Pomyślę o tym jutro? Błąd!

'Wiecznie zmęczone, niewolnice szczotki lub niezniszczalne kobiety sukcesu - to nie są typy, które dbają o swoje zdrowie' - rozmowa z prof. Krystyną de Walden-Gałuszko

Zobacz galerię zdjęć kobiet po chemioterapii Projekt 'cięcie' .

Napisz do Wysokich Obcasów. Czekamy na wasze maile

Polki są coraz bardziej zadbane i świadome swojej kobiecości, ale jednocześnie wiecznie spieszące się i mało uśmiechnięte. Tak wynika z pani badań. Czy dlatego chorują na raka?

O nie, to zbytnie uproszczenie, ale ziarnko prawdy w tym jest. To, jakie jesteśmy, na czym nam zależy, przekłada się na nasz stosunek do zdrowia. Uściślę tylko, że to nie były badania naukowe, ale opis na podstawie moich obserwacji i 40 lat pracy z pacjentami. Przeprowadziłam też sondę wśród przyjaciół z zagranicy.

Byłam w tym roku na wakacjach za granicą i, słowo daję, można było obstawiać, które wczasowiczki to Polki. Te zmęczone, znużone.

To potwierdza moje spostrzeżenia. Nawet jeśli odpoczywają, to już mają taką manierę. Trudno jest się jej pozbyć. Ponieważ na co dzień są mocno zatroskane, takie samopoczucie wchodzi w krew.

Jakie jeszcze robimy wrażenie?

Wiele z nas wygląda efektownie i oryginalnie. Są też panie klasyczno-urzędowe: żakiecik, spódnica, szpilki. Większość Polek wygląda, powiedzmy, poprawnie. To tyle do wyglądu. Poza tym sprawiamy wrażenie bardzo zaaferowanych, nie reagujemy na otoczenie, szybko robimy zakupy, wsiadamy do auta, odprowadzamy dziecko do szkoły. Mało się uśmiechamy. Nie ma w nas za grosz luzu. I... wciąż tachamy ze sobą obładowane zakupami torby.

A jakie jesteśmy w środku?

Jest różnie. Ja podzieliłam panie na kilka typów. Pierwszy to kobiety odpowiedzialne. Ale nie za siebie, tylko za męża, dziecko, cały świat. Nastawione na spełnianie potrzeb innych. O sobie pomyślą? Może, ale jak już 'oporządzą' wszystkich wokół. Drugi typ to bizneswoman. Skoncentrowane na swojej pracy. Wiedzą, że wiele mogą, i prą na oślep do przodu. Trzecia grupa to tzw. niewolnice szczotki. Perfekcjonistki, maniaczki porządku, przygniecione nadmiarem obowiązków. Wiecznie zmęczone. Nie zasną, dopóki nie rozwieszą mokrych firanek i nie zamiotą po kolacji podłogi. Ostatnie, najczęściej najmłodsze, są nastawione na branie życia pełnymi garściami. Imprezują, odkładają wszystko na później, bywają lekkomyślne.

I to, jakie jesteśmy, przekłada się na to, czy zachorujemy na raka piersi?

W pewnym sensie tak. Przekłada się na to, czy będziemy miały czas pójść do lekarza, zauważymy u siebie pierwsze objawy choroby, co dalej z tym zrobimy. Oto przykład. Kobieta odpowiedzialna. Załóżmy, że wie, iż powinna raz na jakiś czas chodzić na badania piersi, kontrolować swoje zdrowie, ale... najpierw wyśle na nie córkę, przygotuje koszulę dla męża, wysłucha zwierzeń przyjaciółki. Ona nie może zachorować, bo co wtedy byłoby z jej rodziną?

Ostatnio w telewizji widziałam reklamę: kobieta mówi, że ma czwórkę cudownych dzieci i ona po prostu nie może zachorować, no to zawsze ma pod ręką takie oto lekarstwo.

No właśnie. Dziećmi trzeba się zająć, potem sobą. Łatwo wtedy przegapić ważny moment, pierwsze objawy choroby. Źle się czujemy, ale co tam. Jasia trzeba odwieźć na trening.

A kobiety nastawione na karierę?

Myślą o sobie, i owszem, ale nie przychodzi im do głowy, że mogą zachorować. Są nastawione na sukces. Latami mówi im się - i one same sobie to mówią - że dadzą sobie ze wszystkim radę, że zwyciężą, zdobędą wymarzoną posadę, osiągną, co tylko zechcą.

To chyba dobrze? Trzeba wierzyć w siebie, pozytywnie się nakręcać.

Do pewnego stopnia, ale ich sposób na życie zawodowe przekłada się na inne jego sfery. Nie da się inaczej. Wydaje im się, że skoro w pracy wszystko im się udaje, to na pewno i zdrowie im dopisze. Ale to jest zwodnicze, usypia czujność. One uważają, że nic złego nie może im się stać. A jak już coś się dzieje, nie mają czasu, żeby sprawdzić, co to może być. Przecież nie pójdą na zwolnienie, to byłoby źle widziane w pracy. Chora osoba nie pasuje do modelu kobiety sukcesu. A czasami jednak nie wszystko się udaje i wtedy trzeba się zmierzyć z czymś, na co nie mamy wpływu.

A te zmęczone?

One mają wszystkiego dość. Są tak udręczone obowiązkami, że marzą tylko o tym, żeby się położyć. Nie chce im się myśleć o zdrowiu, organizować wizyty. Pójście do lekarza, a potem na badania kontrolne jest zwyczajnie ponad ich siły.

Jakie są panie lekkomyślne, łatwo zgadnąć. 'Pomyślę o tym jutro', jak mawiała Scarlett O'Hara.

Wśród takich kobiet najwięcej jest młodych osób, ale nie zawsze. Żyją na maksymalnych obrotach, bawią się i nie myślą o chorobach. Im na pewno się uda, bo mają szczęście. Po co sobie psuć nastrój przed imprezą. Takie kobiety mają też tendencję do bagatelizowania swojej dolegliwości.

Jakim typem jest pani?

Ojej (śmiech). Mieszanka tych cech. Nie mam też, niestety, zacięcia do robienia regularnych badań kontrolnych. Ale mimo to staram się zdyscyplinować i te podstawowe wykonuję.

Wynika z tego, że wszystkie typy kobiet mają cechy charakteru, które nie pozwalają im chodzić na badania kontrolne. To dramat.

O nie! Nie mówimy tutaj o wszystkich kobietach. Większość Polek wie, jak dbać o swoje zdrowie, i robi to. Możemy im tylko pogratulować. Moje obserwacje dotyczą tych pań, które nie zgłaszają się wcale na badania lub opóźniają leczenie, a jest to spory odsetek w Polsce. Szukam odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak się dzieje? Bo nie chodzi o poziom wiedzy, ten jest spory, ale o brak konsekwencji. Wiemy, co mamy robić, ale tego nie robimy.

To jaką trzeba być, aby się badać?

Uważną, zdyscyplinowaną. No i światłą. Musimy rozumieć, po co idziemy na badanie. Kobiety chodzące do lekarza należą do tych, które ogólnie dbają o siebie, przestrzegają zaleceń. Nauczyły się, że tak po prostu należy.

Skoro Polki już to potrafią, to czym różnimy się od kobiet na Zachodzie, które jednak mniej chorują?

One mają właśnie nawyki dbania o zdrowie. Nam, mimo że wiele z nas chodzi na badania, nie weszło to jeszcze w krew. A to dlatego, że tam edukacja zdrowotna rozpoczęła się dużo wcześniej niż u nas. Kiedy w Polsce powszechnie zaczęło się mówić o raku piersi? 15 lat temu? Tę wiedzę trzeba ugruntować. Tutaj potrzebny jest bezustanny atak mediów, edukacja w szkołach, to, co wyniesiemy z domu. Poza tym może to trochę zależy od charakteru Polaków?

Jesteśmy malkontentami, tak?

Nawet nie to. Są społeczeństwa, które chętniej poddają się regulacjom z góry. Niemcy, Anglicy, Holendrzy czy choćby Amerykanie posłuszniej robią to, co im się nakaże. Kiedy w Stanach zalecono obowiązkowe badania pod kątem nadciśnienia, od razu odbiło się to na zachowaniu Amerykanów i przełożyło na stan ich zdrowia. Społeczeństwo zareagowało szybko i żywo. My jesteśmy bardziej przekorni. Nie bardzo lubimy, jak ktoś nam mówi, co mamy robić. Nie lubimy tzw. jednej prawdy. Polacy są indywidualistami, są też bardziej krytyczni i niesforni. W kwestii zdrowia nie zawsze jest to w naszym interesie.

Jak namówić do badań tych, którzy się nie badają?

Lekkomyślne panie najlepiej postraszyć, zmęczonym i odpowiedzialnym za cały świat - wpisać do kalendarza termin wizyty i przypilnować, żeby poszły. Kobietom sukcesu trzeba powtarzać, że jak nie pójdą na badania, to tego wielkiego sukcesu może nie być.

Ale gdy już wyczułyśmy coś w piersi albo mamy dziwne krwawienia. Jak reagujemy?

To zależy właśnie od typu osobowości. Jedne kobiety mówią: 'Nie mam teraz czasu, zajmę się tym później'. A to czas w przypadku nowotworu jest najważniejszy. Albo uważają, że to zmiany hormonalne i tyle. Padają ofiarą nie tyle braku, ile nadmiaru wiedzy. Poczucia, że dobrze wiedzą, co im dolega i bagatelizowania tego. Drugi typ reakcji to lęk. Kobieta odkłada wizytę u lekarza, bo boi się diagnozy: 'Jak to jest to najgorsze, to ja nie dam sobie z tym rady' albo: 'Lepiej nie chodzić do lekarza, bo jeszcze coś naprawdę mi znajdą'. Zamiast tego chodzą do bioenergoterapeuty.

Stereotypy pokutują. Najczęstszy z nich to przekonanie, że rak to wyrok śmierci. Nie wiedzą lub nie wierzą, że wcześnie wykryty nowotwór jest uleczalny.

Tyle się mówi i pisze o profilaktyce raka piersi czy nowotworów w ogóle. Dlaczego to się do kobiet nie przebija? 13 Polek dziennie umiera na raka piersi!

Do wielu się przebija, ale kobiety wcale nie muszą mieć akademickiej wiedzy o raku. Chodzi o to, aby zmienić ich sposób myślenia o swoim zdrowiu. O wytworzenie nawyków kontrolowania siebie.

To, że nie chodzimy do lekarzy, nie jest kwestią złego sprzętu lub jego braku. To wszystko dzieje się w naszej głowie, jest sprawą psychiki. Na Zachodzie ludzie robią badania, bo wstyd tam się przyznać, że to zaniedbują. U nas to się przyjęło np. w dbaniu o zęby. 20 lat temu braki w uzębieniu nie wykluczały nas społecznie. Teraz głupio się przyznać, że mamy dziurę, bo ludzie zaczynają postrzegać nas jako osoby zaniedbane. Byłoby świetnie, gdyby podobna presja społeczna dotyczyła tych, którzy nie wykonują badań kontrolnych.

Ale jak to osiągnąć? Rozdając bez końca ulotki?

To akurat najmniej trafiająca do nas forma przekazu informacji. Ludzie coraz mniej czytają. Informacje czerpią z przekazów wizualnych. Czasami trzeba ich zaszokować, postraszyć. Pokazać paskudne płuca palaczy, jak to robi walczący z nikotynowym uzależnieniem Polaków prof. Witold Zatoński. Może ich przekonać np. zaangażowanie jakiejś gwiazdy w akcję, film, prezentacja multimedialna. Nie nagie fakty. Podam przykład. Kiedyś zostałam zaproszona na jedną z polskich wsi, gdzie miał przyjechać mammobus i wykonać kobietom badanie piersi za darmo. Rozesłano do pań ulotki i... prawie żadna nie przyszła. Dlaczego? Bo ta ulotka była źle napisana, sucha, one nie wiedziały, o co chodzi. A trzeba było podkreślić, że dla nich to wyjątkowa szansa, że jest to bezpłatne, nie boli i nie trzeba się do tego przygotowywać. Kobiety muszą wiedzieć, jaką będą miały z tego korzyść. Do pisania takich ulotek powinno się zatrudnić psychoonkologa.

Kto to jest psychoonkolog?

To osoba, która albo pomaga ludziom uporać się z trudną sytuacją choroby, albo pracuje nad zmianą naszych złych nawyków. Bo żeby zmienić stosunek Polaków do zdrowia, trzeba zmienić ich nastawienie do życia w ogóle. To praca na lata. Mój zawód często kojarzy się ze słuchaniem i z pocieszaniem. Takie gadanie, które niczego nie zmienia. Kiedyś jeden z ordynatorów szpitala powiedział mi, że nie widzi potrzeby, żeby na oddziale był psycholog dla pacjentów, bo to jest rola lekarza prowadzącego terapię. Tyle że psychoonkolog jest tam głównie dla lekarzy i pielęgniarek. Aby im podpowiedzieć, jak postąpić w konkretnej sytuacji, bo tego nie uczą ich na studiach medycznych. Jak rozmawiać z pacjentem, który np. nie chce podjąć leczenia albo zamknął się w sobie. Tak np. reagują mężczyźni, w myśl zasady: sam sobie z tym poradzę. Inni potrzebują się wygadać. Każdemu potrzeba wiedzy o tym, co się z nim teraz dzieje, jakie będzie leczenie, gdzie szukać wsparcia.

Przyjaciółka kolegi zachorowała na raka. Pierwsze jego pytanie było: gdzie się udać? Jakie są szanse i możliwości leczenia? Lekarze skąpili mu tych informacji.

Zagubienie i brak informacji to dwie najczęstsze sytuacje, jakich na początku doświadczają chorzy i ich bliscy. Dlatego przy każdym oddziale onkologicznym powinny być bezwzględnie poradnie psychoedukacyjne. Z doświadczenia wiem, że nawet jeśli pacjenci zdają sobie sprawę, co może ich czekać - chemioterapia, osłabienie, wypadanie włosów - to i tak mają masę wątpliwości i pytań. Czy tyle dawek leku jest konieczne? Czy dam sobie radę? Czy będę mogła opiekować się dziećmi? Jak będę się czuła podczas terapii? Ktoś musi te wątpliwości rozwiać, bo oni nie wiedzą, jakie mają podejmować decyzje.

Poradnie nie zawsze są. Jak inaczej można by pomóc?

Moim marzeniem jest stworzenie linii telefonicznej, na razie tylko w Gdańsku, dla osób chorych na raka i dla ich rodzin. Ale także dla zdrowych, którzy chcą się dowiedzieć, np. czy już powinni iść do lekarza, czy warto zawracać mu tym głowę. Tych, którzy, zanim pójdą do gabinetu, chcą przegadać sprawę z kimś, kto WIE. To etap przygotowawczy i psycholog może bardzo pomóc. Na razie brak nam na to funduszy.

Zostaje więc najtańsza rzecz - profilaktyka. Jak często trzeba się badać?

Raz w miesiącu powinnyśmy same zbadać sobie piersi. Szczegółowy opis, jak to się robi, znajduje się w gabinecie ginekologicznym, w internecie. Można poprosić lekarza, także pierwszego kontaktu, żeby nas zbadał albo poinstruował. Warto przeznaczyć na to konkretny dzień w miesiącu - np. pierwszy, 15. czy ostatni - i trzymać się tego. Raz na rok powinien takie badanie, zwane palpacyjnym, wykonać lekarz. Po 65 r.ż. - dwa razy do roku. Z kolei mammografię po 65 r.ż. należy wykonywać raz na rok. U młodych kobiet zastępuje się ją USG, bo piersi są jeszcze zbyt 'zwarte' i podczas mammografii i tak niewiele widać.

Kładzie pani nacisk na wyrobienie nawyków. Od kiedy?

Od dziecka. Mała dziewczynka uczy się, obserwując mamę. Metoda naśladownictwa jest najlepsza. Jeśli dziecko widzi, że rodzice chodzą na badania, automatycznie przyswoi sobie, że to jest ważne.

Potem rodziców powinna wesprzeć szkoła. Chciałabym, żeby psychoedukacja w podstawowym zakresie była wprowadzona do szkół. Młodzież powinna wiedzieć, jakie grożą jej choroby, jakie badania wykonywać i kiedy. Zrobiliśmy już kilka takich pilotażowych programów.

Z Ministerstwem Zdrowia?

O nie, to na razie projekty autorskie. Robi je grupa entuzjastów. Ale wierzę, że z czasem uda nam się przekonać decydentów o konieczności wprowadzenia programów prozdrowotnych w szkołach. I wtedy zmienią się nasze nawyki.

Więcej o: