Europejska Agencja Leków (EMA) i Amerykańska Federacja Żywności i Leków (FDA) wydały pozytywne opinie o leku sotrovimab. W USA jest już zezwolenie na "stosowanie preparatu w nagłych wypadkach", w Europie powinien być wkrótce dopuszczony do obrotu (po zakończeniu tzw. przeglądu ciągłego leku). Lek przeznaczony jest przede wszystkim do stosowania u osób z COVID-19, które nie wymagają jeszcze hospitalizacji, ale należą do grupy ryzyka ciężkiego przebiegu choroby i zgonu. Z badań klinicznych wynika, że sotrovimab zmniejszył ryzyko hospitalizacji lub zgonu o 85 proc. w porównaniu z placebo.
Ponieważ lek zawiera przeciwciała (immunoglobuliny) monoklonalne, należy do leków podobnych do tego, który opracowano w lubelskim Biomedzie. Trudno w tych okolicznościach o polski lek nie zapytać, zwłaszcza że po ogromnej fali zainteresowania w ubiegłym roku trochę chyba o nim zapomniano.
Immunoglobulina Biomedu Lublin Anty-SARS-CoV-2 jest wytwarzana z osocza ozdrowieńców i zawiera przeciwciała neutralizujące wirusa. Sotrovimab to dzieło inżynierii genetycznej. Nie zawiera przeciwciał pochodzenia mysiego, jak Regeneron, lek, który podobno miał jesienią 2020 roku przyjąć Donald Trump (takie często wywoływały skutki uboczne). Nowy lek opiera się na lepiej tolerowanych monoklonalnych przeciwciałach chimerycznych, częściowo ludzkich. Do wytworzenia takiego preparatu nie trzeba gromadzić ogromnych ilości osocza (jak w przypadku leku Biomedu), bo potrzebne przeciwciała są klonowane.
Lek z Biomedu Lublin według specjalistów rokował lepiej od leków opartych o przeciwciała pochodzenia mysiego. Gdy porównujemy go jednak do tych zawierających przeciwciała monoklonalne chimeryczne, jak sotrovimab, przewaga już nie jest taka wyraźna (chociaż ciągle dostrzegalna).
Niewątpliwą wadą polskiego leku, opartego o osocze ozdrowieńców, jest sama konieczność pozyskiwania osocza - jego dostępność, procedura pobrania, transport. Zaletą fakt, że wykorzystuje się naturę i szansa powodzenia terapii wydaje się naprawdę spora. Zbieramy osocze od ludzi, którzy mają lepszą odporność i potem tę odporność "przeszczepiamy" słabszym jednostkom. Proste i logiczne, i działa w przypadku wielu chorób.
Dlaczego wszystkiego nie leczymy takimi naturalnymi immunoglobulinami? Bo zazwyczaj to jednak skomplikowane i drogie.
Lubelska technologia została już sprawdzona przy produkcji innych preparatów, choćby preparatów immunoglobuliny anty-D, stosowanej w zapobieganiu konfliktowi serologicznemu. Specjaliści z Lublina, przez analogię, zakładali, że lek będzie nie tylko pomagał zakażonym i chorym na COVID-19, lecz także pozwoli uzyskać odporność tym, którzy z wirusem jeszcze się nie zetknęli. Oczywiście te plany realnie upadły, skoro są szczepionki przeciw wirusowi SARS-CoV-2 - łatwiej dostępne i skuteczne.
Oczywiście, to nie szczepionki sprawiły, że lek nie trafił do obrotu w lutym 2021 roku, jak jesienią ubiegłego roku przewidywał ówczesny prezes zarządu Biomed Lublin S.A. Marcin Piróg.
Możliwość szczepień nie zmienia faktu, że świat nadal czeka na skuteczny preparat przeciw COVID-19, a rynek wchłonie różne, dobre leki, jeśli tylko się pojawią. Preparat Biomedu ma przede wszystkim pomagać chorym, a jego rola profilaktyczna była traktowana przyszłościowo. Wciąż jednak trudno powiedzieć, czy polski lek osoczopochodny kiedykolwiek trafi do pacjentów.
Generalnie znacznie osłabła ogólna wiara w przeciwciała z osocza, bo duże badania kliniczne nie potwierdziły ich skuteczności w leczeniu COVID-19. Dar ozdrowieńców jednak nie zmienił wskaźników śmiertelności ani nie wpłynął znacząco na wyniki kliniczne pacjentów.
Czy to oznacza, że lek oparty o osocze także kiepsko rokuje? Niekoniecznie. W leku można precyzyjnie określić stężenie przeciwciał i je modyfikować, w zależności od odpowiedzi na leczenie. W przypadku czystego osocza nie było takiej możliwości, stąd przez długi czas mieliśmy tylko badania orientacyjne, obserwacje i brak wiedzy, czym tak naprawdę leczeni są chorzy. Lek z Biomedu ma zresztą przewagę nad osoczem także w innych aspektach. Nie jest choćby potrzebna zgodność tkankowa chorego i biorcy, a wydajność z pozyskanego materiału jest większa. Od ok. 280 dawców powstało 4000 dawek (po trzy dawki dla jednego pacjenta) leku. Przy podawaniu klasycznego osocza jeden chory potrzebuje dwóch zgodnych tkankowo dawców.
Problemy z osoczem również nie są przyczyną braku leku na rynku. Wyniki przeprowadzonej jesienią ubiegłego roku analizy aktywności przeciwwirusowej immunoglobulin zawartych w preparacie wytworzonym przez Biomed są bardzo obiecujące. Pokazały, że lek działa kilkukrotnie bardziej skutecznie niż czyste osocze ozdrowieńców. Prof. Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, współpracujący przy projekcie m.in. z prof. Elżbietą Lachert z Instytutu Hematologii i Transfuzjologii, podkreślał jednak, że takie wyniki badań laboratoryjnych wciąż nie gwarantują ostatecznego sukcesu. Potrzebne są rozstrzygające badania kliniczne.
Badania kliniczne rozpoczęły się jeszcze w ubiegłym roku, a ich końca na razie nie widać. Piotr Fic, p.o. prezesa zarządu Biomed Lublin, podkreśla, że firma nie ma już realnego wpływu na postępy prac. Przypomniał, że za projekt, który ma zakończyć się rejestracją skutecznego i bezpiecznego leku, odpowiada konsorcjum, w skład którego wchodzą Biomed i instytucje naukowo-badawcze.
Według Piotra Fica role w konsorcjum zostały podzielone w następujący sposób:
IHiT i Biomed Lublin już dawno zrealizowali swoje zadania. Produkt do niekomercyjnych badań klinicznych został wytworzony jeszcze w III kwartale 2020.
Badanie kliniczne nadal jest w toku. Rekrutacja założonej, niezbędnej do realizacji projektu badawczego liczby pacjentów, przebiega wolniej, niż zakładano. Wnioski zostaną zaprezentowane dopiero po spełnieniu warunku uczestniczenia w projekcie określonej liczby pacjentów, spełniających konkretne kryteria
- informuje w imieniu szpitala jego rzeczniczka Anna Guzowska.
Przedstawiciele lubelskiej placówki wyjaśniali w mediach, że potężne uderzenie trzeciej fali bardzo utrudniło im zadanie.
- W momencie, kiedy trafiają do nas pacjenci w bardzo ciężkim stanie, oni nie spełniają kryteriów włączenia do badania. Od razu mówiliśmy, że to nie jest preparat dla pacjentów w stanie krytycznym. A niestety w dalszym ciągu ludzie trafiają do szpitala za późno. Z saturacjami rzędu 70-80 procent, kiedy lek o potencjalnym działaniu przeciwwiusowym już nie jest tak istotny - mówił w Radiu Lublin prof. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK 1.
Skoro odczuwamy aktualnie epidemiczną odwilż, jest prawdopodobne, że badania ruszą z kopyta? To nie jest takie pewne. Zaczęły się przecież przed wzmożeniem ciężkich zachorowań i wcale nie postępowały wtedy ekspresowo. Nieoficjalnie mówi się, że chorzy, którzy spełniają kryteria udziału w badaniu klinicznym, niechętnie się na nie godzą. Tymczasem dopóki nie zostanie przebadana odpowiednia liczba chorych, nie można ani przewidywać realnej skuteczności leku, ani przejść do kolejnego etapu, czyli jego ewentualnej rejestracji. Prof. Tomasiewicz zapowiada możliwość włączenia się do badań kolejnych placówek medycznych w Warszawie, Krakowie, Bydgoszczy, co zwiększyłoby szansę na ich zakończenie.
Pozostaje nam tylko czekać i wierzyć, że uda się przed czwartą falą. Najlepiej, żeby tej fali nie było, a lek okazał się skutecznym i czekał na chorych. Tylko tak na wszelki wypadek.