"Jak nie chcą, niech się nie szczepią. Będzie więcej szczepionek dla nas" - to częste komentarze tych, którzy są zdecydowani skorzystać z możliwości szczepienia przeciw COVID-19 i wciąż czekają na swoją kolej. Niestety, nie tędy droga.
W Polsce do 20 kwietnia 2021 roku wykonano ponad dziewięć milionów szczepień. Niby nieźle, ale wciąż daleko nam do odporności stadnej, czyli sytuacji, gdy wirus nie może się swobodnie szerzyć w populacji. Ta w przypadku COVID-19 jest oceniana na poziomie 70 proc. - tyle osób musi przejść szczepienie lub infekcję (chociaż wciąż trudno przewidzieć, jak długo utrzymuje się odporność po przechorowaniu u konkretnej osoby).
Zważywszy na to, że 18 proc. naszego społeczeństwa to nieletni, którzy nie podlegają szczepieniom, a szczepionki najczęściej dają bardzo wysoką odporność dopiero po drugiej dawce, muszą zaszczepić się prawie wszyscy dorośli Polacy. Tym bardziej że po piętach depczą nam już coraz groźniejsze mutacje, a ozdrowieńcy chorują ponownie coraz częściej. Zresztą w przypadku wirusa oddechowego, w czasach powszechnej migracji, jako populację trzeba realnie traktować cały świat. Tymczasem są całe kraje, które szczepień nie planują.
Odpowiedzialne, solidarne podejście do szczepień to realnie skuteczne narzędzie do walki z koronawirusem, które wcale nie daje gwarancji rozwiązania problemu, a jedynie nadzieję i czas na znalezienie skutecznego sposobu pokonania pandemii. WHO wyraźnie podkreśla, że ostateczny próg odporności stadnej wciąż jest "obiektem badań", Pfizer zapowiada potrzebę trzeciego szczepienia i być może szczepień co roku, choćby dlatego, że pojawiają się mutacje, które "wymykają się przeciwciałom odpornościowym".
Jeśli do tych zagrożeń dołożymy unikanie szczepień przez osoby do nich uprawnione, robi się więcej niż niebezpiecznie. Każda osoba, która rezygnuje ze szczepienia, nie tylko naraża siebie i innych niezaszczepionych. Jest też potencjalnym rezerwuarem dla kolejnej mutacji, która może zagrozić wszystkim innym.
Liczba osób, które deklarują chęć szczepienia w Polsce, nie jest stała. Tak jak są zdeklarowani przeciwnicy i zwolennicy szczepień, pozostaje spora grupa, która w określonej sytuacji zmienia zdanie. To nie są drobne wahnięcia - bywa, że w ciągu miesiąca/dwóch zdanie zmienia nawet 20 proc. rodaków. Niestety, ostatnio na niekorzyść szczepień (więcej na ten temat).
Kwestią kluczową w decyzji o szczepieniu (bądź niezaszczepieniu) wydaje się bezpieczeństwo. Początkowo największe emocje budził fakt, że szczepionki opracowano w rekordowo krótkim czasie. Im więcej szczepień wykonywano, tym strach wydawał się maleć. Niewystarczająco. Ruch antyszczepionkowy rozwija się od lat i znowu o sobie przypomniał, czy to w kontekście "wątpliwości" wokół AstryZeneki, czy płodów w szczepionkach. Można odnieść wrażenie, że im staranniej eksperci obalają mity, tym więcej wątpiących, na zasadzie "skoro mówią, to znaczy, że coś jest na rzeczy".
W przypadku indywidualnych decyzji lista przyczyn jest zdecydowanie dłuższa. Strach przed odczynem poszczepiennym ("przecież mnie ciężki przebieg nie dotyczy, to po co mi ta gorączka na własne życzenie"), "brak czasu, a na infolinię trudno się dodzwonić", brak wiary w skuteczność szczepień ("skąd mogą wiedzieć, że to działa") - to tylko niektóre.
A dlaczego ktoś, kto nie do końca w szczepionki wierzy, nagle się szczepi? Też różnie bywa.
Realnie nieważne, dlaczego osoby podchodzące więcej niż sceptycznie do szczepień ostatecznie się na nie decydują. Oby w końcu wszyscy, jak troje naszych bohaterów, znaleźli swoje własne mocne argumenty. Dla dobra nas wszystkich.
Nazywanie mnie "antyszczepionkowcem" to zwykła bezczelność i nadużycie. Nie chodzę na żadne marsze i jak ktoś się chce szczepić, to mu nie zabraniam. Sama jednak padam regularnie ofiarą hejtu w pracy. Tak, mieliśmy możliwość szczepienia w grupie zero. Nie skorzystałam i teraz jestem atakowana. Nawet nie przez innych lekarzy. Najwięcej do powiedzenia ma jedna recepcjonistka i asystentka stomatologiczna.
- skarży się pani doktor, ale nie do końca można się dziwić jej problemom w klinice stomatologicznej. Pani Grażyna jawnie deklaruje, że nie jest "wrogiem wszystkich szczepionek, tylko niepotrzebnych", ale na pytanie, jak dokonuje selekcji, które niby takie są, już odpowiedzieć nie umie. Mówi też o "mechanizmach osłabiających układ immunologiczny". Jakie to mechanizmy? "Przecież wiadomo". Wiadomo tylko, że szczepionki aktywizują układ odpornościowy, więc taka wypowiedź brzmi jak brednia, chociaż ubrana w poważne słowa.
Tak, zaszczepię się. Termin już normalnie, po peselu, mam w maju. Dowiedziałam się, że recepcjonistka informuje pacjentów o mojej decyzji o nieszczepieniu i to powoduje coraz bardziej nieprzyjemne zgrzyty w placówce. Poskarżyłam się nawet właścicielowi i w zasadzie mnie poparł. Powiedział, że nie powinna tego robić, ale dodał, że sprawa jest bardzo delikatna i zapowiedział, że nie chce się wtrącać.
Jednej z pracownic tej kliniki niedawno umarł mąż na COVID-19. Pani doktor podkreśla, że jest jej przykro, ale w jej ocenie to nie jest jeszcze powód, żeby odstraszać pacjentów, którzy do niej przychodzą.
Pan Witek zasadniczo nie wyraża się zbyt ciepło nie tylko o szczepieniach, ale generalnie obostrzeniach, pandemii:
W kagańcu na mordzie czuję się jak idiota, ale noszę. Znaczy - często noszę. Przynajmniej przy klientach. Jak rodziców odwiedzam, to muszę. Moja mama jest bardzo chora. Nie na koronawirusa, na prawdziwą chorobę.
To oczywiste, że osoba wyczerpana ciężkim schorzeniem przewlekłym w zderzeniu z ciężkim zakażeniem wirusowym byłaby bez szans. Pan Witek nie przyjmuje tego do wiadomości i nie z tego powodu stosuje się zasadniczo do zaleceń specjalistów, chociaż przyznaje, że lekarze ostrzegali mamę też przed grypą, a nawet przeziębieniem. Uważa, że niepodważalna wysoka śmiertelność w Polsce, zwłaszcza wśród osób z chorobami współistniejącymi, akurat teraz, to po prostu zbieg okoliczności i gorsza opieka medyczna w ogóle. Zagrożenie dla mamy? "Co ma być, to będzie". Ale nie mówi tego głośno przy krewnych. Uważa, że jeśli mama umrze, "wszyscy na siłę będą szukać winnego, bo ludzie już tak mają". Pan Witek nie chce być takim winnym. Tym, którzy się nie chcą szczepić, a mają w swoim otoczeniu osoby chore, starsze, radzi to samo. Dla rodziny. Pytany o szczepienie dla dobra jego dzieci, nie rozumie pytania, nie dostrzega związku.
Noszę maseczkę. I się zaszczepię. Obiecałem mojej mamie. Zdania co do covidu nie zmieniam. Ta pandemia to nas wszystkich wykończy, ale jak pójdziemy z torbami. Ludzie mniej jeżdżą. Mniej dbają o samochody. Moja branża też dostała finansowo po dupie i to szkodzi moim dzieciom. Ale co tam - zaszczepię się. Szkoda tylko, że nie będą za to płacić, chociaż jeszcze niedawno obiecywali tysiąc złotych**.
Pani Zuzannie, podobnie jak pani Grażynie, termin "antyszczepionkowiec" w odniesieniu do niej też wydaje się niedorzeczny, chociaż uważa, że "cały ten narodowy program to wyrzucanie pieniędzy w błoto". Covidu się nie boi, bo już "chyba" przechodziła, podobnie jak znajomi. Nie robiła testu, bo "po co, skoro poddała się samoizolacji?". "Statystyki jej nie obchodzą, bo to tylko mydlenie oczu".
Generalnie pani Zuzanna jest zła na to, co dzieje się wokół:
Od roku uważam na siebie - czy mi się to podoba, czy nie. Nie mam normalnych zajęć, studenckiego życia i kasy, bo zamknęli knajpę, w której dorabiałam. Pieniądze od rodziców wystarczają tylko na rachunki. Z drugiej strony - gdzie i na co wydawać? Podobno to najfajniejszy okres w moim życiu, a czas przecieka mi przez palce. Nie skarżę się, nie mam przecież najgorzej, ale się wkurzam, gdy widzę tych łażących godzinami bez wyraźnego celu emerytów na pobliskim bazarku czy starszą panią z odsłoniętym nosem w tramwaju. To wszystko robimy dla nich. I po co? Wystarczyło nakazać siedzenie w domach seniorom i ich szczepić.
Oczywiście, trudno się nie zgodzić, że spacerujący seniorzy bez maseczek nie wykazują się rozsądkiem, ale pani Zuzanna, twierdząc, że podejmowane działania przeciwpandemiczne służą wyłącznie ochronie wybranych grup społecznych, wykazuje się niewiedzą. Niestety, koronawirus zabija ludzi w każdym wieku, także młodszych od pani Zuzanny, również w Polsce. Oblężenie szpitali przez zakażonych, zaangażowanie personelu ratującego im życie i zajmowanie przez nich sprzętu medycznego, uniemożliwia właściwą opiekę tym niezakażonym, którzy też potrzebują leczenia. Oczywiście nikt innym chorym nie odmawia prawa do ratowania życia z powodu pandemii, ale dostęp do terapii, wczesnego leczenia, nie mówiąc już o profilaktyce, stał się znacznie utrudniony.
Co więcej - obecne mutacje SARS-CoV-2 niekoniecznie wciąż preferują seniorów, a kolejna może skoncentrować się na przykład na grupie rówieśniczej pani Zuzanny (więcej na ten temat). Nie szczepisz się, możesz być źródłem kolejnej mutacji i wydać wyrok na miliony ludzi. Brzmi to nieprawdopodobnie, a jest faktem.
Na szczęście pani Zuzanna się zaszczepi i twierdzi, że jej znajomi także:
Chcę mieć prawdziwe wakacje. Lubię podróżować. Umiem to robić za parę groszy. W ubiegłym roku planowałam wypad do Izraela. Odwołali lot. Skorzystałam jednak z możliwości zmiany kierunku lotu i wybrałam Lizbonę. Odwołali lot. Ostatecznie poleciałam na Węgry. Było pusto, smutno, bo już po sezonie. W tym roku boję się nawet coś planować. Planuję szczepienie. Chcę mieć paszport szczepienny, czy jak to się będzie ostatecznie nazywało. Chcę zaszczepić się jak najszybciej, bo potem na ostatnią chwilę nic nie załatwię. Może jednak będzie normalnie?
* Informacje pozwalające na identyfikację zostały zmienione.
** Pan Witek najprawdopodobniej nawiązuje do sondażu z ubiegłego roku, a nie prawdziwej deklaracji, z którego wynikało, że nieprzekonanych Polaków do szczepień mogłyby zachęcić pieniądze.