokieć tenisisty, tymczasem ja przecież od lat nie tknąłem rakiety do tenisa.

Nazajutrz ból był jeszcze dotkliwszy.

Przejrzałem dziesiątki stron o ubocznych skutkach szczepień na grypę. Interesowały mnie zwłaszcza niezwykle rzadkie, ale bardzo groźne powikłania neurologiczne, o których nie wspominałem w swoich tekstach. No tak, najwyraźniej Pan Bóg pokarał mnie za napadanie na minister Kopacz i teraz mam. Oczami wyobraźni widziałem się już na wózku inwalidzkim. Zanudzałem kolegów lekarzy telefonami o bolącym łokciu i szczepionce. W końcu przyjaciółka neurolożka sprowadziła mnie do pionu: "Zrobiono ci zastrzyk za blisko stawu łokciowego, w okolicy nerwu i stąd ten ból. Przejdzie. Nie rozpaczaj i pamiętaj o szczepieniu za rok".

To były prorocze słowa. Ból trwał niespełna dwa miesiące i którego dnia ustąpił jak ręką odjął.

Trzeba więc wierzyć przyjaciółce, poświęcić dwie godziny cennego czasu i szczepić się.

Nie przekonanych odsyłam na stronę: meldunki epidemiologiczne

Ten rok jest najgorszy pod względem liczby nowych zachorowań i podejrzeń zachorowania na grypę od kilku lat (poza wspomnianym 2009 r.). Tylko o 1 do 15 grudnia 31 957 przypadków. A najgorsze jeszcze przed nami - szczyt zakażeń to na ogół przełom lutego i marca. Tymczasem organizm potrzebuje ok. dwóch tygodni, żeby po zastrzyku wytworzyć przeciwciała i potem można już spokojnie gwizdać na grypę. Czas na podjęcie decyzji wciąż więc jeszcze jest.

Nie ma rady. Kończę pisanie i umawiam się na zastrzyk.

Więcej o: