Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? - zastanawiali się specjaliści zaangażowani w przeciwdziałanie narkomanii w czasie niedawnej konferencji w Warszawie. Mamy wspaniałych terapeutów i wielu zapaleńców, którzy robią wszystko, aby uchronić dzieci przed braniem narkotyków. Mamy programy profilaktyczne powoli wkraczające do szkół. Jest biuro ds. narkomanii, pełnomocników wojewodów i samorządów ds. narkomanii - specjalistów i działaczy wymieniać można by bez końca.
Jednocześnie nikogo już nie dziwi, kiedy mówi się o tym, że narkotyki to element życia codziennego współczesnej młodzieży. Na okazjonalne sięganie po marihuanę czy amfetaminę istnieje wśród nich przyzwolenie. I nie jest tak, jak było w czasach rodziców dzisiejszych nastolatków, że ten, kto sięgał po narkotyki, był jednak "inny" i "coś było z nim nie tak".
Narkotyki to nie tylko subkultura. Dziś nastolatek na imprezie wybiera między alkoholem a narkotykiem. Są tacy, którzy alkoholu nie piją, ale namiętnie palą marihuanę. Narkotyki to nie tylko problem wielkich miast, choć nadal głównie ich dotyczy. Młodzież na dyskotekach na wsiach i w małych miasteczkach wprawdzie nadal woli alkohol, ale są już sygnały, że i tam zaczynają docierać handlarze z narkotykami. Młodzi ludzie są oswojeni z narkotykami, wiedzą, gdzie je kupić, znają telefony, pod które można zadzwonić i złożyć zamówienie.
Jeszcze sześć lat temu co dziesiąty 15-latek palił przynajmniej raz w życiu marihuanę, a rok temu już co szósty. Z zeszłorocznych szacunków specjalistów uzależnionych jest ok. 40-60 tys. osób, a sporadycznie po narkotyki sięga 300-400 tys. Polaków.
Już siedem lat temu Interpol ostrzegał, że Polskę, która wówczas zdominowała europejską produkcję amfetaminy, czeka eksplozja narkotyczna, bo im więcej narkotyków jest na rynku (a w kraju producenckim narkotyki nieuchronnie zalewają rynek), tym więcej ludzi z nimi eksperymentuje.
Istnieje teoria, że w przypadku narkotyków - niezależnie od tego, czy walczy się z narkotykami za pomocą restrykcyjnego prawa, czy też przyzwala się na posiadanie narkotyków, jednocześnie wiele uwagi poświęcając profilaktyce i terapii - to, czy młodzież sięga po narkotyki, czy nie, jest kwestią mody. A moda narkotykowa - niezależnie od liberalnego czy restrykcyjnego podejścia - po prostu jak fala wznosi się i opada.
Czy jesteśmy wobec niej bezsilni? Specjaliści od przeciwdziałania narkomanii głowią się teraz, jak stworzyć modę na niebranie. Jednak wszyscy zgodnie potwierdzają, że jest jeden skuteczny środek - rodzina. Od tego, jaka ona jest, zależy, czy dziecko poprzestanie na eksperymencie z narkotykami, czy wpadnie w nałóg.
Bo - jak twierdzą specjaliści - nie można się łudzić, że dziecko nie spróbuje. Zdarza się to nawet we wzorcowych rodzinach.
Jakie zachowania w tej rodzinie i jakie jej cechy sprawiają, że dziecko nie poprzestaje na eksperymentach? Na to pytanie szukała odpowiedzi dr Jolanta Rogala-Obłękowska z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Przeprowadziła badania na reprezentatywnej grupie młodzieży (ok. 3 tys. osób), która miała kontakt z narkotykami, brała je okazjonalnie, wchodziła w nałóg, a także tych, którzy już od narkotyków się uzależnili. Pytała jakie były ich rodziny, zanim zdecydowali się sięgnąć po narkotyki. I na tej podstawie udało się stworzyć mapę rodzinnych czynników ryzyka.
Spójność ma największy wpływ na to, czy dziecko wpadnie w narkotykowy nałóg. Dla dzieci i ich przyszłości najważniejsze jest to, że członkowie ich rodziny kochają się, że w rodzinie istnieje porozumienie, że mają wsparcie w rodzicach, że istnieje silna emocjonalna więź między rodzicami a dziećmi, bo nie są obojętni na ich problemy, nie są wrogo do nich nastawieni. To podstawowe czynniki chroniące dziecko przed narkotykami.
Jeśli ta spójność jest nieprawidłowa, może być przyczyną uzależnienia się dziecka. Nieprawidłowa więź rodzinna to taka, kiedy członkowie rodziny są zbyt luźno ze sobą związani, kiedy między dziećmi i rodzicami i nimi nawzajem występują zbyt słabe więzi, kiedy jej członkowie są bardzo niezależni, nie podejmują wspólnych decyzji, nie mają wspólnego kręgu towarzyskiego (dzieci na przykład nie zapraszają swoich przyjaciół do domu).
Szkodliwe dla dzieci są też tzw. koalicje rodzinne (w które włączane są dzieci) skierowane przeciwko innym członkom rodziny. Matka może na przykład zawrzeć partnerski układ z córką pod hasłem: "po co nam ci mężczyźni, same sobie damy radę", a to może się okazać bardzo szkodliwe i dla córki, i dla całej rodziny.
Nieprawidłowa spójność to także zbyt silne wzajemne powiązanie członków rodziny. Taka rodzina przez psychologów określana jest jako "splątana". Nie daje ani dzieciom, ani rodzicom oddechu. Jej członkowie wszystko starają się robić razem. - Taka rodzina jest tak bardzo związana, że zakłóca to autonomię i rozwój indywidualny jej członków. - W tej rodzinie istnieje presja psychiczna, żeby wszystko robić razem w obrębie rodziny - wyjaśnia Jolanta Rogala-Obłękowska. W takiej rodzinie zlewa się w jedno małżeństwo i dzieci, zacierają się granice między rodzicami a dziećmi.
Na przykład telefony komórkowe pozwalają na nieprzerwaną łączność. Ciągłe dzwonienie do siebie nawzajem może świadczyć np. o potrzebie więzi dzieci z rodzicami, ale może też być sygnałem splątania rodzinnego, kiedy dzieci nie potrafią obyć się bez rodziców, choć mają już naście lat.
Partnerstwo wiąże się z problemem spójności rodziny. Jak pokazały badania, zbyt daleko idące partnerstwo, zaburzenie granic rodzice - dzieci również przyczyniają się do wpadania w nałóg narkotykowy. - Rodzic ma być rodzicem. Jego rola jest inna niż kolegi czy partnera. Tata może z synem chodzić na rower czy do kina, ale musi jasno wytyczać granice tego partnerstwa - mówi dr Obłękowska. Granice międzypokoleniowe zacierają się często, gdy jeden rodzic jest zbyt mało zaangażowany w kontakty z dzieckiem (jego relacje z dzieckiem są nazbyt sztywne), a drugi jest nadmiernie zaangażowany (tworzy z dzieckiem niejasne granice).
Właśnie te niejasne granice sprawiają, że role, jakie pełnią w rodzinie jej poszczególni członkowie, nie są jednoznacznie określone. Rodzic musi wychowywać dziecko, podejmować decyzje i sprawować władzę w rodzinie. Nadmierne partnerstwo w tych działaniach może sprawić, że autorytet rodzicielski słabnie. W rodzinach o zbyt silnych więzach i zbyt głębokim partnerstwie role dzieci i rodziców są często zamienne.
W okresie transformacji zdarza się, że dzieci przejmują pewne role starszych, np. dziecku zdarza się pisać matce poszukującej pracy curriculum vitae, to dziecko nastawia wideo itp. I wystarczy. Okazuje się, że dziecku potrzebny jest rodzic, który podejmuje decyzje, stawia mu zadania, wyznacza obowiązki i konsekwentnie kontroluje, czy dziecko je wypełnia. Przyszli narkomani w ankietach częściej niż inni mówili o tym, że rodzice nie byli konsekwentni w kontrolowaniu wypełniania przez nich obowiązków. Mówili też o tym, że nie wymagano od nich niczego lub jeśli wymagano, to tego nie egzekwowano. Kontrolowanie nie musi być represyjne. Może być przyjazne.
Zarówno zbyt wysokie wymagania, którym dziecko nie może sprostać, jak i zbyt niskie, niestawianie poprzeczek, mogą przyczynić się do nałogu dziecka.
Nie można popaść w skrajność i z obawy przed zbyt daleko idącym partnerstwem nie uwzględniać woli dziecka w podejmowaniu codziennych decyzji. - Trzeba je brać pod uwagę, ale nie może być tak, że w efekcie to dziecko decyduje i jego głos jest przeważający. Choć to wyda się dziwne zwolennikom partnerskiego modelu rodziny, dla dziecka korzystniejsza jest sytuacja, jeśli dostosowuje się do wymagań rodziców - mówi dr Obłękowska.
Nie jest dobre takie rozwiązanie: postawy rodzicielskie oparte na wolności, partnerstwo dzieci z rodzicami polegające np. na tym, że rodzic chce się z dzieckiem zakolegować, opowiadając, jak palił kiedyś marihuanę i nic mu się nie stało. Rodzic nigdy nie będzie kolegą swojego dziecka. Jednak to nie wyklucza dialogu między dziećmi i rodzicami.
Religijność ma również niebagatelne znaczenie. Zarówno dla rodziców, jak i dziecka. Im bardziej dziecko ma obojętny stosunek do religii, tym większe prawdopodobieństwo, że jako młody człowiek zacznie brać narkotyki.
Religijność rodziców też jest ważna. Jeżeli rodzice są niewierzący lub mało praktykujący, zwiększa się ryzyko nałogu. Szczególnie istotny w tym przypadku jest stosunek matki do religii, bardziej niż ojca.
Dominacja rodziców lub jednego z nich może także sprawić, że dziecko ucieknie w narkotyki. Dominacji nie należy rozumieć jako kontroli. O dominacji najczęściej mówili młodzi uzależnieni od opiatów, których ojcowie byli alkoholikami. W takich rodzinach dominującą rolę pełniła matka, na którą spadała cała odpowiedzialność za rodzinę. To trudne zadanie i matki najczęściej radzą sobie z nim poprzez przyjęcie postawy dominującej. Ojciec stojący jakby z boku rodziny, zasłonięty gazetą to model dość powszechny w rodzinach, w których dzieci mają kłopoty nie tylko z narkotykami, ale także inne problemy zachowawcze czy nawet objawy nerwicowe. Badania pokazały, że w rodzinach, w których matki są głową rodziny, narkomanów jest o wiele więcej niż w rodzinach, w których matki wcale nie interesują się rodziną, lub jeśli władza należy do ojców. Wśród młodzieży, która w ogóle nie brała narkotyków, przeważały rodziny, w których obowiązki były podzielone między rodzicami na zasadzie partnerskiej.
Alkohol w rodzinie (głównie alkoholizm ojca) ma niemały wpływ na to, że dziecko może zostać narkomanem. Prawie 60 proc. narkomanów zażywających heroinę przyznaje, że w ich rodzinach alkohol był problemem.
Te dwie skrajności również mogą dziecku zaszkodzić. Dr Jolanta Rogala-Obłękowska mówi, że często bywa to powiązane - rodzice odczuwający emocjonalny chłód w stosunku do dziecka lub nie umiejący okazywać swoich uczuć mogą być także zbyt opiekuńczy. Choć nie jest to regułą.
Jak zatem dziecku najlepiej okazać uczucia? - Nie chodzi o to, żeby codziennie powtarzać mu "kocham cię". Jeśli kogoś kochamy, czy jest to dziecko, mężczyzna, kobieta, to uczucia okazujemy troską o tę osobę, zwracaniem uwagi na jej problemy, umiejętnością spojrzenia na świat jej oczami. Jesteśmy nastawieni na nią, wczuwamy się w jej przeżycia. Jeśli taki mamy stosunek do dziecka, to czuje ono ciepło, wie, że ma w nas oparcie, może mówić nawet o swoich gorszych stronach, problemach, bo nie obawia się odrzucenia - tłumaczy Obłękowska.
Mity rodzinne to coś, co w oczach dziecka wyróżnia tę rodzinę spośród otoczenia. Jednocześnie łączy. Dzięki rytuałom rodzinnym dzieci mówią potem: "w naszej rodzinie". Rytuałem może być cokolwiek: niedzielny obiad, niedzielna msza, wspólne chodzenie ojca z synem na ryby, ale nie w ramach koalicji przeciwko matce, tylko przymierza: "robimy coś razem i przyniesiemy mamie rybę na kolację".
Czas poświęcony dziecku jest oczywiście ważny. Ale nie ilość jest decydująca, tylko jakość. Narkomani wychowują się często w rodzinach, w których matki nie pracują i poświęcają dzieciom cały swój czas. Współcześni rodzice mają często wyrzuty sumienia, że zapracowani nie mają tyle czasu, ile mieli dla nich ich rodzice, którzy ciągle siedzieli w domu. Jednak to nie ilość godzin, lecz to, w jaki sposób spędza się czas z dzieckiem, ma znaczenie. Dobrze jest z dzieckiem robić coś konkretnego: grać w tenisa, pójść na rower, do kina, a przy okazji dużo z nim rozmawiać o jego problemach, o tym, co wydarzyło się w szkole. Ważne jest też, aby było to w miarę regularne działanie, np. w soboty chodzimy na rower.
Zdarza się, że rodzice nie dość, że kreują dziecko narkomana, to jeszcze potem go w tym utwierdzają. Do tak zaskakujących wniosków dr Obłękowska doszła na podstawie ankiet i relacji terapeutów.
- Te rodziny z pozoru bardzo dobrze funkcjonują, żyją na przeciętnym albo dobrym poziomie, a rodzice są wykształceni. W pracy terapeutycznej okazuje się, że są silnie zaburzone, ale nie są to tak ewidentne zaburzenia jak to, że ojciec pije i bije, a matka jest nadopiekuńcza. Są jednak równie głębokie, ale mają zupełnie inny charakter - mówi Obłękowska.
Wielu z ankietowanych przyznało, że zanim zaczęli brać narkotyki, ich rodzice byli bardzo skonfliktowani. Nie chodzi o zwykłe sprzeczki czy kłótnie, które zdarzają się w każdej rodzinie, ale o nierozwiązane konflikty tkwiące głęboko w rodzicach, a ujawniające się np. w awanturze o źle postawioną szklankę. W poradniach okazuje się np., że kiedy dziecko wpadało w narkotyki, to rodzice na nim skupiali swoją uwagę, ale jednocześnie przeszkadzali dziecku w leczeniu.
Ten paradoks polega na tym, że rodzice deklarują, że wszystko poświęciliby, aby dziecko wyciągnąć z nałogu. Chodzą z nim od poradni do poradni, ale jednocześnie wyciągają dzieci z leczenia i je utrudniają. Nie uświadamiają sobie tego, ale ten nałóg dziecka jest dla nich wygodny, bo podtrzymuje trwałość rodziny. Rodzice - para małżeńska - skupiają się na dziecku i ich konflikt odchodzi na bok. Mogą porozumieć się, zastanawiając się, jak temu dziecku pomóc, albo mogą się bezpiecznie kłócić o dziecko, mówiąc np.: "a bo gdybyś był lepszym ojcem, to on nie zacząłby brać narkotyków".
Dr Rogali-Obłękowskiej udało się wyodrębnić szczególne cechy rodziny skłaniające dzieci do sięgania po te, a nie inne narkotyki. Choć oczywiście nie ma to znaczenia decydującego.
Młodzież uzależniona od amfetaminy mieszka najczęściej w wielkich miastach i przeważnie jej rodziny są pełne. Rodzice są dobrze wykształceni. Rzadko są to rodziny religijne. Wedle relacji młodzieży w ich rodzinach panowała dobra atmosfera, ciepła, w okresie dorastania rodzice okazywali im wiele uczucia. Wszystko w tych rodzinach wygląda prawidłowo lub nie odbiega od normy. Specjaliści więc poszukują przyczyn sięgania po narkotyk w pozarodzinnych przyczynach. Jednak jedna rzecz jest znamienna - ok. 70 proc. młodzieży uzależnionej od amfetaminy nie uważa swojej rodziny za wzór godny do powielenia we własnej, przyszłej rodzinie. Dlaczego? Okazało się, że w czasie ich dorastania częściej niż w innych rodzinach występował silny konflikt między rodzicami. Wedle dr Rogali-Obłękowskiej sprzeczność między dobrą atmosferą a konfliktem rodziców jest pozorna. Skonfliktowane małżeństwa, czując zagrożenie, mogą nieświadomie uruchomić system, który najsłabszego członka rodziny "deleguje w chorobę". Pozwala to zachować małżeństwo, które skupia się na problemach z dzieckiem i odwraca jego uwagę od nierozwiązanego konfliktu małżeńskiego.
W rodzinach młodzieży uzależnionej do amfetaminy stwierdzono też wysoki poziom zaburzeń w relacjach dzieci z ojcami. Wedle specjalistów branie narkotyku może wynikać z nieuświadomionej chęci ukarania rodzica za brak miłości. A w rodzinach, gdzie dziecku stawiane są wygórowane wymagania, dziecko, biorąc narkotyki, chce zminimalizować ryzyko niepowodzenia, bo "czego można oczekiwać od narkomana". I podobnie jak w rodzinach innych narkomanów jedną z przyczyn narkomanii może być dominująca rola matki (one zawiadują finansami rodziny, podejmują samodzielne decyzje dotyczące rodziny, a ojcowie wycofują się z życia rodzinnego). Matki młodzieży uzależnionej od amfetaminy były bardziej kochające, ochraniające i liberalne niż matki uzależnionych od heroiny. Często ograniczały autonomię dziecka i nadmiernie wiązały się z nim emocjonalnie (splątanie). W tych rodzinach występował też typ "matek-ratowników". W okresie dorastania osłaniały dzieci przed nadmiernie karzącym i chłodnym emocjonalnie "ojcem-prześladowcą". Dziecko staje się w takim układzie "ofiarą" - może zacząć brać narkotyki, by skupić na sobie uwagę rodziców. Dążąc do zmiany pozycji-ofiary, może zacząć brać amfetaminę, która w początkowej fazie pozwala na większą aktywność po to, by zaimponować rodzicom na przykład wynikami w szkole.
W rodzinach tzw. opiatowców w okresie ich dorastania była mocno zaburzona atmosfera w domu. W ich domach było pełno wrogości, niechęci, konfliktów. Rodzice nie rozumieli się, ich relacje były obojętne. Często mieli poczucie, że w ich rodzinie brakuje dla nich miejsca i czuli się odrzuceni emocjonalnie, nie mogli liczyć na pomoc rodziny w trudnych sytuacjach. Każdy w rodzinie żył jakby osobno. Ojcowie odnosili się do nich z chłodem i ograniczali się do wymagań. Wychowanie dzieci sprowadzało się do zakazów i nakazów często później nieegzekwowanych. Zdecydowane znaczenie ma też alkoholizm ojca. Ponieważ opiaty działają euforyzująco-uspokajająco, sięgają po nie dzieci niepewne, o niskiej odporności na stres.
Każdy młody człowiek może sięgać po narkotyki bez specjalnych predyspozycji osobowościowych. Nawet jeśli jego rodzina funkcjonuje zupełnie prawidłowo. Ale z badań wynika, że to, że zatrzymuje się na eksperymencie i nie bierze dalej, tak by wpaść w nałóg, w znacznej mierze zależy właśnie od tej dobrze funkcjonującej rodziny. Nawet najwspanialsza rodzina może nie uchronić dziecka przed eksperymentowaniem z narkotykami, ale ma duże szanse, żeby uchronić przed nałogiem. Jednak nie tylko. Zaburzenia w rodzinie, w relacjach między jej członkami mogą nie tylko być przyczyną uzależnienia, ale także innych problemów dziecka.
Serdeczne podziękowania za pomoc i współpracę dla dr Jolanty Rogali-Obłękowskiej, autorki opracowania badań "Młodzież i narkotyki. Rodzinne czynnki ryzyka nałogu" wydanej przez ISNS UW w 1999 r.
Tekst powstał w ramach patronatu "Gazety" nad kampanią organizowaną przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii z okazji Międzynarodowego Dnia Zapobiegania Narkomanii pod hasłem "Znajdź czas dla swojego dziecka".