"Kiedy nadchodzi sezon grypowy, podaję bliskim sprawdzony lek, bo ufam specjalistom, bo kocham moją rodzinę, etc.": tak, w przybliżeniu mówią doskonałe mamy z reklamy, a my, również kochając swoich bliskich, dosłownie łykamy: najpierw banał, potem pastylkę. W każdym razie większość z nas. Według badań CBOS ponad 70% Polaków przyznaje się do przyjmowania leków, których nie przepisał lekarz. Ponad połowa z nas przynajmniej raz w roku leczy się samodzielnie preparatami przeciw przeziębieniu.
Do kompletu, dla pewności, wypijamy zgrzewkę jogurtów z bakteriami probiotycznymi, a przed wyjściem z domu pochłaniamy sporą porcję cytrusów, gdyż zawarta w nich witamina C wspiera przecież odporność. Wierzymy w moc natury. A tymczasem...
Nasza podatność na infekcje w dużym stopniu zależy od genów i wrodzonej odporności, a także odporności nabytej. Pierwszą solidną dawkę przeciwciał (immunoglobulin, specjalnych białek, odpowiedzialnych za odpieranie ataku bakterii i pasożytów, a także neutralizację wirusów i toksyn) dostajemy jeszcze w życiu płodowym od matki. Kolejne może nam ofiarować także mama, karmiąc piersią (mimo usilnych starań nie udało się stworzyć pokarmu lepszego dla budowania odporności noworodka i niemowlaka).
Wychodząc spod ochronnego parasola odporność budujemy głównie przechodząc infekcje. Nasz układ immunologiczny zapamiętuje bowiem pokonanego wroga i drugi raz nie daje się tak łatwo podejść. Stąd: mikroby groźne dla dziecka niejednokrotnie nie są w stanie zaszkodzić solidnie rodzicom.
Oczywiście, odporność czasem zawodzi. Nie tylko wtedy, gdy u człowieka występują poważne zaburzenia immunologiczne (nie mylić z potocznym rozumieniem osłabienia odporności). I dla zdrowego organizmu przeciwnik bywa niezwykle silny i podjęcie ryzyka walki z agresorem może skończyć się tragicznie. Właśnie dlatego takim dobrodziejstwem dla ludzkości okazały się szczepienia.
W uproszczeniu: podanie niewielkiej dawki wroga, czy jego fragmentu (nowoczesne "szczepionki zabite"), pozwala układowi odporności na zwycięską bitwę i wytworzenie przeciwciał. To daje ochronę na lata, czasem dożywotnio. W ten sposób ludzkość pokonała choćby czarną ospę, gruźlicę, polio, krztusiec... Oczywiście, poza czarną ospą, choroby te nie znikły w zupełności, ale ich szerzenie się, przebieg i śmiertelność, znacznie ograniczono. Można spokojnie mówić o milionach ocalonych ludzi.
Wróćmy jednak do grypy, przeziębień, czyli klasycznych naszych problemów. Dlaczego niektórzy z nas co roku łapią infekcje, a niektórzy rzadziej? Dlaczego nasz układ odporności nie może zapamiętać wirusa powodującego katar i rozprawić się z nim, zanim na dobre wniknie do organizmu?
Trwa wyścig zbrojeń. My uodparniamy się na mikroby, wytwarzając przeciwciała, ale one się zmieniają. Mutują, łączą się w dziwaczne, trudne do pokonania, twory (np. wirus grypy ludzkiej z fragmentami DNA grypy ptasiej i świńskiej), poznają tajemnice przetrwania w trudnych warunkach. Ewolucja obejmuje wszystkie gatunki.
Choćby w szpitalach mikroby mają szczególne pole do popisu: mnóstwo osłabionych już chorobą żywicieli. Zarazem antyseptyka i leki nie pozwala dobrać się do żywiciela... Z miliardów bakterii w trudnych warunkach przetrwa garstka. Te jednak będą już szczególnie zjadliwe, a ich "dzieci" niemal nie do pokonania. "Niemal", bo my również wciąż się zbroimy.
Organizmy, które zmierzyły się już z jakimś mutantem, prędzej pokonają jego krewniaka, niż te, które do walki przystępują po raz pierwszy. Stąd, jedni z tą samą grypą radzą sobie lepiej, inni gorzej. Słabszy organizm ma zawsze mniejsze szanse niż silny. Truizm, a jednak apele o szczepienie dzieci przeciw grypie wciąż nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Nie przekonują nawet argumenty, że z powikłaniami grypy do szpitali nie trafią szczepione maluchy. Wolimy wierzyć w czary mary.
Popularne leki z rutyną i witaminą C mają udowodnione działanie. Rzeczywiście rutyna (rutozyd), to cenny przeciwutleniacz pochodzenia roślinnego, przedłużający działanie witaminy C, uszczelniający naczynia krwionośne i hamujący procesy zapalne. Sama witamina C jest niezbędna do produkcji limfocytów, a bez nich nie da się zwalczyć infekcji.
Zachowajmy jednak rozsądek. Rutinoscorbin czy rutozyd nie pokonają silnej bakterii chorobotwórczej, która wniknęła do organizmu. Nie zapewnią skutecznej ochrony przed atakiem wirusa grypy. Są pewnym wsparciem, ale twierdzenie, że "gwarantują nam bezpieczeństwo" to gruba przesada. Pełnego bezpieczeństwa nie daje żaden środek leczniczy, a jeśli mamy problemy z odpornością spowodowane przemęczeniem, długotrwałą chorobą, stresem można jedynie mówić o pewnym wsparciu. Odporność wspiera zresztą wiele rzeczy: dieta, aktywność fizyczna, nawet seks. Na ile jednak są skuteczne, gdy sezon grypowy za pasem, a my do tej pory o siebie nie dbaliśmy? Niestety, nieszczególnie.
Przyjemne sposoby wzmacniania odporności
Prawdziwa szczepionka przeciw grypie, zastosowana u osoby zdrowej w danym sezonie, w pełni chroni dopiero po 2-3 tygodniach. Organizm potrzebuje bowiem czasu, by dobrze nauczyć się nowego przeciwnika i wytworzyć przeciwciała. Zaszczepiłeś się odpowiednio wcześnie? Zwykle skuteczność szczepienia ocenia się na ok. 80%, ale, jeśli nawet zachorujesz, ryzyko powikłań jest znikome.
Szczepienie przed tobą lub wcale nie bierzesz go pod uwagę? Jasne: boisz się ukłucia, rozumiesz, że czasu mogło już zabraknąć (wokół tylu chorych, przed którymi się nie schowasz), wierzysz, że załapiesz się do pechowych 20% potencjalnych chorych? Twój wybór, także, gdy zdecydujesz się postawić na tzw. "szczepionkę doustną". Ich producenci zachwalają, że jest pomocna nie tylko zapobiegawczo, ale i łagodzi przebieg choroby, jeśli do zarażenia już doszło.
Chociaż lekarze konsekwentnie przypominają, że "szczepionka doustna" przeciw grypie nie istnieje, w powszechnej świadomości przyjęło się takie określenie dla niektórych preparatów, zwłaszcza homeopatycznych. Nie ma żadnych wiarygodnych dowodów naukowych, że homeopatia działa na grypę, ani że w ogóle. My w nią nie wierzymy. Mamy jednak świadomość, że takie leki nie szkodzą, a wiara czyni cuda. Zatem: powodzenia, na własną odpowiedzialność.
70% odporności bierze się z brzucha. Fakt. Bakterie probiotyczne mogą skutecznie chronić nas nie tylko przed infekcjami układu pokarmowego, ale każdym atakiem mikrobów. Też fakt. Problem jednak w tym, że o florę bakteryjną trzeba dbać systematycznie, a po jednorazowej tylko kuracji antybiotykowej dla jej pełnego odbudowania potrzeba pół roku! Stawiaj więc na probiotyki, ale nie licz na cud. Jeśli od dzisiaj, stale, będziesz dostarczać organizmowi niezbędną ilość pożytecznych mikrobów, jesienią pewnie już nie zachorujesz. Może nie złapiesz anginy latem... Kiedyś trzeba zacząć o siebie dbać, ale na efekty musisz zaczekać.
Więcej na temat: probiotyki, a odporność
Mors w lutym może bezkarnie wykąpać się w Bałtyku. Większość z nas, to jasne, nie wyszłaby obronną ręką z takiej próby. Dlaczego? On już jest zahartowany , my nie.
Hartowanie to doskonały sposób wspierania odporności. Wiele infekcji łapiemy dlatego, że organizm nie może poradzić sobie ze zmiennymi warunkami środowiskowymi (po nadmiernym rozgrzaniu marzniemy, po ochłodzeniu, robi się za ciepło). Hartowanie, także łagodne, np. brodzenie w zimnej wodzie (w domu, nie w morzu), uczy układ immunologiczny nie reagować zbyt gwałtownie na zmiany.
Rzecz jednak w tym, że hartować trzeba się wtedy, gdy jesteśmy w pełni zdrowi, a ryzyko zachorowania najmniejsze. Najlepiej zacząć późną wiosną lub latem, by przygotować się na trudniejsze czasy. Tymczasem one są właśnie teraz. Jeśli spróbujesz się "leczyć", wychodząc z mokrą głową na powietrze, nie wyjdzie ci to na zdrowie. Naprawdę!
Chociaż wiadomo, że zawartość witaminy C w porzeczkach czy czerwonej róży bije na głowę wyniki cytrusów, w sezonie zimowym Polacy je kochają. Mają nas chronić przed wszelkimi nieszczęściami. Herbata z cytryną leczy wszystko, pomarańcze i reszta, prawie wszystko. Tymczasem: napar herbaciany z cytryną zapewni nam zastrzyk cennej witaminy pod warunkiem, że wypijemy naprawdę gorący, co grozi sparzeniem języka. Odporność wszystkie cytrusy, dzięki witaminom i usuwającym toksyny pektynom, poprawiają na pewno, rzecz jednak w tym, że mogą ją również osłabić.
Owoce egzotyczne, w tym cytrusy, wychładzają organizm. To cenne latem i wtedy, gdy już walczysz z gorączką. Kiedy jednak jest zimno, przed tobą czekanie na autobus, albo przymusowy spacer, dodatkowe wychłodzenie organizmu nie musi wyjść na zdrowie.
Zatem: świeże cytrusy tak, ale jeśli nie planujesz w ciągu najbliższych godzin zderzenia z niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. I pamiętaj: nie mają mocy magicznej. Wspierają, nie leczą. Na niektóre bakterie działają, prawie jak antybiotyk. "Prawie" robi jednak różnicę.
Naszą naturalną odporność buduje odpowiednia dieta, obfitująca w warzywa, owoce (także morza) i ryby. Pomaga regularna aktywność fizyczna (z naciskiem na "regularna"), właściwa ilość snu i odpoczynku, przeróżne zioła, a nawet dodatki do potraw (czosnek).
Nie wystarczy jednak teraz wypić litra syropu z cebuli i zakąsić witaminą C, by nadrobić zaniedbania z miesięcy, czy lat. Postaw na zdrowy tryb życia już teraz, bo im wcześniej zaczniesz, tym prędzej odczujesz pozytywne efekty, a grypa 2013 już cię być może nie zwali z nóg.