Na początek coś prostego, z czym miał do czynienia chyba każdy. Ugryzienia komarów - przynajmniej tych w Polsce, które nie przenoszą malarii - nie są groźne dla zdrowia. Chyba, że ma się na nie uczulenie. To jednak jest bardzo rzadkie i łatwo je rozpoznać.
U zdrowej osoby ukłucie komara objawia się niewielką wypukłą, okrągłą zmianą, która może być zaczerwieniona albo nieco jaśniejsza od skóry, wręcz żółtawa. Czasem na środku widoczna jest też czerwona "kropeczka", czyli ślad po wkłuciu się komara. Ślad po ugryzieniu znika w ciągu kilku dni. Jeśli całkowicie powstrzymamy się od drapania, powinno się to stać szybciej, nawet w ciągu doby.
Fot. dr_relling | Flickr | CC BY 2.0
Alergik powinien szybko zauważyć, że coś jest nie tak. Ślad po ugryzieniu komara u takiej osoby też jest okrągły i wypukły, ale gwałtownie się powiększa, a jego średnica może osiągnąć nawet 10 cm. Oprócz tego na całym ciele może pojawić się wysypka, a w skrajnych przypadkach zawroty głowy, nudności i duszności. Jeśli do tego "dojdą" bóle brzucha i wymioty to może oznaczać wstrząs anafilaktyczny, co wymaga już natychmiastowego wezwania pogotowia.
W "standardowych" przypadkach najlepszym remedium na ukąszenia komarów jest przede wszystkim unikanie drapania zmian. By ulżyć sobie w tym cierpieniu (a raczej irytacji) można posmarować je sokiem z cytryny, która pomaga zmniejszyć stan zapalny (niektórzy proponują też świeżo przekrojoną cebulę, która ma działanie przeciwbakteryjne), przyłożyć woreczek z lodem, użyć któregoś z aptecznych specyfików na swędzenie. Ewentualnie można zażyć lek przeciwhistaminowy - taki, jaki stosuje się przy wielu alergiach.
Większość osób nazywa go gzem, bąkiem albo muchą końską. Tymczasem prawidłowa nazwa tego owada to jusznica deszczowa, która atakuje zarówno ludzi, jak i zwierzęta. Daje się we znaki głównie latem, bo uwielbia wilgoć i upał, przez co często żeruje w "urlopowych" miejscach.
Co gorsza, jusznice często atakują chmarami i są w tych atakach bezwzględne, a równocześnie bardzo płochliwe, więc trudno je trafić i "ubić". Zwłaszcza, że cechuje je spora wytrzymałość i jedno niedbałe "pacnięcie" nie załatwi sprawy. Jusznica najczęściej będzie atakować do skutku albo do swojej śmierci.
Fot. Botaurus/Wikimedia Commons/Domena publiczna
Jeśli uda jej się nas dopaść, zdecydowanie to poczujemy. W przeciwieństwie do komarów, które załatwiają sprawę o wiele bardziej subtelnie (razem ze śliną wstrzykują do organizmu żywiciela substancję znieczulającą, a ich aparat ssący to cienka "igiełka"), jusznice dosłownie tną skórę i tworzą rankę, z której piją krew, co oczywiście dość mocno boli.
Oprócz tego na skórze może się utworzyć nieestetyczne płaskie wybrzuszenie o nieregularnym kształcie. Zwykle towarzyszy mu miejscowe, mocne zaczerwienienie i podrażnienie, a w niektórych przypadkach większa opuchlizna w obrębie zmian.
W przypadku osób, które są uczulone na ślinę jusznic (a konkretnie jej składnik, który zapobiega krzepnięciu krwi), może dojść do silnej reakcji alergicznej, a nawet szoku anafilaktycznego. Ten ostatni zdarza się na szczęście bardzo rzadko, choć może być śmiertelny.
Tym, co przeciętnego człowieka powinno martwić bardziej niż ewentualna nagła śmierć spowodowana ukąszeniem gza, jest co innego. Te uciążliwe owady mogą przenosić bakterie wąglika, tularemii (choroba atakująca drogi oddechowe i węzły chłonne), wirusa polio, czyli choroby Heinego-Medina (porażenie dziecięce), a także pasożyty z rodzaju świdrowców (pasożytujących we krwi) i nicieni (glisty i owsiki).
Szczęśliwie w większości przypadków zetknięcie z końskimi muchami kończy się jednak krótkotrwałym, choć silnym bólem i opuchlizną.
To samo, co w przypadku komarów, czyli cytryna, okład z lodu i preparaty na swędzenie, choć lepiej może się sprawdzić octanowinian glinu (popularny Altacet) albo inny środek tego typu, który pomoże zmniejszyć opuchliznę.
Jeśli jednak po ukąszeniu przez jusznicę pojawią się takie objawy jak ból stawów, gorączka, dreszcze lub zaburzenia rytmu serca, należy najszybciej jak to możliwe wybrać się do lekarza.
Pluskwy są aktywne przez cały rok, ale najczęściej można się na nie natknąć "na wyjeździe". Zwykle atakują bowiem w hostelach, schroniskach i noclegowniach o niskim standardzie, choć mogą się pojawić też w "lepszych" hotelach.
W ciągu dnia są niezauważalne, bo żerują nocą. Ich siedliska to materace i pościel, ale mogą się też zalęgnąć w walizce wśród ubrań. Ugryzienia pluskiew nie są bolesne, dlatego przeważnie o ich aktywności turyści dowiadują się rano po przebudzeniu, a bywa, że dopiero kilka dni później.
gazeta.tv
Ich ślady na skórze mają postać niewielkich, czerwonych zmian z ciemniejszymi plamkami na środku. Może im towarzyszyć większe zaczerwienienie pokrywające np. całą żuchwę, bo pluskwy gryzą w wielu miejscach obok siebie. Należy się też spodziewać uporczywego swędzenia, a nawet pieczenia.
Te pasożyty żerują na całym ciele, choć często "celują" w twarz, plecy, ręce i nogi. Na szczęście ich ukąszenia nie są groźne dla zdrowia, choć u wrażliwych osób ślady mogą się utrzymywać nawet przez tydzień albo dłużej. Mogą też pojawić się niewielkie bąble.
Jeśli zmiany po ataku pluskiew się utrzymują, warto zastosować maść z kortykosteroidami. Poza tym można się wspomóc przeciwhistaminowym środkiem, okładem z lodu albo maścią na swędzenie.
Są małe (osiągają około 3-6 mm długości), niepozorne (wyglądają dość delikatnie, jak drobne muchy), ale irytujące. Meszki mogą pogryźć bardziej dotkliwie niż komary, bo - podobnie jak muchy końskie - rozcinają skórę swoim aparatem gębowym, pozostawiając na niej otwarte ranki.
Jeśli zupełnie nie wiesz, co cię ugryzło, to właśnie mogły być meszki. Pozostawione przez nie ślady mają niewielki rozmiar i wyglądają po prostu jak mocno zaczerwienione plamki o nieregularnym kształcie. W miejscu ugryzienia może się pojawić niewielka krwawiąca ranka i ewentualnie obrzęk. Tym, co je charakteryzuje jest fakt, że zmiany są bolesne i równocześnie mocno swędzą. To uczucie może się utrzymywać od doby do kilku dni.
Fot. tompiast | Wikipedia | CC BY-SA 3.0
Na szczęście efekty żerowania pojedynczych muszek na naszym ciele zwykle nie są groźne dla zdrowia, choć ich ślina jest toksyczna. Warto jednak po ataku tych owadów przetrzeć skórę wacikiem nasączonym spirytusem salicylowym, by odkazić ranki, bo mogą się do nich dostać bakterie i doprowadzić do infekcji.
Problem pojawia się, kiedy meszki dopadną nas całą chmarą albo mamy uczulenie na histaminę czy białka wstrzykiwane ze śliną przez meszki. Może to skutkować "meszkową gorączką", która objawia się bólem głowy, nudnościami, wysoką temperaturą, powiększonymi węzłami chłonnymi i bólem stawów.
W przypadku alergii objawy mogą wystąpić od kilkunastu minut po ugryzieniu do kilku godzin. Oprócz zawrotów głowy, nudności i duszności może wystąpić również biegunka i ból brzucha. Ostatecznie, w ekstremalnych przypadkach, może się to skończyć wstrząsem anafilaktycznym, który zawsze wymaga natychmiastowej pomocy specjalistów i udania się na pogotowie ratunkowe.
Jeśli nie dopadło nas uczulenie, nieprzyjemne objawy powinny załagodzić maści na swędzenie, okład z lodu, ewentualnie olejek lawendowy (przeciwbakteryjny) albo zsiadłe mleko (na swędzenie). Niektórzy polecają też okłady z ziół, które pomogą zmniejszyć obrzęk i mają właściwości odkażające - zwłaszcza te z werbeny, tymianku albo szałwii.
Pszczoły i osy wyglądają podobnie, ale wiele je różni. Także w kwestii tego, czego z ich strony może się spodziewać człowiek. Oba owady żądlą, kiedy poczują się zagrożone, jednak pszczoła robi to tylko raz, bo zostawia w ciele ofiary swoje żądło. Osa nie, w związku z czym może zaatakować nawet kilka razy.
Pszczoły są mniej agresywne od os i żądlą, kiedy naprawdę czują się zagrożone. Niestety, jest to bolesne, a na dodatek z powstałej zmiany trzeba szybko usunąć żądło, w którym znajduje się zbiorniczek z jadem. Należy być przy tym ostrożnym, by go nie uszkodzić, bo w ten sposób do rany może się dostać więcej jadu, a to oznacza większy ból. Po wszystkim dobrze jest zdezynfekować zmianę - na przykład przemyć ją wodą z mydłem albo spirytusem salicylowym.
Ślad po ukąszeniu pszczoły jest dość charakterystyczny - okrągły, z ciemniejszą "kropką" na środku i, oprócz "piekącego" bólu towarzyszy mu też obrzęk, a niekiedy opuchlizna. Zwykle jednak objawy ustępują po kilku godzinach.
Fot. iStock.com
Użądlenie przez osę objawia się podobnie, tyle że zarówno uczucie bólu, jak i opuchlizna, są spotęgowane. Ze zmiany nie trzeba też usuwać żądła (choć w niektórych przypadkach również może się to zdarzyć). O ile ślady spowodowane użądleniem pszczoły zwykle są stosunkowo niewielkie i okrągłe, to po użądleniu przez osę możemy się spodziewać sporego obrzęku o nierzadko nieregularnym kształcie, któremu może towarzyszyć zaczerwienienie.
Mimo że użądlenie przez osę jest samo w sobie dosyć bolesne, nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. Chyba, że mamy uczulenie na jej jad, co zdarza się zdecydowanie częściej niż choćby w przypadku komarów.
Fot. Maxpixel.net/CC0/Wikimedia Commons/Revital Salomon/CC BY-SA 4.0
W przypadku alergików spotkanie z osą może się skończyć nawet śmiercią wywołaną przez wstrząs anafilaktyczny. Jak go rozpoznać? Objawy występują już w chwilę po użądleniu. Zaczyna się od opuchlizny języka i twarzy, czemu towarzyszą trudności z oddychaniem i przełykaniem. Do tego pojawiają się zawroty głowy, nudności, wymioty i przyspieszone bicie serca. Może też nastąpić utrata przytomności i drgawki.
Osoby, które mają potwierdzone testami i przez alergologa uczulenie na jad os (a także pszczół i szerszeni), powinny nosić przy sobie strzykawkę z adrenaliną. Kiedy zdarzy się sytuacja, że zostaną zaatakowani przez owady i pojawią się objawy wstrząsu anafilaktycznego, muszą umieć ją sobie zaaplikować - poza tym taki zastrzyk może zrobić tylko ratownik medyczny albo lekarz.
Opuchliznę po użądleniu pszczoły lub osy skutecznie zmniejszy Altacet albo okład z gazy nasączonej octem. Polecana jest też cebula - wystarczy przyłożyć świeżo odkrojony plasterek na zmianę. Nieprzyjemne uczucie bólu może złagodzić okład z lodu. Jeśli trudno nam wytrzymać, możemy zażyć leki albo użyć maści antyhistaminowej, które są dostępne w aptece bez recepty.
Jeśli jednak owad użądlił nas w okolicach głowy i szyi, lepiej jak najszybciej zgłosić się do lekarza albo na pogotowie ratunkowe - opuchlizna może wywołać tak duży obrzęk, że doprowadzi do uduszenia.
Kleszcze to bardzo niebezpieczne pasożyty i nigdy nie należy lekceważyć ich ugryzienia. Nie znaczy to od razu, że trzeba biec na pogotowie, kiedy zauważymy, że jakiś wgryzł się nam w skórę.
Chodzi o to, by jak najszybciej i dokładniej go usunąć, zdezynfekować ślad spirytusem, a później obserwować go i być czujnym na wszelkie zmiany w samopoczuciu. Niestety, zarażenie boreliozą czy innymi odkleszczowymi chorobami nie zawsze daje wyraźne objawy, a te, które pojawiają się po roku czy kilku latach, często wskazują na szereg innych chorób.
O ile przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu można się zaszczepić, to na boreliozę, której nosicielami jest około 17 proc. kleszczy w Polsce, szczepionki już nie ma.
Fot. Bartłomiej Bulicz | Wikipedia | CC BY-SA 4.0
Na szczęście ukąszenie kleszcza w większości przypadków łatwo zauważyć, bo pasożyt wgryza się w skórę i, pijąc krew, powiększa swój rozmiar. Nie jest to jednak reguła - nimfy, które też żerują na ludziach, wyglądają i mają rozmiar ziarenek piasku czy maku. Do tego w ślinie kleszczy znajduje się substancja znieczulająca, więc bywa, że niezauważony pasożyt żeruje na nas nawet 10-11 dni.
CZYTAJ WIĘCEJ >> Kleszcze atakują, a na boreliozę nie ma szczepionki
O rumieniu, który może spowodować ukąszenie kleszcza, słyszeli chyba wszyscy. Jest bardzo charakterystyczny - okrągłe "kółko" zaczerwienienia otacza większy okrąg, choć nie musi mieć aż tak regularnych kształtów i czasem po prostu przypomina nieregularną, okrągławą plamę. Istnieje przekonanie, że tylko jego pojawienie się zwiastuje problemy ze zdrowiem spowodowane atakiem kleszcza.
To nieprawda. Po pierwsze, rumień to objaw typowy jedynie dla zakażenia boreliozą, a po drugie szacuje się, że aż u 40 do 70 procent chorych ten objaw wcale nie występuje.
W przypadku kleszczy najważniejsze jest jak najszybsze (i precyzyjne) usunięcie pasożyta, a następnie przemycie rany spirytusem. To w zasadzie jedyne, co można zrobić, dlatego warto skupić się na unikaniu tych pajęczaków. Jak to zrobić? Porozmawialiśmy na ten temat z ekspertem, który udziela konkretnych wskazówek i przy okazji obala niektóre funkcjonujące w tym temacie mity.
Można się też ewentualnie posiłkować "domowymi" sposobami - właściwości odstraszające kleszcze ma m.in. wrotycz pospolity.
Czerwone mrówki, czyli tak naprawdę mrówki rudnice, atakują tylko w sytuacji zagrożenia. Te owady dosłownie gryzą, bo mają mocno rozwiniętą głowę z dużymi żuwaczkami, którymi chwytają i rozrywają skórę ofiary. W ten sposób tworzy się ranka, do której mrówki wpuszczają swój jad. Składa się on głównie z kwasu mrówkowego.
To właśnie z jego powodu w miejscu ugryzienia pojawia się miejscowe zaczerwienienie (które często jest opisywane jako "pokrzywka") oraz obrzęk i "piekący" ból. Tym objawom może towarzyszyć też uczucie swędzenia, a - u wrażliwszych osób - w miejscach ugryzienia mogą pojawić się pęcherzyki albo niewielkie krostki, które powinny zniknąć najpóźniej po kilku dniach, a często nawet w ciągu kilku godzin.
Fot. Wikimedia Commons/M. Betley/CC BY-SA 3.0
Na szczęście mrówki, które występują w Polsce, nie są groźne dla zdrowia człowieka. Wyjątkiem, jak zawsze, są sytuacje, w których występuje reakcja alergiczna - ta jest rzadka i mogą się jej spodziewać osoby, które mają też uczulenie na jad pszczół czy os albo cierpią z powodu astmy. Mogą ją wywołać zawarte w jadzie mrówek białka alkaloidowe czy inne substancje, np. hialuronidaza, histamina, lipaza czy esteraza.
Tak jak w innych przypadkach pogryzienia przez owady, duszności, bóle głowy i brzucha czy wymioty powinny być wyraźnym sygnałem, że należy się udać do lekarza lub - w zależności od nasilenia objawów - na pogotowie.
Grupą podwyższonego ryzyka, u której może wystąpić reakcja uczuleniowa na ukąszenie mrówki, są osoby nadwrażliwe na jad innych owadów błonkoskrzydłych (na przykład pszczół i os). Podwyższone stany immunoglobulin IgE skierowane przeciwko jadowi mrówki obserwuje się także u dzieci chorych na astmę.
Oprócz standardowych rozwiązań jak lek antyhistaminowy może pomóc również maść ze sterydami (kiedy dojdzie do reakcji alergicznej), ale też okład z roztworu sody oczyszczonej. Ma zasadowy odczyn, co powinno zneutralizować kwas mrówkowy.
Ukąszenie mrówki powinniśmy fachowo nazywać ugryzieniem - owady te posiadają silnie rozwiniętą głowę z dużymi żuwaczkami (łac. mandibula), służącymi do chwytania oraz rozrywania. Zaniepokojona mrówka najpierw gryzie, a następnie wpuszcza do rany jad, którego głównym składnikiem jest kwas mrówkowy. Po wniknięciu w ranę, kwas mrówkowy powoduje ból i obrzęk oraz miejscowe zaczerwienienie. Pieczeniu może towarzyszyć swędzenie i powstanie pęcherza czy krostki, jednak nawet wielokrotne ugryzienie mrówki nie powinno być groźne, gdyż w Polsce nie występują zagrażające naszemu bezpieczeństwu gatunki.
Spośród owadów występujących w Polsce największy strach wzbudzają szerszenie. Nie bez powodu - są agresywne, wytrzymałe i mogą bardzo boleśnie użądlić, a do tego wywołać problemy zdrowotne.
Kiedy szerszeń zatopi w nas swoje żądło, z pewnością poczujemy silny ból. Będzie się on utrzymywał przez kilka godzin, czasem dłużej - nawet kilka dni. Do tego w miejscu użądlenia występuje rumień i spory obrzęk. Ten ostatni może osiągnąć średnicę lub długość nawet około 10 cm i utrzymywać się dłużej niż dobę. Jeśli tak się stanie, a do tego pojawi się uczucie rozbicia, dreszcze, gorączka czy ból głowy, to konieczna jest konsultacja z lekarzem.
Fot. Shutterstock
Bezwzględnie należy natychmiast szukać fachowej pomocy, kiedy szerszeń użądli nas w okolice szyi lub ust, bo opuchlizna może spowodować poważne problemy z oddychaniem, a w konsekwencji uduszenie się i śmierć. To samo dotyczy sytuacji, w której zaatakuje nas kilka szerszeni naraz.
Szczególnie ostrożne powinny być osoby, które mają uczulenie na jad pszczół lub os - im szerszeń zagraża najbardziej. Jego atak może się skończyć śmiertelnym w skutkach wstrząsem anafilaktycznym.
Ogółem jednak - wbrew obiegowej opinii - od użądlenia przez szerszenia się nie umiera. Realne zagrożenie pojawia się w przypadku wspomnianego wstrząsu albo ataku dużej liczby tych owadów naraz. O wiele bardziej zabójcze są szerszenie azjatyckie, które należą do największych na świecie (rozpiętość ich skrzydeł sięga 7,5 cm, a długość ciała od 2,5 do 4,5 cm).
W tym przypadku nawet ugryzienie jednego osobnika może się okazać śmiertelne dla alergika. Nieuczulony na ich jad człowiek też może umrzeć po ataku szerszenia azjatyckiego - z powodu działania neurotoksyny o nazwie mandarotoksyny (MDTX) - jeśli dostało się jej odpowiednio dużo do organizmu.
W niegroźnych przypadkach Altacet albo okład z roztworu octu (na opuchliznę) i leki antyhistaminowe. W razie jakichkolwiek niepokojących objawów albo utrzymującego się złego samopoczucia trzeba się wybrać do lekarza.