Panie doktorze, na zaburzenia oddychania podczas snu częściej cierpią mężczyźni czy kobiety?
Dr Michał Michalik: Mężczyźni. Problem ten nasila się wraz z wiekiem - po 40. roku życia zaburzenia oddychania podczas snu ma blisko 80 procent osób, z czego u 20 procent pojawia się niebezpieczny dla zdrowia, a nawet życia bezdech senny związany z niedotlenieniem.
Gdy śpimy, tkanki miękkie - gardło, język oraz podniebienie - rozluźniają się i wibrują pod wpływem wdychanego przez nas powietrza. W ten sposób powstaje charakterystyczny dźwięk.
To prawda. Chodzi o to, że niekiedy otwór, przez który przepływa powietrze do płuc jest tak bardzo zmniejszony przez zwieszające się tkanki miękkie, że aż nie można wciągnąć powietrza. Wówczas mówimy o bezdechu sennym, który jest przyczyną m.in. niedotlenienia organizmu oraz poważnych kłopotów krążeniowych.
Popularne są dwie metody. Jedna to zakładanie na noc, na nos i usta, maski ułatwiającej oddychanie. Nie jest to jednak dobry sposób, ponieważ z czasem jeszcze pogłębia zaburzenie oddychania podczas snu. Druga - to operacja polegająca na wycięciu zwiotczałych tkanek i podniesieniu podniebienia miękkiego. Jest to radykalny zabieg, inwazyjny. Ale można również skorzystać z techniki małoinwazyjnej, jaką jest termoablacja.
W zasadzie tak. Nawet słaba krzepliwość krwi pacjenta nie jest przeciwwskazaniem.
Najpierw przeprowadzamy szczegółowy wywiad z pacjentem. Chętnie też słuchamy relacji z nocnych koncertów kogoś z rodziny, np. żony. Potem wykonujemy badanie endoskopowe. Endoskop (sonda z minikamerą) połączony jest z ekranem, dzięki czemu pacjent może na monitorze oglądać nosogardziel, a lekarz może mu pokazać, w czym tkwi problem i co trzeba będzie w czasie zabiegu wykonać. W trakcie endoskopii robimy dokumentację zdjęciową. Później u niektórych pacjentów wykonujemy pomiary przepływów nosowych, czyli sprawdzamy, jak powietrze wędruje przez nos. I to koniec kwalifikacji. Jeśli pacjent chce - zabieg możemy wykonać nawet tego samego dnia.
Wystarczy nic nie jeść i nie pić przez 3-4 godziny, natomiast 2 godziny przed zabiegiem należy zażyć jakiś środek przeciwbólowy, np. z paracetamolem.
Otwiera on usta, a lekarz preparatem w sprayu znieczula podniebienie i gardło. Następnie wykonuje kilka (zwykle 4-5) nakłuć cienką igłą i aplikuje po kropelce środka znieczulającego. Po kilku minutach specjalną elektrodą nakłuwa podniebienie, mały języczek i gardło. Elektrodę wprowadza (najczęściej 6-8 razy) na różne głębokości i pod różnymi kątami. W trakcie nakłucia przez elektrodę przepływają fale o wysokiej częstotliwości i rozgrzewają jej czubek do temperatury 60-70°C. Powoduje to koagulowanie (ścinanie) tkanek i powstawanie w miejscach nakłuć maleńkich blizn. Blizny powstają dość głęboko i nie są widoczne ani wyczuwalne. Utworzenie się blizn podciąga zwiotczałe tkanki ku górze. Dzięki temu przywrócony zostaje anatomiczny kształt podniebienia i gardła. Czy termoablacja jest nieprzyjemna dla pacjenta?
Nie jest. A w momencie, gdy przestanie działać za-aplikowane znieczulenie (zabieg trwa 45-60 minut) pacjent praktycznie nie odczuwa już żadnych dolegliwości.
Noża używa się, gdy w gardle jest bardzo dużo zwiotczałej tkanki miękkiej. Wtedy po prostu jej część "wycina" się bezkrwawo - nóż harmoniczny od razu koaguluje tkankę w miejscach cięć. Potem można jeszcze zastosować nakłucia elektrodą, żeby efekt terapii był lepszy.
Tak, ale jest ich niewiele. Już tego samego dnia można jeść i pić, ale potrawy nie gorące i nie pikantne (dobrze sprawdzają się lody zjedzone godzinę po zabiegu). Właściwie przez 5 dni trzeba unikać posiłków gorących, pikantnych, chipsów, frytek, alkoholu. Przez 2 dni nie powinno się nadwerężać głosu. Przez tydzień należy zażywać osłonowo środki przeciwbólowe, przeciwzapalne i przeciwobrzękowe.
Zalecamy taką wizytę po 5-6 tygodniach. Po takim czasie i pacjent, i lekarz będą już wiedzieli, czy poprawa jest wystarczająca i czy zniknęły zaburzenia oddychania podczas snu. Jeśli poprawa nie jest wystarczająca - można skorygować zakres zabiegu i wykonać dodatkowe nakłucia elektrodą. Bardzo rzadko jest to konieczne. Zależy to głównie od indywidualnych cech pacjenta związanych z budową anatomiczną i procesem gojenia.
Mogą się utrzymać przez całe życie. Ale bywa, że po kilku czy kilkunastu latach pacjent zaczyna pochrapywać. Może to być skutkiem np. znacznego przybrania na wadze lub starzenia się i wiotczenia tkanek miękkich.
Wtedy możemy ponownie wykonać termoablację.