Co wspólnego ma uśmiech i depresja? Pozornie nic. W rzeczywistości okazuje się, że wiele osób cierpiących na to zaburzenie nastroju decyduje się nie pokazywać światu swoich wewnętrznych dylematów, trosk i mizerii. Aby ukryć swój prawdziwy stan, zachowują się jakby były szczęśliwe i pewne siebie. "Smiling depression" (ang. uśmiechnięta depresja) - tak eksperci ochrzcili to coraz powszechniejsze zjawisko.
Powszechnie przyjęło się, że osoby dotknięte depresją charakteryzuje smutek, brak energii życiowej, apatia i niezdolność do działania. Chorzy zamykają się w domach, nie są w stanie wyjść z łóżka, ubrać się, nieustannie płaczą albo w ogóle nie okazują emocji, niejako trwają w uśpieniu, zarzucając wszystkie obowiązki. Zazwyczaj objawy są sygnałem, że coś jest nie tak. O ile występują. Tysiące osób z problemem depresji nie tylko nie zdradza żadnych symptomów, ale wysyła zupełnie odwrotne sygnały. Uśmiecham się, jestem szczęśliwy, doskonale radzę sobie z rzeczywistością - to często fałszywe informacje, które maskują prawdziwy problem: depresję. Dlaczego stosujemy taką strategię?
W naszym społeczeństwie wciąż panuje przekonanie, że depresja wynika ze słabości charakteru. Za wszelką cenę chcemy postrzegać się jako ludzi sukcesu, czyli takich, którzy ze wszystkim sobie radzą i umieją dostosować się do współczesnego, czasem szaleńczego, tempa życia. Przyznać się do problemu? To dla osób cierpiących jeden z najgorszych możliwych scenariuszy. Wybierają inny. W ciągu dnia są efektywne, realizują powierzone zadania, prężnie działają. Po powrocie do domu, wracają do mrocznego świata swoich lęków i obaw, smutki atakują ze zdwojoną siłą. Następnego dnia schemat się powtarza, i tak w koło: udawany entuzjazm i optymizm - totalny rozpad i upadek. Kiedy runie domek z kart? Może niemal w każdej chwili, ponieważ dobra forma psychiczna jest po prostu odgrywana. Któregoś dnia takim osobom może zabraknąć sił na stwarzanie pozorów, że są szczęśliwi i pełni werwy. Dochodzi do załamania, nie pojawiają się w pracy, unikają przyjaciół i znajomych, często nawet przez długi czas.
Z obawy przed wykluczeniem z życia zawodowego i społecznego osoby z depresją, niejednokrotnie, o ile są w stanie, działają na pełnych obrotach: pracują na cały etat, prowadzą dom, nie rezygnują ze spotkań towarzyskich. Problem zaczyna się, gdy zostają same i muszą zmierzyć się z wewnętrznymi demonami, których nie pokazują na zewnątrz. W wielu przypadkach same nawet nie są świadome, że stany, które przeżywają świadczą o rozwijającym się zaburzeniu albo odmawiają przyjęcia do wiadomości, że coś jest nie tak. W końcu są w stanie funkcjonować, inni odbierają ich jako radosnych i doskonale sobie radzących. Idylla jest złudna. Ataki paniki, lęki, bezsenność, brak apetytu, a nawet myśli samobójcze - to niektóre z objawów, które towarzyszą im na co dzień. Nikt jednak nie ma o tym pojęcia, a oni są pozostawieni sami sobie.
"Moja depresja nigdy nie przejawiała się niemożnością opuszczenia łóżka, rezygnacją z dotychczasowych aktywności. Ciężko pracowałam, utrzymywałam kontakty z innymi. Jednak w środku czułam się bezwartościowa, wstydziłam się samej siebie" - mówi jedna z kobiet dotkniętych zaburzeniem na łamach "The Daily Mail". Specjaliści twierdzą, że osoby ukrywające depresję za uśmiechem najczęściej potrafią trzymać swoje życie w ryzach, a ich funkcjonowanie w świecie zewnętrznym może pozostać niezmienione przez długi czas. Jednak to, że inni nie dostrzegają zaburzenia, nie znaczy jeszcze, że problem przestaje istnieć. Za to przynajmniej na jakiś czas nie istnieje w oczach innych, w tym pracodawców.
Pracodawcy liczą ewentualne zyski i straty. Osoba chora nie jest mile widzianym pracownikiem. Nie jest w pełni wydajna, nie wiadomo, czy można na niej polegać, czy wytrzyma presję - twierdzą pracodawcy. Podobne sądy wynikają przede wszystkim ze strachu i niewiedzy, czym jest zaburzenie. A w postrzeganiu wielu jest po prostu emocjonalnym inwalidztwem wiążącym się z czasową niezdolnością do pracy. Badacze twierdzą, że jedna na pięć osób spośród tych, którzy informują pracodawcę o problemach psychicznych w konsekwencji traci pracę. W świetle tych statystyk nie dziwi, że osoby cierpiące na depresję obawiają się zawiadomić o chorobie przełożonych.
Czy pracodawca rzeczywiście ma się czego bać? Depresja ma wiele twarzy. Czasem jedynym zauważalnym jej objawem, szczególnie w przypadku osób, które bądź co bądź sobie radzą, są drobne problemy z koncentracją i pamięcią. Pracownicy z taką formą depresji niejednokrotnie są bardzo efektywni zawodowo, świetnie radzą sobie z obowiązkami. Dobrze natomiast, jeśli takie osoby mają poczucie, że w razie pogorszenia się ich stanu zdrowia, będą mogły wziąć parę dni wolnego na zregenerowanie sił.
Jednym z bardziej znaczących zagrożeń w przypadku osób z depresją, szczególnie tą skrywaną za pozornym optymizmem, są samobójstwa. Specjaliści twierdzą, że bardzo często takie osoby mają przeświadczenie, że nie można im pomóc (co jest następstwem tego, że w rzeczywistości nawet o nią nie zabiegają). Uśmiechają się, wydają się spełnione, ale w tym samym czasie planują w jaki sposób skończyć ze sobą. Właśnie dlatego tak ważne jest szybkie diagnozowanie chorych, zwiększanie świadomości ludzi na temat zaburzeń nastroju i ich rozpoznawania oraz wskazywanie, w jaki sposób mogą się leczyć i pokonać chorobę.
Czy to już depresja czy po prostu chwilowy gorszy nastrój? Eksperci twierdzą, że powinniśmy zadać sobie pytanie, czy gorszy stan towarzyszy nam dzień czy dwa czy może trzy miesiące. Krótkoterminowe spadki formy zdarzają się każdemu z nas, jeśli jednak smutek, bezsilność i poczucie rozdarcia trwa mimo mijającego czasu, powinien to być sygnał alarmowy.
Postawa w rodzaju "poradzę sobie sam" lub "nic mi nie jest" to najgorsze, co może zrobić osoba z problemem . Wysiłki, żeby nikt nie zauważył choroby i presja, w wielu wypadkach pogłębiają objawy depresji. Przez lata niezdiagnozowani, pozbawieni wsparcia, nieleczeni - te właśnie czynniki leżą u podstaw postępujących konsekwencji, zarówno natury psychicznej (wciąż nie umiem sobie poradzić, wciąż zawodzę), jak i zawodowej i prywatnej (dlaczego nie potrafię tak jak inni łączyć obowiązków, po powrocie z pracy dopada mnie przerażenie i lęk).
Depresja jest podstępna, wielokrotnie dyktuje cierpiącym myśli, które zniechęcają do zasięgnięcia profesjonalnej pomocy, czyli tego, co zrobilibyśmy z całą pewnością w przypadku innego rodzaju problemu zdrowotnego, np. zapalenia płuc czy złamanej nogi. Trudno sobie wyobrazić pacjenta, który w takiej sytuacji uśmiechałby się i twierdził, że nic mu nie dolega i da radę sam.
Gdzie można szukać pomocy? Dobrym kierunkiem będzie gabinet psychoterapeutyczny. Po pierwsze specjalista zdiagnozuje, czy w danym przypadku pojawił się już problem depresji czy to tylko chwilowa niedyspozycja. Po drugie zaleci dalsze kroki, da wsparcie. W ramach terapii behawioralno - poznawczej
(Czytaj o różnych podejściach w psychoterapii) specjalista uczy identyfikowania fałszywych, utrudniających funkcjonowanie negatywnych myśli, pokazuje, jak przeprogramować sposób myślenia o sobie i świecie na bardziej produktywny. Jeśli okaże się, że depresja ma charakter endogenny, czyli u jej źródła leżą raczej zmiany na poziomie biochemicznym, nie zdarzenia w świecie zewnętrznym, psychoterapeuta zasugeruje wizytę u lekarza psychiatry w celu dobrania leczenia farmakologicznego. Metody relaksacyjne, nauka efektywnego radzenia sobie ze stresem, rozmowa z wspierającą osobą, z ludźmi mającymi podobny problem - sposobów na walkę z depresją jest naprawdę dużo. Nie jesteśmy i nie powinniśmy być bezsilni. Szukanie pomocy jest najlepszą metodą na to, żeby ją znaleźć. Jeśli jesteś w stanie pracować, podtrzymywać relacje osobiste prognoza jest całkiem optymistyczna. Nie trać życia, uwierz, że to co dziś czujesz, wcale nie musi zostać z tobą na zawsze.
Zobacz także: