Maria Beisert, psycholog, pracownik Instytutu Psychologii UAM: Jesienią faktycznie pogarsza się nam nastrój. Przede wszystkim wiąże się to z mniejszą ilością światła - dzień jest krótszy, pozbawieni jesteśmy słońca. Z powodu zimna więcej czasu spędzamy też w domu - mniej się ruszamy i przebywamy na powietrzu. Jest zimno i ciemno i to powoduje, że nasz nastrój nie jest euforyczny.
- Pierwsza rzecz to obserwować siebie, żeby wiedzieć, jak reagujemy na zmiany pogody i nie być zaskoczonym, kiedy dopadnie nas listopadowa chandra. Chodzi o to, by nie zamartwiać się dodatkowo, że coś ze mną nie w porządku, ale zdawać sobie sprawę, że to po prostu okresowe pogorszenie nastroju. Wiedzieć, że to po prostu Ja. I troszeczkę zwolnić. Dostosować tryb życia do możliwości organizmu. Niektórzy pomagają też sobie światłem - w gabinetach psychologicznych można znaleźć specjalne lampy, które pomagają wyrównać deficyt światła. Są też tacy, którzy zaczynają o tej porze więcej jeść i w ten sposób obniżają napięcie i lęk. Z tym sposobem jednak ostrożnie - można sobie na niego pozwolić, jeśli nie przybierze to jakiejś nadmiernej formy. Bardzo ważne jest też wsparcie bliskich - nie powinniśmy się wstydzić naszej słabości i dobrze jest umieć poprosić o pomoc.
- Chodzi o siłę i długotrwałość przygnębienia.Ważne jest tu także powiązanie między przyczyną i skutkiem. Kiedy jest przyczyna, wtedy mamy prawo reagować smutkiem. Jeśli jednak nastrój pogarsza się bez żadnych konkretnych przyczyn do tego stopnia, że wykonanie codziennych czynności zaczyna nam sprawiać trudność i ten stan utrzymuje się przez dłuższy czas, wtedy przekraczamy granicę depresji. Nie należy wtedy zwlekać z wizytą u lekarza.