Mądry Polak po szkodzie? Znowu się szczepimy!

To już nie tylko nadzieja czy chwilowy pik. Polacy ruszyli do punktów szczepień po ochronę przeciw COVID-19. Nie tylko ci przekonani, czyli już po trzecią dawkę, ale także tacy, dla których to jest pierwszy raz. Późno? Oczywiście, że tak. Ale lepiej późno niż wcale.

Więcej o aktualnej sytuacji w punktach szczepień na Gazeta.pl

Jeszcze w październiku alarmowaliśmy, że punkty szczepień świecą pustkami. Nasza relacja z punktu Vaxmed przy ulicy Sosnkowskiego w Warszawie robiła więcej niż przygnębiające wrażenie. Chociaż było już jasne, że IV fala pandemii jest nieunikniona, szczepieniem przeciw COVID-19 nie byli szczególnie zainteresowani nawet ci, którzy mieli już prawo do przyjęcia trzeciej dawki.

Koniec listopada i początek grudnia to już zupełnie inna rzeczywistość. Niestety, wzrost zainteresowania szczepieniami pokrywa się z lawinowym wzrostem zachorowań i wreszcie zgonów. Pogorszenie się sytuacji epidemicznej to zrozumiała motywacja, ale trudno nie odczuwać żalu, że wcześniej nie znalazła się inna, mniej dramatyczna.

Rośnie, rośnie!

To jest znacząca zmiana. W środę 8 grudnia w Polsce zaszczepiło się prawie 250 tysięcy osób, średnia z ostatniego tygodnia przekracza 213 tysięcy dziennie. Jeszcze parę tygodni temu normą było szczepienie w całym kraju łącznie ok. 20 tysięcy, a nawet mniej, osób. Obecnie dzienne wyniki jednego województwa niejednokrotnie przekraczają statystyki niedawno typowe dla całej Polski. Oczywiście, są województwa (np. świętokrzyskie, podlaskie), w których i teraz dzienne osiągi nie są imponujące, ale także przekraczają kilka tysięcy. Małopolskie może pochwalić się niemal 20 tysiącami zaszczepionych jednego dnia, podkarpackie prawie dziesięcioma tysiącami.

Uwaga! To nie są tylko osoby, które przychodzą po dawkę uzupełniającą czy przypominającą, potocznie nazywaną trzecią. Lekarze przyznają, że 40-60 proc. zgłaszających się obecnie do punktów to osoby, które decydują się na pierwszą dawkę. Wcześniej nie przekonały ich hulajnogi, loterie, sms-y, informacje w mediach, prośby i groźby najbliższego otoczenia. Teraz, gdy Polska oficjalnie przez COVID-19 straciła już niemal 90 tysięcy obywateli (w tym 41,5 tysiąca w 2020 roku i kolejne ok. 30 tysięcy w pierwszej połowie 2021 roku, czyli przed wprowadzeniem powszechnych szczepień), znajdują się nowi chętni, by jednak się ratować.

Coraz częściej stoją w kolejkach, muszą umawiać się na terminy dostępne dopiero za kilka dni, a punktu szczepień nie mają w najbliższej okolicy (wiele punktów zamknięto przez brak zainteresowania szczepieniami). Tylko nieliczni się jednak tym denerwują. Wśród szczepionkowych debiutantów świadomość znaczenia uciekającego czasu bywa dość ograniczona.

Dawka przypominająca i dawka uzupełniająca - czym się różnią?

Jednak restrykcje

Co odczarowało myślenie tysięcy Polaków o szczepieniach? Nie ma jeszcze na ten temat wiążących badań, ale nie jest tajemnicą, że proszczepionkowy trend startował przy niemieckiej granicy. Gdy Niemcy wprowadzały kolejne ograniczenia dla niezaszczepionych i zaczęły wymagać paszportów covidowych od pracowników (także dorywczych), opór nieprzekonanych do szczepień zaczął słabnąć.

W regionach, gdzie poziom zaszczepienia jest wyjątkowo niski, potencjalni turyści zaczęli rezygnować z rezerwacji, co zachęciło tamtejszych mieszkańców do zmiany wizerunku. Małopolskie gminy jak Zielonki czy Michałowice zaczęły ścigać pod względem wyszczepienia największe miasta. Osoby niezaszczepione zderzyły się z rzeczywistością ograniczenia możliwości wyjazdów za granicę, także na święta. Konieczność regularnego wykonywania testów czy brak możliwości wejścia do lokalu gastronomicznego podczas urlopu dla wielu okazała się motywująca do "zaryzykowania" ze szczepieniem.

Lekarze w punktach szczepień raczej nie wypytują, dlaczego ktoś teraz wreszcie się zdecydował. Obawiają się, że to mogłoby być odebrane jako jakaś forma ataku. Cieszą się z każdej przekonanej osoby, chociaż przyznają, że jest całkiem spora grupa, która sama wyjaśnia zmianę postawy. Zwykle w niezbyt uprzejmy sposób te osoby przyznają, że "zostały przymuszone". Najczęściej w pracy, gdzie koledzy sugerowali, że nie chcą się od nich zakazić czy wykonywać ich obowiązków, kiedy się "rozłożą na dłużej".

Z nami też niechętnie rozmawiali ci, dla których to miała być pierwsza dawka. Najczęściej zdawkowo odburkiwali, że "bo tak". Młody mężczyzna oznajmił tylko: "zgon w rodzinie" i nie chciał dalej rozmawiać. Młoda pielęgniarka przyznała, że pracuje w prywatnej placówce medycznej i spotyka się ze sporą nieprzychylnością koleżanek.

- Niby oficjalnie jeszcze pracodawcy nie ścigają, a jednak wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Chcę mieć po prostu spokój - mówi.

Wszyscy rozmówcy zgodnie przyznali, że są przeciwni restrykcjom i przymusowi, ale że gdyby taki był już dawno, zaszczepiliby się wcześniej.

Zobacz wideo

Co z tego będzie?

Oczywiście, jesteśmy już w szczycie IV fali. Ktoś, kto zaszczepi się teraz, może już nie uniknąć zakażenia o ciężkim przebiegu, a nawet zgonu. Podobnie zresztą jak ci, którzy wstrzymują się z decyzją o przyjęciu drugiej/trzeciej dawki. Szczepionki potrzebują czasu, by w pełni działać, a potem z czasem ich ochronna funkcja maleje. Tak jest i dziś nic się na to nie poradzi. Warto maksymalnie, w miarę możliwości, korzystać z ich obronnej mocy. Bez szczepień rokowania są gorsze co do zakażenia, przebiegu i zgonu z powodu COVID-19. To powinna być wystarczająca motywacja.

Już za późno na szczepienie? Dla niektórych być może tak. Wielu osobom wciąż szczepienie może uratować życie, dlatego nie czas żałować wcześniejszych decyzji. Warto działać nie tylko we własnym interesie.

Prawdopodobnie będzie V fala. Możliwe, że jak przy grypie, potrzebne będą kolejne szczepienia czy przyjęcie dawek zmodyfikowanych pod kolejne mutacje koronawirusa, o których jeszcze nie wiemy. Wyścig zbrojeń: wirus kontra medycyna trwa. Cieszmy się, że nie przegrywamy w tej wojnie definitywnie. Mamy szczepionki, mamy coraz doskonalsze leki. Dotrwajmy do lepszych czasów.

Jedyne, co możemy robić, to ograniczać ryzyko, chociaż pełnej gwarancji nikt nam nie da. Szczepionka nie jest źródłem nieśmiertelności. Niezaszczepieni mają jednak mniejsze szanse wyjść cało z tej pandemii. W zasadzie można byłoby im "pozwolić korzystać z wolności", jak chcą rządzący, gdyby nie fakt, że stanowią jednak zagrożenie dla otoczenia i nie pozwalają nam wszystkim wrócić do normalności.

Więcej o: