Więcej o piątej fali na Gazeta.pl
Zakażeń przybywa lawinowo. Jeszcze nie złapaliśmy oddechu po IV fali, a tu już kolejne uderzenie. Według wielu lekarzy system nie jest na nie przygotowany. Niewykluczone, że lada dzień jedyne, co będziemy mieć do dyspozycji w razie zachorowania, to wiedza i pomoc z sieci. To nie czarnowidztwo, a znajomość matematyki.
Czy to musi zaraz oznaczać koniec świata? Niekoniecznie. Jeśli jesteś zaszczepiony i ogólnie w niezłej formie zdrowotnej, twój organizm najpewniej nieźle poradzi sobie z zakażeniem SARS-CoV-2, także wariantem omikron. Warto jednak wiedzieć, jak łagodzić dolegliwości i kiedy leczenie domowe nie jest już wskazane. Za jedną z głównych przyczyn ogromnej liczby zgonów w Polsce, poza wciąż zbyt niskim poziomem wyszczepienia, uznaje się zbyt późne zgłaszanie się do lekarza i nieuzasadnioną wiarę, że "samo przejdzie".
Zalecenia dotyczące postępowania z pacjentami leczonymi w warunkach domowych na początku pandemii zmieniały się jak w kalejdoskopie. Po roku z COVID-19 sytuacja jednak ustabilizowała się i teraz właściwie niespodzianek nie ma.
Wkrótce zapewne będą wymagały aktualizacji, w związku z pojawieniem się skutecznych leków doustnych, zatwierdzonych przeciw COVID-19, jak molnupiravir, Ronapreve i Regkirona.
To środki przeznaczone przede wszystkim dla pacjentów z obniżoną odpornością, ale żeby skutecznie działały, muszą być podane jak najszybciej po zakażeniu. Pacjentom w ciężkim stanie, wymagającym hospitalizacji, już wyraźnie nie pomogą. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz już w listopadzie ubiegłego roku zapowiadał dostęp do molnupiraviru dla Polaków od grudnia. Jednocześnie twierdził, że lek wybranym osobom będzie wydawany wg ściśle określonych zasad z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.
Ponieważ jest już styczeń, a silna fala COVID-19 wali do drzwi, wystąpiliśmy do Ministerstwa Zdrowia o sprawozdanie, jak ta dystrybucja leków przebiega i czy w ogóle przebiega. Czekamy na odpowiedź, o której niezwłocznie poinformujemy. Generalnie pacjentom z poważnymi chorobami współistniejącymi, których takie specjalistyczne leczenie ma dotyczyć w pierwszej kolejności (głównie z chorobami nowotworowymi, dializowanych, po transplantacji narządów), zawsze zalecamy szczególną ostrożność. W razie wystąpienia objawów, poza natychmiastowym kontaktem z lekarzem ogólnym. Na pewno wskazany jest też kontakt z lekarzem prowadzącym, który powinien być zorientowany w postępowaniu w razie zakażenia COVID-19. Warto o tym rozmawiać przy każdej sposobności, choćby wizycie kontrolnej, by odpowiednio się przygotować.
Wydawać by się mogło, że jeśli przechodzisz COVID-19 lekko, to nie potrzebujesz testu, gdy masz możliwość izolowania się, np. pracujesz zdalnie.
Lekarze uprzedzają jednak, że test warto zrobić zawsze, gdy nadarza się okazja i mieć go na wypadek pogorszenia się stanu zdrowia.To bardzo ważne, żeby pacjent wiedział, czy jest zakażony, jeśli leczy się w warunkach domowych. Doświadczenie z poprzednich fal nauczyło, że w najgorszej sytuacji znaleźli się chorzy objawowi, bez wyniku testu. Nikt nie chciał się nim zająć, nie było decyzji, gdzie i jak ich leczyć - do "normalnej" placówki strach przyjąć, do covidowej - brak podstaw.
Wprawdzie obecnie są już szybkie testy, które problem nieco rozwiązały, jednak nieporównywalnie wygodniej jest dla chorego, gdy zespół, który ma mu udzielić pomocy, wie, że jedzie do pacjenta ze zdiagnozowaną chorobą.
Niespotykana wcześniej zaraźliwość wariantu SARS-CoV-2, czyli omikron, powoduje lawinę zakażeń. Według specjalistów zakażą się wszyscy niezaszczepieni rodacy, którzy zetkną się z wirusem. Nie zetknąć się będzie naprawdę ciężko. Do tej pory, gdy w domu ktoś był zakażony, zakładano, że może zarazić jedną osobę. Teraz najbardziej prawdopodobne jest, że zarażą się wszyscy.
Jednocześnie mówi się sporo o tym, że "omikron jest łagodniejszy" od delty i innych wariantów. Specjaliści przestrzegają, że takie rozumienie doniesień o lżejszym przebiegu choroby to nieporozumienie, szczególnie w przypadku osób niezaszczepionych.
COVID-19 można przechorować bezobjawowo, lekko, średnio, ciężko. To choroba, która doprowadza do śmierci nawet osoby młode, wcześniej zupełnie zdrowe. Omikron wywołuje wyraźnie rzadziej ciężki przebieg. Ocenia się, że nawet 25 proc. osób niezaszczepionych, które przeszłyby ciężko zakażenie deltą i wymagałyby hospitalizacji, mają szansę na lżejszy przebieg. Co jednak z pozostałymi 75 proc. zakażonych? Nie mamy dobrych wieści. Przy ogromie zakażeń i liczbie niezaszczepionych rodaków, może okazać się, że nawet nie zauważymy tego "łagodniejszego przebiegu", bo w praktyce ofiar będzie znacznie, znacznie więcej.
Wydawać by się mogło, że kwestia objawów nie może już budzić wątpliwości. Tymczasem nawet ona nie jest stała. Początkowo na liście WHO nie było choćby kataru, a zaburzenia węchu i smaku uchodziły za objaw rzadki. Obecnie lekarze przyznają, że ból głowy i objawy przypominające zapalenie zatok, a nawet rzeczywiście "lekki katarek", to symptomy częste, zazwyczaj będące zapowiedzią, że test potwierdzi zakażenie SARS-CoV-2.
Jeśli źle się czujesz, odczuwasz zmęczenie, masz objawy infekcji przypominającej grypę lub tylko zwykłe przeziębienie, boli cię brzuch, masz zapalenie spojówek - to może być COVID-19. To wciąż patogen dominujący, dopadający nas na różne sposoby, więc najlepiej jego atak zakładać w pierwszej kolejności. Myślenie: wygląda jak omikron, ale to pewnie nie omikron, nie jest rozsądne.
Jeśli tylko możesz, zostań w domu, odpoczywaj, nie narażaj innych.
Nie zakładaj, że jeśli masz COVID-19, to twój stan musi konsekwentnie się pogarszać, a gdy po 2-3 dniach czujesz się lepiej, to na pewno już wracasz do zdrowia. Różnie bywa. Dopóki w pełni nie wrócisz do formy, lepiej zachować ostrożność i nie kusić losu. Warto zostać jeden dzień za długo w domu niż przerwać leczenie zbyt szybko i narazić się na gwałtowne zaostrzenie przebiegu choroby. Najczęściej objawy ustępują w pełni po 10-14 dniach i po tym czasie można wrócić do normalnej aktywności.
Niestety, wiele ofiar COVID-19 czuło się całkiem nieźle, a potem ich stan pogorszył się dramatycznie. Bywa, że chory nie jest w stanie wezwać pomocy, bo traci przytomność. Niektórym udaje się zadzwonić, a przed przybyciem karetki tracą świadomość z powodu niewystarczającej ilości tlenu dostarczanej do ich kluczowych narządów. Dlatego najlepiej, gdy chory nie zostaje sam. Z drugiej strony, wiele osób izoluje się, by nie narażać bliskich. Wówczas bycie w miarę regularnym kontakcie to także jakieś wyjście.
Gorzej ci się oddycha? Odczuwasz silny niepokój i narastające uczucie zmęczenia? Jeśli masz dostęp do pulsoksymetru, sprawdź wysycenie krwi tlenem. Wynik poniżej 95 proc. to już poważne ostrzeżenie, wymagające pilnego kontaktu z lekarzem.
Wiele osób słyszało już, że sygnałem alarmowym jest duszność i niewątpliwie jest to prawda, jednak nie należy się nastawiać, że będzie ona przebiegała analogicznie jak u chorych na astmę. Objawy nie muszą być tak jednoznaczne. Czasem zapowiedzią nadchodzącej niewydolności oddechowej jest uczucie ciężaru w klatce piersiowej, "gorsze oddychanie", szybko postępujące osłabienie i zmęczenie, trudności w mówieniu.
Chociaż kolejność pod względem częstości występowania objawów zmienia się, objawy podstawowe są te same niemal od początku. Spójrz na listę w naszej galerii, na górze artykułu. Objawy wyróżnione na niej to te, które stanowią sygnał alarmowy. Oznaczają zazwyczaj ciężki przebieg COVID-19 i wymagają szybkiego kontaktu z lekarzem. W razie ich wystąpienia, zadzwoń do lekarza POZ lub na pogotowie po kolejne instrukcje (podczas pandemii nigdzie nie jedziemy w ciemno, nie narażamy siebie i innych). Trudno powiedzieć, jakie one będą, bo to się ciągle zmienia, ale decyzje pozostaw już specjalistom.
Pulsoksymetr okazał się niespodziewanie sprzętem niezwykle przydatnym w każdej apteczce domowej. Łatwy w obsłudze i przyjazny, pomaga rozstrzygnąć wątpliwości co do funkcjonowania układu oddechowego pacjenta, znacznie precyzyjniej ocenić jego stan ogólny i rokowania w przypadku COVID-19. Obecnie udaje się go kupić nawet w supermarkecie. Lekarze uprzedzają jednak, by traktować go jako kolejnego pomocnika, a nie narzędzie rozstrzygające o twoim stanie zdrowia. Czujesz się fatalnie, szukaj ratunku.
O pulsoksymetr zapytaj lekarza - w zasadzie można go dostać do domu, ale to jednak logistycznie dość skomplikowane przedsięwzięcie, więc pytanie - czy warto czekać - pozostaje otwarte.
Czytaj więcej o pulsoksymetrze - działaniu i zastosowaniu
Znaczenie ma także mierzenie temperatury i ciśnienia tętniczego. Jeśli gorączka jest bardzo wysoka (ok. 39 st. C.) lub nie spada, mimo zastosowania zalecanych środków (z paracetamolem, bądź ibuprofenem), lepiej skontaktować się jak najszybciej z lekarzem, bo taki objaw może wskazywać, że organizm przestaje radzić sobie z infekcją.
W wielu domach jest aparat do mierzenia ciśnienia tętniczego. W Polsce na nadciśnienie chorują miliony osób, ale podczas pandemii nie tylko im przydadzą się regularne pomiary ciśnienia.
Jeśli ciśnienie gwałtownie spada (poniżej 90/60 Hg), również wskazana jest szybka konsultacja lekarska. Takiemu spadkowi niejednokrotnie towarzyszy skok pulsu powyżej 100. Chory może stracić świadomość, a jego leczenie w warunkach domowych okazuje się niemożliwe.
Nadciśnieniowcy, nawet z uregulowanym ciśnieniem, niejednokrotnie obserwują jego skoki znacznie powyżej normy, dlatego powinni kontrolować ciśnienie częściej i w razie potrzeby zastosować leki doraźne, jeśli takie im zalecono.
Przy łagodnym przebiegu COVID-19 niewykluczone, że do pełnego powrotu do zdrowia wystarczy:
Niestety, poza lekami przeciwgorączkowymi, nie ma innych środków, które można odpowiedzialnie polecić jako pomocne w samoleczeniu. Nawet w przypadku preparatów przeciwkaszlowych bez recepty zdania są podzielone co do skuteczności czy bezpieczeństwa stosowania. Najlepiej, jeśli to tylko możliwe, ewentualną listę uzgodnij z lekarzem pierwszego kontaktu.
Przypominamy listę leków objawowych lek. Jakuba Grabskiego. To faktycznie może pomóc łagodzić objawy i szybciej odzyskać formę: