Zaćma to stopniowe, bezbolesne pogarszanie się widzenia zarówno do bliży, jak i do dali, którego nie daje się poprawić za pomocą okularów. Tak brzmi medyczna definicja tej, jak-że powszechnej, choroby. Przyczyną zaćmy jest stopniowe mętnienie soczewek w naszych oczach. Soczewki skupiają wpadające do oczu promienie światła po to, by znalazły się na światłoczułej siatkówce, skąd nerwem wzrokowym sygnały docierają do mózgu. Jeśli soczewka traci przejrzystość, widzenie jest zaburzone. Chorzy początkowo odnoszą wrażenie, jakby postrzegali świat przez zabrudzoną folię albo kiepsko przepuszczającą światło ceratę. Kolory tracą intensywność, słabnie poczucie kontrastu, czasem, zwłaszcza w słoneczny dzień, można widzieć podwójnie. Bywa, że pierwszym symptomem zaćmy jest to, że pacjent zaczyna się potykać o przeszkody, które przestaje zauważać.
Mętnienie soczewki to efekt przyspieszonego, fizjologicznego (a więc naturalnego) procesu starzenia się soczewki oka. Dlatego też zaćma na ogół dotyka ludzi po pięćdziesiątce (aż 93 proc. to tzw. zaćma starcza), ale choroba zdarza się również u trzydziesto-czy czterdziestolatków, a nawet u dzieci. Raz na 250 urodzeń stwierdza się tzw. zaćmę wrodzoną. Soczewka może zmętnieć również na skutek urazu, a także ogólnoustrojowej choroby, takiej jak np. cukrzyca, sarkoidoza (wieloukładowa choroba o nieznanej przyczynie, charakteryzująca się powstawaniem guzków w różnych narządach i tkankach, najczęściej w węzłach chłonnych i płucach) czy reumatyczne zapalenie stawów. W ostatnich dwóch przypadkach pacjenci leczą się zwykle doustnymi sterydami, a te mogą szkodzić soczewce. Czasem zaćma wiąże się z wykonywanym zawodem, szczególnie podatni na nią są np. hutnicy. Ponieważ utarta przejrzystości soczewki to do pewnego stopnia fizjologia, u każdego z nas - prędzej czy później - dochodzi do zmętnień. - Praktycznie trudno znaleźć dziewięćdziesięciolatka, którego soczewki byłyby czyste jak łza - mówi dr Wojciech Kołodziejczyk z Kliniki i Katedry Okulistyki II Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. - Ale o ile jakiś czas temu 90-95-letni pacjenci rzadko poddawali się leczeniu, dziś nie ma ku temu najmniejszych przeszkód - dodaje lekarz. - Zaćmę można i warto leczyć w każdym wieku, NFZ nie stawia tu też żadnych wiekowych barier.
Przed zaćmą nie sposób się ustrzec. Nie ma więc tu żadnej profilaktyki. Możemy tylko w razie pogorszenia się widzenia badać się (na co lekarze bardzo namawiają każdą osobę po pięćdziesiątce) i kiedy to konieczne poddać się leczeniu. Polega ono na pozbyciu się zmętniałej soczewki i zastąpieniu jej nową, sztuczną. Pierwsze próby leczenia zaćmy (naturalnie bez wprowadzania do oka sztucznych soczewek) podejmowano już w starożytności. Operacje takie przeprowadzał 500 lat p.n.e. Susruta. Polegały one na wbiciu nożyka z boku głowy na wysokości oka i zerwaniu więzadeł soczewki. W efekcie opadała ona na dół gałki ocznej i nie stała już na drodze promieni świetlnych. Niewiele mniej drastyczne, ale przywracające wzrok pacjentom operacje przeprowadzał kilkadziesiąt lat temu w Polsce wybitny okulista prof. Tadeusz Krwawicz. Opracowana przez niego metoda polegała na wyrwaniu soczewki wraz z otaczającą ją torebką na zewnątrz za pomocą przyłożonego do niej mocno oziębionego narzędzia.Nowoczesne operacje to kwestia ostatnich 30-40 lat, choć i tu można mówić o dwóch odrębnych epokach. Dawniejsze zabiegi polegały na wykonaniu dużego, bo ośmiomilimetrowego, nacięcia rogówki i wyłuskania całej soczewki na zewnątrz. Lekarze często zwlekali z takim zabiegiem do czasu, gdy soczewka całkowicie zmętniała, ponieważ wtedy stawała się twardsza i łatwiej ją było wyjąć w całości. Okazuje się, że takie czekanie na operację nie działa na korzyść pacjenta - twierdzą dziś lekarze. Lepiej soczewkę usunąć we wczesnym stadium zaawansowania zaćmy, wtedy efekty leczenia są jeszcze lepsze.
Naprawdę nowoczesne zabiegi operacyjnego leczenia zaćmy zawdzięczamy prof. Charlesowi Kelmanowi. Ich pomysł zrodził się dość nietypowo, bo podczas wizyty u... stomatologa. Kelman, siedząc kiedyś na fotelu dentystycznym i przyglądając się, jak lekarz zdejmuje mu za pomocą ultradźwięków kamień nazębny, wpadł na pomysł, by użyć podobnej metody do rozbicia zmętniałej soczewki. Około 20 lat później, tj. na początku lat 90. XX w., operacje zaćmy przy użyciu ultradźwięków stały się w USA codziennością (u nas zabiegi takie robi się od dobrych kilku lat, dziś to już rutyna). Chirurg wykonuje znacznie mniejsze cięcie, wystarczą dwa otwory - jeden dwu-i jeden półtoramilimetrowy. Przez ten pierwszy wprowadza się urządzenie emitujące ultradźwięki, przez drugi - rodzaj mikroskopijnego odkurzacza, który odsysa rozdrobnioną soczewkę. Dziś poza ultradźwiękami do rozbijania chorej tkanki używa się dodatkowo sprężonego płynu - a wszystko po to, by przeprowadzić zabieg jak najdelikatniej, by nie uszkodzić okolicznych tkanek. Po usunięciu zmętniałej soczewki na jej miejsce wprowadza się nową, syntetyczną. Robi się to przez ten sam otworek, którym wprowadzano urządzenie emitujące ultradźwięki - nowa soczewka ma postać rozwijającego się w środku rulonika. Część optyczna soczewki ma ok. 6 mm średnicy, do tego dochodzą "nogi" - całość liczy ok. 12 mm. Po dawnych zabiegach (tych z dużym cięciem) chorzy musieli leżeć w szpitalu przez 10-14 dni, dłuższy czas korzystać ze zwolnienia, a także unikać noszenia cięższych rzeczy przez kilka miesięcy. Dzisiejsze operacje to bardzo często chirurgia jednego dnia. Chory zgłasza się do kliniki rano, cały zabieg trwa 10-15 min, pacjent leży potem ok. 2--3 godz. i tego samego dnia wychodzi do domu. Leczenie zaćmy to bezpieczna, szybka i przewidywalna procedura chirurgiczna - wprawny chirurg może wykonać nawet 15?zabiegów dziennie. Operacja jest całkowicie bezbolesna. Chory dostaje przed nią dożylnie lek zmniejszający stres i emocje (tzw. głupiego jasia), a potem w czasie zabiegu stosuje się znieczulenie kroplowe. Polega ono na podawaniu regularnie, co 5 minut, do worka spojówkowego, a potem do wnętrza oka kropli znieczulających. Pacjent czuje wyłącznie dotyk. Operować można każdego chorego, jedynym przeciwwskazaniem jest niedawny (do sześciu miesięcy) zawał serca lub udar mózgu. Z operacją zwleka się wówczas wyłącznie dlatego, żeby nie narażać chorego na przykre emocje. - Teoretycznie pacjent wie, że nic go nie będzie bolało, ale to zawsze stres - podkreśla dr Kołodziejczyk.
Zaćma zwykle pojawia się w obydwu oczach, choć często w jednym oku rozwija się szybciej. Okuliści nigdy nie operują obydwu oczu na raz. Wynika to z tego, że choć powikłania pooperacyjne zdarzają się bardzo rzadko, to jednak się zdarzają. Średnio raz na 2?tys. przypadków dochodzi do groźnego zapalenia wnętrza gałki oka, które leczy się nawet przez parę miesięcy. Mniej groźne powikłania to obrzęk oka, wzrost ciśnienia śródgałkowego czy drobne stany zapalne. Te drobniejsze możliwe powikłania leczy się skutecznie kroplami (chory, wychodząc do domu, zostaje w nie zaopatrzony). Jeśli powikłań nie ma, drugie oko można operować już cztery-sześć tygodni po pierwszym. W roku 2008 na świecie wykonano 17 mln operacji zaćmy, w większości w krajach bogatszych. To nie znaczy, że na zaćmę nie choruje się w Afryce, nie jest to bowiem choroba cywilizacyjna, którą fundujemy sobie przez zły tryb życia. W Polsce w 2008 r. wykonano 150 tys. zabiegów, a jeszcze pięć lat temu raptem 40?tys., co pokazuje, jak bardzo ta dziedzina medycyny się rozwija. Ale potrzeby są wciąż dużo większe, o czym świadczą kilometrowe kolejki. W zależności od miejsca na zabieg czeka się od trzech miesięcy do dwóch lat. W klinice II Wydziału WUM - osiem miesięcy. Można też operować się szybciej - w klinikach prywatnych, ale wtedy trzeba zapłacić ok. 4 tys. za jedno oko (cena za operację z soczewką jednoogniskową) lub 7 tys. (za operację z soczewką wieloogniskową), natomiast w państwowych szpitalach koszty w całości pokrywa NFZ. Zaćmy nie sposób zatrzymać. Jedyną skuteczną metodą leczenia jest zabieg chirurgiczny. Niektórzy chorzy stosują specjalne krople. - Nie ma przekonujących dowodów, by pomagały, ale z pewnością nie szkodzą, jeśli ktoś chce ich używać, jego wola - mówi dr Kołodziejczyk.
Ostatni ważny postęp w leczeniu zaćmy dotyczy syntetycznych soczewek, które wszcze-pia się na miejsce starych, zużytych. Tak jak z nowo tworzonym co roku sprzętem komputerowym czy nowymi okularami, tu też technika oferuje nowe cuda. Standardowo w Polsce wszczepia się dobre, akrylowe lub sylikonowe soczewki jedno--ogniskowe. Pozwalają one nie tylko na odzyskanie widzenia, ale także na korekcję wad wzroku - krótkowzroczności i nadwzroczności. Jeśli ktoś przed operacją musiał chodzić w okularach, po zabiegu nie dość, że dobrze widzi, to często niepotrzebne mu są już szkła do dali, bo tę wadę koryguje sztuczna soczewka o odpowiednio dobranej mocy optycznej. Niestety, do czytania z bliskich odległości musi jednak nosić okulary korekcyjne o mocy ok. +3 dioptrii. Od czego jednak technika? Dobrych kilka lat temu wymyślono soczewki wieloogniskowe, które większości operowanych pacjentów pozwalają pozbyć się zarówno okularów do bliży, jak i do dali. Dziś lekarze dysponują już najróżniejszymi typami soczewek wieloogniskowych. Stosuje się różne triki, np. w postaci naprzemiennych pasm o różnej mocy optycznej w soczewce, wbudowywania w nią siatki dyfrakcyjnej albo sprawienia, że soczewka przesuwa się nieco wewnątrz oka (to dzięki temu za młodu na ogół świetnie widzimy i z bliska, i z daleka; potem, z wiekiem, nasze zdolności akomodacyjne maleją i musimy sięgać po okulary do czytania). Technika oferuje nam dziś również specjalne soczewki z filtrami (jedno- i wieloogniskowe), np. takimi, które obcinają część światła niebieskiego i UV, a także takimi, które poprawiają poczucie kontrastu. - Te ostatnie polecam szczególnie kierowcom i osobom pracującym w nocy - mówi dr Kołodziejczyk. Do nowości należą soczewki toryczne umożliwiające dodatkowo korekcję astygmatyzmu. NFZ finansuje wyłącznie dobrej jakości soczewki jednoogniskowe bez filtrów. Niestety, za inne w państwowych szpitalach nie można dopłacić. Można je otrzymać tylko w ośrodkach komercyjnych. Niektórzy są tak zachwyceni postępem technicznym, że proszą o wymianę włas-nych przejrzystych soczewek na sztuczne wyłącznie po to, by skorygować wysokie wady - krótkowzroczność lub nadwzroczność. Lekarze zgadzają się na takie zabiegi, ale raczej u ludzi po czterdziestce. Mimo wspaniałej techniki natura wciąż jest górą i nawet najlepsza sztuczna soczewka nie dorównuje zdrowej, naturalnej.
Wiele przydatnych informacji pod adresem: www.leczeniezacmy.pl