Koronawirus: Targ w Wuhan czy wyciek z laboratorium. Naukowcy kontra teorie spiskowe

Dlaczego wyjaśnienie skąd się wziął SARS-CoV-2 i jak zakaził ludzi jest takie ważne? Przede wszystkim dlatego, że odkrycie źródła wirusa pomogłoby w zapobieganiu podobnym epidemiom w przyszłości. Ponadto, jak mają nadzieję naukowcy, ukróciłoby spekulacje i oskarżenia o spisek czy tuszowanie dowodów kierowane w stronę ekspertów.

Międzynarodowy zespół naukowców, w tym z USA, Kanady, Australii, Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i Chin, dokonał przeglądu aktualnych dowodów naukowych na temat pochodzenia SARS-CoV-2 i opublikował swój raport w serwisie zenodo.org (artykuł jest jeszcze przed naukową recenzją).

To nieprawda, że nie wiemy, skąd wziął się wirus. Nie wiemy tylko, jak przeskoczył na ludzi

- powiedział BBC prof. David Robertson, wirusolog z Glasgow University, który jest jednym z 21 autorów raportu.

Właściwie jest niemal pewne, że zanim SARS-CoV-2 przeniósł się na ludzi, krążył wśród nietoperzy wywołując u nich niegroźną chorobę. Uważa się, że to tam znajduje się rezerwuar nowego koronawirusa, chociaż - jak dotąd - nie znaleziono ostatecznego dowodu, czyli nietoperza zakażonego COVID-19 i pierwszego przypadku infekcji wśród ludzi (tzw. pacjenta "zero").

- I być może, nigdy go nie znajdziemy - ostrzegają naukowcy. Nie oznacza to jednak, że nie dysponujemy żadnymi dowodami pośrednimi.

Spory ekspertów to część procesu naukowego

Biologiczne właściwości SARS-CoV-2 są bardzo podobne do tych, jakimi charakteryzują się "dzikie" koronawirusy powszechne wśród nietoperzy, które nauka bada od dłuższego już czasu. Pierwszą epidemię SARS w Chinach, sprzed 18 laty wywołał wirus odzwierzęcy pochodzący od nietoperzy (co wykazano kilka lat później) wyizolowany z ciała cywety palmowej (ssak z rodziny wiwerowatych). I to te zwierzęta uważa się za gatunek pośredni, z którego wirus SARS mógł przenieść się na człowieka. Wtedy na szczęście epidemię szybko zdławiono.

Teraz jednak nie wiemy, jaki pośredni gatunek zwierzęcia zakaził nas COVID-19. Mimo to, wiele mocnych dowodów wskazuje na chińskie tzw. mokre rynki, sprzedające żywe, w tym dzikie zwierzęta. To tam, najprawdopodobniej doszło do pierwszych infekcji. Zatłoczone, niehigieniczne rynki zwierząt, to idealne warunki do rozsiewania się zarazków, pochodzących ze świata dzikiej przyrody. Jak oszacowano, tylko na rynku w Wuhan, w ciągu ostatnich 18 miesięcy sprzedano około 50 tys. zwierząt należących do 38 różnych gatunków.

Naukowcy uważają, że hipoteza o odzwierzęcym pochodzeniu COVID-19 jest stosunkowo dobrze udokumentowana. Naturalne rozsianie się wirusa, pochodzącego z "mokrego" rynku w Wuhan, ma więc najwięcej zwolenników wśród ekspertów. Jak wiadomo, także Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała taką hipotezę za bardzo prawdopodobną.

Podejrzenia, że wirus przypadkowo wymknął się z laboratorium w Wuhan (które na co dzień prowadzi badania nad wirusami nietoperzy) bardzo tutaj namieszały. Jest to możliwa, chociaż najmniej prawdopodobna droga, jak zgadzają się autorzy raportu WHO, a także artykułu z zenodo.org.

Naukowcy są też na ogół zgodni co do tego, że nic nie wskazuje na to, aby oryginalny SARS-CoV-2 był efektem manipulacji genetycznych człowieka, czyli sztucznie stworzony. Dyskusja na ten temat jednak nadal się toczy, co w świecie nauki jest normalne i oczywiste. Przykładem są poglądy prof. Davida Relmana z Uniwersytetu Stanforda, który wraz z kilkoma innymi naukowcami w liście do czasopisma "Science" zwrócił uwagę na pewne niejasności w raporcie WHO.

- Jako naukowcy, posiadający odpowiednią wiedzę fachową, zgadzamy się z dyrektorem generalnym WHO, Stanami Zjednoczonymi i 13 innymi krajami oraz Unią Europejską, że większa jasność co do pochodzenia tej pandemii jest konieczna i możliwa do osiągnięcia. Musimy poważnie traktować zarówno hipotezy dotyczące naturalnych, jak i laboratoryjnych źródeł pochodzenia wirusa, dopóki nie będziemy mieli wystarczających danych, aby to rozstrzygnąć - napisał prof. Relman i jego koledzy w "Science" w maju tego roku.

Spór zyskał także wymiar polityczny i to nie jest dobra wiadomość - podkreślają autorzy najnowszego raportu.

Zobacz wideo Dlaczego Polacy nie chcą się szczepić na COVID?

Ataki na naukowców

Wyciek z laboratorium czy naturalne rozlanie się wirusa? - to pytanie rozpaliło niejedną dyskusję w mediach społecznościowych. W dodatku wielu naukowców wyraźnie obstaje przy tezie, że nic nie wskazuje na to, aby SARS-CoV-2 został "stworzony" w laboratorium, lecz jest naturalnego pochodzenia. Choćby w czasopiśmie "Lancet", gdzie opublikowali oświadczenie, w którym sprzeciwili się nienaukowym teoriom. 26 badaczy podpisało się pod zdaniem: "Jesteśmy razem, aby zdecydowanie potępić teorie spiskowe sugerujące, że COVID-19 nie ma naturalnego pochodzenia".

Oliwy do ognia dolewali politycy, którzy podkreślali widoczną niechęć do otwartej współpracy ze strony Chin. Rząd USA prowadzi obecnie własne śledztwo na temat pochodzenia koronawirusa, zlecone agencji wywiadowczej. Jednocześnie trwa burza medialna. Naukowcy, którzy publicznie przyznali, że ich zdaniem nie ma dowodów na wyciek z laboratorium, stali się ofiarami nienawistnych ataków, szczególnie brutalnych na portalach społecznościowych. Kilku z nich, jak podaje BBC, zastanawia się nawet nad wycofaniem się z badań nad problemem pochodzenia wirusa z powodu nękania i oskarżeń o tuszowanie danych.

Aby móc dalej pracować, naukowcy potrzebują też współpracy ze strony władz chińskich. - Strona chińska musi być znacznie bardziej otwarta i udostępnić wszystko, co wiadomo im na temat początków epidemii w Wuhan - podkreśla prof. Stuart Neil z King's College London, współautor raportu.

Źródła: BBC News, zenodo.org, Science, WHO

Więcej o: