W styczniu pisaliśmy o nadużyciach wobec pensjonariuszy domów opieki w Polsce. O zakazie spotkań, wyjść, wspólnych posiłków, odwiedzin i zarządzeniach zupełnie nieadekwatnych do aktualnej sytuacji pandemicznej:
Spodziewaliśmy się ostrej reakcji ze strony bliskich i decydentów. Nic z tego. To nie jest gorący temat. Odezwały się zaledwie trzy osoby. Wszystkie potwierdziły nasze ustalenia dotyczące nagminnego ograniczania wolności pensjonariuszy. Zaledwie jedna złożyła oficjalną skargę. Wszystkie chcą pozostać anonimowe.
- Ze względu na dobro babci, wolałabym zachować anonimowość - pisze do nas pani Edyta*, wnuczka podopiecznej jednego z DPS-ów w Małopolsce, która jest zaniepokojona brakiem należytej opieki medycznej w placówce.
- Babcia nie może sama wyjść do lekarza, z nami także. Lekarz zjawia się w DPS-ie raz w tygodniu, ma zwykle tylko godzinę na skontrolowanie ponad 400 osób. Gdy ktoś tylko gorzej się poczuje, jest na siłę wypychany do szpitala, bo na miejscu nie ma nawet możliwości podania kroplówki. To z założenia ośrodek dla zdrowych ludzi, więc dlaczego nie mogą normalnie funkcjonować? Nawet latem, kiedy zakażeń było niewiele, zakaz odwiedzin obowiązywał. Musiałam spotykać się z babcią na ulicy - całe szczęście jest osobą sprawną fizycznie - relacjonuje pani Edyta i dodaje, że obowiązujące zasady są nieprzewidywalne i trudne do zaakceptowania:
- W grudniu 2020 roku mieszkańcy dostawali przepustki na święta Bożego Narodzenia i mogli spędzić nie tylko Wigilię, ale i pozostałe dni z rodziną. W 2021 roku przepustki były reglamentowane. Zezwalano na wyjście tylko na parę godzin i tylko jednego dnia. Odbywało się to na zasadzie "łaski" i trzeba było naprawdę dużego zaparcia, aby to pozwolenie zdobyć.
Babcia pani Kasi z Wrocławia w ogóle nie mogła spędzić świąt poza ośrodkiem. Zrozpaczona wnuczka miała plan zorganizowania protestu pod placówką, by wreszcie kimś wstrząsnąć.
Chciałam zrobić transparent z napisem: "Uwolnić babcię". Matka mi nie pozwoliła, bo to brak szacunku tak przyrównać człowieka do orki. A nie jest brakiem szacunku trzymać ludzi jak w więzieniu bez wyroku?
Panie Edyta i Katarzyna nie zdecydowały się na formalne zgłoszenie zastrzeżeń wobec placówek, w których przebywają ich babcie. Generalnie formalnych skarg na DPS-y czy ZOL-e (zakłady opiekuńczo-lecznicze) jest niewiele, chociaż powszechne jest przekonanie o fatalnych warunkach panujących w wielu z nich. Skąd zatem ta zmowa milczenia? Dlaczego pensjonariusze i ich bliscy godzą się choćby na:
Mieszkańcy domów opieki to osoby niejednokrotnie bezbronne, niesamodzielne. Ich krewni, uwikłani w polskie normy i tradycję, bywają obciążeni poczuciem winy. Nie mogą sobie wybaczyć, że nie sprawują bezpośredniej opieki nad matką czy dziadkiem. Owszem, bywa i tak, że zupełnie się nie interesują bliskim i jego losem. Zdarza się też, że są z pensjonariuszem skonfliktowani, bo ten traktuje pobyt w ośrodku jako niesprawiedliwość. Czy to jednak odbiera prawo do oceny jakości opieki w DPS-ie czy panujących tam warunków? Z pewnością nie. Zdają sobie z tego sprawę pracownicy, którym jednak obecna sytuacja odpowiada. W zdecydowanej większości są zadowoleni z tego, że nikt im się teraz po ośrodkach nie plącze i na ręce nie patrzy. A co z celami nadrzędnymi, jak integrowanie rodzin i dobrostan seniora? Przy przeładowaniu placówek, brakach personelu i przeciążeniu obowiązkami, nietrudno o nich zapomnieć.
Jak naprawdę teraz wygląda opieka i codzienność domów seniora, możemy tylko spekulować, bo od ponad dwóch lat stanowią niemal twierdze dla zewnętrznego świata. Do końca marca w wielu placówkach odwiedzin nie było wcale. Obecnie niby są, ale po zapisach, a miejsc i terminów brakuje. Jedne domy proponują spotkania tylko osobom zaszczepionym (dwiema lub trzema dawkami) przeciw COVID-19. Inne tylko w wyznaczonym pomieszczeniu lub wprowadzają ograniczenia liczby osób, z którymi senior może się spotkać (np. jedna w pokoju, dwie w zbiorczej sali). Nie ma w tym wszystkim większej logiki i nie odpowiada zasadom obowiązującym innych obywateli. Tym bardziej dziwi w DPS-ach, które nawet nie podlegają Ministerstwu Zdrowia, tylko Ministerstwu Rodziny i Polityki Społecznej oraz wojewodom, bo z założenia nie zajmują się tylko osobami poważnie chorymi. Nie ma prawnych podstaw, by osoby, które mają pełnię praw publicznych, były traktowane w ten sposób.
Gdy od naszej publikacji o ograniczeniach wolności w DPS-ach minęło kilka tygodni, a tematu nie podjęły żadne instytucje państwowe, sami uderzyliśmy do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Prowadzona w marcu korespondencja wybitnie dowodziła, że w tym temacie to się raczej nie dogadamy.
- Odnosząc się do kwestii obecnej sytuacji w domach pomocy społecznej, należy wyjaśnić, że sytuacja w tych placówkach obecnie jest stabilna. Wpływ na powyższe miał przede wszystkich sprawnie i szybko przeprowadzony proces szczepień. W wyniku współpracy Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z Ministerstwem Zdrowia mieszkańcy oraz pracownicy domów pomocy społecznej zostali zaszczepieni przeciw COVID-19 jako grupy priorytetowe, przed akcją szczepienia populacyjnego Polaków - donosiła Dagmara Wilk z wydziału prasowego MRiPS. Rzecz w tym, że artykuł pokazuje dobitnie, że osoby odpowiedzialne za DPS-y od dwóch lat są tak skupione na koronawirusie, że zupełnie zapomniały o innych potrzebach mieszkańców. Informacja o rekordowym tempie szczepień zatem nie uspokaja i nie jest na temat.
Pani Dagmara Wilk pozwoliła sobie jednak stwierdzić, że "nieprawdziwa jest teza o rzekomym całkowitym "zamknięciu" domów pomocy społecznej i uniemożliwianiu kontaktów mieszkańców z osobami bliskimi, jak również uniemożliwianiu aktywności mieszkańców poza terenem placówek. Resort rodziny monitorował i nadal monitoruje sytuację w domach pomocy społecznej." Podkreśliła jednak, że za sposób organizacji i funkcjonowania domów odpowiadają lokalne samorządy.
Nie mówiliśmy o "całkowitym zamknięciu", bo pozornie w wielu domach jakaś forma spotkań obowiązywała. Są i takie, które konsekwentnie mówią rodzinom: "zapraszamy". Mówiliśmy o braku kontroli, niejasnych zasadach, utrudnieniach nieadekwatnych do sytuacji pandemicznej, możliwych nadużyciach, Oczywiście natychmiast zainteresowały nas wyniki monitoringu w domach pomocy społecznej, które dawały nadzieję na wiarygodne rozpoznanie w sytuacji pensjonariuszy i realną ocenę skali problemu. Niestety, kolejny list z ministerstwa rozwiał wątpliwości. Monitoring owszem był, ale dotyczył przede wszystkim sytuacji pandemicznej, a nie praw człowieka. Urzędnicy wydali też rekomendacje, by co do zasady umożliwiać pensjonariuszom kontakt z bliskimi. I na rekomendacjach się skończyło.
Ponowienie prośby o ewentualny raport pozostało już bez odpowiedzi, a teza o "nieprawdziwości naszej tezy" upadła.
Czy jest szansa na normalizację sytuacji w domach opieki i powrót do zrozumiałych zasad funkcjonowania? Trudno powiedzieć. Nawet jeśli koronawirus całkiem zniknie (a raczej nie zniknie), pewnie tam, gdzie zasady pandemiczne uznano za wygodne, coś się wymyśli. Już teraz w jednym z domów zakaz odwiedzin tłumaczono sezonową grypą.
Trzeci z listów do redakcji dotyczył braku możliwości kontaktu z matką od pół roku. Tym razem mogliśmy interweniować**, bo kobieta uwięziona w domu opieki przebywa nie w DPS-ie, tylko w ZOL-u, czyli zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Różnice między takimi placówkami dotyczą szczegółów, niejednokrotnie niezauważalnych dla podopiecznych i ich rodzin. ZOL, podobnie jak ZPO (zakład pielęgnacyjno-opiekuńczy), podlega Ministerstwu Zdrowia. Według oficjalnych założeń, pacjenci przebywają w takim ośrodku, aż wrócą do zdrowia. Ponieważ są to osoby przewlekle chore i niepełnosprawne, niejednokrotnie pozostają w nim do końca życia. DPS-y, zgodnie z ogólnymi założeniami, to placówki przeznaczone dla osób wymagających całodobowej opieki z powodu wieku, choroby lub niepełnosprawności, niemogących samodzielnie funkcjonować w codziennym życiu. Różnice intuicyjne, ale DPS-y podlegają Ministerstwu Rodziny i Polityki Społecznej. Do ZOL-u może wkroczyć Rzecznik Praw Pacjenta. Do DPS-u już nie. Skutkiem jest chaos, w wyniku którego bliscy podopiecznego nawet nie wiedzą, gdzie składać skargi i szukać pomocy. Na pewno nie da się powołać jednej instytucji nadzorującej takie zakłady? Pewnie się da, ale rozłożona odpowiedzialność to mniejsza odpowiedzialność.
* Imiona rozmówczyń i niektóre szczegóły spraw, pozwalające na identyfikację, zostały zmienione.
** Po zakończeniu kontroli w ZOL-u przez Rzecznika Praw Pacjenta przekażemy szczegóły całej sprawy. Możliwe są nadużycia wykraczające poza złą wolę czy niedopatrzenie, dlatego musimy poczekać na oficjalny raport.