25 maja w Sejmie przegłosowano projekt ustawy, na mocy której pigułka "dzień po" ma być dostępna tylko na receptę. Przez ostatnie dwa lata - od 2015 roku - pigułkę ellaOne można było dostać bez recepty. 23 czerwca nowelizację podpisał prezydent Andrzej Duda, a 23 lipca zmiany weszły w życie.
Kontrowersyjny projekt zmiany w ustawie wywołał spory zamęt; w odpowiedzi na sytuację w Polsce organizacja Women on Waves raz jej siostrzana organizacja Women on Web zaoferowały Polkom pomoc. Ma ona polegać na tym, że każda kobieta potrzebująca antykoncepcji awaryjnej może wypełnić kwestionariusz na stronie Women on Web, a następnie dostać receptę zagraniczną na wybraną pigułkę "po" podpisaną przez lekarza z Unii Europejskiej. Receptę trzeba wydrukować i pójść z nią do apteki.
Niby proste, ale tu sytuacja się komplikuje - podpis na recepcie jest wydrukowany, więc, sensu stricto, nie odręczny. Według informacji zamieszczonych na stronie Ministerstwa Zdrowia recepta (także ta zagraniczna) musi mieć "złożony na awersie recepty własnoręczny podpis osoby wystawiającej receptę". Takiego na wydrukowanej przez pacjentkę recepcie zagranicznej nie ma.
Dołącz do Zdrowia na Facebooku!
Recepty z Women on Web przetestował serwis Noizz oraz Gazeta Wyborcza. Autorka Noizz wyważyła otwarte drzwi, ponieważ kupiła na receptę lek ellaOne, który w tamtym momencie dostępny był jeszcze bez recepty. Gazecie natomiast udało się kupić Escapelle (pigułkę "po" dostępną w Polsce na receptę) za pomocą recepty z wydrukowanym podpisem z Women on Waves. Jednak, jak przyznaje w tekście Wyborczej Tomasz Leleno, szef biura prasowego Naczelnej Izby Aptekarskiej, "Ta sprzedaż raczej nie powinna mieć miejsca".
Jak więc wygląda sytuacja na rynku w tym momencie?
>> Czytaj więcej o receptach Women on Waves >>
Odwiedziłam pięć warszawskich aptek. W każdej z nich zostałam potraktowana życzliwie, udzielono mi potrzebnych informacji. Pytałam o dostępność ellaOne, różnicę pomiędzy ellaOne a Escapelle, ceny i recepty.
Farmaceutki przyznają, że dotychczas nie spotkały się z receptami zagranicznymi. Są jednak zgodne co do tego, że potrzebny jest odręczny podpis lekarza. - Jeśli recepta będzie wyglądała tak, jak zwykła recepta i nie będę mieć co do niej wątpliwości, to ją zrealizuję. Ale tak, brak odręcznego podpisu jest problemem - zastrzega jedna z farmaceutek.
- To takie na siłę, naciągane trochę, przecież można iść do lekarza tutaj. Ale tak, recepta z Unii Europejskiej może być zrealizowana - dodaje druga.
Zastanawiające jest to, że ellaOne można było jeszcze do niedawna kupić bez recepty, a Escapelle, pigułkę o podobnym działaniu, nie. Farmaceutki, które o to pytam, są zgodne: chodzi tu o zarejestrowanie leku na rynku. - EllaOne została zarejestrowana do obiegu bez recepty, a Escapelle nie. Wszystko zależy tu od rejestracji przez firmy farmaceutyczne - słyszę. Tylko w jednej aptece (akademickiej) słyszę dość powściągliwą odpowiedź: "Ja się w to już nie mieszam".
Escapelle i ellaOne różnią się czasem skuteczności. Aby Escapelle zadziałało, trzeba je przyjąć maksimum 72 godziny (trzy dni) po ryzykownym stosunku. EllaOne trzeba zażyć w ciągu maksymalnie 120 godzin (czyli ma się na to aż pięć dni od stosunku). Tabletki różnią się też substancją aktywną. Escapelle zawiera lewonorgestrel, ellaOne - octan uliprystalu. Obie pigułki mają jednak dać ten sam efekt. Te dwa rodzaje pigułek "po" to jedyne, które można dostać w Polsce.
Duża jest różnica ceny. Cztery z pięciu aptek, które odwiedziłam, oferowały ellaOne za około 120 złotych. Jedna, na Bródnie, proponowała znacznie tańszą alternatywę - 90 złotych. Escapelle, tabletka na receptę, kosztuje zaledwie 30-40 złotych.
Z pewnością nie kobiety. To one będą musiały szukać lekarza, który prędko je przyjmie i wypisze receptę na pigułkę "po". Wiadomo, że często ciężko dostać się "na już" do przychodni NFZ. Zostają wtedy gabinety prywatne, bo przecież liczy się każda godzina. Lekarze z prywatną praktyką za jednorazową wizytę po tabletkę "po" życzą sobie najczęściej sum dość wysokich - około 150 złotych. Dodajmy zatem 150 do 120 i mamy już wydatek, na który nie każda z nas może sobie pozwolić, czyli prawie 300 złotych. Doliczmy do tego jeszcze stres i atmosferę kraju, w którym bardziej liczy się tzw. klauzula sumienia niż dobro pacjentki. Koszty są zawrotne.
Z pomocą przychodzi grupa osób zrzeszonych wokół inicjatywy Lekarze Kobietom. "Grupa kilkudziesięciu lekarzy w Polsce zdecydowała się wystawiać recepty kobietom w ramach niniejszej akcji. Recepty wydajemy pro publico bono/za symboliczną złotówkę/rezygnując z naszej części opłaty za wizytę w gabinecie prywatnym" - czytamy na facebookowym fanapage'u. Lista lekarzy, którzy są chętni do przyłączenia się do akcji, ma się tam pojawić 24.07.