Czego nie lubi twoje serce

Wiadomo, że złe odżywianie prowadzi do nadwagi i otyłości. A te są przyczyną około 1,7 mln zgonów na świecie w ciągu roku. Małymi krokami możesz zmienić dietę swoją i swoich bliskich. Czego unikać, a co robić częściej, by zachować zdrowe serce?

1. Od chipsów do nadciśnienia

Mimo apeli nasze zamiłowanie do soli nie ustaje. I choć jej zużycie w naszych domach systematycznie spada, to wciąż zjadamy 12-15 g dziennie na osobę, gdy rekomendowane jest tylko 5 g, czyli jedna płaska łyżeczka. Sercu szkodzi sód zawarty w soli kuchennej (to chlorek sodu - NaCl). Jego nadmiar przyczynia się m.in. do rozwoju nadciśnienia, podnosi ryzyko udaru mózgu, zawału serca i jego niewydolności. Według danych przedstawionych przez Instytut Żywności i Żywienia w Warszawie nadmierne spożycie sodu jest bezpośrednio (!) odpowiedzialne za 50 proc. przypadków nadciśnienia, udarów mózgu i zawałów.

Sól można jednak ograniczyć i w ten sposób zapobiec wielu schorzeniom. Już samo ograniczenie soli wielu z nas wyleczyłoby z umiarkowanego nadciśnienia, nie musielibyśmy brać leków. Dla wielu osób zupełne odstawienie soli jest bardzo trudne. Ale można spróbować zjadać jej mniej. Zaledwie 1 g soli dziennie mniej zmniejsza o 24 proc. ryzyko udaru i o 14 proc. ryzyko zawału serca.

Żeby jednak uniknąć walki z samym sobą i miłością do słonego, trzeba zacząć od dzieci. Niedawne badania opublikowane w piśmie "Pediatrics" dowodzą bowiem, że nadmierne spożycie soli u młodzieży zwiększa masę ciała, ilość tkanki tłuszczowej, obwód brzucha i prowadzi do stanów zapalnych w organizmie. Wyniki te dowodzą związku między spożyciem soli a epidemią otyłości wśród dzieci i młodzieży. A nadmierna masa ciała nie sprzyja zdrowemu sercu.

Oczywiście, najrozsądniejsze jest ograniczenie soli w domu (w pierwszej kolejności ze stołu powinna zniknąć solniczka). Ale to za mało. Potrzebne jest wyrobienie w dzieciach nawyków zdrowego żywienia. I przyglądanie się temu, jaką żywność kupujemy. Kłopot w tym, że aż ok. 40 proc. soli w naszej diecie pochodzi z produktów przetworzonych, 60 proc. - z tego, co dosalamy w domu. Chipsy, solone orzeszki, słone paluszki, popcorn w kinie - rzeczy tak kochane przez dzieci i młodzież są solnymi bombami! Trzeba też uważać np. na parówki. Jeśli pięciolatek zje na obiad trzy zwykłe parówki (ok. 150 g), to pochłonie blisko 3 g soli. A norma spożycia soli dla takiego malucha jest niewielka - tylko 2,5 g na dzień. Trzy parówki zawierają więc całą sól, jaką dziecko może zjeść w ciągu doby.

Jak jeszcze walczyć z nadmiarem soli na co dzień?

- Sól lepiej dodawać pod koniec gotowania.

- Warto wykorzystywać świeże i suszone zioła. Dobry jest lubczyk, który nieco przypomina w smaku glutaminian sodu (składnik wszelkich gotowych przypraw - poprawiaczy smaku).

- Można zacząć używać soli sodowo-potasowej, która ma niższą zawartość sodu. Ale uwaga, osoby starsze biorące leki (m.in. oparte na naparstnicy) powinny skonsultować się z lekarzem.

- Sól dodawaną podczas gotowania lepiej ograniczać stopniowo, żeby kubki smakowe przyzwyczaiły się do innego smaku.

- Lepiej wybierać produkty świeże zamiast przetworzonych (dwie łyżki ketchupu mają tyle samo soli co 1,3 kg świeżych pomidorów).

- Warzywa nieobrane do gotowania zachowują więcej smaku, aromatu i potasu.

- Warto czytać etykiety i wybierać produkty z mniejszą zawartością sodu, np. dwa ketchupy mogą pod tym względem bardzo się różnić. Producenci nie zawsze informują o soli na opakowaniu, ale czasami podają zawartość sodu. 1 gram sodu odpowiada około 2,5 grama soli. Podaną wartość sodu mnożymy więc przez 2,5. Tak więc 5 gramów soli dziennie rekomendowanych przez WHO to równowartość 2 gramów sodu (czyli 2000 mg).

Ogólnie im produkty bardziej przetworzone, tym bardziej słone. Ser żółty jest "gorszy" pod względem zawartości soli niż biały. Wędlina wieprzowa gorsza niż drobiowa. Chleb żytni na zakwasie ma z kolei mniej soli niż bułki.

Dużo soli zawierają też zupy i dania gotowe do podgrzania, zupy z koncentratów, gotowe sosy do sałatek, sosy do mięs, dania w proszku do zalania wrzątkiem. Popularne gotowe mieszanki przypraw Polacy dodają do 80 proc. potraw. Pamiętajmy, że tak naprawdę to są sole przyprawowe. Jeśli wsypujemy łyżeczkę do zupy, już jej nie dosalajmy.

2. Od zwolnienia z WF do krótszego życia

To już prawdziwa plaga. Dzieci są coraz bardziej upośledzone fizycznie. Tak, upośledzone. Bo jak inaczej nazwać fakt, że ośmiolatek nie ma kondycji, żeby bez zadyszki dojść do przystanku autobusowego, który jest 300 m od szkoły? Takie dziecko ma małe szanse, żeby mieć w przyszłości zdrowe serce.

Rok temu ukazały się badania dowodzące, że zbliża się koniec ery bicia rekordów na długich dystansach. Szeroko zakrojone badania dzieci z 28 krajów wykazały, że są one wolniejsze niż ich rówieśnicy 30-40 lat temu!

Dowodzi tego analiza wykonana przez Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne (AHA). Wynika z niej, że średnio dzieci tracą aż 1,5 sekundy na dystansie 1600 m. Gdyby przełożyć czas na dystans, okazałoby się, że dzisiejsza młodzież zostałaby za swoimi rodzicami aż 300 m w tyle. Spadek wytrzymałości dzieci maleje o 5 proc. na dekadę od 1975 roku.

Autorzy raportu przekonują, że po raz pierwszy tak wyraźnie widać, iż sprawność fizyczna dzieci spada na całym świecie. Ale dzieci nie rodzą się mniej sprawne niż kiedyś. To styl życia tak je spowalnia. - Co robi małe dziecko, jak już mocno stanie na nogi? Biega. I gdyby współczesny styl życia z czasem nie zabijał w nim tego nawyku, biegałoby dalej - tłumaczył mi swego czasu Krzysztof Orzeszek, nauczyciel wychowania fizycznego i instruktor lekkoatletyki.

Wciąż są rodzice, którzy radzą swoim pociechom: "Nie biegaj, bo się spocisz". Poza tym jest ogólny nacisk na rozwój umysłowy dziecka (ma mieć dobre stopnie z "ważnych" przedmiotów), o fizycznym się zapomina.

- Z roku na rok jest gorzej. Dzieci mają słabe mięśnie lub są tzw. szczupłymi grubasami. To znaczy, że nie są grube, ale ich narządy wewnętrzne są otłuszczone. Nie mają siły, by ćwiczyć na drążku. Po prostu spadają. Nawet w dziedzinach, które w Polsce wciąż trzymają się mocno, jak piłka nożna, dzieci, które chodzą również na dodatkowe treningi, są w gorszej formie fizycznej niż maluchy kiedyś - tłumaczył Orzeszek.

Ile dzieci powinny ćwiczyć? Tyle, żeby się zmęczyć, czyli co najmniej godzinę dziennie, i to najlepiej na powietrzu. Takie są oficjalne zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia.

Aktywność fizyczna (w każdym wieku) nie tylko zapobiega nadwadze, lecz także ćwiczy układ krążenia. Ale uwaga! Wysiłek musi być regularny. Najgorzej jest z osobami, które nagle zaczynają ostro się brać np. do biegania. Kiedy nie trenujemy serca, a potem nagle fundujemy sobie ostry bieg i tętno skacze nam do 180 na minutę, możemy sobie poważnie zaszkodzić. Nasze naczynia krwionośne i nasze serce nie są przyzwyczajone do takiego wysiłku.

Jak zachęcić dzieci do aktywności?

- Maluch nie ma wytrzymałości maratończyka, spacery go nudzą, bo za mało się dzieje. Nie nadaje się więc na kompana do długich wędrówek. Wykorzystajmy to, że małe dziecko działa w systemie zrywowym, pobiega trochę i pada, szybko się regeneruje i już idzie skakać. Wystarczy więc pozwolić mu się wyszaleć. Najlepiej w zorganizowany sposób. Takie "szalone" zajęcia organizują różne placówki, np. warszawski AWF. Są, niestety, odpłatne. Dzieciaki mają w takich miejscach - dodajmy bezpiecznych - trampoliny, ścianki, różne inne przyrządy, na których mogą skakać, zjeżdżać, biegać.

Oczywiście w wielu szkołach prowadzi się zajęcia pozalekcyjne, są Uczniowskie Kluby Sportowe, które dzięki dotacjom mają coraz ciekawszą ofertę. Warto z nich skorzystać. Bo klasyczne lekcje WF-u - choćby prowadzone najlepiej - zważywszy na obecny "rozwój" cywilizacyjny to za mało - wyjaśniał Orzeszek.

Zmorą zdrowia współczesnej młodzieży jest komputer i telewizja (choć one zapewne tak nie uważają). Statystyki jednak nie kłamią. Na konferencji "Mamo, tato zadbaj o serce" podano dane: aż 43 proc. uczniów szkół podstawowych od dwóch do czterech godzin dziennie spędza przed komputerem. Mamy też niechlubny rekord - najwięcej 11-latków spędzających przynajmniej dwie godziny dziennie przed komputerem to dzieci z Polski.

Może nie byłoby to taką tragedią, gdyby nie fakt, że jednocześnie ponad 17 proc. uczniów w szkołach podstawowych, 24 proc. w gimnazjach oraz 38 proc. (!) w szkołach ponadgimnazjalnych NIE uczestniczy w zajęciach wychowania fizycznego. To nie tylko wina szkoły, braku sal, sprzętu czy dobrych nauczycieli.

Najczęstsze przyczyny opuszczania zajęć z WF-u to: brak stroju (33 proc.), zwolnienie lekarskie (17 proc.), ale też zwolnienie od rodziców (23 proc.).

A dzieci prowadzące mało aktywny tryb życia są pięć-sześć razy bardziej narażone na choroby serca, nawet przed ukończeniem 20. roku życia.

Jeśli nic się nie zmieni to - jak mówi wniosek z raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) - "obecne pokolenie dzieci może być pierwszym od długiego czasu, w przypadku którego przeciętna długość życia będzie krótsza niż rodziców".

3. Od grubego dziecka to grubego dorosłego

Z najnowszego raportu UNICEF wynika, że polskie dzieci tyją najszybciej w Europie. W ciągu ostatniej dekady podwoił się w naszym kraju odsetek dzieci z nadwagą. Tak duży wzrost nie wystąpił w żadnym innym z 29 przebadanych przez UNICEF państw. Jak podaje nasz Instytut Żywności i Żywienia 28 proc. chłopców i 22 proc. dziewcząt w ostatnich klasach szkoły podstawowej ma nadmierną masę ciała.

Niestety, około 80 proc. nastolatków pozostanie otyłymi w wieku dorosłym.

Nie ma jednego sprawcy tego zjawiska. Na pewno przyczynia się do tego nasz rodzicielski styl życia, czyli pośpiech. Nie mamy czasu, żeby zrobić dziecku śniadanie. Jak się okazuje jedynie 55 proc. uczniów zjada pierwsze śniadanie przed wyjściem do szkoły. Nie mamy tym bardziej czasu na zrobienie drugiego śniadania (oczywiście, pozostaje pytanie, czy by je zjadło) - tylko 42 proc. uczniów zabiera taki posiłek do szkoły. Dajemy dzieciom pieniądze, żeby kupiły sobie coś po drodze lub w szkolnym sklepiku. Ale tylko w 40 proc. sklepików szkolnych można znaleźć produkty nabiałowe i owoce.

Dzieci są w szkole od pięciu do ośmiu godzin dziennie. Powinny więc zjeść jeden lub dwa razy. A często nie jedzą prawie nic. Przynajmniej wartościowego. Spada im poziom glukozy we krwi niezbędnej do prawidłowej pracy mózgu. Maleje koncentracja, rośnie rozdrażnienie, a nawet agresja. Dzieci muszą coś zjeść. I jedzą. Aż 60-70 proc. z nich codziennie kupuje coś w szkolnym sklepiku. Głównie cukierki, żelki, batoniki i lizaki lub słodki napój gazowany. Na kolejnych miejscach są chipsy, chrupki, paluszki i ciastka. A mleko, jogurty owocowe lub kanapki? To kupują nieliczni. Choć są szkoły, w których kanapki znikają jako pierwsze. Coraz więcej placówek stara się wprowadzać zdrowy asortyment do sklepików. Wydaje się, że świadomość tego problemu rośnie, a rodzice chcą mieć większą kontrolę nad tym, co w szkole jedzą ich dzieci.

Rozumieją, że cukier nam szkodzi. Serce bardzo nie lubi takiej diety. Nadmierne spożywanie cukrów powoduje otyłość i sprzyja rozwojowi cukrzycy. Sytuacja na świecie jest tak niepokojąca, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) o połowę obniżyła rekomendowane dawki codziennego spożycia cukru. Rządy wielu krajów, w tym Polski, chcą też wprowadzić podatek od słodzonych napojów.

Eksperci od wielu lat alarmowali, że narastająca fala otyłości i cukrzycy jest wynikiem tego, że zatracamy się w tym, co słodkie. Argumentowali, że WHO swoim stanowiskiem wymusi na firmach ograniczenie dodawania cukru do żywności.

WHO uznało, że z cukru może pochodzić najwyżej 10 proc. wszystkich kalorii, jakie zjadamy (dwa razy mniej niż do tej pory). Jest też zalecenie, że długofalowo powinniśmy "celować" w 5 proc., bo to daje dodatkowe korzyści zdrowotne. To oznacza, że dorosła kobieta o prawidłowej wadze może zjeść dziennie około 50 g cukru (dziesięć łyżeczek), a mężczyzna 70 g (o cztery więcej).

To wydaje się wciąż dużo, ale cały ten dzienny limit mieści się np. w jednej półlitrowej butelce Coca-Coli.

Nastolatki, które spożywają nadmierne ilości cukru, mają też zły tzw. profil lipidowy. Duża dawka cukru wiąże się z obniżeniem cholesterolu HDL ("dobry" cholesterol) oraz podwyższeniem trójglicerydów i cholesterolu LDL ("zły" cholesterol). To zwiększa ryzyko wystąpienia u nich w przyszłości choroby serca.

A cukier naprawdę nie jest nam niezbędny. Jeśli nie głodujemy i nie mamy kłopotów z przyswajaniem jedzenia w normalnej diecie, słodzenie czy dodawanie cukru nie jest nam w ogóle potrzebne. Człowiek nie może żyć bez niezbędnych kwasów tłuszczowych. Nie może żyć bez białka. Trudno uzyskać odpowiedni poziom energii do życia, jeśli nie jemy niektórych węglowodanów. Ale życie bez cukru? To da się zrobić.

4. Od burgera do wysokiego cholesterolu

No właśnie. Zbyt wysoki poziom cholesterolu to wróg numer jeden naszych serc.

Cały cholesterol, który znajduje się w naszym ciele, pochodzi z dwóch źródeł - z naszej diety oraz z naturalnej biosyntezy tego związku przez nasze ciało. Cholesterol jest nam potrzebny do życia, ale nie każdy i nie w takich ilościach, w jakich go zjadamy! Miłośnicy hamburgerów, frytek czy batonów (młodzież!) dostają znacznie więcej cholesterolu, niż wynosi przeciętna dzienna dawka. To dlatego ponad połowa dorosłych Polaków ma za wysoki poziom cholesterolu, z czego u pięciu milionów jest on tak wysoki, że powinni się leczyć.

Organizm ma wewnętrzny hamulec pomagający kontrolować ilość cholesterolu. Jeśli zjemy go za dużo, nastąpi spadek produkcji naturalnego cholesterolu. Jeśli dostarczamy go organizmowi zbyt mało, działa odwrotny mechanizm. Jednak ten układ ma ograniczenia - przy dużych ilościach zjadanego cholesterolu równowaga jest zaburzona. Nadmiar LDL ("złego" cholesterolu) prowadzi do tworzenia się płytek miażdżycowych. Są to twarde złogi, które zwężają światło naczyń krwionośnych i powodują, że stają się one mniej elastyczne - z czasem twardnieją. Płytki miażdżycowe mogą pęknąć, prowadząc do zatorów krwi, co skutkuje m.in. zawałem serca lub udarem mózgu. Nie jest to wcale proces zarezerwowany tylko dla osób starszych!

Za podwyższenie stężenia cholesterolu całkowitego i jego frakcji LDL odpowiedzialne są przede wszystkim tłuszcze nasycone. Dostarczamy je sobie w maśle, żółtym serze, smalcu, ciastkach. Pełno ich w parówkach, czerwonym mięsie, krewetkach, produktach z olejem palmowym i kokosowym.

Istnieje bezpośredni związek z występowaniem chorób sercowo-naczyniowych zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn z wysokim stężeniem LDL. Obniżanie cholesterolu oznacza zmniejszenie ryzyka tych chorób. Spadek poziomu cholesterolu o 10 proc. obniża ryzyko tzw. incydentów sercowych w ciągu pięciu lat o 25 proc.

Cholesterol w dużych ilościach występuje w pokarmach zwierzęcych, nie ma go za to prawie wcale w roślinnych. Stąd m.in. zalecenia, by jeść warzywa i owoce (choć tu są pewne ograniczenia, bo niektóre mają sporo cukru) oraz produkty zawierające dużo błonnika.

By utrzymać prawidłowe stężenie cholesterolu, nie musimy się pozbywać z menu wszelkiego tłuszczu. Wręcz przeciwnie! Zalecana jest dieta bogata w tłuszcze, ale nienasycone: oleje roślinne (oliwa z oliwek), dobrej jakości margaryny, tłuste ryby morskie (łosoś, śledź), orzechy włoskie i awokado. Najzdrowsze wielonienasycone kwasy tłuszczowe obniżają poziom cholesterolu całkowitego, a przede wszystkim tego złego. Najlepsza dla serca jest dieta śródziemnomorska. Bez frytek i hamburgerów.

5. Od bezsenności do stresu

To kolejne czynniki "pracujące" na chore serce. Ostatnio się okazało, że średnia wieku serc polskich biznesmenów jest aż o dziewięć lat wyższa niż ich wiek metrykalny - tak pokazały badania przeprowadzone wśród uczestników Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Badanych było 275 osób. Tylko u 12 proc. wiek serca był zgodny z wiekiem metrykalnym.

Nietrudno się domyślić, że przyczyną "starych" serc biznesmenów, inwestorów czy menedżerów jest stres. Wiadomo, że stresująca praca zwiększa ryzyko zawału. Są badania, które dowodzą, że powrót po zawale do stresującej pracy dwukrotnie zwiększa ryzyko kolejnego ataku. Tak samo jak życie w stresującym związku.

Długotrwały stres powoduje utrzymujące się w organizmie zbyt wysokie stężenie hormonów stresu m.in. kortyzolu. Ma to swoje fizjologiczne konsekwencje. Stres może zaburzać pracę wielu układów: nerwowego, immunologicznego czy krwionośnego. Rytm serca przyspiesza, rośnie ciśnienie krwi. Jeśli stres towarzyszy nam bezustannie, ciało nie ma czasu, żeby zniwelować negatywne skutki działania tych hormonów.

Ostatnio rośnie też liczba badań sugerujących, że m.in. na serce negatywnie wpływa też hałas. Powoduje niepokój, rozdrażnienie, agresję. Zaburza sen (nie tylko wtedy, kiedy ktoś hałasuje), wywołuje senność w ciągu dnia, wpływa na rekonwalescencję pacjentów w szpitalu i na pracowników medycznych, zwiększa nadciśnienie, przyczynia się do chorób kardiologicznych (choroby niedokrwiennej serca, udaru, zawału), źle wpływa na zdolności poznawcze dzieci...

Dla zdrowego serca bardzo ważna jest też higiena snu. Jakże często zaniedbana w przypadku młodzieży!

Długotrwałe niedosypianie wpływa na funkcjonowanie naszego wewnętrznego zegara biologicznego. Serce, płuca, nerki, układ odpornościowy, wrażliwość na ból czy czas reakcji. Niedosypianie wpływa na to wszystko!

U dzieci sieje istne spustoszenie. Hormon wzrostu wydzielany jest właśnie podczas snu. Nie tylko stymuluje on wzrost malucha, ale także wpływa na masę mięśniową oraz naprawia uszkodzone komórki i tkanki. Poza tym, podczas snu ciało produkuje hormony, które pomagają zwalczać infekcje.

Dzieci od roku do trzech lat powinny przesypiać od 12 do 14 godzin, przedszkolaki od 11 do 13, a dzieci między piątym a 10. rokiem życia wciąż potrzebują od 10 do 11 godzin snu!

Typowy 12-13-latek potrzebuje minimum 8 godzin, a najlepiej 10. Jednak rzadko zasypia przed 23, za to wielu z nich wstaje o 6 czy 6.30, by zdążyć do szkoły na 8. Od lat wielu ekspertów zwraca uwagę, że ósma rano jest nienaturalną porą dla młodzieży na naukę. Wielu uczniów odrabia straty w spaniu w weekendy, śpiąc do południa. Ale to już kompletnie rozregulowuje ich zegar biologiczny. Zła jakość snu jest też czynnikiem ryzyka depresji i uzależnień.

Prawie 10 proc. polskich dzieci w wieku 15 lat (więcej dziewcząt niż chłopców!) deklaruje, że regularnie pali papierosy.

Czego zatem chce nasze serce? Ruchu, zrównoważonej diety, małej ilości soli, szczupłej sylwetki, snu i spokoju, ciszy, życia bez papierosów. W wersji dla dorosłych - kieliszka czerwonego wina do posiłku. Nie do zrealizowania? Zróbmy dla serca choć część rzeczy z tej listy. Opłaci się.

Mamo, Tato, dbajmy o serce!

Tym hasłem zachęcają do zatroszczenia się o zdrowie organizatorzy 12. edycji ogólnopolskiej akcji profilaktyczno-edukacyjnej "Servier dla Serca". Mobilna Kardiologiczna Poradnia Servier po raz kolejny przemierza tysiące kilometrów, aby oferować bezpłatne badania profilaktyczne zarówno dorosłym, jak i dzieciom.

Akcji patronują: Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, Polskie Forum Profilaktyki Układu Krążenia, Instytut "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka", Polskie Towarzystwo Pediatryczne, Polskie Towarzystwo Dietetyki, Polskie Towarzystwo Badań nad Otyłością, Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych oraz Krajowa Federacja Sportu dla Wszystkich. Ambasadorami akcji zostali: aktorka Karolina Gorczyca oraz utytułowany sportowiec - siatkarz i trener Piotr Gruszka.

Jednym z głównych elementów tegorocznej kampanii jest program edukacyjny dla szkół i przedszkoli. W ramach akcji na trasie mobilnej Kardiologicznej Poradni Servier odbędą się "Serdeczne lekcje" prowadzone przez doświadczonych pedagogów z Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych. Uczniowie będą mogli się dowiedzieć, jak funkcjonuje serce człowieka i w jaki sposób należy o nie dbać. Lekcja będzie się składała z części teoretycznej oraz quizów i zabaw, które pomogą uczniom utrwalić wiedzę. Wszystkie dzieci otrzymają specjalnie opracowany pakiet materiałów edukacyjnych.

Przygotowano również scenariusze zajęć dla przedszkoli oraz uczniów szkół podstawowych w klasach I-III i IV-VI.

Tematyką konspektów jest profilaktyka chorób układu sercowo-naczyniowego. Scenariusze udostępnione zostaną w dniu inauguracji akcji, 19 września, na stronie www.dbajoserce.pl . W ramach akcji zorganizowane zostaną także warsztaty, których celem jest zapoznanie nauczycieli z tematyką chorób układu sercowo-naczyniowego u dzieci, podkreślenie, jak ważna jest profilaktyka od jak najmłodszych lat, oraz uświadomienie, że pedagodzy mają istotny wpływ na kształtowanie postaw prozdrowotnych wśród uczniów.

W ramach tegorocznej akcji zaplanowano również debaty społeczne z udziałem ekspertów, przedstawicieli patronów merytorycznych, decydentów, pracowników oświaty, rodziców i mediów. Ich celem jest zwrócenie uwagi na znaczenie profilaktyki chorób serca już w najmłodszym wieku. Uczestników debaty zaprosimy do podpisania deklaracji "Dla zdrowych serc młodych Polaków" zobowiązującej do popularyzowania zdrowych nawyków wśród dzieci.

Mieszkańcy 12 miast będą mogli skorzystać z bezpłatnych badań: masy ciała (pomiar wskaźnika BMI), ciśnienia tętniczego krwi, stężenia glukozy i cholesterolu we krwi. W przypadku nieprawidłowych wyników zapewniona zostanie specjalistyczna konsultacja kardiologiczna oraz badanie EKG serca. Dodatkowo osoby odwiedzające Kardiologiczną Poradnię Servier otrzymają materiały edukacyjne dotyczące chorób serca i ich profilaktyki oraz będą mogły wziąć udział w konkursach edukacyjnych z nagrodami.

Rodzice będą mogli przyprowadzić na badania dzieci. Organizatorzy zaplanowali w tym roku dodatkową akcję bezpłatnych badań dedykowanych najmłodszym - pomiar wzrostu i wagi (siatki centylowe) lub BMI (w zależności od wieku) oraz pomiar ciśnienia tętniczego i tętna.