Przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych Piotr Dymon był gościem Radia ZET. Według szefa związkowców sytuacja w Polskiej służbie zdrowia w związku z epidemią koronawirusa pogarsza się z dnia na dzień. Jego zdaniem już niedługo może zabraknąć lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, którzy będą mogli nieść pomoc w pilnych przypadkach pacjentów niezakażonych SARS-CoV-2.
- Będą dramaty nie dlatego, że ludzie będą umierali z powodu koronawirusa, tylko będą umierali, bo nie będą mieli pomocy w stanach nagłych. Pomocy czy to ze strony zespołu ratownictwa medycznego czy przez planowe zabiegi ratujące życie - powiedział Piotr Dymond zauważając, że niedługo może zabraknąć nie tylko ratowników, ale też lekarzy czy pielęgniarek.
Gość poruszył też kwestię zatajania przed nimi informacji o tym, że dany pacjent mógł mieć kontakt z osobą zakażoną w koronawirusem. - Zespół siedzi w karetce albo czeka w miejscu wysłania 4-5 godzin na wyniki. Zespołów ratownictwa medycznego i ratowników medycznych jest ograniczona ilość. My nie jesteśmy w nieskończonej ilości albo w nadprodukcji, jak mówiono kilka lat temu. Nas jest po prostu za mało - mówił dalej.
Według szefa OZZ Ratowników Medycznych takie działania mogą doprowadzić do załamania opieki medycznej w kraju. - System ochrony zdrowia jest na krawędzi. Jest przeciążony. Przy aktualnej liczbie zgłoszeń i ich narastaniu, za jakieś 3 tygodnie nie będzie systemu ratownictwa medycznego - wyjaśnia dalej. Piotr Dymon zauważa też, że problemem jest brak sprzętu. - W naszym kraju nie ma miejsca gdzie nie byłoby deficytu sprzętu ochronnego. Ratownicy często używają własnych sprzętów, odzieży ochronnej, masek i okularów. Ja sam używam masek prywatnych, co powoduje, że nie zużywam sprzętu pracodawcy - mówił dalej.