Koronawirus odmienił nasze święta. Na pewno na gorsze?

Co roku eksperci podpowiadają, jak rozmawiać przy stole, by nie zepsuć atmosfery, nie rozgrzewać wojny polsko-polskiej. W wielu rodzinach nie ma już jednak takich świąt, celebrujemy je w mniejszym gronie. To źle?

Więcej świątecznych tematów na Gazeta.pl

Nie ma obaw, że wujek Heniek znowu zapyta cię, dlaczego nie wyszłaś za mąż czy o rodzeństwo dla Stasia, "biednego jedynaka". Zamiast świąt z dalszą rodziną możesz mieć takie, jakie lubisz. Jest koronawirus, który w wygodny i zrozumiały sposób wyjaśnia wszystko, również święta bez wujka Henryka. Dziś wręcz nietaktem, a przede wszystkim zagrożeniem dla bezpieczeństwa, okazują się rodzinne, wielopokoleniowe spędy. Niewykluczone, że tradycyjne święta już nie wrócą.

Nowe priorytety

Pandemia przewartościowała wszystko. Nie mogło się stać inaczej ze świętami. Spędzanie ich w gronie, w którym na co dzień mieszkamy, nie jest traktowane jako afront wobec bliskich. Rodzinne wyjazdy (najlepiej do wypoczynkowego domku, nie hotelu) coraz powszechniej uznawane są za dobry pomysł, a nie za zamach na tradycję. O skali zainteresowania spędzaniem świąt poza domem świadczy choćby fakt, że w polskich górach dodatkową zachętę do szczepień dla mieszkańców podsunęli turyści. Okazało się, że  liczni przyjeżdżający oczekują stworzenia na święta bezpiecznego otoczenia. I wówczas są gotowi naprawdę słono zapłacić za takie święta po nowemu.

Nawet w środku kryzysu pandemicznego pokolenie Z i milenialsi deklarowali "zaangażowanie w ulepszanie społeczeństwa". Niepewne czasy młodzi ludzie potraktowali jako okazję do zresetowania i zastanowienia się nad "nową normalnością". Pandemia wzmocniła pragnienie wspierania pozytywnych zmian na całym świecie i oczekiwanie, by stawiać ludzi przed zyskami. Priorytety to troska o środowisko naturalne, prawa mniejszości i sprawiedliwe wynagrodzenia pracowników (więcej na ten temat). Bez pomijania indywidualnych potrzeb.

W ten obraz trudno wpisać coroczne polskie waśnie przy stole, kłótnie z ciocią Basią o rezygnację z mięsa w diecie, przymus tłumaczenia się z osobistych wyborów. Już lepiej zostać w domu, jeść, co się chce i lubi, trochę odpocząć. Coraz więcej osób dochodzi do takich wniosków i raczej w świecie po pandemii koronawirusa niełatwo dadzą się znowu zapędzić w stare tory i zasady.

- To nieprawda, że wszyscy marzą o świętach z dziesięcioma wujkami naraz. Nie dla każdego ten czas to także szczególne doświadczenie religijne, bo obserwujemy właśnie eksodus młodych ludzi z Kościoła katolickiego w Polsce. Dla wielu osób to może być trudny czas, dla wielu nie. Wręcz przeciwnie - pojawia się okazja do uwolnienia - mówi dr Mateusz Grzesiak, psycholog, konsultant i wykładowca.

"Przez kompa jakoś tak głupio"

Wiele osób nadal chce spędzać święta z rodziną, ale różnie ją definiujemy. Dla jednego będą nią dalsi krewni, dla drugiego tylko rodzice i rodzeństwo, a dla trzeciego - wyłącznie partner i dzieci. Rodziny bywają dobre i złe. Nie musimy tym gorszym oddawać swojego wolnego czasu, okazji do wytchnienia. Koronawirus pozwolił wielu osobom na takie bardziej autonomiczne decyzje.

Co ważne, nie trzeba być blisko, żeby pokazać, że pamiętamy, że na kimś nam zależy. Niemal wszyscy, nawet najstarsi, szybko to zrozumieli. Wiele osób początkowo nieufnych, przełamało się i wykorzystuje dziś technologię, by być bliżej rodziny.

- Ważne, by jak najbardziej zminimalizować brak fizycznej obecności tych, których nam brakuje. To nieprawdopodobne, do czego zdolna jest ludzka jednostka, gdy chce zaspokoić autentyczne potrzeby. Nasi rodzice nagle radzą sobie z komputerami, komunikatorami, kamerkami, telefonami. Z pewnością zostanie z nami już na zawsze świadomość, że właściwie wszystko można załatwić przez internet. Także bliskość. Owszem, nie jest to rozwiązanie idealne - brakuje dotyku, zapachów, ale nasz mózg stymulowany dźwiękiem i obrazem także reaguje. Włączmy monitory i bądźmy cały czas obok siebie - radzi dr Grzesiak.

Niewątpliwy zysk z takich "nowych świąt" to fakt, że za pomocą urządzeń prowadzimy jednak inne rozmowy. Nie są zwykle okazją do plotek, ocen, nieuprzejmości. Jakoś nie ma klimatu i mamy świadomość, że rozmówca tak łatwo może się rozłączyć.

Zobacz wideo

A jeśli już zasiądziemy za stołem?

Polityka, światopogląd, pieniądze - tak się jakoś składa, że prędzej czy później przy świątecznych stołach pojawiają się te tematy. Niestety, to nie kończy się dobrze. Na ten wyjątkowy czas w roku lepiej zapomnieć wszystkim, co jest konfliktogenne i oparte o opinie. Tego nie da się rozstrzygnąć, obalić merytorycznie. Efekt: lawina słów, niezdrowych emocji, brak konkluzji.

Uwaga, temat koronawirusa jest równie śliski, jak pieniądze. Nie tylko ze względu na różne postrzeganie pandemii, spór o szczepienia i wprowadzane restrykcje. To przede wszystkim ogrom ludzkich tragedii. Bolesne wspomnienia, wciąż świeże. Traumy. Czasem mamy potrzebę się nimi dzielić, ale raczej w kameralnym gronie, intymnie.

Warto

Jeśli marzysz o udanych świętach, na pewno warto:

  • słuchać,
  • przytulać się, jeśli to domownicy i jest bezpiecznie,
  • okazywać zainteresowanie,
  • motywować,
  • wspierać,
  • dzielić się unikalną wiedzą, opartą o ciekawe badania, doświadczenia, odkrycia,
  • po prostu być, nie tylko ciałem.

Nie warto

Jeśli ma być miło, nie warto:

  • dawać rad, bo nie jesteśmy w pracy czy szkole,
  • plotkować,
  • pouczać,
  • krytykować,
  • porównywać,
  • dominować,
  • dramatyzować,
  • wypominać.

Tylko tyle i aż tyle. I pięknie będzie! Wesołych świąt.

Więcej o: