Omikron w natarciu. Więcej na ten temat na Gazeta.pl
Era tabletek w leczeniu COVID-19 to już fakt. Obecnie mamy trzy leki dostępne w Europie, rekomendowane przez EMA. W listopadzie ubiegłego roku Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, poinformował, że Polska bierze udział w przetargach w sprawie wszystkich tych preparatów, a lek o nazwie Molnupiravir prawdopodobnie będzie dostępny już w grudniu 2021 roku.
Molnupiravir to lek opracowany przez firmę Merck, który ma być podawany osobom powyżej 18. roku życia, u których test potwierdził obecność koronawirusa i które mają co najmniej jeden czynnik ryzyka rozwoju ciężkiego przebiegu choroby. Ma przede wszystkim znacznie ograniczać ryzyko hospitalizacji i zgonu, jeśli preparat zostanie przyjęty nie później niż 5 dni po wystąpieniu pierwszych objawów.
Ponieważ w temacie zrobiło się raczej cicho, postanowiliśmy sprawdzić, co się w Polsce realnie dzieje. Żaden z pytanych przez nas lekarzy leku nie stosował, nie miał też pacjenta, który byłby molnupiravirem leczony. Specjaliści, których pacjenci wydają się spełniać kryteria, twierdzą, że nie mają żadnych wytycznych dotyczących molnupiraviru. Nie pytaliśmy wprawdzie na oddziałach covidowych, ale to nie jest lek przeznaczony dla chorych z ciężkim przebiegiem zakażenia, a raczej takich należałoby spodziewać się w szpitalach ukierunkowanych na zwalczanie zakażenia SARS-CoV-2.
Wydawałoby się, że Ministerstwo Zdrowia będzie najlepiej wiedziało, gdzie molnupiravir się podział. Faktycznie, ale raczej nam nie powie.
- Produkt leczniczy molnupiravir został zakupiony do rezerw strategicznych na podstawie dyspozycji ministra zdrowia i dostarczony do magazynu farmaceutycznego Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Uwzględniając fakt, że produkt został zakupiony na potrzeby rezerw strategicznych, informacje dotyczące zakontraktowanej oraz dostarczonej ilości produktu stanowią informację niejawną zgodnie z ustawą z dnia 5 sierpnia 2010 r. o ochronie informacji niejawnych - czytamy w dokumencie podpisanym przez Katarzynę Kubicką-Żach z biura komunikacji Ministerstwa Zdrowia.
Z nadesłanej korespondecji można jednak wywnioskować, jak sprawy się mają.
- Obecnie kilkanaście tysięcy sztuk tego leku jest w Polsce. Pierwsze partie produktu zostały przekazane do podmiotów leczniczych, które złożyły zapotrzebowanie na lek. Ok. trzy tysiące sztuk zostało rozdysponowanych pomiędzy stacje dializ oraz szpitale hematoonkologiczne. Jeżeli trafia tam pacjent zdiagnozowany jako pacjent covidowy, dostaje dyspozycje zażywania tego leku. Kolejne dostawy będą dystrybuowane zgodnie z zaplanowanym harmonogramem - pisze Katarzyna Kubicka-Żach i podkreśla, że lek jest przeznaczony dla pacjentów z upośledzoną odpowiedzią immunologiczną, np. otrzymujących leczenie przeciwnowotworowe, po przeszczepach przyjmujących leki immunosupresyjne, z zaawansowanym lub nieleczonym zakażeniem wirusem HIV, dializowanych przewlekle z powodu niewydolności nerek.
Ministerstwo Zdrowia powołuje się na "rekomendacje ekspertów" przy wyborze pacjentów, którzy powinni otrzymać lek. Trudno powiedzieć, kto konkretnie wydał takie zalecenia, bo lek wg producenta czy EMA ma być podawany chorym, którzy mają co najmniej jeden czynnik ryzyka rozwoju ciężkiego przebiegu choroby. Wśród takich czynników wymienia się choćby wiek czy otyłość.
Nietrudno zrozumieć, że niewielka ilość dostępnego leku znacznie ogranicza dostępność, a potrzebujących trzeba wybrać. Podobnie było w przypadku szczepionek. Wówczas jednak proces tworzenia lokalnych, dostosowanych do polskich warunków, rozwiązań i rekomendacji przebiegał w miarę sprawnie. Zajmowała się tym przede wszystkim Rada Medyczna. Teraz Rady już praktycznie nie ma - po rezygnacji kilkunastu członków trudno liczyć na sprawną, efektywną pracę tego zespołu ekspertów.
Zastanawia rozdysponowanie leku między stacje dializ i szpitale hematoonkologiczne, czyli zajmujące się przede wszystkim leczeniem chorób nowotworowych, ale dotyczących układu chłonnego i krwiotwórczego. Co z pozostałymi pacjentami onkologicznymi? Jaki w ogóle jest sens dystrybuować lek poprzez szpitale, skoro, jak przypomina w tym samym piśmie MZ: Molnupiravir powinien być podany pacjentowi natychmiast po zdiagnozowaniu zakażenia, ale nie później niż 5 dni od pojawienia się objawów?
Wydaje się rozsądne umożliwienie wystawiania recept potrzebującym pacjentom przez lekarzy pierwszego kontaktu. Byłoby szybko, sprawnie, bez chodzenia po specjalistach z infekcją, a informacja o chorobie głównej, upoważniającej do leczenia, najczęściej jest w dokumentacji medycznej. Co na to Ministerstwo Zdrowia?
Wkrótce zostaną wypracowane rozwiązania, zgodnie z którymi również lekarze POZ mogli zapisywać chorym lek molnupiravir.
Trudno uwierzyć, że dopiero teraz. Wydawałoby się, że gotowe scenariusze z rozwiązaniami powinny były czekać na lek, a nie odwrotnie.
W Europie dopuszczone są do obrotu jeszcze dwa leki przeciw COVID-19: Ronapreve i Regkirona, o podobnym działaniu jak molnupiravir. Co ważne - mogą być też zastosowane u pacjentów o średnim przebiegu COVID-19 (u których nie jest wymagana tlenoterapia) i wyraźnie poprawić rokowania. Ronapreve dodatkowo może być stosowany młodzieży powyżej 12. roku życia (pod warunkiem, że pacjent waży więcej niż 40 kg). O tych preparatach także mówił jesienią Wojciech Andrusiewicz. Niestety:
- W ostatnim czasie nie sprowadzono do Polski innego doustnego leku przeznaczonego do leczenia pacjentów z COVID-19 - stwierdza Katarzyna Kubicka-Żach.
Wydaje się, że po odpowiedzi z Ministerstwa Zdrowia mamy więcej pytań i wątpliwości niż wcześniej. Wiemy, że w Polsce jest niezwykle potrzebny lek, ale zasady podawania go najbardziej potrzebującym zdają się zupełnie niejasne. Nie wiemy, kiedy to się zmieni, jaki jest realny plan/harmonogram wdrożenia zasad dystrybucji leków na transparentnych, uczciwych zasadach.
Znowu wysłaliśmy pytania, tym razem do "wyjaśnień". Liczymy na szybką odpowiedź. W obecnej sytuacji pandemicznej kluczowe kwestie, w tym dostęp do skutecznego leczenia, nie mogą budzić żadnych wątpliwości.