Warto zacząć od tego, że gąbki to zwierzęta. Prymitywne wielokomórkowce, które nie mają układu nerwowego, a nawet wyspecjalizowanych komórek czuciowych, ale to wciąż zwierzaki. Kolorowe, czasem tworzące barwne dywany w morzach, uchodzą za rośliny, ale nimi nie są. Pełnią istotną rolę w ekosystemie, gdyż skutecznie filtrują wodę, niejednokrotnie pochłaniając wszelkie zanieczyszczenia. Produkt, które są dostępne w sprzedaży i reklamowane jako "naturalne" (w przeciwieństwie do syntetycznych gąbek menstruacyjnych) są wykonane z takich właśnie zwierzątek. Na rynku są też gąbki pochodzenia roślinnego, raczej twarde i sztywne. Nie słyszeliśmy, by ktoś robił z nich produkty dopochwowe.
Generalnie naturalne gąbki nie należą do gatunków ginących. Ok. 20 z ponad 8500 gatunków znajduje się na liście gatunków zagrożonych. Najpewniej niektóre z nich mają kłopoty, gdyż umierają całe ekosystemy. Gąbki, które są wykorzystywane jako produkt menstruacyjny (o charakterystycznym, elastycznym szkielecie), pochodzące z Morza Śródziemnego, podobno radzą sobie znakomicie. Mają ogromne zdolności regeneracyjne - co się z nich uszczknie, sprawnie odrasta. Z fragmentów ich ciała wyrastają piękne, nowe gąbki. Nie urośnie nam oczywiście kolejna, dorodna gąbka w domu. To już martwe zwierzęta.
Gąbkom nie dzieje się fizyczna krzywda podczas zbiorów. Nie cierpią - to najprymitywniejsze zwierzęta wielokomórkowe, które nie mają nawet wyspecjalizowanych tkanek. Jako produkt menstruacyjny są podobno wykorzystywane od stuleci. Dziś jednak zbiera się je w sposób zrównoważony, by mogły szybko odrosnąć.
Jak informuje jeden z producentów naturalnej gąbki menstruacyjnej:
- Gąbki są zbierane pojedynczo przez nurków, bardzo ostrożnie, by nie wyrwać korzenia, tak by mogły nadal rosnąć. Nie jest to jednak produkt dla wegan.
Oczywiście rozumiemy, że słowo "korzeń" to raczej niezręczne uproszczenie - w przypadku zwierzęcia może się niektórym nawet niewłaściwie skojarzyć. Chodzi raczej o dolną część gąbki przytwierdzoną do podłoża - zbierane są tylko "korony".
Na pewno naturalne gąbki są zdecydowanie bardziej przyjazne środowisku niż syntetyczne, których mikrowłókna to prawdziwe zło. To wszystko wydaje się jakoś tam "eko", ale trzeba przyznać, że część ekologów ma spore wątpliwości.
Pytaniem retorycznym pozostaje, co by się stało, gdyby nagle wszystkie kobiety postanowiły, że zamiast klasycznych tamponów i innych środków higienicznych przerzucą się na gąbki. Naszym zdaniem nie jest to możliwe.
Jeśli stykasz się pierwszy raz z naturalną gąbką menstruacyjną, zaskakujące jest właściwie wszystko. Jeśli spodziewasz się czegoś, co kształtem przypomina tampon (skoro też ma trafiać do waginy i pochłaniać krew menstruacyjną), rozczarujesz się.
Gąbki dostępne na rynku są okrągłe, różnej wielkości (chociaż zbliżonej), barwy itd. Te, które kupiłam do domowego testu (patrz zdjęcia w galerii na górze artykułu), wyglądają trochę, jak urwane kawałki ze starej gąbki do mycia. Nie mają żadnego zapachu, chociaż nastolatka, którą zapytałam o opinię, uznała, że "wyglądają, jakby śmierdziały". Faktycznie, mogą wydawać się "brudne", ale to tylko wrażenie. Są myte przed zapakowaniem. Zarazem produkty dostępne na rynku nie są pakowane hermetycznie i zabezpieczone przed zabrudzeniem. "Jeśli dokładnie czyści się gąbkę, stosując do wszystkich wskazówek, gąbka będzie produktem higienicznym, ale nie całkowicie sterylnym" - podkreśla producent jednego z produktów.
Gąbki są dość miękkie i podziurkowane (nic dziwnego - to prawdziwe gąbki, a te mają pory).
Wydają się podatne na uszkodzenia, ale chyba nie jest to zasada. W kupionym przeze mnie zestawie (trzy sztuki) tylko jedna była wyraźnie "poszarpana".
Nie mają żadnego sznureczka i żadnego innego pomocnika do usuwania gąbki z pochwy po użyciu.
W zestawie jest woreczek z naturalnego materiału, który służy do przechowywania gąbek. Wg producenta, odpowiednio stosowane gąbki mogą nam służyć nawet dwa lata. Tak, to produkt wielokrotnego użytku.
Oczywiście, wiemy, że kubeczki menstruacyjne także są wielokrotnego użytku, więc niby to nic szokującego. Rzecz w tym, że domycie kubeczka wydaje mi się się o niebo łatwiejsze niż gąbki. Generalnie zabiegi higieniczne związane z "obsługą" gąbki są dość zaskakujące.
Staranne przeczytanie ulotki dołączonej do opakowania, a także zapoznanie się z dodatkowymi informacjami przekazanymi mi przez producenta gąbeczek, utwierdziło mnie tylko w decyzji - nie zastosuję tego produktu zgodnie z przeznaczeniem. Nie będę też namawiać do spróbowania tego innych kobiet.
Dlaczego? Przykładowo:
1. Gąbki, zanim trafią do sprzedaży, są oczyszczane. Każda jest sprawdzana indywidualnie pod kątem obecności ciał obcych, takich jak drobne kamyczki, piasek czy pozostałości muszli z morza. Mimo to producent dodatkowo zaleca by przed użyciem, gdy gąbka jest wilgotna, sprawdzić ją pod kątem obecności ciał obcych. Gąbki są niebielone - czytamy w oficjalnym materiale.
Jakoś mnie nie przekonuje to oczyszczanie, a tym bardziej ewentualne wydłubywanie przegapionych resztek.
2. Przed pierwszym użyciem gąbki menstruacyjnej należy umieścić ją na noc w wodzie z octem (proporcja mieszania 1:2), aby zneutralizować wartość pH, a następnie ponownie przepłukać wodą. Przed każdym nowym użyciem wystarczy zwilżyć go ciepłą wodą i wycisnąć.
Zdecydowanie produkty jednorazowe wydają się mniej kłopotliwe.
3. Najlepszym sposobem na usunięcie zapachów jest dodanie do wody kilku kropel olejku z drzewa herbacianego. Olejek z drzewa herbacianego ma również działanie antybakteryjne. Po czyszczeniu należy dokładnie wypłukać gąbkę wodą, szczególnie po użyciu olejku z drzewa herbacianego.
Ocet i teraz jeszcze olejek herbaciany do pochwy? Jakoś to wszystko mnie nie przekonuje. Zwłaszcza, że odbarwione gąbki mają być traktowane wodą utlenioną. Oczywiście, wszystko w niewielkim stężeniu (wypłukujemy gąbkę wodą), ale zawsze. Wygotować gąbki nie wolno, bo stwardnieje.
4. Podczas podróży warto mieć zawsze przy sobie drugą gąbkę. Zużytą, wymytą gąbkę można po prostu przechowywać w małym woreczku i dokładnie wyczyścić w domu.
Jakoś nie sądzę, żebym chciała podróżować z używaną gąbką, nawet w woreczku i wymytą. Oczywiście, jeśli komuś to nie przeszkadza, to jest jakieś rozwiązanie.
Sprawdziłam odporność gąbeczki na ewentualne uszkodzenia mechaniczne (słabo). Sprawdziłam też orientacyjnie chłonność (też nie najlepiej). Bardzo mnie zdziwiło, że pod wpływem płynu prawie nie zwiększają objętości (patrz zdjęcia w galerii na górze artykułu). Osoby bardzo zainteresowane naturalnymi gąbeczkami odsyłam jednak do testu Adrianny z True Beauty na YouTube. Dziewczyna postarała się. Nie tylko sprawdziła chłonność gąbek (wykorzystując sztuczną krew), ale użyła ich też podczas okresu. Wnioski z tego testu? Jest sporo minusów, choćby:
Oczywiście, nikt nie neguje zalet produktu. Nie czuć go ponoć w środku. Jest w 100 proc. biodegradowalny. W stosunku do plastiku to już samo dobro. Tampony nie muszą być jednak z plastiku. Są dostępne bawełniane, przyjazne środowisku i wciąż jednorazowe.
Im więcej myślimy o tych gąbkach, tym mniej się nam podobają. Wiemy, że zwykłe gąbki do mycia ciała są doskonałym siedliskiem dla bakterii. Kuchenne zmywaki to już dramat. Wyobrażacie sobie używanie jednego przez dwa lata, nawet polewanego octem i olejkiem herbacianym?
Tymczasem producent zapewnia, że mogą być stosowane nie tylko podczas uprawiania sportu, ale nawet seksu. A jak utknie za głęboko? Co z tego, że taka gąbka jest biodegradowalna? Ogórki też są, a jednak, jak kiedyś jednej pani utknął kawałek, to nie czuła się zbyt komfortowo wg relacji pracowników pogotowia ratunkowego. Sporo zresztą krąży różnych opowieści o ciałach obcych w dziwnych miejscach. Generalnie może oznaczać to kłopoty.
Co z infekcjami? Producent przyznaje, że gąbka nie powinna być stosowana podczas infekcji pochwy, a jeśli do takie sytuacji dojdzie, trzeba ją wyrzucić. Nie poleca jej kobietom w połogu. Zaleca natomiast, by myć ręce przed użyciem gąbki, a po skorzystaniu z basenu lub po stosunku bez prezerwatywy niezwłocznie wymienić gąbkę.
Wszystko to razem nas nie uspokaja w kontekście zdrowia i higieny. Właściwie jedyna rada producenta, którą przyjmujemy bez dyskusji i polecamy innym, to konsultacja z ginekologiem w razie jakichkolwiek wątpliwości.
Prof. Marzena Dębska, ekspertka w zakresie ginekologii i położnictwa, również do tematu podchodzi raczej sceptycznie. Przypomina, że prawidłowa higiena intymna pochwy opiera się przede wszystkim na czystej wodzie. Aplikowanie sobie do środka innych substancji może zaburzyć naturalną florę bakteryjną i sprzyjać infekcjom. Te miewają bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia i mogą prowadzić choćby do niepłodności.
- Nawet jednorazowe tampony niosą pewne ryzyko, bo można je zanieczyścić podczas zakładania. Produkt wielorazowy, który niełatwo utrzymać w czystości? Zdecydowanie odradzam. Szczególnie, jeśli gąbkę trudno usunąć z pochwy. Wystarczy, że wewnątrz zostanie jej fragment, może dojść do zakażenia. Istnieje ryzyko wystąpienia zespołu wstrząsu toksycznego (TTS), a to już stan zagrożenia życia.
Producent gąbeczek twierdzi w przekazanym nam dokumencie, że ryzyko wystąpienia TTS przy stosowaniu gąbek jest porównywalne do ryzyka przy stosowaniu tamponów (wówczas jest minimalne). Poprosiliśmy o wyniki badań, które to potwierdzają. Do tej pory nie dostaliśmy odpowiedzi.
Niezależnie od tych wyników, nas tak pojmowana ekologia nie skusiła. A was?