Uciekający czas - przed nim nie uciekną tak pacjenci, jak i leczący ich specjaliści. Wraz z jego upływem wcale nie stajemy się bardziej płodni, a przecież sama diagnoza i późniejsze leczenie też trwa. Przyjęcie błędnej ścieżki i bezrefleksyjne nią podążanie może kosztować parę utratę szansy na potomstwo.
Ile wody musi upłynąć, zanim lekarz wyda tak znaczący dla zainteresowanych werdykt, czyli diagnozę wskazującą drogę leczenia? Sprytna odpowiedź brzmi - nie za dużo, ale nie za mało. Co oznacza? Trzeba pamiętać, że diagnoza niepłodności w pewien sposób stygmatyzuje, więc nie należy jej stawiać ot tak. Sięganie po wsparcie medycyny rozrodu niejako z automatu (in vitro, inseminacje domaciczne) nie jest najbardziej optymalnym rozwiązaniem.
- Diagnostyka nie może zastąpić współżycia - przekonuje prof. Dębski. Wizyty w laboratoriach i gabinetach lekarskich zamiast odwiedzania sypialni - to przecież nie pierwsza recepta na potomstwo. Lekarz apeluje, aby, o ile to możliwe, dać parze szansę na zajście w ciążę. Niektórych trzeba po prostu tego nauczyć - dodaje. W większości umiemy się już zabezpieczać przed nieplanowaną ciążą, wiemy jak nie płodzić potomstwa. Czy wiemy też jak je płodzić? Niekoniecznie - twierdzi specjalista. Jak możemy sobie pomóc w wysiłkach reprodukcyjnych? - Doskonałym sposobem są np. naturalne sposoby regulacji płodności, szczególnie w połączeniu z klasyczną diagnostyką - mówi prof. Dębski.
Z jednej strony nie należy stawiać diagnozy i rozpoczynać leczenia za wcześnie, z automatu. Z drugiej jednak nie można pozwolić sobie na utratę czasu reprodukcyjnego - przestrzega prof. Dębski. A o tej możemy mówić w przypadku np. wielokrotnie wykonywanych wykresów BBT (wykresy temperatury ciała do określenia owulacji), całych zeszytów badań USG - zaznacza.
Prof. Dębski ponownie przestrzega także przed leczeniem z niepłodności kobiet bez badania ich partnerów, a także przed nieprawidłową interpretacją badania nasienia i bezkrytyczną akceptacją jego norm. Leczenie po omacku Wśród grzechów w leczeniu niepłodności znalazły się także m. in. niekonsekwentna, bezplanowa diagnostyka, rozpoczynanie leczenia na ślepo, bez wyjaśnienia przyczyn niepłodności czy nieprawidłowości w stosowaniu popularnych leków (np. stosowanie klomifenu na "poprawienie" owulacji bez ograniczeń i bez kontroli).
Ginekolog ostrzega także przed diagnostyką "na wyrost", choćby orzekaniu o cyklach bezowulacyjnych czy zespole policystycznych jajników po pojedynczym badaniu USG.
- Zdarza się, że do gabinetu ginekologicznego przychodzi młoda, regularnie miesiączkująca szczupła, wysoka blondynka i dowiaduje się, że nie ma wyjścia - będzie gruba, owłosiona i niepłodna, bo lekarz zrobił jej USG przezpochwowe, zobaczył w jajnikach pęcherzyki i na tej podstawie zdiagnozował zespół policystycznych jajników - mówi specjalista.
Do powikłań w leczeniu niepłodności, do których dochodzi w wyniku źle przeprowadzonej stymulacji, ginekolog zalicza m. in. ciąże wielopłodowe i zespół hiperstymulacji jajników.
Tekst powstał w oparciu o wypowiedzi ekspertów w trakcie II Sympozjum "Niepłodność - klinika i praktyka"
Chcesz się dowiedzieć więcej, coś Cię niepokoi, zapytaj lekarza
Masz problem natury psychologicznej, coś Cię niepokoi, zapytaj psychologa
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!