Dopochwowe perły księżniczki najpewniej niezbadane. Policja odpowiada

Eliza Dolecka
Sądzisz, że na rynku pojawił się niebezpieczny produkt, który udaje lek? Nie kupuj go, nie używaj, a jeśli postanowisz podzielić się wiedzą o nim z organami ścigania, staraj się nie frustrować. Próba zainteresowania nim policji czy innych służb to strata czasu. Do takich przykrych wniosków upoważniają nas tegoroczne doświadczenia z dopochwowymi perłami księżniczki.

Więcej o rynku suplementów i paramedykamentów na Gazeta.pl

Od początku roku przyglądamy się sprawie dopochwowych pereł księżniczki, przed którymi jako pierwsza ostrzegała Marta Wójcik, ginekolog-położnik. Lekarka informowała, że nie tylko nie ma podstaw, by wierzyć w ich leczniczą moc, ale są uzasadnione podejrzenia, że mogą być groźne dla zdrowia i życia.

Uznaliśmy temat za istotny, ale wymagający zweryfikowania. Prowadzona od tygodni korespondencja z policją przekonuje nas, że ewentualna kontrola rynku preparatów, które mogą być niebezpieczne dla zdrowia, nie jest w Polsce priorytetem. Właściwie nie ma większego znaczenia, czy kupujesz coś legalnie, czy nielegalnie. W obu przypadkach możesz trafić na truciznę. Póki ktoś nie umrze lub nie zatruje się na tyle poważnie, by od razu można było skutki powiązać z konkretną substancją, kontrola działań handlarzy jest ekstremalnie mało prawdopodobna. Z tegorocznego raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że przez wiele lat można oficjalnie i bez obaw sprzedawać coś wątpliwej jakości, także produkty zawierające substancje niedozwolone, których negatywny wpływ na zdrowie może ujawnić się po latach.

Co, jeśli chcesz wypełniać obywatelski obowiązek i zgłosić produkt w twojej ocenie niebezpieczny? Niestety, dziś chyba możesz sobie darować. Mało prawdopodobne, by ktoś szybko zajął się sprawą.

Zobacz wideo

Pangea do lamusa

Kilka lat temu wydawało się, że walka z handlem w internecie sfałszowanymi lekami i nielegalnymi substancjami, które leki udają, jest traktowana nadzwyczaj poważnie. Od 2009 roku Polska uczestniczyła choćby w międzynarodowej operacji pod kryptonimem Pangea. Były to ogólnoświatowe działania pod egidą Interpolu, które nasza policja rozszerzyła o regularne kontrole pod tym kątem sklepów zielarskich, punktów handlowych typu sex-shop, siłowni, klubów fitness, targowisk, bazarów i gabinetów medycyny naturalnej. Akcja była wspierana przez pracowników Wojewódzkich Stacji Sanitarno - Epidemiologicznych, Wojewódzkich Inspektoratów Farmaceutycznych oraz Państwowej Inspekcji Handlowej.

Gdy w 2013 roku zgłosiliśmy policji problem z preparatem MMS, zawierającym niebezpieczny chloryn sodu, już kilka dni później podinspektor Piotr Bieniak z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji poinformował nas o podjętych czynnościach przez wydział do walki z przestępczością gospodarczą KWP w Gdańsku w związku z podejrzeniem popełnienia czynu zabronionego z ustawy Prawo farmaceutyczne (art. 124). Dziś o perłach księżniczki, którymi handel trwa prawdopodobnie od kilku lat, głośno jest w mediach społecznościowych, mówią o nim lekarze i dziennikarze. Zgłosiliśmy oficjalnie temat policji. I co dalej? Ano nic.

- W latach 2017 do 2022 w jednostkach policji nie prowadzono postępowań przygotowawczych, których przedmiotem byłby produkt o nazwie "perły księżniczki". Nadmieniam, że powyższe dane zostały uzyskane w oparciu o analizę wygenerowaną z Elektronicznego Rejestru Czynności Dochodzeniowo-Śledczych oraz Systemu Analitycznego KSIP na podstawie słowa-klucza, umożliwiającego wyszukiwanie kontekstowe — zapewnia asp. szt. Wioletta Szubska, w imieniu rzecznika prasowego KGP Mariusza Ciarki.

W ten sam sposób sprawdzono także importera produktu oraz autoryzowanego dystrybutora, również z wynikiem negatywnym.

- Powyższa analiza może być jednak obarczona błędem logicznym, gdyż uzależniona jest od dokonanego opisu przestępstwa podczas rejestracji sprawy (...), a co za tym idzie, na tej podstawie mogą nie zostać znalezione sprawy o wskazanym modus — dodaje w oficjalnej odpowiedzi Szubska.

Ciekawe, że system rejestracji spraw i same klucze są na tyle nieujednolicone, że niezawodne korzystanie z podstawowych narzędzi w policji jest w praktyce niemożliwe. Zastanawia też, że wciąż perłom księżniczki nikt się nie przygląda.

Dopochwowy produkt spożywczy?

Coś, co się nazywa "perły księżniczki", pochodzi z Chin i ma być, według  dystrybutora, pomocne w leczeniu niepłodności czy mięśniaków, raczej u niewielu ludzi budzi zaufanie. Problem w tym, że podobnych produktów jest wiele. W Polsce zagrożeniem dla zdrowia mogą też być takie, które wyglądają jak prawdziwe leki i są sprzedawane jako suplementy diety. Z tegorocznego szokującego raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że Główny Inspektorat Sanitarny skontrolował zaledwie 1 na 10 rejestrowanych w kraju suplementów. Ich kontrole pod kątem składu i bezpieczeństwa ciągnęły się latami, a w tym czasie niebezpieczne produkty cały czas były legalnie sprzedawane. Właściwie trudno zrozumieć, skąd się bierze nielegalny rynek, skoro legalny jest praktycznie poza kontrolą.

Próbowaliśmy więc ustalić na policji, co powinien zrobić obywatel, który chciałby skutecznie zgłosić podejrzany preparat. Perły księżniczki miały być pretekstem do wskazania optymalnej ścieżki. Ponieważ przed laty policja przekonywała nas, że przeczesuje rynek i reaguje na takie sygnały, chcieliśmy choćby podać adres mailowy regularnie sprawdzany przez specjalistów od takich przestępstw. O naiwności!

Początkowo, o czym już pisaliśmy w styczniu, policja odesłała nas do GIS-u i doradziła ustalenie czy dopochwowe perły są produktem spożywczym.

Nasze pytanie o cel takich działań zignorowano.

Zignorował nas zresztą także GIS. Do dziś nie zareagował na styczniowe pismo. Rozmowa telefoniczna w lutym, jak dotąd, również nie przyniosła żadnych rezultatów.

Po kolejnym piśmie  z policji (tym informującym, że perłami nadal nikt się nie zajmuje) wciąż nie daliśmy za wygraną i ponownie wnioskowaliśmy o wskazanie optymalnego sposobu zgłaszania takich spraw.

I znowu, w imieniu Mariusza Ciarki, odpowiedziała nam Wioletta Szubska: - W sytuacji, gdy jesteśmy ofiarą przestępstwa, powinniśmy zgłosić się do najbliższej jednostki policji lub prokuratury. Należy pamiętać, że w przypadku, gdy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zostanie zgłoszone w jednostce, która jest właściwa dla miejsca popełnienia przestępstwa, pozwoli to uniknąć czasu, jaki jest potrzebny na przekazanie sprawy. Zawiadomienie o popełnieniu każdego przestępstwa, można złożyć pisemnie lub ustnie do protokołu. Do zawiadomienia należy dołączyć posiadane dane, które umożliwią zidentyfikowanie sprawcy: nick, numer IP, a także podać, na jakim portalu zamieszczone jest konto oraz jakie widnieją tam treści. Warto załączyć stosowne wydruki.

Obywatelu, pilnuj się sam

Nie trzeba być ofiarą przestępstwa, by chcieć spełnić obywatelski obowiązek. Nie trzeba kupić pereł księżniczki i zastosować ich zgodnie z przeznaczeniem sugerowanym przez producenta, by podejrzewać, że ten produkt może być niebezpieczny. Generalnie umieszczanie czegokolwiek o niepewnym składzie w miejscach intymnych może być groźne. Szkodliwe może też być spożywanie niesprawdzonych ziół, drażetek, płynów i innych wynalazków, których w sprzedaży jest zatrzęsienie. Dobrze byłoby móc gdzieś zgłosić podejrzane oferty, mając pewność, że policja sprawę zbada, by inni nie zrobili sobie krzywdy.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że policja jest zbyt zajęta, by zajmować się pseudomedykamentami, póki nie ma ujawnionych ofiar. Najwyraźniej nie potrzebuje też sygnałów od Polaków, bo nawet takie desperackie próby zainteresowania tematem jak nasza kończą się niczym.

- Nadmieniam, że Komenda Główna Policji nie prowadzi spraw, o które pani pyta — zamyka temat Wioletta Szubska.

Więcej o: