Tajemnice pamięci

Psychologia i neurofizjologia odsłaniają coraz więcej pasjonujących tajników pracy mózgu. Wielomiliardowa społeczność współpracujących ze sobą neuronów okazuje się pełna inicjatywy, fantazji i nieokiełznanej chęci uczenia się.

Tajemnice pamięci

Psychologia i neurofizjologia odsłaniają coraz więcej pasjonujących tajników pracy mózgu. Wielomiliardowa społeczność współpracujących ze sobą neuronów okazuje się pełna inicjatywy, fantazji i nieokiełznanej chęci uczenia się.

Kanadyjski neurochirurg Wilder Penfield pochylił się nad wilgotnym i pofałdowanym mózgiem widocznym przez otwór w czaszce operowanej kobiety. Cienka elektroda delikatnie dotknęła powierzchni kory mózgowej. Równocześnie zdziwiona pacjentka doniosła o tym, że właśnie "usłyszała" piosenkę ze swojego dzieciństwa. Mikroelektrody w magiczny sposób uwolniły wspomnienie spoczywające w zakamarkach kory mózgowej.

Zaczęło się od "różdżki" Penfielda

Celem operacji na otwartym mózgu, zapoczątkowanych w latach trzydziestych i czterdziestych przez Penfielda i jego współpracowników, było usuwanie obszarów tkanki mózgowej odpowiedzialnych za ataki epileptyczne. Przy okazji operacje te nadały impetu badaniom nad istotą pamięci. Oto znaleziony został związek pomiędzy pracą mózgu a jej ulotnym, niematerialnym efektem - myślą ludzką.

Choć nadal, 60 lat od czasu pamiętnych doświadczeń, dalecy jesteśmy od pełnego zrozumienia funkcji umysłu oraz mechanizmu przetwarzania aktywności neuronów w eteryczną myśl, obraz procesów zachodzących pod czaszką stopniowo nabiera ostrości. Jednym z wykładników postępu jest ciągłe zmniejszanie się przepaści pomiędzy niektórymi obszarami nauki. Mówi się już o psychobiologii, neuropsychologii oraz psychoneuroimmunologii - granice odrębnych dotąd dziedzin zamazują się i znikają. Umysł powoli odkrywa przed nami swe fascynujące tajemnice.

Jak to się dzieje, że jesteśmy w stanie rozpoznać w tłumie znajomą twarz albo na widok starej fotografii powrócić myślami do okresu dzieciństwa? Na czym tak naprawdę polega pamięć? Jak wykazał Penfield, a po nim również inni naukowcy, musi być ona zaklęta w sieciach neuronalnych, których astronomiczne ilości łączą ze sobą społeczność dziesiątek miliardów komórek nerwowych (jeden gram tkanki mózgowej zawiera ok. 200 mln tych komórek, czyli neuronów). Skoro drażnienie ich słabym prądem elektrycznym jest w stanie uwolnić wspomnienia, natura pamięci musi, przynajmniej w części, polegać na przepływie impulsów elektrycznych.

Istotnie, zarówno odtwarzanie starych, jak i powstawanie nowych śladów pamięciowych wiąże się z pobudzoną aktywnością całych zespołów komórek nerwowych. Sieci neuronalne zaczynają wówczas tętnić aktywnością, jak najbardziej ruchliwe autostrady. W synapsach, miejscach kontaktu pomiędzy wypustkami poszczególnych neuronów, zachodzą zmiany biochemiczne. Rusza maszyneria komórkowa, zawierająca przepisy na białka enzymatyczne utrwalające ślady pamięciowe.

Pies Pawłowa współczesnej neurofizjologii

Naszą aktualną wiedzę na temat mechanizmów tych procesów zawdzięczamy w dużej części śliskiej piękności z wybrzeży Kalifornii, ślimakowi morskiemu o imieniu Aplysia californica. Jest on wymarzonym obiektem eksperymentów neurofizjologicznych ze względu na niezwykle prosty układ nerwowy złożony z 20 tys. dużych neuronów. Procesy zapamiętywania i przechowywania śladów pamięciowych znacznie łatwiej prześledzić w tej nieskomplikowanej sieci neuronalnej niż w gąszczu splątanych połączeń nerwowych mózgu choćby najprostszego kręgowca. Nie wymaga się oczywiście od aplysii rozwiązywania zadań wykraczających poza jej skromne zdolności intelektualne. W zasięgu jej możliwości jest jednak trwałe skojarzenie ze sobą dwóch niezależnych wydarzeń i przewidzenie następstwa ponownego pojawienia się jednego z nich. Krótko mówiąc, Aplysia jest ślimaczym odpowiednikiem psa Pawłowa.

Już po niewielu próbach równoczesnego drażnienia strumieniem wody okolicy syfonu mięczaka (coś, co samo w sobie nie wywołuje jeszcze reakcji alarmowej) oraz działania na jego nogę słabym prądem elektrycznym (co z kolei jest przeżyciem bardzo szokującym) wystarczy samo strzyknięcie w syfon, by ślimak natychmiast skurczył się w obronnym paroksyzmie. Aplysia zapamiętała zadaną jej lekcję i skojarzyła ze sobą dwa bodźce: niegroźny strumień wody i nieprzyjemny szok elektryczny. Pod wpływem nowego doświadczenia wypustka komórki nerwowej odbierającej wrażenia dotykowe z okolicy syfonu (czyli tzw. neuron czuciowy) nabrzmiewa pęcherzykami neurotransmitera.

Substancja ta, przekaźnik informacji o pobudzeniu, uwalniana jest do synapsy, czyli miejsca kontaktu pomiędzy dwiema komórkami nerwowymi. Jej cząsteczki przedostają się przez przestrzeń synaptyczną do przeciwległego brzegu - wypustki kolejnego neuronu. Gdy szczęśliwie dotrą do celu, wpasowują się w specjalne miejsca receptorowe znajdujące się na powierzchni tej wypustki. Efektem jest pobudzenie komórki, która wydaje mięśniom płaszcza komendę skurczu.

W zwykłych warunkach neurotransmiter wydzielany jest w niewielkich ilościach, kiedy jednak Aplysia zaczyna kojarzyć efekty drażnienia wodą i prądem, produkcja przekaźnika wyraźnie wzrasta. Sygnały neuronu czuciowego, które dotychczas były tylko nieśmiałym szeptem, nagle nabierają mocy. Każde uderzenie strumienia wody zaczyna teraz roznosić się w nim echem trąb jerychońskich. W efekcie, Aplysia, nie czekając już na bolesny szok elektryczny, gwałtownie kurczy swoje ciało. Kluczem, magiczną cząsteczką, która umożliwia pojedynczym komórkom nerwowym zrozumienie związku pomiędzy dwoma bodźcami, okazuje się enzym o nazwie cyklaza adenylanowa.

Jeżeli wstępne skojarzenie ze sobą dwóch bodźców nie wbije się teraz na stałe w pamięć ślimaka, fanfary neuronalne znów zmienią się w ciche trele, a on sam zapomni to, czego się właśnie nauczył. Świeżo uformowane wspomnienie musi bowiem zostać zapisane w strukturze samych neuronów, co więcej, proces ten jest możliwy tylko w ciągu pierwszych 90 minut od chwili powstania skojarzenia. Do akcji włącza się grupa uśpionych dotąd genów, uruchamiających produkcję białek enzymatycznych, których zadaniem jest podtrzymanie wzmożonego wytwarzania neurotransmitera, a więc także podniesionej wrażliwości neuronu syfonowego.

Komu szczypta adrenaliny

Także u ludzi przerwanie procesu konsolidacji pamięci oznacza, że świeże wspomnienie rozpryśnie się jak bańka mydlana. Bywa, że zaburzenie takie pojawia się w wyniku dramatycznego przeżycia. Na przykład osoby, które stanęły w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, doznają czasem tak zwanej niepamięci wstecznej. Nie są wówczas w stanie przypomnieć sobie nic z tego, co działo się tuż przed szokującym wydarzeniem. Jednym z winowajców jest w tym przypadku grupa związków organicznych zwanych endogennymi opiatami (endorfinami), których naturalną i pierwszorzędną funkcją jest łagodzenie bólu. Działanie tych opiatów, wydzielanych w dużych ilościach w stanach euforii oraz sytuacjach postrzeganych jako krańcowo niebezpieczne, uniemożliwia przekształcenie zaczątków śladów pamięciowych w trwałe wspomnienia.

Adrenalina, hormon, który zdobył rozgłos dzięki funkcji, jaką przypisuje się mu w stanach pobudzenia emocjonalnego i stresu, ma efekt przeciwny - wzmacnia ślady pamięciowe. Wstrzyknięcie jej szczurom, które mają się nauczyć nowego zadania, powoduje, że zwierzęta zapamiętują swoją lekcję znacznie szybciej niż szczury nie poddawane jej działaniu. Możliwe też, że właśnie z tym wzmacniającym efektem adrenaliny związane jest ciekawe zjawisko znane w psychologii pod nazwą pamięci "flash-bulb". Polega ono na utrwalaniu wspomnień o faktach - często drobnych i nieistotnych, które przypadkowo towarzyszyły jakiemuś ważnemu wydarzeniu. Jeżeli więc ktoś zostałby zapytany o okoliczności, w jakich dowiedział się o ogłoszeniu stanu wojennego albo zamachu na Papieża, będzie w stanie złożyć w miarę szczegółowe sprawozdanie z tego, gdzie w tym czasie był i co robił. Najprawdopodobniej to okresowo podniesiony poziom adrenaliny, wywołany niecodzienną wiadomością, pomógł w utrwaleniu tych drobnych szczegółów.

Wylęgarnia wspomnień

Świeże ślady pamięciowe nie pojawiają się w mózgu na chybił-trafił. Strukturą, która je gromadzi (chodzi w tym przypadku o tak zwane uczenie się świadome), jest położony pod półkulami mózgowymi hipokamp. Jego komórki nerwowe wydają się jakby stworzone do matkowania młodym, niedojrzałym wspomnieniom: odznaczają się wyjątkową plastycznością, czyli zdolne są do szybkiego wzmacniania wzajemnych kontaktów, a więc wytwarzania tzw. długotrwałego wzmocnienia synaptycznego.

Komórki nerwowe hipokampa, podobnie jak neurony aplysii, także zawierają magiczne cząsteczki pamięci. Wielu neurofizjologów przypuszcza, że nie są nimi - tak jak u ślimaka - cząsteczki cyklazy adenylanowej, lecz pewien rodzaj receptorów, zwanych receptorami NMDA, rozsianych na błonie neuronalnej niczym otwory w wieczku solniczki. W normalnych warunkach receptory te są nieczynne. "Czatują" na te specjalne okazje, gdy dotarcie do nich cząsteczek neurotransmitera (kwasu glutaminowego) zbiegnie się w czasie z pobudzeniem ich macierzystego neuronu. Dopiero wówczas włączają się do akcji, co pozwala na zapoczątkowanie całej kaskady procesów biochemicznych. Są więc w stanie skorelować procesy elektrochemiczne zachodzące równocześnie w dwóch sąsiednich komórkach. (Niektórzy badacze opierając się na najnowszych, kontrowersyjnych wynikach uzyskanych przez dwie niezależne grupy uczonych podają w wątpliwość kluczową rolę, jaką przypisuje się w procesie zapamiętywania receptorom NMDA).

Druga faza zapamiętywania, utrzymująca ślad pamięciowy w aktywnej formie przez okres tygodni i miesięcy, to podobnie jak u aplysii, trwałe uaktywnianie pewnych genów w komórkach nerwowych oraz rozrost wypustek. Dopiero ostatni etap utrwalania wspomnień w pamięci świadomej polega na przekazywaniu ich do różnych obszarów kory mózgowej, gdzie mogą się wreszcie rozgościć na stałe. Na razie nie wiadomo, jak to przenoszenie informacji wygląda. Uczeni przypuszczają jednak, że wiąże się ono z dyfuzją nietypowego przekaźnika, którym najprawdopodobniej jest tlenek azotu.

O tym, jak istotną funkcję w procesie zapamiętywania odgrywa hipokamp, świadczą efekty urazów tego obszaru mózgu. Pacjenci z obrażeniami hipokampa tracą zdolność zapamiętywania nowych informacji, choć wspomnienia zakodowane przed pojawieniem się uszkodzenia oraz zdolność logicznego rozumowania pozostają u nich nienaruszone. Brak funkcjonującego hipokampa wtrąca jednak tych nieszczęśników w rzeczywistość niezrozumiałej i nie kończącej się teraźniejszości. Pozostają oni już na zawsze więźniami chwili, bez oparcia ani punktu odniesienia. Odrębne okolice mózgu zawiadują procesem uczenia się utajonego, tak zwaną pamięcią proceduralną. Jeśli pozostają one nie uszkodzone, pacjent z okaleczeniem okolicy hipokampa jest w stanie nauczyć się pewnych nieskomplikowanych czynności, niestety zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy.

Kiedy jawa miesza się ze snem

Stephen Kosslyn z Harvardu twierdzi, że ostateczne ślady pamięciowe pozostające w umyśle przez długie dekady, często do końca życia, mogą być lokowane w tych okolicach kory mózgowej, które odpowiedzialne są za odczytywanie sygnałów z narządów zmysłów. Tak więc te same obszary kory będą ulegać aktywacji, gdy zachwycać się będziemy jakimś pięknym widokiem i wówczas, kiedy zamknąwszy oczy, będziemy go sobie tylko wyobrażać. Wiąże się to z wydzielaniem tych samych neurotransmiterów i hormonów, a więc pobudzaniem tych samych emocji, które towarzyszą rzeczywistemu obcowaniu z naturą. Wyjątkowa efektywność technik wizualizacyjnych do niedawna traktowana przez naukę nadzwyczaj ozięble lub zbywana milczeniem, wydaje się mieć swoje neuronalne uzasadnienie.

Oczywiście natychmiast nasuwa się pytanie, jakim cudem potrafimy odróżnić impulsy nerwowe reprezentujące "fakty obiektywne" od tych, które odzwierciedlają wyłącznie wspomnienia albo fantazje. Najświeższe badania, wykorzystujące technikę PET (tomografii pozytronowej elektronów), przynoszą częściową odpowiedź. Jak wykazał amerykański zespół pod kierunkiem Davida Silbersweiga, do wytworzenia halucynacji wzrokowych i słuchowych potrzebna jest nie tylko aktywność obszarów kory mózgowej zawiadujących percepcją, ale i głębszych struktur mózgu, które nadają urojeniom wszelkie pozory rzeczywistości. Eksperymenty wykonane zostały na schizofrenikach, można jednak przypuszczać, że w identyczny sposób powstają halucynacje senne fazy REM (chodzi tu o fazę snu paradoksalnego, w której mają miejsce szybkie ruchy gałek ocznych), a także wizje i fantazje pojawiające się w głębokiej hipnozie oraz stanach tzw. deprywacji sensorycznej. Te ostatnie są rezultatem odcięcia osoby badanej od większości bodźców zewnętrznych.

Telepatyczne zdolności neuronów

Doniesienia z kilku ostatnich lat, których autorami są m. in. Erin Schuman i Daniel Madison z uniwersytetu Stanford, rzuciły kolejny snop światła na proces tworzenia wspomnień, a przy okazji zelektryzowały badaczy układu nerwowego. Sugerują one możliwość istnienia dotąd nieznanej metody porozumiewania się pomiędzy uczącymi się neuronami. Wygląda na to, że nawet komórki nie zaangażowane bezpośrednio w tworzenie świeżych śladów pamięciowych dowiadują się w jakiś tajemniczy sposób, że w procesie tym uczestniczył jeden z ich sąsiadów. Czyżby neuronowa telepatia?

Niekoniecznie. Okazuje się, że neuron może obwieścić wiadomość o swoim pobudzeniu uwolniwszy do okolicznej przestrzeni związek określony mianem wstecznego czynnika plastyczności. Najprawdopodobniej czynnikiem tym jest wspomniany już tlenek azotu.

Dryfujące wolno cząsteczki tego przekaźnika docierają nawet do tych okolicznych komórek, które nie kontaktują się bezpośrednio z pobudzonym neuronem. Otrzymawszy informację sąsiedzi wyczulają się na nadejście sygnału zwykłą drogą synaptyczną, tak jakby już im ciekła ślinka w odpowiedzi na aromaty docierające z pobliskiej kuchni. Jeśli teraz rzeczywiście otrzymają normalny, elektryczny sygnał o pobudzeniu, każdy z nich będzie w stanie natychmiast odpowiedzieć wzmocnioną reakcją, dowodząc, że zapamiętał to, co mu podszepnął oddalony sąsiad.

Kontakty podstawą biznesu

Przez długi czas neurofizjolodzy przypuszczali, że struktura mózgu, raz na zawsze ukształtowana we wczesnym okresie rozwoju osobniczego, zastyga w niezmiennej, trwałej formie na resztę życia. Wiadomo przecież, że komórki nerwowe przestają się dzielić wraz z chwilą zakończenia rozwoju zarodkowego. Co więcej, natychmiast zaczyna się proces ich obumierania, przyspieszający tempo w miarę starzenia się organizmu. Dopiero w ostatnich dziesięciu latach okazało się (m.in. za sprawą amerykańskich naukowców Vilayanura Ramachandrana i Michaela Merzenicha), że skomplikowana i wiecznie rozgadana społeczność współdziałających neuronów wcale nie jest tak niezmienna, jak sądzono.

Dojrzałe neurony, choć rzeczywiście nie potrafią się dzielić i zaczynają obumierać już od wczesnych etapów rozwoju osobniczego (uczeni szacują, że tracimy przeciętnie 10 tys. neuronów dziennie), wykorzystują zasadę kooperacji i podziału obowiązków, aby poradzić sobie z procesem stopniowego dziesiątkowania szeregów. Ponieważ z reguły całe zespoły neuronalne magazynują tę samą informację, śmierć kilku komórek nie oznacza jeszcze utraty wiadomości, które przechowywały. Towarzysze pozostający na placu boju rekompensują te straty utrwalając istniejące połączenia nerwowe, wypuszczając nowe rozgałęzienia wszędobylskich wypustek i powiększając swoje rozmiary.

Proces fizycznych zmian i przekształceń w strukturze mózgu może być tak znaczny, że dostrzegalny gołym okiem. Dowiódł tego już w XVIII wieku włoski badacz Malacarne, zauważając, że pofałdowanie kory mózgowej zwierząt poddawanych specjalnemu treningowi było wyraźniejsze niż u osobników, które nie brały w nim udziału.

W innym równie ciekawym, lecz już współczesnym doświadczeniu zespół naukowców pod kierunkiem Marka Rozenzweiga wykazał, że szczury hodowane od wczesnego okresu życia w urozmaiconym środowisku miały cięższe mózgi, grubszą warstwę kory i wzmocnione połączenia synaptyczne w niektórych okolicach mózgu.

Zalety umysłowej gimnastyki

Dla tych czytelników, którzy uważają, że ich szansa na cięższy mózg i grubszą korę mózgową minęła wraz z utraconym dzieciństwem, mam pocieszającą wiadomość. Badania Davida Snowdona, profesora medycyny prewencyjnej na uniwersytecie Kentucky, wykazują, że na naukę nigdy nie jest za późno, bo komórki nerwowe są zdolne do tworzenia nowych wypustek nawet w bardzo podeszłym wieku. Słowem, mózg jest w stanie uczyć się przez całe życie. Ciekawość świata, zadowolenie z pracy, ciągłe zdobywanie nowych umiejętności oraz płynność językowa to kilka spośród cech, jakie gwarantują zachowanie giętkości umysłu do późnej starości. Umysłowa aktywność znacznie zmniejsza też szansę wystąpienia jednego z niedomagań wieku starczego: choroby Alzheimera czy Parkinsona.

Mimo że liczba funkcjonujących neuronów maleje, a w tkance mózgowej zachodzą zmiany przyczyniające się do obniżenia sprawności umysłowej (np. pojawiają się tzw. sploty neurofibrylarne i odkładają płytki starcze), zdrowe neurony są w stanie zrekompensować te ubytki. O tym, że świetnie mogą sobie radzić ze zwiększoną ilością obowiązków, informują chociażby wyniki badań nad starzeniem się i sprawnością intelektualną. Okazuje się, że co trzeci osiemdziesięciolatek wykazuje giętkość umysłową na miarę wielu osób 40-, a nawet 30-letnich. Snowdon twierdzi nawet, że ci z nas, którzy systematycznie ćwiczą swój umysł, mają duże szanse dożycia sędziwego wieku, oczywiście w dobrym zdrowiu psychicznym.

Świetnym przykładem zalet myślowej gimnastyki są chociażby realia życia w żeńskim zakonie Sisters of Notre Dame z Mankato, USA. Leciwe zakonnice (przeciętny wiek to 85 lat) nie wiedzą, co to starcza demencja, mimo że większość z nich pamięta jeszcze czasy arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Według Snowdona powodem jest to, że siostry wciąż ćwiczą swoje umysły, prowadząc ożywione debaty, rozwiązując krzyżówki i żywo interesując się polityką.

Obserwacje poczynione w klasztornych krużgankach zgadzają się z wynikami eksperymentów neurofizjologicznych. Jak wykazał Michael Merzenich, ćwiczenie umysłu, nawet w dorosłym wieku, wywołuje zauważalne zmiany w strukturze kory mózgowej. Badacz zademonstrował, że kora dorosłych małp ulega wyraźnemu przemapowaniu, jeśli podczas czynności manipulowania przedmiotem zwierzęta posługują się wyłącznie trzema środkowymi palcami. Rezultatem jest wyraźny rozrost wypustek neuronów odbierających wrażenia dotykowe z tych właśnie palców.

W poszukiwaniu utraconych wspomnień

Komórki nerwowe zawsze skłonne są do kooperacji, co najlepiej widać podczas tworzenia trwałych śladów pamięciowych. Nie są one chomikowane przez wyizolowane grupy neuronów, lecz raczej przez ich całe populacje rozsiane po obszarze kory niczym gwiezdne konstelacje. Dzięki temu unieczynnienie którejś z okolic mózgu nie jest jeszcze równoznaczne z utratą wspomnienia i trzeba dopiero znacznego i rozległego uszkodzenia, aby pamięć zaczęła szwankować.

Czy raz utrwalony ślad pamięciowy jest niezniszczalny i niezmienny? Wspomniane na wstępie doświadczenia Penfielda sugerują, że tak jest w istocie. Drażnienie elektrodą tkanki kory mózgowej jego pacjentów uwalniało przecież szczegółowe wspomnienia, których wiarygodność była nawet czasem potwierdzona przez naocznych świadków wydarzenia. Zapominanie może więc być spowodowane niemożnością dotarcia do śladu pamięciowego, który cicho spoczywa w jakimś przytulnym zakątku umysłu. Bądź co bądź każdemu z nas zdarza się czasem zapomnieć czyjeś imię albo numer telefonu. Choć "mamy je na końcu języka", jakoś nie dają się przywołać do świadomości.

W tej sytuacji nastąpiły tylko chwilowe trudności, bywają jednak przypadki groźniejsze, gdy "pakiety pamięci" zostają od siebie na trwałe odizolowane z powodu uszkodzenia połączeń pomiędzy przechowującymi je neuronami. Wówczas pojawiają się długotrwałe problemy z pamięcią. Mogą być one wynikiem zaawansowanego alkoholizmu, co stwierdzili niedawno uczeni duńscy.

Wbrew pozorom odkrycie jest bardzo pocieszającą wiadomością dla osób pragnących się pozbyć swojego dewastującego uzależnienia. Dotychczas badacze uważali, że mocne trunki uśmiercają komórki nerwowe, a więc powodują nieodwracalne zmiany w tkance mózgowej. Doniesienia duńskie, dzięki skorygowaniu tej pomyłki, wskazują, że abstynencja jest w stanie przywrócić utraconą pamięć, umożliwiając neuronom ponowne nawiązanie wzajemnych kontaktów. Myliłby się jednak ten, kto na podstawie powyższych obserwacji wnioskowałby, że może bez zastrzeżeń i w każdych okolicznościach ufać własnym wspomnieniom.

Powrót do przeszłości

Zapamiętane fakty nie zastygają w sieciach neuronalnych podobne skamieniałym figurom gipsowym. Wręcz przeciwnie, wciąż ulegają powolnym modyfikacjom i przekształceniom. Nowe doświadczenia, zmiana zainteresowań czy przekonań, wszystko to wciąż powoli, ale nieubłaganie modyfikuje naszą pamięć, a więc w pewnym sensie i przeszłość, przynajmniej tę subiektywnie odczuwaną. Nieustanna transformacja śladów pamięciowych jest przedmiotem zażartych sporów pomiędzy psychologami. Czy można w pełni ufać zeznaniom naocznych świadków? Czy spontanicznie pojawiające się wspomnienia o zbrodniczych czynach mogą być powodem postawienia w stan oskarżenia rzekomego złoczyńcy?

Niektórzy specjaliści, jak psycholog Elizabeth Loftus, socjolog David Ofshe czy psychiatra Paul McHugh, mają co do tego poważne wątpliwości. Ich badania wykazują, że skłonni jesteśmy pamiętać tylko te fakty, które zgadzają się z naszym utrwalonym obrazem rzeczywistości. To, co do niego nie pasuje, albo w ogóle nie zwróci naszej uwagi, albo zostanie odpowiednio przekształcone. Nic więc dziwnego, że optymista skłonny jest postrzegać rzeczywistość w różowych kolorach, a przeciętnemu pesymiście wydaje się, że złośliwy los tylko czeka na to, aby odwrócić koło fortuny. Przekonania, opinie i osądy wytworzone w wyniku wieloletniego treningu w szkole życia zniekształcają zapamiętywane przez nas fakty i wpływają na ich ostateczną formę, kiedy przywoływane są później na pamięć.

Na tym sprawa się jednak nie kończy. Kreatywność neuronów posuwa się czasem jeszcze dalej, tak daleko, że niejednego może przyprawić o gęsią skórkę. Tkanka mózgowa jest bowiem w stanie "zmaterializować" wspomnienia zdarzeń, które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca. Świadczy o tym chociażby przygoda, jaka przytrafiła się szwajcarskiemu psychologowi Jeanowi Piagetowi.

Piaget w niebezpieczeństwie

Jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń wczesnego życia przyszłej gwiazdy nauk humanistycznych było zatrważające spotkanie z kidnaperem. Tylko dzięki odwadze niani, która bez namysłu rzuciła się na ratunek, dwuletni Jean uniknął porwania. Rodzice chłopca w podzięce za poświęcenie obdarowali bojową opiekunkę wspaniałym zegarkiem, a cała przygoda stała się rodzinną sagą opowiadaną podczas towarzyskich spotkań. Dorastający Piaget przez wiele lat pamiętał wiele szczegółów zajścia: samego porywacza, własny wózek, a nawet rany na twarzy swej obrończyni.

Historia doczekała się jednak zaskakującego zakończenia, kiedy 13 lat po wypadku skruszona eks-opiekunka zwróciła otrzymany zegarek i opisała w liście do państwa Piaget prawdziwą wersję wydarzeń. Okazało się, że rodzinna legenda nie miała w sobie nawet ziarna prawdy. Niania zmyśliła całą historyjkę o porwaniu w celu usprawiedliwienia spóźnionego powrotu ze spaceru, obawiając się gniewu swoich chlebodawców. Mały Jean, słuchający przez lata wieczornych opowieści przy herbatce, musiał tak głęboko wziąć do serca swoje rzekome spotkanie z kidnaperem, że bezwiednie skonstruował na jego podstawie urojone wspomnienie.

Tropiciele procesów myślowych zdają sobie sprawę z ogromu pracy, która ich jeszcze czeka, zanim uda im się w pełni rozwikłać zagadkę pamięci. Wraz z odpowiedziami na kiedyś postawione pytania rodzą się bowiem kolejne niewiadome i wątpliwości. Dla wielu zapaleńców jest to tylko powód do zdwojenia wysiłków w poszukiwaniach, dla innych badaczy, a wśród nich filozofa Colina McGinna oraz matematyka Rogera Penrose'a z Oksfordu, to raczej dowód, że mózg nigdy nie będzie w stanie w pełni zrozumieć sam siebie, przynajmniej nie na podstawie dzisiejszych teorii i praw naukowych. Kto tak naprawdę ma rację, czas pokaże.

Autorka jest biologiem. Zajmuje się m.in. stresem, marzeniami sennymi i hipnoterapią. Przygotowuje pracę doktorską na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Więcej o: