Kiedy dziecko często się przeziębia i łapie infekcje...
...to warto się zastanowić, czy nie ma problemów, które je przerastają.
Mamy winić psychikę za przeziębienie?
Nie za przeziębienie, tylko za spadek odporności i zwiększoną podatność na choroby. Układ nerwowy i immunologiczny mają na siebie wpływ. Badania pokazują, że leki skuteczne w chorobach układu nerwowego pomagają też w chorobach układu odpornościowego. Wiemy już, że pojedyncze silne przeżycie mobilizuje organizm. Zwiększa na krótko naszą odporność. Z kolei długotrwałe napięcie psychiczne ją obniża. Oczywiście trudno byłoby określić, że np. psychika w 60 proc. odpowiada za to, że dziecko przeziębiło się trzeci raz w tym miesiącu.
Większość pediatrów nie dałaby psychice ani jednego procentu.
Racja, bo w medycynie przeważa myślenie, w którym oddziela się psychikę od ciała. Ale na świecie popularne staje się podejście psychosomatyczne. Dominujący w nim model biopsychospołeczny zakłada, że biologia, psychika i relacje społeczne wzajemnie na siebie oddziałują. Najlepiej widać to u niemowląt. Na przykład pobudzenie zawsze wiąże się u nich z zaczerwienieniem, a reakcja psychiczna - z ruchem.
Co dzieje się potem?
Aż do wieku nastoletniego następuje proces desomatyzacji, czyli nauki radzenia sobie z wyzwaniami świata zewnętrznego za pomocą umysłu, nie ciała. Uczymy się uświadamiać sobie własne emocje i je werbalizować. Radzić sobie na przykład ze złością, relaksować się czy przeformułowywać myśli. I zwykle dobrze nam idzie, dopóki problemy są na naszą miarę. Kiedy zaczynają nas przerastać, do głosu dochodzi ciało. Na przykład ze zdenerwowania mamy skurcze żołądka albo pocą nam się dłonie. To zjawisko nazywamy somatyzacją stanów psychicznych. Stąd dzieci przygniecione problemami moczą się, kilkulatki cierpią na bóle brzucha, a starsze dzieci na bóle głowy. Choć te objawy utrudniają życie, somatyzacja nie jest jeszcze chorobą.
A kiedy się nią staje?
Dopiero gdy dochodzi do uszkodzenia organów. Choroba psychosomatyczna uznawana jest za mocno zależną od naszych emocji. Są to na przykład alergie, atopowe zapalenie skóry, reumatoidalne zapalenie stawów, astma. Wszystkie mogą wystąpić już u małych dzieci.
Wiele niemowlaków to alergicy. Jakie problemy mogą przerastać takie maluchy?
Te same, które przerastają ich mamy. Kobieta i jej niemowlę są jak naczynia połączone. To, co czuje mama, czuje też jej malutkie dziecko. Z badań i doświadczenia zawodowego wiem, że w leczeniu chorób psychosomatycznych dobre rezultaty u takich maluchów daje podjęcie terapii przez ich mamy. Są nawet psychoterapeuci, którzy zajmują się leczeniem niemowląt i ich opiekunów. Bo często świeżo upieczone mamy nie radzą sobie z macierzyństwem, chociażby z presją bycia idealnym rodzicem. To nie znaczy, że namawiam do leczenia alergii jedynie psychoterapią.
No tak, z alergią czy astmą na pewno udamy się do lekarza. Ale co z somatyzacją? Co robić, jeśli podejrzewamy, że bóle brzucha kilkulatka są spowodowane jego debiutem w roli przedszkolaka?
Pójść do pediatry. Sprawdzić, czy na stres wynikający z życiowej zmiany nie nałożyła się choroba.
Np. moczenie nocne.
Rzeczywiście od czasu do czasu moczy się w nocy aż 15 proc. pięciolatków i 10 proc. sześciolatków. Problem częściej dotyczy chłopców i zwykle mija z wiekiem. To jednak nie znaczy, że mamy bezczynnie czekać. Dla dzieci moczenie się może być źródłem wstydu, niskiej samooceny. Przyjmuje się, że wizyta u pediatry z tego powodu jest konieczna, jeśli malec skończył pięć lat. Ja uważam, że nawet cztery lata. Obojętnie, czy dotyczy to także dnia, czy tylko nocy. Lekarz musi sprawdzić, czy podłożem problemów nie jest np. zbyt mały pęcherz, opóźnienie rozwojowe czy częstomocz spowodowany takimi chorobami jak na przykład cukrzyca.
Czy diagnoza jest konieczna także u pięciolatków, które są tak zajęte zabawą, że nie docierają na czas do toalety?
Nie. One mają fizyczną i psychiczną kontrolę nad tym. Podobnie jak dzieci, które sikają z wściekłości. Tak jak jeden z moich pacjentów, który kiedy przerwałam nagle naszą zabawę, zdjął majtki i zrobił kałużę na podłodze.
A dzieci młodsze niż pięcioletnie? Te, które przestały się już moczyć?
Najpierw musimy mieć pewność, że rzeczywiście przestały. Niektórzy uważają, że tydzień suchych nocy wystarczy, by ogłosić sukces. Kiedy więc ósmego dnia dziecko nasika do łóżka, niepotrzebnie wpadają w panikę. Warto dać dziecku czas przynajmniej do czwartych urodzin. No, chyba że obserwujemy gwałtowną zmianę na gorsze. Na przykład dziecko od roku ani razu się nie zmoczyło, a teraz zdarza mu się to codziennie.
Idziemy do pediatry, a on stawia diagnozę: wszystko w porządku. Co dalej?
Bez względu na to, jakich objawów dotyczyła diagnoza: bólów czy moczenia, zacznijmy szukać problemów. Starsze dzieci można zapytać wprost: "Co się dzieje?", gorzej z kilkulatkami. Dobrze jest zachęcać je, by jak najwięcej opowiadały o tym, co się w ciągu dnia wydarzyło, narysowały kolegów i wychowawczynię, pobawiły się z nami w przedszkole. Jeśli będziemy uważni, uda nam się znaleźć punkt zapalny.
A jeśli nie?
To może podświadomie bronimy się przed prawdziwą odpowiedzią?
Jak to? Przecież chcemy ulżyć naszemu dziecku.
Tak, ale dla niektórych rodziców odkrycie, że ich malec ma tak duże problemy, że aż moczy się w nocy, jest zbyt bolesne. Oznacza, że są złymi rodzicami. Zamiast więc pytać: "W jaki sposób uszkadzam swoje dziecko?", lepiej skupić się na tym, jak mu pomóc.
Może po prostu rodzice nie są w stanie postawić się na miejscu dziecka, uwierzyć, że coś, co jest błahostką dla nas, dla malca może być ogromnym problemem?
Tak, ale bywa też odwrotnie. Rodzice czasem uznają, że coś, co dla nich byłoby problemem, dla malca nim nie będzie. Sami po ośmiu godzinach pracy są wykończeni, a dziecko wysyłają na dziesięć godzin do szkoły, na lekcje i zajęcia dodatkowe. Potem jeszcze każą mu przez dwie godziny odrabiać zadania domowe. Miałam ośmioletniego pacjenta, który za taki tryb życia płacił częstymi bólami głowy. Albo inny przykład. Kto z nas lubi jeździć z wściekłym taksówkarzem? Nawet jeśli się nie odzywa, i tak wyczuwamy jego podły nastrój. Wiemy, że dzieci w wyłapywaniu emocji są jeszcze lepsze od nas. A mimo to rodzice czasem twierdzą: "Ono nie czuje żadnego napięcia, bo kłócimy się tylko wtedy, gdy śpi".
Udało się odkryć, co dręczy dziecko. Np. koleżanki z klasy wyśmiewają naszą córkę. Co robić?
Najważniejsze, by udzielić dziecku wsparcia. Wysłuchać, zachęcić do rozmowy o problemie.
To nie spowoduje, że tylko go rozdmuchamy?
No właśnie. W naszej kulturze często się tak myśli: nie rozmawiajmy o cierpieniu, to samo zniknie. Tymczasem jest odwrotnie. Jeśli nie przyjmujemy do wiadomości, że nam smutno, to te uczucia w nas zostają. Żeby odeszły, musimy je do końca przeżyć.
Co jeszcze możemy zrobić?
Pomóżmy mu nazwać to, co czuje. Powiedzmy na przykład: "Jesteś smutna, bo Kasia znów się z ciebie śmiała". Okażmy zrozumienie: "Mnie też byłoby przykro, gdyby ktoś się ze mnie naigrywał". Możemy też odwołać się do podobnych wspomnień. Potem poszukajmy rozwiązań. Może jeśli na przykład dziewczynka nigdy nie reagowała na zaczepki, powinna spróbować się w końcu postawić?
A jeśli mama nie może sobie sama poradzić ze sobą? Na przykład rozwodzi się i nie znajduje już w sobie siły, by wesprzeć dziecko?
Wtedy niech poszuka kogoś, kto ją w tym zastąpi. To może być np. babcia, ciocia albo szkolny psycholog. Najważniejsze, by nie odprawiała dziecka z kwitkiem.
To wszystko, o czym pani mówi, to strategia długoterminowa. A jaki jest plan awaryjny na już? Powiedzmy, że dziecko teraz boli brzuch.
Postarajmy się je zrelaksować. Możemy robić ćwiczenia oddechowe - spokojne wdechy i wydechy. Przytulmy je. Wykonajmy masaż brzucha. Moc dotyku naprawdę jest ogromna. Wiadomo, że gdy pielęgniarki dotykają reanimowanego pacjenta, jego wskaźniki życiowe wzrastają. Fizycznego kontaktu potrzebują maluchy, ale także nastolatki. Chociaż te ostatnie równocześnie wstydzą się swoich potrzeb.
Jak reagować na zmoczone prześcieradło?
Nie zawstydzać i nie karcić! Nie mówić: "Taki duży chłopak, a sika w łóżko". Ale też nie udawać, że nic się nie stało.
Trzeba powiedzieć, zwłaszcza kilkulatkowi, co się wydarzyło i jaki on ma z tym związek. Uspokoić, że tak się czasem dzieciom zdarza. Zapewnić, że to minie, bo maluchy często myślą, że to, co jest teraz, nigdy już się nie zmieni.
Jeśli jednak moczenie jest spowodowane jakąś chorobą, to tak o nim mówmy i tak je traktujmy.
W każdym przypadku starajmy się, by dziecko nie czuło się gorsze czy głupsze, dlatego że się moczy.
Czy kiedy już uda nam się rozwiązać problem, możemy zapobiec jego nawrotom?
Przede wszystkim nie odcinajmy głowy od ciała. Dbajmy o rozwój umysłowy dziecka i nie lekceważmy jego potrzeb biologicznych. Nie zapominajmy, że każde potrzebuje snu, odpoczynku, dotyku, jedzenia i akceptacji. Zastanówmy się nad wymaganiami, które dziecku stawiamy. Może warto trochę odpuścić? Zrezygnować z dodatkowych zajęć? Nie oczekiwać rewelacyjnych stopni ze wszystkich przedmiotów? Nie realizujmy ciągle kolejnych zadań. Po prostu pobądźmy z nim. Całkowicie bezproduktywnie. To często jest najważniejsze.