Świadomi zagrożeń czy już uzależnieni od covidu? Gdy pandemia kieruje twoim życiem

Nie zasnę, bo covid. Nie wstanę, bo covid. Nie odwiedzę babci, nie poszukam pracy, rzucę studia. Pandemia determinuje wiele naszych decyzji i niejednokrotnie ma to racjonalne uzasadnienie. Wszystko jednak ma swoje granice, niekoniecznie cienkie. Pytamy specjalistów, kiedy zaczyna się prawdziwy problem.

Covidoza to jednostka chorobowa, której oficjalnie nie ma, przynajmniej na razie, chociaż zapewne wiele osób spotkało kogoś, kto przejawia jej symptomy.

Magda, 30-letnia nauczycielka, każdy dzień zaczyna od sprawdzenia statystyk zgonów. Chociaż niby wie, że raporty pojawiają się raz na dobę, zagląda do nich co kilka godzin ("może będzie korekta danych?"). Dla pewności - sięga do różnych źródeł.

45-letni Bartek wykonuje zawód wymagający bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Martwi się głównie o siebie i o to, czy już covid złapał. Regularnie sprawdza ciepłotę ciała, saturację i tętno. O galop serca przyprawia go każde kaszlnięcie czy kichnięcie ("może to już?"). Ostatnio jest skoncentrowany na nietypowych objawach chorobowych, charakterystycznych dla mutacji. Przecież to nie jest wszystko jedno, którą się ma, nawet teoretycznie.

Renata, pięćdziesięciolatka z Gdańska, utknęła w samotności podczas pierwszego lockdownu i tak już zostało. Ostatnia przyjaciółka ulotniła się bezpowrotnie, gdy poprosiła ją, żeby podczas odwiedzin spryskała ubranie i włosy płynem dezynfekującym. Dziwne, że w ogóle przyszła, bo Renata niechętnie zgodziła się na spotkanie. Niby nie należy do grupy podwyższonego ryzyka, ale z domu praktycznie nie wychodzi. Zakupy robi zdalnie i prosi, żeby kurier zostawił je pod drzwiami. Odkaża każde opakowanie. Jeśli już musi otworzyć drzwi, nie zapomina o zdezynfekowaniu klamek i dzwonka.

Czujesz, że coś jest nie tak z tymi osobami? Prawdopodobnie nie doświadczasz covidozy.

Naciągany problem

Według psychiatry, dr. Macieja Klimarczyka, w ogóle nie potrzebujemy wprowadzać żadnego nowego pojęcia, by ocenić zdrowie psychiczne u takich osób. Covid to jedynie czynnik wyzwalający inne problemy, a medykalizowanie ich zachowań w wielu przypadkach może okazać się przesadą:

- Byłbym bardzo ostrożny, żeby mówić o "uzależnieniu od covidu". Nie zauważam takiego zjawiska na masową skalę. Równie dobrze moglibyśmy mówić o uzależnieniu od doktora Googla. Są przecież osoby, które nadmiernie korzystają z wyszukiwarek, w celu sprawdzania różnych informacji zdrowotnych. Covid może być jedną z nich. Wielu ludzi sprawdzało dane dotyczące covidu podczas lockdownu, ale teraz problem ten ma, powiedziałbym, normalne nasienie.

Zawsze były i będą osoby z wysokim poziomem lęku, które stosują dwa częste w tym stanie mechanizmy obronne: nadmierną kontrolę i unik. Zatem - są też osoby, które z powodu covidu unikają różnych aktywności, ale czy jest to zachowanie dysfunkcyjne? To zależy. Jeśli powoduje straty, można tak je oceniać. Z drugiej strony - czasem zachowanie unikające (np. tłumu, podróżowania, praca w domu itp.) - okazuje się bardzo racjonalne, szczególnie w okresie wzrostu zachorowań

- podkreśla specjalista.

Zarządzani przez pandemię

Nic w tym dziwnego, że pandemia, która jest zjawiskiem wielowymiarowym, istotnym nie tylko w aspekcie zdrowotnym, ale też społecznym, politycznym, kulturowym czy gospodarczym, determinuje podejmowane decyzje życiowe.

- Gdy zostajemy rodzicami, niejednokrotnie dopada nas dzieciocentryzm o różnym nasileniu. Planując wakacje, wybieramy przede wszystkim miejsce atrakcyjne dla dziecka. Odwiedzamy restauracje, w których dzieci są mile widziane. Dziecko wpływa na nasze decyzje podczas zakupów itd. Teraz na pierwszy plan wysuwa się pandemiocentryzm, czyli decyzje podejmowanie są w oparciu o to, co się z pandemią dzieje. Kiedyś w pierwszej kolejności analizowaliśmy, czego chcemy. Teraz najpierw sprawdzamy, jak wygląda sytuacja pandemiczna, a dopiero potem zastanawiamy się, czego chcemy - tłumaczy dr Mateusz Grzesiak**, psycholog i terapeuta.

Konsekwencje takiej zmiany są poważne, bo rządzi nami zjawisko zmienne jak pogoda, w znacznym stopniu nieprzewidywalne. Przekładając się na organizację szkół, transportu, pracy, wprowadza w nasze życie chaos i brak możliwości podejmowania długofalowych decyzji.

- Skurczyła się linia czasu. Zamiast planować, co zamierzamy zrobić za rok, pięć lat, zaczęliśmy żyć z kwartału na kwartał, a w 2020 roku, gdy wiedza o koronawirusie była znikoma, nawet z dnia na dzień - przypomina dr Grzesiak.

To sytuacja kryzysowa na niespotykaną skalę. Nic dziwnego, że wiele osób wpadło w swoiste odrętwienie i z trudem podnosi się z porażek, a wszelkie niepowodzenia usprawiedliwia koronawirusem. Myślenie kryzysowe zazwyczaj jest bardziej obronne niż kreatywne. Tymczasem przeczekanie to żadne rozwiązanie.

Przerzucanie odpowiedzialności

Kiedy coś nie wychodzi, niechętnie bierzemy odpowiedzialność na siebie. Łatwiej przerzucić ją na innych ("to nie ja zaspałem, to żona wyłączyła budzik"), a jeszcze lepiej na czynniki zewnętrzne ("padało, więc tramwaj nie przyjechał na czas"). Niektórzy obwiniają głównie siłę wyższą ("mam pecha, los mi nie sprzyja"). Z taką argumentacją trudno dyskutować, ale też nie pomaga w znajdowaniu rozwiązań. Dopóki nie zauważymy, że ustawienie budzika czy odpowiednio wczesne wyjście z domu przed ważnym spotkaniem to przede wszystkim nasza sprawa, będziemy się spóźniać regularnie, a wiara w fatum raczej nie spotka się ze zrozumieniem pracodawcy czy kontrahenta. Tymczasem epidemia koronawirusa stała się niebezpieczną mieszanką prawdziwego czynnika zewnętrznego, który trzeba uwzględniać, i siłą wyższą, którą da się usprawiedliwić wszystko. To blokuje rozsądną analizę, a bez właściwej diagnozy nie mamy szans na podejmowanie dobrych decyzji i naprawę błędów.

Oczywiście, sporo osób naprawdę straciło pracę z powodu epidemii, zwłaszcza w sektorach, które nie mają przyszłości w obecnej sytuacji. Kłopoty można było przewidzieć, a jednak wielu postawiło na przeczekanie i wiarę w naturalną odmianę złej karty. Teraz uważają, że właściwy moment minął, więc na przebranżowienie czy inne działania jest już za późno. Konsekwentnie chowają głowę w piasek. Tymczasem adaptacja do zmiennych warunków to nie jest kwestia wyboru, tylko konieczność w strategii przetrwania.

Pandemia w określonych aspektach z nami zostanie już zawsze, nawet jeśli nie będzie zakażeń. Pewne zmiany są nie do cofnięcia. Wyrobiliśmy sobie nowe nawyki, a te nie zmieniają się łatwo. Można to zaobserwować choćby w handlu czy na rynku pracy. Pracownicy nie chcą wracać do biur, klienci doceniają zakupy online. Osoby zajmujące się wynajmem pomieszczeń czy handlem muszą to uwzględniać w swoich planach. Na samą zmianę nie mieli wpływu, ale na to, jak się w nowej rzeczywistości odnajdą już tak.

Wiedzieć i działać

Czy wykrycie błędów i opracowanie strategii na wiedzy to już przepis na sukces, nawet w ciężkich czasach? Tylko wtedy, gdy konsekwentnie wdrożymy ją w życie. Z tym jest problem.

- Nie mamy konkretnych badań dotyczących covidu w tym zakresie, ale z pewnością możemy posłużyć się analogią, wykorzystując obserwacje prof. Heike Bruch z St. Gallen University, dotyczące pracowników korporacji i ich efektywności - mówi Mateusz Grzesiak i zwraca uwagę, że wykazało ono, iż zaledwie jeden na 10 pracowników dokładnie wie, co powinien robić w pracy i rzeczywiście to robi. Aż 40 proc. pracowników cierpi na korporacyjne ADHD, czyli pozornie ciężko pracuje, raportuje, chce się wykazać, a w rzeczywistości kręci w kółko bez większego sensu, zupełnie nie rozumiejąc celu podejmowanych działań. 20 proc. ten cel zna, ale go nie realizuje. Reszta nie rozumie celu i się nie wysila. Pewne postawy w pandemii są podobne, a każdej porażki nie można tłumaczyć po prostu covidem, tylko też innymi czynnikami - m.in. brakiem kompetencji społecznych. Covid to nowe narzędzie, które wykorzystujemy w relacjach społecznych. Bywa prawdziwym usprawiedliwieniem wielu sytuacji, ale też sprzyja nadużyciom i zniekształceniom poznawczym. Wiele zależy od tego, kto narzędzia używa. Zdarza się, że z pracownikiem rzeczywiście trzeba się rozstać z powodu redukcji, ale covid może też być okazją do pozbycia się osoby nieefektywnej. Pracodawcy łatwiej zrzucić winę na covid niż podać prawdziwe powody i pracownikowi łatwiej przyjąć do wiadomości taką wersję, bo nie uderza w samoocenę.

Specjaliści mają co robić

Życie z covidem to nowa norma. Trzeba ją zaakceptować i większość to zrobi. Nasz gatunek ma niezwykłe zdolności adaptacyjne.

Dlaczego więc gabinety psychiatrów i terapeutów się zapełniły?

- Covid przyczynił się do wystąpienia pełnoobjawowych zaburzeń lękowych czy depresyjnych u wielu osób. Wynika to z różnych czynników - doświadczamy silnych emocji, napięć, zmiana tryb życia została na nas wymuszona, ograniczyliśmy rekreację, wielu zwiększyło spożycie alkoholu, nie poradziło sobie z bodźcami, którymi jesteśmy bombardowani przez media itp. Zatem covid jak najbardziej jest czynnikiem pogorszenia się stanu psychicznego, ale nie określiłbym go jako częstego źródła uzależnienia - kończy dr Klimarczyk.

* Dr n. med. Maciej Klimarczyk (na zdjęciu w naszej galerii, na górze artykułu) jest specjalistą psychiatrą, specjalistą seksuologiem, psychoterapeutą. Stopień doktora nauk medycznych uzyskał na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym - praca doktorska na podstawie badań nad lękiem napadowym. Współautor książek: "CHAOS W GŁOWIE - mózg i życie", opisującej mechanizmy działania ludzkiego mózgu oraz ich nieprzewidywalność, a także "Neurologia kliniczna w praktyce - homeostaza mózgu". W tym roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się jego debiutancka powieść, thriller psychologiczny pt. "Śpiewaczka".

** Dr Mateusz Grzesiak (na zdjęciu w galerii) - z zawodu wykładowca, konsultant i terapeuta. Ma trzy doktoraty, w dyscyplinach: zarządzanie, pedagogika i psychologia. Specjalizuje się w nauczaniu umiejętności miękkich, które naukowo klasyfikuje i praktycznie modeluje, dostarczając je w formie szkoleń i konsultacji. Napisał 24 książki, wykładał w siedmiu językach, jego profile społecznościowe mają w sumie blisko 800 tysięcy fanów.

Więcej o: